Reklama

Kultura

Słowiańska dusza ma się dobrze. Festiwalu Trans/Misje chcemy co rok

Alina Bosak
Dodano: 26.08.2019
46937_golem
Share
Udostępnij
Czerwony latawiec wyfrunął z okrytej ciemnością sceny. Przez chwilę furkotał w szaleńczym tańcu na wietrze i znikł. Jak miłość Stelli do opętanego szaleńczą zazdrością Bruna, o której opowiada sztuka „Piękny rogacz” – jedna z wielu przejmujących historii, jakie przywieźli ze sobą artyści na Międzynarodowy Festiwal Trans/Misje – Wschód Sztuki w Rzeszowie. Przyjechali z Gruzji, Litwy, Ukrainy. Ze sztuką Sławomira Mrożka o „bandach”, z opowieścią Lusi o umierającym w męczarniach o mężu-strażaku z Czarnobyla. Nie mieli rozbudowanych scenografii, ani wielu rekwizytów. Wielki talent, do perfekcji opanowane aktorskie rzemiosło, prawda stojąca za sztuką i tak porywały rzeszowian do owacji na stojąco. Długo też zostaną w pamięci. Podobnie jak koncert Vitolda Reka, Tomasza Nowaka i Bartłomieja „Eskaubei” Skubisza, dedykowany pamięci nieżyjącego rzeszowskiego dziennikarza Rafała Potockiego. Czy go usłyszał?  
 
Festiwal Trans/Misje – Wschód Sztuki trwał cztery dni, od 22 do 25 sierpnia, a w Rzeszowie wraz z polskimi artystami występowali goście ze scen trzech wschodnich państw: Państwowego Teatru Dramatycznego im. Ilii Czawczawadzego w Batumi, którzy zaprezentowali spektakl na podstawie sztuki Sławomira Mrożka „Karol”, Odeski Ukraiński Akademicki Muzyczno-Dramatyczny Teatr im. Wasyla S. Wasylki w Odessie („Ona go kochała” i „Piękny rogacz”) oraz Rosyjski Teatr Dramatyczny Litwy w Wilnie (spektakl „Samotny ludzki głos” na podstawie popularnej książki noblistki Swietłany Aleksijewicz pt. „Czarnobylska modlitwa. Kronika przyszłości”).
 
Ponieważ Duża Scena Teatru im. Wandy Siemaszkowej jest remoncie, który potrwa jeszcze kilka tygodni, zawarto sojusz z instytucjami kultury mieście, znaleziono wiele ciekawych miejsc do prezentacji spektakli, koncertów i wystaw. Grano w wielu miejscach, także  plenerze, zgodnie z ideą realizowaną w „Siemaszce” od paru sezonów – teatr wychodzi do ludzi, na ulicę. Były zatem koncerty na dziedzińcu teatru, rzeszowskim Rynku i plenerowe widowisko pod Zamkiem – spektakl o rabinie Maharalu i Golemie w reżyserii Lecha Raczaka. 
 
 
Fot. Maciej Rałowski
 
– Jestem szczęśliwy, że po roku znów udało nam się spotkać w Rzeszowie z artystami z tych obszarów Europy, tych miejsc, gdzie stosunek do egzystencji, sensu życia i miłości wciąż jest nacechowany świeżością. Kultury wschodniej i środkowej Europy, które prezentowały się podczas czterech dni w Rzeszowie, nie są może tak ekspansywne jak zachodnia cywilizacja i nie dominują, ale mają w sobie coś wyjątkowego – jakąś duszę o głęboko zakorzenionej, szczególnej wrażliwości. Wiele wydarzeń festiwalu – spektakli, koncertów, wystaw – zbudowanych zostało na bardzo gorącym, wypełnionym uczuciowością podejściu do życia. 
 
Próbę takiej sztuki dał młodu, aktorski zespół teatru z Odessy. – Porywał nas pełną emocji grą, co niektórym mogłoby wydawać się naiwne przy dystansie, jaki cechuje dziś zachodni teatr, w którym modne jest przymrużenie oka, dawanie widzowi do zrozumienia, że to tylko gra, udawanie, a nie coś prawdziwego – stwierdza Jan Nowara. – Tymczasem festiwal Trans/Misje – Wschód Sztuki zamanifestował, że można wyrażać się przy pomocy sztuki w sposób bezpośredni, szczery. I to nie jest naiwność, ale po prostu powrót do tego, co sztuka i teatr potrafią robić najlepiej – poruszyć emocje, poruszyć uczucia. 
 
 
Fot. Maciej Rałowski
 
Takiego budzenia emocji widzowie podczas krótkiego przecież festiwalu doświadczyli parokrotnie. Wpadali w zachwyt, słysząc na rzeszowskim Rynku gruziński zespół Meskheti i jego polifoniczny śpiew, oklaskiwali przejmującą grę ukraińskich aktorów z teatru w Odessie czy wzruszając się dramatyczną opowieścią żony strażaka z Czarnobyla w brawurowo zagranym przez Aleksandrę Metalnikową monodramie „Samotny ludzki głos”. 
 
– Sztuka dała nadzieję, że gorące życie i myślenie ma sens –  stwierdza Jan Nowara. Za takim też życiem współczesny człowiek gdzieś głęboko w sercu wciąż tęskni. Nawet, jeśli wydaje się tylko narcyzem i niewolnikiem autokreacji, generującej internetowe lajki, co w przerysowany sposób zostało pokazane w wyreżyserowanym przez Jana Nowarę spektaklu „Chcemy więcej”. Dramat opowiedziany tu został słowami hitów polskiej muzyki rozrywkowej – od Maanamu przez Republikę po Pewex. 
 
– Mam poczucie, że my w Polsce stajemy się częścią tego modelu zachodniego. Z drugiej strony tu na pograniczu tradycyjne wartości wciąż mocno się trzymają. Więc może ta sztuka, która tak mocno drwi ze wszystkiego, ostatecznie nie wygra? Piosenki w naszym spektaklu „Chcemy więcej” stanowiły przykład agresywnej autokreacji, ale też między nimi przewijały się sceny, pokazujące depresje i złe sny, jakie nachodzą także narcyzów. Pogoń za sukcesem i dobrami, nieustanna konkurencja i materializm, rosnącą konsumpcja jako wyraz nowoczesnego życia nie wytrzymają egzystencjalnej próby. To przyczyna tego, że mówi się już o 5 mln Polaków, cierpiących na depresję.
 
Rzeszowscy artyści w tym roku zaprezentowali się mocno od muzycznej strony. Był spektakl o Nalepie, wypełniony hitami Breakoutu. Do przedwojennego Rzeszowa, śpiewając pieśni żydowskie zabrała słuchaczy Małgorzata Pruchnik-Chołka. A do spojrzenia w stronę gwiazd skłonili publiczność Vitold Rek, Tomasz Nowak i Bartłomiej „Eskaubei” Skubisz. W koncercie „Lem. Muzyczne sfery” mistrzowskie brzmienie kontrabasu z nostalgiczną trąbka uzupełniały rapowe melorecytacje i nagrany głos Rafała Potockiego, czytającego fragmenty „powieści Solaris”. 
 
Trans/Misja to także przybliżenie na powrót świata kultur, który za czasów PRL-u był Polakom bardzo dobrze znany, bo przecież współpraca międzynarodowa właśnie na demoludach koncentrowała się. Po zmianie ustrojowej w 1989 roku wzrok zwróciliśmy na zachód – tam wszystko było do odkrycia, tam było to co nowe, nieznane, ciekawe. Na wschód zaczęliśmy wracać dopiero niedawno. Z Podkarpacia najchętniej do Lwowa, do jego opery i baletu, ale ilu rzeszowian widziało w ostatnich latach  jakikolwiek spektakl artystów z Litwy, jeśli pominiemy występy zespołów folklorystycznych? Ilu miało pojęcie, że Gruzini z Batumi chętnie wystawiają na scenie sztuki Sławomira Mrożka?
 
– Potrzebujemy, mówiąc słowami  Karola Wojtyły, tego wschodniego płuca, balansu Wschodu z Zachodem – stwierdza Jan Nowara, który uważa, że promowany model multikulturowości, w którym różnice rozmywają się i różne kultury zostają zintegrowane, nie sprawdza się. – Ani w polityce, ani w kulturze. W tej drugie oznaczałby upodabniania się, a to przecież byłoby nie do zniesienia. Kiedy kultura zachowuje swoją odrębność, a artyści wyrażają sposób widzenia świata swojej wspólnoty, to podczas takiego międzynarodowego festiwalu jak Trans/Misje mamy szansę zobaczyć coś oryginalnego i niepowtarzalnego.    
 
Jednocześnie sztuka i j język kultury okazują się najlepszym sposobem na pozbywanie się uprzedzeń i rozwijanie dobrosąsiedzkich stosunków. – Artyści, którzy przyjechali na Trans/Misje, dali się naszemu miastu oczarować i przez jego urodę, ale również za sprawą gorącego przyjęcia przez publiczność.  Rzeszowianie zaś nie tylko odkryli wspólnotę dusz z sąsiadami, ale mogli też sporo dowiedzieć się o problemach i lękach tak blisko żyjących narodów – o echach niedawnej wojny w Gruzji, o traumie po katastrofie w Czarnobylu.  
 
 
Fot. Maciej Rałowski
 
Dobór spektakli to zasługa Jadwigi Skowron, kuratora Festiwalu. – Wynikł on także z kierunków, w które skierowaliśmy zaproszenia – dodaje Jan Nowara. – Wiedzieliśmy, że Batumi i region, w którym się znajduje, ma niezwykle interesującą kulturę, że teatr prowadzi tam Andro Enukidze, reżyser, który często realizuje polskie sztuki. Znakomitą sławą cieszy się także teatr z Odessy czy Wilna. Ma na to wpływ rosyjska szkoła teatralna to jedna z największych w świecie tradycji teatralnych. Podobne znaczenie ma również rosyjska literatura, w której mieści się opowieść o człowieku, Bogu, Szatanie, Dobru i Złu. Zatem i nasz teatr do niej sięga. Na Trans/Misje do Koszyc, zabieramy „Mistrza i Małgorzatę” w reżyserii Cezarego Ibera. Wydarzenie w Koszycach to druga edycja Międzynarodowego Festiwalu Sztuk Trans/Misje Rzeszów-Koszyce-Ostrawa-Debreczyn-Lwów-Troki, który w stolicy Podkarpacia odbył się w ubiegłym roku. Ponieważ jednak ma charakter wędrowny – od państwa do państwa – Teatr im. Wandy Siemaszkowej postanowił zorganizować jego bratnią edycję w Rzeszowie. Stąd Trans/Misje – Wschód Sztuki. Po czterech pełnych wrażeń dniach  z tą imprezą widzowie chcieliby, aby za rok także się odbyła. 
 
– Kierunek Wschód chcemy kontynuować i jest to formuła otwarta – może zaprosimy teatry także z innych miast, krajów – zapewnia dyrektor „Siemaszki”, zdradzając, że działania Rzeszowa na rzecz współpracy z tą częścią Europy zostały zauważone m.in. w Poznaniu. Na festiwal Trans/Misje dotarła grupa ekspertów z Instytutu im. Adama Mickiewicza, by porozmawiać o sposobach rozwijania tej współpracy przez rzeszowski teatr i w jakiś sposób być może przyłączyć się do nas za rok. Żyjemy na pograniczu, wymiana i pokazywanie obie nawzajem kultur to coś naturalnego. Nasze wysiłki w tym kierunku spotykają się z ciepłym odzewem sąsiadów. To też zachęca, by ten dialog trwał.        
 
 
Fot. Maciej Rałowski

 
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy