Reklama

Kultura

Piękna, przejmująca i pociągająca Marlene na deskach Siemaszkowej

Aneta Gieroń
Dodano: 12.01.2019
43686_marlene
Share
Udostępnij
Była legendą, ikoną przez kilka dobrych dekad. Zmieniały się mody, estetyki, ale Marlene Dietrich czas się nie imał – grała, śpiewała wyglądała i… zachwycała. Kameralną, wręcz intymną, wzruszającą, ale i zabawną momentami, przesyconą emocjami opowieścią o Marlene Dietrich Nowy Rok powitał Teatr im. Wandy Siemaszkowej. I jakże udanie się ten rok rozpoczął – Marlene Dietrich zagrała Mariola Łabno – Flaumenhaft, dla której rola niemieckiej gwiazdy kina zdaje się szyta na miarę – dokładnie tak samo ponętnie jak wszystkie sceniczne kreacje w tym spektaklu. Rzeszowska aktorka nie tylko przywołuje magię legendarnie pięknej i zgrabnej Dietrich, ale przede wszystkim świetnie śpiewa, bo wie, o czym śpiewa. Do tego tworzy znakomity duet z męskim Ktoś, czyli Mateuszem Marczydło, a co najważniejsze, czuć, że ta dwójka świetnie się bawi na scenie, co udziela się widowni. „Marlena Dietrich. Błękitny Anioł” ma wszystkie atuty, by rzeszowska publiczność ją pokochała, jak zresztą wcześniej z przedstawieniami w reżyserii Jana Szurmieja bywało. Owacja na stojąco na pierwszym spektaklu już była.
 
Wyraźnie poruszona i zachwycona piątkową premierą w rzeszowskim teatrze była Adrianna Godlewska, żona Wojciecha Młynarskiego, w którego przekładach słyszymy najwięcej piosenek z repertuaru Marlene Dietrich. Po raz kolejny jest też okazja przekonać się, jak znakomitym i inteligentnym był tekściarzem, choć właściwszym słowem jest poeta.
 
– Gdy słuchałam „Nie opuszczaj mnie” miałam ciarki, każda sekunda w spektaklu jest wypełniona emocjami, taki teatr jest już rzadkością, tym bardziej się cieszę ze spektaklu w Rzeszowie. Jestem zachwycona Mariolą Łabno – Flaumenhaft w roli Marlene – mówiła Godlewska.
 
Sam spektakl jest zapisem historii światowej gwiazdy od czasów młodzieńczych występów aż po ostatni koncert w Sydney 1975 r., w trakcie którego poważnie złamała kość udową i po którym już na zawsze wycofała się ze sceny, na krótko wracając tylko w filmie „Zwyczajny żigolo”. Pojawiają się najważniejsze sceny z filmów i życia artystki, przy czym jest też kilka polskich, pięknych akcentów.
 
Ta muzyczna opowieść jest pociągająca na wielu płaszczyznach. Świetną scenografię przygotował Wojciech Jankowiak. Dzięki niemu na niewielkiej przestrzeni małej sceny widz ma Marlene na wyciągnięcie ręki – ta przechadza się niczym po wybiegu, by znikać na backstage, czyli za kulisami, które znakomicie imitują szklane ekrany. Pełnią też ważną rolę historycznego tła, wprowadzając nas w klimat największych sal koncertowych świata, dramatu wojny, smutku pożegnania, czy przekleństwa nazizmu. Multimedia, za które odpowiedzialny jest Mikołaj Pływacz gwarantują nam interesującą, piękną, a niekiedy bolesną podróż w towarzystwie Marlene przez kolejne dekady jej życia. 
 
Scena w formie wybiegu ma jeszcze jedną ważną zaletę, główna bohaterka, a to w ekstremalnej minii, smokingu i cylindrze, a to w ultra seksownych sukienkach, z których słynęła Marlene, przechadza się po niej niczym modelka.
 
Ten spektakl, to show Marleny Dietrich na scenie, gdzie nie dialogi, ale pieśni są najważniejsze. Mariola Łabno – Flaumenhaft wykonuje 16 utworów, najwięcej w pięknych przekładach Wojciecha Młynarskiego. Jest też „Mutter hast du mir vergeben”, która powstała na kanwie „Czy mnie jeszcze pamiętasz” Czesława Niemena. Polski utwór zachwycił gwiazdę w 1964 roku, gdy występowała w Warszawie, a jako support przed jej recitalem wystąpiła grupa Niebiesko-Czarni z Czesławem Niemenem. Nie mogło też zabraknąć „Ich bin von Kopf bis Fuß auf Liebe eingestellt” („Ja tylko kochać chcę, i więcej nic…” przyp. red) z filmu „Błękitny anioł” z 1930 roku, który okazał się wielkim sukcesem i utorował Dietrich drogę do Hollywood, oraz wielu innych.
 
Scena z „Mutter hast du mir vergeben” jest jedną z bardziej wzruszających w wykonaniu Marioli Łabno i jedną z najlepszych w interpretacji Mateusza Marczydło. Młody aktor przywołuje postać Lucjana Kydryńskiego zapowiadającego występ Czesława Niemena oraz samego Niemena. W jego przypadku przerysowanie okazało się genialną bronią, natomiast interpretacja Marioli Łabno przypomniała okoliczności, w jakich piosenka powstała. Była swego rodzaju żalem niemieckiej gwiazdy i wyrazem tęsknoty za ojczyzną, która jej zdaniem, nie dostatecznie potępiła nazizm po wojnie, a jednocześnie Niemcy przez długie lata bojkotowały Dietrich za jej amerykańskie obywatelstwo. 
 
 
Fot. Maciej Rałowski/Teatr im. Wandy Siemaszkowej
 
Piękne, poruszające okazało się też wykonanie „Nie opuszczaj mnie”, które w tym przypadku nawiązywało do krótkiej znajomości Marlene Dietrich i Zbyszka Cybulskiego, którym była oczarowana, a film „Popiół i diament” w reżyserii Andrzeja Wajdy, w którym Cybulski zagrał, uważała za arcydzieło. 
 
Cała warstwa muzyczna w spektaklu może się podobać i to bardzo. Aranżacje są zasługą Marcina Partyki, a wokalnie, świetnie jak zawsze, przygotowała aktorów Bożena Stasiowska – Chrobak.
 
Seksowna, uwodzicielska, mroczna – taka była Marlene Dietrich, a Mariola Łabno – Flaumenhaft potrafi to wszystko na scenie oddać, jest też na tyle dojrzałą  aktorką, że od siebie wkłada prawdziwe emocji w każdą wykonywaną piosenkę. Bo jak mawiał Ernest Hemingway „Gdyby Marlene nie miała nic prócz głosu i tak by ci złamała serce”. I rzeczywiście tak jest.
 
Króluje na scenie w tym monodramie, ale też Mateusz Marczydło okazuje się utalentowanym i przykuwającym uwagę Ktoś. To personifikacja młodego pokolenia, które przypadkowo odkrywa na nowo zjawisko wielkiej gwiazdy. To komentator, reżyser, kochanek – kreujący wiele postaci, łączący poszczególne sekwencje spektaklu, wchodzący również w interakcje aktorskie, muzyczne i choreograficzne. To Ktoś, kto jest zachwycony, oczarowany, oddany Marlene, ale jednocześnie zachowuje sceniczną tożsamość i wyrazistość, a przez to jest jeszcze bardziej pożądany i wiarygodny w dialogu z Marlene. Widać, że Mariola Łabno-Flaumenhaft świetnie się czuje w duecie z Mateuszem Marczydło, a ten z młodzieńczą energią ściga ją w scenicznych zadaniach.
 
– Pamiętam pierwszą próbę. Przychodzi Mariola, tekst w całości nauczony, krok sceniczny opanowany, właściwie gotowa do premiery, nawet choreografii za bardzo nie potrzebowała. A ja… można powiedzieć, że dobiegłem do niej na ostatniej prostej – żartował po piątkowej premierze Mateusz Marczydło.
 
Reżyser i scenarzysta, Jan Szurmiej w „Marlenie Dietrich. Błękitny Anioł” zaproponował Marioli Łabno – Flaumenhaft pokazanie nie tylko fenomenu najlepiej opłacanej gwiazdy kabaretowej na świecie, ale przede wszystkim fenomenalnego wizerunku – kusicielki, piękności pożądanej przez miliony, prowokatorki, królowej mody i glamouru. I okazało się, że jego pomysł na Marlene okazał się idealny w wykonaniu rzeszowskiej aktorki. Ta zresztą poszła o krok dalej, bo skandalizującego całowania kobiety w usta w scenariuszu nie było, a w spektaklu jest…
 
Scenariusz, reżyseria, choreografia: Jan Szurmiej
Scenografia: Wojciech Jankowiak
Kostiumy: Marta Hubka
Multimedia: Mikołaj Pływacz
Kierownictwo muzyczne, aranżacja: Marcin Partyka
Przygotowanie wokalne: Bożena Stasiowska-Chrobak  
Obsada: Mariola Łabno-Flaumenhaft, Mateusz Marczydło (gościnnie)
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy