Reklama

Lifestyle

Chcą zdobyć Koronę Europy

Jaromir Kwiatkowski
Dodano: 02.01.2013
1633_Elbrus_1
Share
Udostępnij
Maciej Śliż, Jarosław Herbert, Łukasz Godek i Maciej Brożyna, pracownicy naukowo-dydaktyczni Wydziału Wychowania Fizycznego Uniwersytetu Rzeszowskiego, od kilku lat realizują projekt Korona Europy, którego celem jest zdobycie najwyższych szczytów i wzniesień w każdym europejskim państwie. Jest ich w sumie 46.

W 2004 r. wspięli się na Rysy. Później były kolejne wzniesienia. O tym, że ich wspinaczkowa pasja mogłaby przybrać kształt projektu Korona Europy, pomyśleli dopiero kilka lat później. – Mówimy, że realizujemy ten projekt jako pierwsi, bowiem jak dotąd nikt, z tego co wiemy, nie udokumentował takiego wyczynu – podkreśla Maciej Brożyna. – Ale zaraz dodajemy: nie jesteśmy tego pewni.

Od kamienia wśród pól do pięciotysięcznika
 
Jak dotąd, zdobyli 26 szczytów i wzniesień. Na początku było sporo niezbyt wymagających. W pewnym momencie porwali się na nie lada wyczyn: zdobyli najwyższy szczyt Rosji – Elbrus (5642 m). Z powodów… marketingowych. – To była propozycja Jarka Herberta, który stwierdził, że powinniśmy zrobić coś dużego, bo jak na razie nasz projekt nie budzi wielkiego zainteresowania – przyznaje Maciej Brożyna. I rzeczywiście, zainteresowanie projektem od razu wzrosło.

Stopień trudności dotychczasowych wspinaczek był bardzo zróżnicowany. Największym wyzwaniem był oczywiście Elbrus, gdzie każdy z czwórki na swój sposób przeżył chorobę wysokościową: od złego samopoczucia przez zawroty głowy, po wymioty i takie wycieńczenie organizmu, kiedy zadyszka pojawiała się nawet… podczas zapinania śpiwora. Były również 2-, 3-tysięczniki, przy wyjściu na które musieli zmierzyć się z trudniejszymi odcinkami, wymagającymi specjalistycznego sprzętu. Ale były i takie punkty, jak np. w Luksemburgu: kamień, który – mimo wskazań GPS – ciężko było znaleźć w polach.
 
– Kiedy zdobywaliśmy najwyższy szczyt Niemiec, Zugspitze (2962 m npm), zachwyciła nas infrastruktura: małe lotnisko, kilkupiętrowy budynek z restauracją, możliwość dojazdu pociągiem w górę i w dół – opowiada Jarosław Herbert. – My wspinaliśmy się cały dzień najtrudniejszą ścianą, po łańcuchach.
 
Łukasz Godek dobrze zapamiętał szczyt w Liechtensteinie. – Zawróciłem, bo przestraszyłem się bardzo wąskiej ścieżki, która w moim odczuciu była niestabilna – przyznaje. – Za kilka miesięcy miało mi się urodzić dziecko, więc wolałem nie ryzykować. Koledzy jednak poszli i przeszli ją bez problemu. U mnie zadziałała psychika.
 
– To były bardzo niestabilne skały, które mogły zostać w dłoniach i można było spaść z nimi w przepaść – usprawiedliwia kolegę Maciej Brożyna. – Na początku powiedzieliśmy sobie, że nie zrobimy niczego za wszelką cenę – dodaje.
Maciej Śliż wspomina pobyt na Bałkanach: – Oprócz pięknych krajobrazów, zdarzyły nam się również ciekawe sytuacje. Gdy dojechaliśmy do Kosowa, była już szarówka. Koledzy poszli umyć zęby w strumyku, a za nimi pobiegł jakiś strażnik. Przestraszyli się, nie wiedzieli, czy za chwilę nie będzie strzelać. Okazało się, że on chce tylko ich ostrzec, by nie wchodzili do wody, bo teren nie jest jeszcze rozminowany po zakończonej wojnie.
Dodaje,  że pod względem krajobrazowym bardzo podobał mu się najwyższy szczyt Bośni, Maglić (2386 m npm).
 
Strategiczny sponsor pilnie poszukiwany
 
Zostało im jeszcze do zdobycia 20 szczytów: albo o wysokim stopniu trudności (całe Alpy), albo łatwiejsze, ale odległe, np. na Malcie, w Islandii czy na Wyspach Owczych, gdzie znajduje się najwyższy szczyt Danii. Po sąsiedzku jest do zdobycia Białoruś, gdzie jeszcze nie byli ze względu na sytuację polityczną w tym kraju, i Słowacja, od której na razie odstręczyły ich wysokie opłaty za wspinaczkę z przewodnikiem.
 
Wspinają się głównie od maja do września ze względu na to, że wtedy są do tego najlepsze warunki. Wyjątkiem były kraje nadbałtyckie, ale to były łatwe szczyty. Nie wykluczają, że do Liechtensteinu wrócą zimą, bo – ze względu na owo piarżysko, o którym wspominaliśmy – łatwiej byłoby wspinać się tam o tej porze roku, gdy jest ono skute lodem.
 
W przypadku takich projektów podstawowym problemem jest ich finansowanie. Moi rozmówcy podkreślają, że bardzo pomagają im władze Uniwersytetu Rzeszowskiego: poprzedni i obecny rektor, Wydział Wychowania Fizycznego, AZS. Podstawowym wydatkiem nie jest koszt noclegów czy wyżywienia, lecz dojazdu. – Sprzęt do wspinaczki mamy wystarczający, przespać możemy się w namiocie, zjeść możemy coś taniego, tak naprawdę potrzebujemy pieniędzy głównie na transport – podkreśla Jarosław Herbert. – Cały czas szukamy strategicznego sponsora, który byłby z nami do końca.
 
Nie potrafią określić, kiedy zakończą realizację projektu. Chcieliby to zrobić jak najszybciej, choć wszystko będzie zależało od  finansów i czasu. Biorąc pod uwagę dotychczasowe tempo, może im to zająć jeszcze 3-4 lata. Wrażeniami z wypraw chętnie dzielą się podczas prezentacji na uczelni, w szkołach, a nawet domach dziecka. Pokłosiem projektu mają być także publikacje: zarówno naukowe, jak i popularne (w formie przewodnika), w których chcieliby wielowymiarowo opisać każdą z wypraw: od opisu kraju, który odwiedzili, po niezbędne informacje i wskazówki związane z przygotowaniem wyprawy, podróżą, zapobieganiem nieszczęśliwym wypadkom itd.

Więcej szczegółów szukaj na profilu Korona Europy na FB oraz na stronie www.koronaeuropy.pl
.
 
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy