Reklama

Lifestyle

Ponad 1000 kilometrów na rowerze non – stop ze Świnoujścia do Ustrzyk

Aneta Gieroń
Dodano: 11.08.2016
28694_0K3A5945
Share
Udostępnij

Były maratony, krajowe w Warszawie i Poznaniu oraz te znane na świecie, w Rzymie, Amsterdamie, Wiedniu czy Las Vegas, kilka razy ultramaratony, ale największe wyzwanie ultramaraton kolarski Bałtyk – Bieszczady Tour, rozgrywany na trasie pomiędzy Świnoujściem a Ustrzykami Górnymi, Piotr Latawiec, ortopeda i były  dyrektor Podkarpackiej Kasy Chorych, dopiero zamierza zrealizować. Start  20 sierpnia, do przepedałowania non – stop 1008 kilometrów i limit czasu przejazdu 70 godzin. – W tym roku kończę 60 lat, od lat uprawiam sporty wytrzymałościowe, Bałtyk – Bieszczady Tour ma swoją dziesiątą, jubileuszową edycję, więc lepszego prezentu urodzinowego nie mogłem sobie wymyślić – śmieje się Piotr Latawiec i dodaje, że równie ważne, jak spełnienie prywatnych marzeń, jest promocja sportowego stylu życiu wśród jak największej liczby osób.

Opis ultramaratonu kolarskiego Bałtyk-Bieszczady Tour brzmi jak opis imprezy dla cyborgów i tak po trosze jest, ale przede wszystkim jest to wyzwanie dla konsekwentnych i katorżniczo pracowitych marzycieli. Pomysł zorganizowania ultramaratonu  zrodził się w 2004 roku na historycznym wyścigu Dookoła Zalewu Szczecińskiego. To wtedy Robert Janik (obecnie główny organizator), oraz Wacław Żurakowski (dziś sędzia główny) stworzyli wizje ekstremalnych eskapad rowerowych. Jedną z nich był pomysł przejazdu ze skrajnych punktów Polski. Pierwsza edycja imprezy odbyła się w sierpniu 2005 roku, w kameralnej, 15-osobowej obsadzie. Obecnie zawodnicy rywalizują w dwóch kategoriach: solo i open, a w ostatniej jego edycji wystartowało 180 kolarzy,  spośród których blisko 160 zameldowało się na mecie w Ustrzykach Górnych. Wśród nich nie brakowało  kobiet z bardzo dobrymi wynikami, ale świetne statystyki to nie przypadek. Kolejka chętnych do udziału w tej prestiżowej imprezie z każdym rokiem jest dłuższa, jednak by uzyskać prawo startu w Bałtyk-Bieszczady Tour, każdy uczestnik musi wcześniej przejechać co najmniej jeden z najważniejszych rowerowych maratonów: Śląski Maraton Rowerowy w Radlinie (600 km); Pierścień Tysiąca Jezior (610 km); Maraton Piękny Wschód w Parczewie (500 km) albo Maraton Podróżnika (500 km). W tym roku w tej imprezie z Podkarpacia, oprócz  Piotra Latawca, weźmie też udział Olaf Teleszyński.  Dla niego będzie to już drugi start w Bałtyk-Bieszczady Tour i jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, Teleszyński zamierza przejechać trasę non – stop w obie strony, co da w sumie 2016 kilometrów na dziesiątą, jubileuszową edycję w 2016 roku.

Piotr Latawiec przyznaje, że jego przygotowania do trasy Świnoujście – Ustrzyki Górne trwają od połowy 2015 roku. Od lat entuzjasta sportu, w zimie miłośnik biegów narciarskich, latem wypraw rowerowych, w 35 godzin i 30 minut przejechał  non – stop 610 kilometrów “Pierścień 1000 Jezior”; 512km -“Piękny Wschód”; 223km – ?Bervet Bieszczadzki”; 420km -“Bervet Mazurski”; 200km -“Bervet Warszawska Pętla” i inne?

Mam nadzieję, że i tym razem nie zabraknie mi wytrzymałości fizycznej, odporności psychicznej i determinacji, by dojechać do Ustrzyk Górnych. Planuję, by około 700 kilometrów przejechać bez odpoczynku w czasie krótszym niż dwie doby, zrobić sobie kilkugodzinną przerwę i szczęśliwie wjechać na metę w Bieszczadach – mówi Latawiec. – Sport od zawsze jest bardzo ważny dla mnie i mojej rodziny. Od kilku lat wspólnie z żoną realizujemy projekt objechania na rowerach Polski dookoła.  Zaczęliśmy w 2013 roku i tak w każde wakacje przez co najmniej tydzień pedałujemy w podróży po Polsce. Przejechaliśmy już wschodnią granicę, północną i dojechaliśmy do Kołobrzegu. W tym roku  wzdłuż Bałtyku, a następnie zachodnią granicą zamierzamy dotrzeć do Karpacza na południu  Polski.

Piotr Latawiec, obecnie dyrektor szpitala Pro-Familia w Łodzi, przyznaje, że życie rodzinne, zawodowe i sportowe są dla niego równie ważne. – Sportowe pasje są odskocznią od problemów dnia codziennego, a że najlepiej czuję się w bieganiu oraz jeździe na rowerze na długich dystansach, mam czas, by w samotności zebrać myśli,  przeanalizować trudności i… dzięki temu już nie raz udało mi się znaleźć bardzo proste rozwiązania  najtrudniejszych problemów. To jest ta wielka zaleta aktywności fizycznej – czas na autorefleksję, zdystansowanie się do codziennych trudności, że o korzyściach zdrowotnych nie wspomnę. Jeśli moja wyprawa zainspiruje choć dziesięć osób do tego, by zechciały wsiąść na rowery, albo wyjść pobiegać, uznam to za ogromny sukces. Dla mnie bezcenny.

Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy