Reklama

Lifestyle

Kultowe pismo – Harper’s Bazaar w Polsce

Aneta Gieroń
Dodano: 14.02.2013
2246_Harpers_Bazaar
Share
Udostępnij
Najstarsze na świecie pismo o modzie, Harper’s Bazaar od 14 lutego ukazuje się także w polskiej edycji. Sądzę, że walentynkowa data jest tak samo nieprzypadkowa, jak sama gazeta, do której na przestrzeni wieku – pismu ukazuje się nieprzerwanie od 1867 roku –  pisali m.in. Charles Dickens i Virginia Woolf.

Może zabrzmi to zabawnie, ale dla mnie Harper’s Bazaar jest najmocniejszym wspomnieniem nastoletnich czasów. Była połowa lat 90.,  ja miałam 16 lat, byłam po pierwszej klasie liceum i pierwszy w życiu wyjeżdżałam za granicę, na obóz językowy do Francji. To tam po raz pierwszy zobaczyłam tę kultową gazetę i proszę mi wierzyć, dla nastoletniej dziewczynki, która przyjechała z mocno przaśnej Polski ze skrupulatnie wyliczanymi frankami, to było jak wejście do tajemniczego ogrodu. Nasze francuskie lektorki wykorzystywały niekiedy na zajęciach Harper’s Bazaar i nawet ja, która nigdy specjalnie nie interesowałam się modą, zachwyciłam się gazetą, która potrafiła wprowadzać czytelników w świat mody, kultury, polityki, piękna, bez skandalu, golizny, ale za pośrednictwem najlepszych autorów tekstów i fotografów. Od tamtej pory,  gdziekolwiek słyszałam, że Harper’s Bazaar jest pismem dla snobów i idiotek, z politowaniem patrzyłam na krytykantów. Chciałabym, aby wszystkie pisma dla kobiet tak „ogłupiały” jak Harper’s Bazaar. Zwłaszcza, że od zawsze jest to gazeta dla „dobrze ubranych kobiet o dobrze ubranych umysłach”, jak mawiała Carmel Snow, jedna z najsłynniejszych naczelnych w ponad stuletniej historii gazety.  I nie chodzi o to, by Harper’s Bazaar traktować jak przewodnik życiowy, bo proszę nie mieć złudzeń, większość prezentowanych i polecanych tam ubrań, dodatków modowych i kosmetyków  na zawsze pozostanie nieosiągalnych dla ponad 90 proc. kobiet, ale proszę traktować tę gazetę, jak nauczyciela dobrego smaku i kindersztuby lifestylowej, które można i warto mieć, nawet jak się jest biedną niczym mysz kościelna. Wiedza zawsze się opłaca.


Polki uwielbiają kolorową prasę kobiecą, co widać po kolejnych tytułach wchodzących na rynek wydawniczy i nieźle sobie radzących w czasach kryzysu. Byłoby świetnie, gdyby choć część z tych czytelniczek zechciała się uczyć o świecie, modzie, stylu, fotografii, sztuce, kulturze, właśnie z pism w rodzaju Harper’s Bazaar, gdzie na okładce nie ma półnagiej, śpiewającej gwiazdki, ale jest np. Małgosia Bela, jak na pierwszej, polskiej okładce pisma. To cenne w dzisiejszych czasach, gdy gazeta mówi, że nie przez idiotyczne, telewizyjne talent show masz szansę na sukces i karierę, a bierz się do ciężkiej pracy i unikaj skandalu, bo tylko tak można osiągnąć rzeczywisty, trwały sukces.
 
Pamiętam siebie sprzed prawie 20 lat, gdy z wypiekami na twarzy oglądałam strony francuskiego Harper’s Bazaar, mordowałam się ze słownikiem, by dokładnie przetłumaczyć sobie artykuły i nie mogłam się nadziwić, że tak pięknie, na kilkunastu stronach można pokazywać ikony mody, kultury, literatury. Pamiętam, jaki szok wywołał u mnie duży artykuł o biesiadowaniu, gdy zobaczyłam wnętrza mieszkań i domów przeciętnych francuskich rodzin, a tam kuchnie, gdzie w weekend całe rodziny wspólnie gotują, rozmawiają, śmieją się, po prostu żyją. W Polsce to były jeszcze czasy, gdy królowały mieszkania z kuchniami bez okien, albo z mikroskopijnymi pomieszczeniami kuchennymi, gdzie mieściła się dwójka domowników. Aha, i co jeszcze ważne, to chyba jedyna kobieca gazeta, w której na szczęście nie ma horoskopu. Miło było sobie powspominać…
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy