Reklama

Lifestyle

Miody z Piwody: kiedyś był jeden ul, dziś jest ponad 100

Katarzyna Grzebyk
Dodano: 19.09.2020
33984_glowne
Share
Udostępnij

Powiat jarosławski z rozległymi nieużytkami, porośniętymi przez zioła i kwiaty, a także z dużą powierzchnią leśną i bogatym poszyciem leśnym, jest idealnym terenem dla pszczelarstwa i hodowli pszczół. Im więcej nieużytków, tym większy raj dla pszczół i większa ilość produkowanego przez nie miodu. Na terenie powiatu znajduje się wiele pasiek (koło pszczelarzy w Wiązownicy liczy ponad 50 członków), które trudnią się pozyskiwaniem miodu i innych produktów pszczelich. Hektar pola potrafi dać kilkaset kilo miodu, ale nie trafia ona do jednego pszczelarza. – Są owady dzikie, zbierające nektar, są też inne pasieki; pszczoły przecież nie można przywiązać, żeby wróciła z miodem do konkretnego ula mówi – Edward Wałczyk z Pasieki Wałczyk w Piwodzie, która wytwarza miód dzięki urodzajowi jarosławskich ziem oraz ciężkiej pracy pszczół.

Pasieka Wałczyk w Piwodzie (gmina Wiązownica) ma już kilkadziesiąt lat tradycji. Wszystko zaczęło się w latach 60-tych XX wieku. Kilkunastoletni Edward Wałczyk pasł krowy na pastwisku, gdy na pobliskim drzewie zauważył rójkę pszczół. – Nie wiem, czy byłem tak odważny, czy może to było przeznaczenie, ale wziąłem nóż, odciąłem gałąź gruszki z rójką i na plecach przyniosłem do domu, goniąc krowy – wspomina.

Gałąź z pszczołami umieścił w kartonie, po czym w poszukiwaniu uli pojechał do kolegi, którego rodzina trudniła się pszczelarstwem. Jeden ul kosztował go dwa króliki. We włożeniu pszczół do nowego lokum pomógł doświadczony pszczelarz Jan Kuras. Nowy nabytek syna i niespodziewane zainteresowanie wzbudziły podejrzenia ojca, który stwierdził, że Edward zapewne ukradł ul. Pojechał na miejsce dowiedzieć się, jak było naprawdę. Wizyta okazała się o tyle owocna, że do domu wrócili już z wozem pełnym starych uli. Edward mógł na poważnie zająć się pszczelarstwem. – Zanim ożeniłem się, miałem 25 pni. Dawało mi to nieduży, ale stały dochód, jednak wkrótce zająłem się swoją rodziną, a pszczoły oddałem rodzicom – przyznaje.

Niestety, pasieka się nie utrzymała. Edward Wałczyk wyjechał do pracy do Niemiec, gdzie zajmował się budowlanką i stolarką. Z pszczelarstwem zerwał na około 20 lat, ale przypadek chciał, że podczas pracy na emigracji poznał pszczelarza, od którego dowiedział się wielu branżowych nowinek. Kiedy wrócił do kraju, wrócił do młodzieńczej pasji. Dzięki umiejętnościom stolarskim, sam mógł wyposażać pasiekę w nowe typy uli. Eksperymentował i testował, szkolił się na wielu kursach, aż zdobył stopień mistrzowski. Dziś jest prezesem koła pszczelarzy w Wiązownicy, a Wałczykowie łącznie posiadają ponad 100 uli.

Kraków polubił miody z Piwody

Pasieka zaczęła się rozwijać i przynosić zyski, bo o klientów na miód dobrej jakości wcale nie jest trudno. Smak miodów z Piwody docenili także mieszkańcy Krakowa, gdzie przez jakiś czas mieszkał syn pana Edwarda – Krzysztof. Choć Krzysztof pomagał w pasiecie ojca od zawsze, to jednak marzył o innym świecie i wyjechał na studia. Potem wraz z żoną postanowił osiąść w Krakowie. Po każdej wizycie w domu rodzinnym, Krzysztof i Sabina brali po kilka skrzynek z miodem, aby sprzedawać go na pobliskim targu. Z czasem brali coraz więcej i więcej i… wszystko się sprzedawało, bo reklama rozchodziła się błyskawicznie pocztą pantoflową. W końcu spakowali walizki i wrócili do Piwody, by pomagać rodzicom w prowadzeniu pasieki, a być może założyć własną. Krzysztof otrzymał od ojca część uli w prezencie. Na razie pracuje na etacie w innej branży, a pasieką zajmuje się po godzinach, ale z wielką przyjemnością.

Sprzedaż na krakowskim rynku okazała się strzałem w dziesiątkę, bo klienci z Krakowa do dziś kupują miody spod Jarosławia. Wałczykowie przyznają, że nie dbają szczególnie o reklamę swoich produktów, gdyż ich miody cieszą się dużym wzięciem dzięki poleceniom i poczcie pantoflowej.

Zarówno pasieka Krzysztofa Wałczyka, jak i pasieka rodziców są amatorskie – miód można kupić w sprzedaży bezpośredniej, ale rodzina Wałczyków planuje uczynić ją zawodową; w przygotowaniu jest także sklep internetowy. Oprócz miodu, pasieka wytwarza także pyłek pszczeli, pierzgę i propolis, produkuje także świece i inne ozdoby domowe z wosku.

Miód miodowi nierówny

Choć miód produkują pszczoły, nie wszystko zależy od nich. Pszczelarstwo jest trudnym i specyficznym zajęciem, wymagającym nieraz sporych nakładów inwestycyjnych. To, jaki miód powstanie, zależy od surowca. Są miody spadziowe, nektarowe (wielokwiatowe, nawłociowy, mniszkowy, malinowy, gryczany, lipowy, wierzbowy) oraz mieszane. Dobrze jest, gdy pasieki są obsadzone miododajnymi drzewami, krzewami i kwiatami. Aby uzyskać konkretny rodzaj miodu, a warunki w miejscu pasieki nie sprzyjają, pszczoły trzeba wywieźć specjalnym wozem lub busem w określone miejsce.

Królem miodów jest bez wątpienia miód spadziowy, stworzony z rosy miodowej drzew iglastych, która powstała dzięki ciężkiej pracy mszyc, czerwców i miodówek. Ma w sobie do 9 razy więcej mikroelementów, które zapobiegają łamaniu się paznokci, wypadaniu włosów i powstawaniu zmarszczek. Sprawdza się w chorobach dolnych dróg oddechowych (takich jak zapalenie oskrzeli, astma, zapalenie płuc, gruźlica). – Żeby go pozyskać, musimy nieco więcej się natrudzić i jechać aż w Bieszczady, w lasy jodłowe, gdyż u nas takich nie ma – opowiada Krzysztof Wałczyk.

Aby powstał miód, pszczoła zwiadowczyni musi odnaleźć i zlokalizować rośliny miododajnie będące źródłem nektaru lub spadzi. Wraca do ula i tam wykonuje na plastrze taniec, którym informuje o tym pozostałe pszczoły zbieraczki. Te zbierają nektar do specjalnego zbiorniczka, czyli wola miodowego i po powrocie do ula przekazują pszczołom robotnicom. Na tym etapie nektar zostaje wzbogacony cennymi enzymami pszczół. Nektar składowany jest w komórkach plastra, a pszczoły przenoszą go z miejsca na miejsce. W ten sposób nektar dojrzewa i zachodzą w nim zmiany chemiczne. Następnie jest odsklepiany i odwirowywany w miodarce, przepuszczany przez sito i rozlewany od odstania, a potem do słoików.

Choć wiele się mówi o właściwościach zdrowotnych naturalnych miodów, nie powinno się kupować ich w przypadkowych miejscach. Pszczelarze podkreślają, że najlepiej kupować miody bezpośrednio w pasiecie, gdyż jedynie wtedy mamy stuprocentową pewność co do jakości produktu. Pszczelarze mają też sprawdzone sposoby na to, jak rozpoznać miód prawdziwy od „podrabianego”. – Trzeba wlać miód prosto ze słoika do szklanki z zimną wodą. Jeżeli jest prawdziwy, będzie się lał jednolitą strużką i będzie go wyraźnie widać na dnie szklanki. Sztuczny miód w zimnej wodzie szybko się rozpuści – tłumaczy Edward Wałczyk.

Natury nie sposób oszukać. Naturalny produkt zawsze wygra smakiem i jakością.

Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy