Reklama

Lifestyle

Znani wspominają wakacje swojego dzieciństwa

Anna Olech
Dodano: 10.07.2013
5574_wakacje-dawniej
Share
Udostępnij
Gdzie najchętniej spędzilibyśmy wakacje naszych marzeń. W jakimś egzotycznym zakątku świata czy nad mazurskimi jeziorami? Wylegując się na gorącym piasku lub zdobywając górskie szczyty? Wszystko zależy od upodobań. I choć dziś możemy wyjechać, gdzie dusza zapragnie, to czy nie najmilej wspominamy wakacje dzieciństwa spędzane na koloniach i obozach w Bieszczadach lub u dziadków na wsi?

Krowie mleko i ogniska w Polańczyku
 
Magdalena Zimny-Louis, rzeszowianka z urodzenia, autorka książek „Ślady hamowania” i „Pola” przyznaje, że wakacje dzieciństwa nie zawsze były jej wymarzonymi. – Niech mi mama wybaczy, że jej wypomnę, ale przez całe długie lata z nastaniem miesiąca lipca wysyłana byłam niebieskim autobusem na wieś nieco wbrew mojej woli – dla zdrowotności rzecz jasna – wspomina. – Ponieważ mieszkaliśmy w mieście Rzeszowie, które poza Wisłokiem i dachem na ulicy Dąbrowskiego nie oferowało w tamtych czasach wielu wakacyjnych rozrywek, a kolonia letnia trwała tylko 2 tygodnie (Gdańsk Wrzeszcz, Świdnica, Chełm) posyłano mnie na wieś, do Różanki. Ciepłe mleko od krowy (do dzisiaj mnie mdli na wspomnienie), świeżutkie jaja od kurki czubatki (lepszych nie jadłam), zbieranie grzybów kurek, łowienie rybek, porzeczki prosto z krzaczka i zbieranie kłósek zboża, poprawiając za kombajnem… Rok w rok, przez 6 lat zanim się zbuntowałam i pojechałam na obóz do Polańczyka, a tam to już ani mleka, ani kurek, tylko pierwszy łyk ciepłego piwa przy ognisku. Człowiek zjechał pół świata od Tajlandii aż po Meksyk, ale nie trafił więcej na takie miejsce jak Bieszczady… 
 
Żniwa, pachnące owoce i odrobina tęsknoty
 
Wakacje z dzieciństwa europosłanki PO Elżbiety Łukacijewskiej właściwie co roku wyglądały tak samo – spędzała je w gospodarstwie swoich rodziców w Godowej. – Rano pasienie krów,  wieczorem pasienie krów, a w ciągu dnia albo żniwa, albo sianokosy, albo zbieranie malin, albo truskawek – śmieje się pani Elżbieta. – Całe dnie spędzaliśmy z czwórką rodzeństwa na podwórzu na zabawach, w sadzie zrywaliśmy pachnące owoce, a wieczorynka była wielkim wydarzeniem. Cały czas byliśmy w ruchu. Bardzo miło wspominam te chwile, bo to był czas rodzinnej miłości i niezwykle silnych więzów rodzinnych, które dziś już takie nie bywają, gdy każdy czas spędza osobno, zamknięty w pokoju. Ale oczywiście pojawiała się u mnie również tęsknota za tym, co miały dzieci z miasta – możliwość wyjścia do cukierni, do kina, do parku. Ale pamiętam, że gdy pierwszy raz wyjechałam, to pół koloni przepłakałam z tęsknoty za rodziną.  
 
Wakacyjne spotkanie na całe życie

Grzegorzowi Grzybowi, znanemu i utytułowanemu kierowcy rajdowemu rodem z Rzeszowa, wakacje z dzieciństwa kojarzą się z jednym miejscem – Olejnicą, położoną w Wielkopolsce. – Tam właśnie jest ośrodek wypoczynkowy wrocławskiej Akademii Wychowania Fizycznego, gdzie wykładowcą był mój wujek – opowiada Grzegorz. – Co roku zabierał moich kuzynów i nas do Olejnicy, która jest przepięknie położona wśród lasów i nad wodą. Atrakcji było tam mnóstwo, więc mogliśmy uprawiać najróżniejsze sporty. Ale to miejsce jest dla mnie wyjątkowe jeszcze z jednego powodu – tam właśnie poznałem moją żonę, a później dla niej przeprowadziłem się z Rzeszowa do Wrocławia. 
 
Kąpiele w Popradzie i wędrówki z plecakiem

Część rodziny Adama Głaczyńskiego, dziennikarza Radia Rzeszów, pochodzi z Sądecczyzny, więc wakacje spędzał u dziadków w Starym Sączu, których dom położony jest w widłach rzek Poprad i Dunajec. – Pierwszą atrakcją, jaka kojarzy mi się z wczesnym dzieciństwem spędzanym u dziadków, to spanie na sianie, drugą kąpiele w Popradzie – mówi Adam Głaczyński. – Moje ciocie zabierały mnie nad wodę, gdzie spotykała się cała młodzież sądecka i toczyło się lokalne życie towarzyskie. Oczywiście były zabawy w wodzie, gra w siatkówkę, w karty, ale przede wszystkim słuchało się „Lata w radiem”. Od godz. 9 do 12 wszyscy w skupieniu słuchali audycji przez radio tranzystorowe. To było moje pierwsze radiowe doświadczenie w życiu. Oczywiście zbierałem też grzyby z moim dziadkiem, który był zapalonym grzybiarzem. Gdy byłem już starszy, wspólnie z moimi dwoma przyjaciółmi, też Adamami, chodziliśmy na wyprawy w góry. Z plecakami, namiotami, z prowiantem, którym było to, co udało się zdobyć, przeszliśmy sami cały Beskid Sądecki. Czas spędzałem bardzo aktywnie, telewizja była czymś wyjątkowym, niecodziennym, a mimo to w ogóle nie było możliwości, by się nudzić. 
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy