Reklama

Lifestyle

Życie w biegu. Fenomen maratończyka

Jaromir Kwiatkowski
Dodano: 06.03.2014
11226_Na-otwarcie-Jolara-Zaremba
Share
Udostępnij
Red. Jolanta Zaręba z TVP Rzeszów zaczynała od porannego truchtania do piekarni po bułki na śniadanie. Zauważyła, że dzięki temu ma lepsze samopoczucie, poprawia się jej forma fizyczna, jak również, że… organizmowi to już nie wystarcza. Zaczęła biegać na dłuższych dystansach.
 
Lucyna Sroka, prawniczka, asystent sędziego w Sądzie Apelacyjnym w Rzeszowie, uprawiała jogging, chodziła po górach. Biegać „na poważnie” zaczęła… z nadmiaru wolnego czasu, gdy – po zdanym egzaminie sędziowskim – czekała na podjęcie pracy. Nie bez znaczenia była tu inspiracja męża, który niedługo wcześniej przebiegł pierwszy w swoim  życiu maraton. 
 
 
 
Dlaczego robią to co robią? To pytanie zapewne denerwuje każdego, kto oddaje się jakiejś pasji. Ale, niezależnie od siebie, powtarzają, że bieganie daje im po prostu wiele radości.
 
– To odskocznia od codzienności, która daje mi „osobistą przestrzeń” – mówi Lucyna Sroka. – Podczas treningu człowiek ma czas, by wiele rzeczy przemyśleć. Biegając wspólnie z innymi, traktuję to nieraz jako spotkanie towarzyskie. 
 
– Dla mnie najfajniejsze jest to, że kiedy biegam, czuję się naprawdę dobrze. Fizycznie i psychicznie – wyjaśnia Jolanta Zaręba. Po czym dodaje, że bieganie zmieniło jej życie. – Stało się ono o wiele bardziej zdyscyplinowane. Musiałam sobie narzucić pewien rytm dnia, żeby znaleźć w nim miejsce dla biegania, życia rodzinnego i pracy zawodowej, nie zaniedbując żadnej z tych sfer. Lektura książek legendarnego ultramaratończyka Scotta Jurka doprowadziła mnie do weganizmu, w którym od półtora roku udaje mi się wytrwać i który – jestem o tym przekonana – dobrze służy mojemu zdrowiu. Ponadto nauczyłam się pokonywać samą siebie. Czasami nie chce mi się wstać, wydaje mi się, że jestem zbyt zmęczona, że nie dam rady przebiec jakiegoś wymagającego dystansu, ale jednak mobilizuję się, ruszam i po kilku trudnych kilometrach już wiem, że warto było… Energia przychodzi z każdą chwilą spędzoną w ruchu. Takie doświadczenia dają siłę do pokonywania przeszkód także w innych dziedzinach życia. 
 
 „Złamana” granica 4 godzin
 
Pierwszym dłuższym biegiem dziennikarki była impreza „Biegnij Warszawo” na dystansie 10 km. To było jesienią 2009 r. Biegło tam 17 tys. osób. – Na Myśliwieckiej, koło radiowej „Trójki”, widziałam przed sobą masę ludzi i bałam się obejrzeć do tyłu, bo wydawało mi się, że biegnę ostatnia. Ale kiedy się obejrzałam, okazało się, że za mną również biegną tysiące ludzi. Dobiegłam do mety z dużym wysiłkiem, bo nie byłam wtedy jeszcze zbyt dobrze przygotowana do długich biegów, ale sprawiło mi to wielką radość. Wiedziałam już, że to nie będzie mój ostatni start – opowiada Jolanta Zaręba.
 
Niedługo później, w grudniu 2009 r., spróbowała swych sił w Maratonie Trzeźwości w Radomiu. Niewiele przed nim biegała, najdłuższa trasa to było 17 km. Ale dobiegła do mety, i to we wcale niezłym czasie, jak na kobietę po 45. roku życia: 4 godz. 56 min. Właściwie trochę szła, trochę biegła. Okazało się, że wprawdzie ukończyła bieg na dalekim miejscu, ale już wśród kobiet w swojej kategorii wiekowej była trzecia, co dało jej impuls do tego, by próbować dalej.
 
Od tamtej pory wzięła udział w 19 maratonach i wielu półmaratonach. Pod koniec 2012 r., podczas Maratonu Warszawskiego, udało jej się „złamać” granicę 4 godzin, co uważa za swój wielki sukces. – Jestem jedyną kobietą z Rzeszowa i jedną z dwóch na Podkarpaciu, które zdobyły Koronę Maratonów Polskich, czyli w ciągu dwóch lat ukończyły pięć największych krajowych maratonów: w Poznaniu, Warszawie, Krakowie, Wrocławiu i Dębnie – podkreśla.

Pod czujnym okiem męża
 
W przypadku Lucyny Sroki jej przygoda z poważniejszym bieganiem zaczęła się ciut wcześniej: kiedy w 2006 r. mąż Wojciech pobiegł w pierwszym w swoim życiu maratonie. Wydawało jej się to niemożliwe, że można pokonać taki dystans, bardzo niepokoiła się o jego zdrowie. W następnym roku… pobiegli już razem. Tzn. ona biegła pod czujnym okiem męża, który pilnował wszystkiego, także tego, kiedy powinna jeść i pić. Pokonała 42 km w 4 godz. 21 min. Od tamtej pory startowała czterokrotnie w Cracow Marathonie, Maratonie Świętojańskim, Wyszehradzkim (dwukrotnie), Karkonoskim, maratonie w Koszycach i Maratonie Jeziora Tarnobrzeskiego oraz w półmaratonach: Warszawskim (4-krotnie), Rzeszowskim (3-krotnie) i Naftowym (2 krotnie). Jej najlepszy czas w biegu na 21 km to 1 godz. 46 min. Ma też za sobą udział w wielu krótszych biegach ulicznych (na dystansie np. 5 czy 10 km).
 
Lucyna Sroka / fot. T. Poźniak
 
„Rzeźnik” i inne „ekstrema”
 
Obie przebiegły malowniczy, ale niezwykle trudny Bieg Rzeźnika, czyli prawie 80 km bieszczadzkimi szczytami z Komańczy do Ustrzyk Górnych. Biega się w nim parami, ze względów bezpieczeństwa. Najlepsi pokonują tę trasę w 8-9 godzin. – Mnie, wraz z moim biegowym partnerem Józiem Kubikiem, udało się to zrobić w 14,5 godz. Zachowaliśmy na trasie dużo rozsądku, sporo odpoczywaliśmy – opowiada Jolanta Zaręba. Lucyna Sroka startowała w „Rzeźniku” trzykrotnie, za każdym razem poprawiając wynik. W ub.r przebiegnięcie tej trasy razem z mężem zajęło jej niewiele ponad 11,5 godziny. Zajęli czwarte miejsce w klasyfikacji par mieszanych.
 
Dziennikarka dwa razy uczestniczyła w Półmaratonie Komandosa, raz przebiegła Maraton Komandosa. „Komandos” to szczególny bieg: w trudnym terenie, w pełnym umundurowaniu, w butach wojskowych, z 10-kilogramowym plecakiem, w którym startują przede wszystkim żołnierze, a kobiety nie mogą liczyć na jakąkolwiek taryfę ulgową. Plecaki są bardzo szczegółowo ważone. Także na trasie, by sprawdzić, czy aby ktoś po drodze nie wysypał części zawartości.
 
Prawniczka jest szczególnie dumna z ukończenia w ub.r. ,w czasie 13 godz. 55 min., biegu 7 Dolin w Krynicy na dystansie 100 km. – To był bardzo udany start – wspomina. – Całą trasę pokonałam w równym tempie, zgodnie z założeniami, tzn. dynamicznie podchodząc na podejściach i bardzo mocno zbiegając. Siły rozłożyłam tak dobrze, że byłam w stanie po 83 kilometrze pokonać biegiem pięciokilometrowy odcinek trasy od Szczawnika do Bacówki pod Wierchomlą. Z tego startu pozostaną mi również wspomnienia malowniczych widoków zorzy porannej nad Beskidem i majestatycznych Tatr.
 
Ale nie dzielą swych biegowych dokonań na bardziej i mniej wartościowe. Podkreślają, że każdy bieg dostarcza wiele radości. – Bardzo ciekawe są np. odbywające się co roku w maju długodystansowe biegi terenowe w Sandomierzu, których trasa wiedzie polnymi ścieżkami wśród kwitnących sadów – opowiada Jolanta Zaręba. – Na długo zapamiętam też udział w 12-godzinnym biegu sztafetowym w kopalni soli w Bochni, 212 metrów pod ziemią. Wspólnie z dwiema koleżankami i kolegą udało nam się pokonać prawie 150 km. W ub. roku uczestniczyłam w wielu niezwykłych biegach, np. w Maratonie Karkonoskim, który miał status mistrzostw świata w biegach wysokogórskich. W 2013 r. w Piwnicznej – w biegu na Radziejową – niepodziewanie udało mi się zostać mistrzynią Polski weteranów w biegu górskim w swojej kategorii wiekowej. 
 
Udział w biegu w Bochni jest także bardzo miłym wspomnieniem dla Lucyny Sroki, która brała w nim udział wraz z Wojciechem Tomaką, Markiem Gajewskim i Cezarym Czapczyńskim. Jako drużyna IM 2010 zajęli 32. miejsce z wynikiem 150 km 864 m.
 
Nie wszystkie biegi kończą się jednak powodzeniem. – Nie ukończyłam biegu Granią Tatr, czyli ponad 70-kilometrowej trasy poprowadzonej najwyższymi polskimi szczytami – wspomina Jolanta Zaręba. – Na 42. kilometrze musiałam oddać numer startowy. Nie dlatego, że nie miałam siły do dalszego biegu, ale dlatego, że nie zmieściłam się w wyśrubowanym limicie czasowym na kolejnym punkcie pomiaru. Cieszę się jednak, że mogłam tam być i kiedyś spróbuję jeszcze raz zmierzyć się z tym wyzwaniem.
 
W tym roku Jolanta Zaręba postawiła sobie cel jeszcze trudniejszy. Przygotowuje się właśnie do jednego z najbardziej wymagających, ale też najbardziej prestiżowych biegów w Europie, czyli 100 kilometrów w wysokich Alpach wokół Mount Blanc. Niewykluczone, że spotka się tam z Lucyną Sroką, która również chce w nim wystartować. Mąż pani Lucyny będzie startował na dłuższym, 167-kilometrowym dystansie.

Jak przygotować się do maratonu 
 
– Na pewno trzeba biegać długie, 20, 30-kilometrowe trasy, i to systematycznie przez kilka tygodni przed zawodami – radzi Jolanta Zaręba. – Dobrym sposobem przygotowania się jest przebiegnięcie półmaratonu. A już na trasie trzeba zachować zdrowy rozsądek. Gdy coś się dzieje podczas biegu, przechodzę do marszu, próbuję wyrównać oddech, dojść do siebie. Ale na zawodach czasami lepiej jest po prostu zejść z trasy, by nie zrobić sobie krzywdy.
 
Jolanta Zaręba / fot. T. Poźniak
 
Lucyna Sroka do pierwszego maratonu przygotowywała się według sprawdzonego programu Jerzego Skarżyńskiego, dostępnego w publikacjach książkowych i Internecie. – Obejmuje on trzy treningi w ciągu tygodnia i dłuższe wybieganie weekendowe – opowiada. Mówiąc o dłuższym wybieganiu, ma na myśli dystans wydłużający się w miarę postępów w przygotowaniach od ok. 10-12 km w pierwszych tygodniach, do dystansu 28-32 km pokonanego w okresie 2-3 tygodni przed planowanym startem. – Ja przed swoim pierwszym maratonem miałam tylko jedno ponad 30-kilometrowe wybieganie. Dobrze jest, gdy bardziej zaawansowani zawodnicy, mający ambitniejsze założenia niż tylko przebiec maraton, zrobią 2 -3 próby na dystansie przekraczającym 30 km. One bardzo dużo dają, bo kryzys maratończyka-amatora zdarza się najczęściej na 32, 33 kilometrze. To już jest taki dystans, kiedy organizm zaczyna się buntować. Chodzi o to, żeby najdłuższy trening przed maratonem był na tyle długi, by doświadczyć na nim tego kryzysu i go pokonać, tzn. utrzymać się nawet  w bardzo wolnym, ale jednak biegu. 
 
A jak wygląda zwykły trening? Jolanta Zaręba biega wcześnie rano. Półtorej godziny, by jeszcze zdążyć zrobić zakupy w ulubionej piekarni, wziąć prysznic i przygotować dzieciom śniadanie. Biega różnymi trasami: po drogach szutrowych, asfalcie, górkach, po lesie. Robi sobie w tygodniu 1-2 dni przerwy, zależnie od samopoczucia. 
 
Lucyna Sroka nazywa tzw. zwykły trening, czyli czas, który nie jest bezpośrednim przygotowaniem do zawodów, „budowaniem bazy”. Polega ono na spokojnym „nabijaniu” kilometrów (10-15 podczas każdego treningu), oraz treningu uzupełniającym (gimnastyka siłowa, basen itp.). Przed zawodami dochodzą do tego dodatkowe elementy, jak podbiegi czy tzw. tempówka, czyli przebieżki w szybkim tempie. – W zimie biega się trochę trudniej, ale trzeba ją solidnie przepracować, bo inaczej nie będzie udanych startów na wiosnę – podkreśla pani Lucyna.

Kilka rad dla początkujących biegaczy 
 
Ile czasu poświęcić na początku na bieganie? Jaki dystans stanowi dobrą dawkę treningową dla początkujących? Dziennikarka podpowiada, by był to jakiś krótki dystans, aby można było wrócić w dobrej formie i następnego dnia znów pobiec. – Później, moim zdaniem, dawka, która przynosi efekty, to minimum 60 minut. Ważna jest rozgrzewka na początku i kilka ćwiczeń rozciągających po biegu – radzi Jolanta Zaręba.
 
Prawniczka sugeruje, że można zacząć od półgodzinnego treningu, ale systematycznego, 3-4 razy w tygodniu. – Dystans 5-6 km, to dobry początek. W niedzielę można go odrobinę wydłużyć, powiedzmy do 8 km. Po jakimś czasie takiego systematycznego treningu można się przymierzyć do półmaratonu – radzi Lucyna Sroka.
 
Jedną z podstawowych spraw są dobrze dobrane buty. – Muszą być nieco luźniejsze niż te, w których chodzimy na co dzień – doradza Jolanta Zaręba. Lucyna Sroka dodaje, że obecnie w sklepach sportowych jest duży wybór butów do biegania. Wybierając właściwe, trzeba przede wszystkim wziąć pod uwagę to, po jakiej nawierzchni będziemy biegać.
 
Dziennikarka zwraca uwagę na właściwy wybór trasy. – Uważam, że nie jest dobre zaczynanie od biegania po betonie, warto znaleźć sobie trasę szutrową czy trawiastą, bo wtedy nie obciążamy stawów – twierdzi Jolanta Zaręba. – Bieganie po asfalcie jest łatwiejsze, z drugiej strony dla kręgosłupa zdrowiej jest, gdy biegamy po bardziej miękkiej nawierzchni, np. duktach leśnych – dodaje Lucyna Sroka, doradzając, by każdy biegał po takiej nawierzchni, którą bardziej lubi. 

Obie panie wolą biegać rano. – Nasz organizm nie jest jeszcze wtedy zmęczony, a kręgosłup nie jest obciążony wysiłkiem całego dnia, przez co łatwiej o kontuzję – podpowiada dziennikarka. – Ja również wolę biegać rano, trening o godz. 13-14 to dla mnie męka – przyznaje prawniczka. Ale dodaje: -. Mam wielu znajomych, którzy biegają po południu lub wieczorem, po pracy. Mówią, że są po całym dniu tak „zasiedzeni”, iż z przyjemnością ruszają się zza biurka. Nie ma jednej uniwersalnej metody dla wszystkich. Najlepiej niech każdy znajdzie rozwiązanie najbardziej korzystne dla siebie, uwzględniając charakter pracy, rozkład dnia itp. 
 
Jolanta Zaręba nie poleca biegania ze słuchawkami na uszach, bo to jest niebezpieczne. Lucyna Sroka przyznaje, że czasami zdarza się jej słuchać muzyki podczas treningu, najczęściej w zimie, by w ten sposób „odgrodzić się” od zimna. Ale nigdy nie zakłada słuchawek biegając leśnymi duktami – słucha wtedy odgłosów lasu.

Pasja dzielona z mężem
 
Co na ich biegową pasję mówią rodziny? – Mój mąż i dwóch synów nie biegają systematycznie, ale udawało mi się namówić ich do udziału w zawodach i była to dla mnie podwójna satysfakcja – podkreśla dziennikarka.
 
Lucyna Sroka / fot. T. Poźniak
 
Prawniczka, jak już wcześniej wspomnieliśmy, pasję biegania dzieli z mężem. – Ten rok był dla niego bardzo udany – mówi Lucyna Sroka. – Na pewno jego wielkim sukcesem było pierwsze miejsce w ultramaratonie Transjura z Częstochowy do Krakowa na dystansie 190 km. Osiągnął czas 31 godz. 55 min., na tyle świetny, że kolejny zawodnik przybiegł 12 godzin później. Podczas dekoracji Wojtek stał na podium sam, bo kolejni zawodnicy jeszcze nie dobiegli. Podczas tegorocznej I edycji Dolnośląskiego Festiwalu Biegów Górskich zajął bardzo dobre, 10. miejsce w Biegu 7 Szczytów na dystansie 235 km, którego trasa wiedzie przez 7 pasm górskich otaczających Ziemię Kłodzką. Kilkakrotnie ukończył Bieg Rzeźnika.
 
Pani Lucyna śmieje się, że kiedy bieganie już przestaje wystarczać, trzeba się wziąć za organizację biegów. Inicjatywa przygotowania zawodów na dystansie ultramaratońskim zyskała liczne i bardzo zaangażowane grono sympatyków, co doprowadziło do powołania Stowarzyszenia Ultra Run z siedzibą w Trzebownisku, które jest organizatorem I Ultramaratonu Podkarpackiego. Będzie to bieg wyjątkowy! 31 maja o wschodzie słońca z rzeszowskiego Rynku 250 zawodników z całej Polski wyruszy na wybraną trasę o dystansie 70 lub 110 km. – Byliśmy niezwykle dumni, że nasze dotychczasowe działania organizacyjno-promocyjne zachęciły do startu biegaczy, do tego stopnia, że lista startowa zapełniła się w przeciągu kilkunastu godzin – mówi Lucyna Sroka. Honorowy patronat nad biegiem sprawują: prezydent Rzeszowa, marszałek województwa podkarpackiego  oraz komendant miejski policji w Rzeszowie, natomiast patronem medialnym zawodów są: Telewizja Polska Rzeszów, Polskie Radio Rzeszów i portal Polska biega. 
 

Rusza cykl Rzeszów BIEGA 2014

Bieganie staje się coraz bardziej popularne i na fali tej mody rzeszowscy biegacze skupieni w sekcji lekkiej atletyki klubu sportowego CWKS Resovia Rzeszów w listopadzie ub.r. zorganizowali pierwszą Rzeszowską Dychę – Bieg Niepodległości, a w tym roku zaplanowali trzy duże imprezy: 6 kwietnia odbędzie się Półmaraton Rzeszowski, 19 października Maraton Rzeszowski, a 11 listopada, już po raz drugi, Rzeszowska Dycha – Bieg Niepodległości. Współorganizatorem cyklu imprez jest Miasto Rzeszów. 

 
Już wiadomo, że Półmaraton Rzeszowski będzie imprezą międzynarodową. Na starcie pojawią się nie tylko zawodnicy, zarówno profesjonaliści, jak i amatorzy, z całej Polski, ale także z kilkunastu innych krajów, wśród nich znakomici biegacze z Kenii. Poza biegiem głównym zaplanowano również dodatkowe atrakcje, wśród nich biegi na krótszych,  dystansach dla dzieci i młodzieży.
 
Dla najlepszych uczestników przygotowano wysokie nagrody pieniężne i atrakcyjne upominki rzeczowe, łączna pula nagród wynosi ok. 40 tys. zł, a liczba sponsorów biegu wciąż rośnie. Atrakcyjne nagrody i światowa śmietanka biegaczy podnosi rangę tego wydarzenia, które ma szanse na stałe wpisać się w kalendarz sportowych wydarzeń. Kwietniowy bieg będą promować znane osoby ze świata sportu i kultury, jedną z ambasadorek jest Matylda Szlęzak-Kowal, olimpijka z Londynu. 

Wszystkie informacje oraz regulamin znajdują się na stronie www.runrzeszow.pl, tam również można zgłosić się do udziału w Półmaratonie Rzeszowskim.

Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy