Reklama

Lifestyle

Podkarpackie na wakacje. Dzieje pałacu w Zarzeczu

Antoni Adamski
Dodano: 13.06.2023
55253_zarzecze
Share
Udostępnij
Zarzecze – majątek Magdaleny z Dzieduszyckich Morskiej, z pałacem pełnym klasycznego wdzięku oraz otaczającym go romantycznym ogrodem i parkiem, uważany był za jedno z najpiękniejszych miejsc w Galicji XIX stulecia.
 
Twórczyni tej wspaniałej posiadłości przyszła na świat w Żukowie na Pokuciu w1762 r., a zmarła w Zarzeczu w 1847 r. Jej portret,  namalowany na krótko przed śmiercią przez lwowianina Alojzego Rejchana, przedstawia hrabinę ubraną – jak zawsze – wedle ostatniej mody, w czepiec oraz kapelusz ozdobiony koronką na tiulu. Ciemnogranatowa suknia z podobnym koronkowym kołnierzem kontrastuje z przepięknym orientalnym szalem tkanym w delikatne kwiatowe wzory. Wizerunek pokazuje starszą kobietę o surowej twarzy i ogromnych, badawczo patrzących na widza oczach. Widzowi może wydawać się, iż te oczy widziały zbyt wiele, by postrzegać jeszcze urodę świata. 
 
A jednak hrabina pod koniec życia czuła się szczęśliwa. Stworzyła własne miejsce na ziemi wedle swego znakomitego gustu, dzięki wszechstronnej wiedzy i wyobraźni, której nie stawiała żadnych zapór i granic. Mogła powtórzyć za starożytnym mędrcem: „Nie całkiem umrę”. Dopiero rok 1944 wniósł karykaturalne zmiany do jej dzieła. Nie zostało ono jednak starte z powierzchni ziemi, choć w pałacu przez krótki czas stacjonowała Armia Czerwona. Od 2008 roku po wielu staraniach władz gminy oraz pracach konserwatorskich Muzeum w Jarosławiu Kamienica Orsettich znów możemy cieszyć się pięknem Zarzecza. W tym właśnie roku zostało ono udostępnione zwiedzającym.

Z początkiem lat 90. XVIII stulecia młodzi małżonkowie Ignacy i Magdalena Morscy wyruszyli w podróż do Włoch. Hrabina przywiozła stamtąd wiele dzieł sztuki oraz dwa wizerunki pędzla rzymskiego malarza Pietro Labruzziego. Włoskiemu artyście zabrakło tej głębi obserwacji, jaki miał jej polski portrecista. Młoda mężatka z obrazu patrzy na nas oczami pełnymi  melancholii. Ignacy Morski spogląda zaś na widza martwym wzrokiem, pełnym wyniosłości i dystansu. Zniekształcony tors i krótkie ręce z trudem ukrywają jego garb. Z fizycznymi niedostatkami szedł w parze zły charakter. Otaczał się kobietami niekoniecznie najlepszej konduity. Ostatniej kochance omal nie zapisał całego wspólnego majątku. Wiele trudu kosztowało Magdalenę, by rzecz całą zmienić na swoją korzyść. Nic dziwnego, iż małżeństwo przez lata pozostawało w separacji. Do formalnego rozwodu nie doszło. Szczęściem w nieszczęściu był fakt, że Ignacy pozostawiał żonie w artystycznych przedsięwzięciach „wolną rękę”, a nawet przesyłał ze Lwowa farby i potrzebne do wykończenia pałacu materiały. 
 
Choć w Zarzeczu czekał na wracających z podróży poślubnej odnowiony dwór, hrabiostwo zaplanowało nową rezydencję. Powstała ona w latach 1807-1818. Jej budowę powierzyli najlepszym twórcom: architektowi Chrystianowi Piotrowi Aignerowi oraz Fryderykowi i Wirgiluszowi Baumanom, którzy wykonali sztukaterię we wnętrzach. W Puławach księżnej Izabeli Czartoryskiej Aigner zbudował na planie koła wzorowaną na rzymskiej świątyni Sybilli w Tivoli (I w.p.n.e.), otoczoną kolumnami „Świątynię Pamięci”(1801). Zgromadzone w niej pamiątki miały być apoteozą narodowej historii.  Puławska Świątynia malowniczo wznosiła się na wzgórzu nad brzegiem Wisły. Motyw okrągłej budowli z Tivoli powtórzył Aigner w pałacu w Zarzeczu. O ile w Puławach Świątynia jest budynkiem stojącym osobno,  to w Zarzeczu połączona została z korpusem pałacu. Tu także miejsce wybrano starannie: na wzgórzu rotunda króluje nad rozlewiskami rzeki Mleczki. Na jednym ze stawów – na wyspie ustawiono drewniany niby-wiatrak na wzór holenderski. Było to miejsce, do którego eleganckie towarzystwo łódkami udawało się na podwieczorki. 
 
 
Fot. Tadeusz Poźniak
 
Wnętrze rotundy podzielone było na dwie kondygnacje. Górna posiadała francuskie okna kończące się przy podłodze. Stamtąd można było podziwiać romantyczny park krajobrazowy – dumę hrabiny Morskiej. W ten sposób natura stawała się integralną częścią architektury. Podłucze kopuły zdobiła sztukateria z motywem rozet w ośmiobocznych kasetonach. Powagę surowych, inspirowanych starożytnym Rzymem dekoracji, rozświetlało światło padające z latarni w kopule. W latarni wymalowane było pogodne niebo. Ta iluzjonistyczna dekoracja kreowała nastrój wnętrza. O ile widoki z okien zmieniały się zgodnie w sekwencją pór roku,  malowidło w latarni oświetlało padające z góry światło, odmienne w różnych porach dnia. 
 
Zgodnie z zasadą zmienności Magdalena Morska projektowała wnętrza innych pokoi parteru, z częściowo zachowanym do dziś wyposażeniem. Architektura korespondowała w nich ze zjawiskami przyrody, co stanowiło zjawisko zaskakujące i niezwykłe. Np. „gabinet popielaty” był „pokojem, w którym pada deszcz”. Na suficie namalowane było pochmurne niebo harmonizujące z szarym kolorem boazerii. Od sufitu zaś zwisały szare, imitujące chmury draperie, z których opadały sznury srebrzystoszarych paciorków. Imitowały one krople deszczu. To smutne w nastroju pomieszczenie otwierało się na pełną światła oranżerię, gdzie kwitły różnokolorowe kwiaty. Kolejna sala była „pokojem, w którym świeci słońce”. Tu odtworzone na suficie niebo miało pogodne barwy: jego błękit prześwietlony był lekkimi, białymi obłoczkami.   Lampa ujęta liśćmi akantu wykonanymi ze złoconego brązu symbolizowała Słońce. 

Salon bawialny utrzymany był w błękitach i kremowych bielach (ulubionych kolorach właścicielki pałacu w Zarzeczu). On także miał sufit z lazurowym niebem i lekkimi świetlistymi obłoczkami. Fryz przy suficie przedstawiał epizody z bajek La Fontaine’a. Elegancki charakter wnętrz podkreślały marmurowe (zachowane do dziś) kominki i zawieszone nad nimi lustra. (Jedno z nich przetrwało, mimo wizyty żołnierzy Armii Czerwonej w 1944 r.) Inne zwierciadła wieszano naprzeciw tych kominkowych, przez co poszerzone  optycznie pokoje zyskiwały niemal nieskończoną, pełną blasku głębię. Pomiędzy oknami stały szafy z lustrzanymi drzwiami i ornamentami nawiązującymi do zdobień egipskiej świątyni w Karnaku. (Egipska wyprawa Napoleona wprowadziła do dekoracji wnętrz prawdziwą rewolucję.) Na ścianach salonu wisiały kinkiety z orłami napoleońskimi, a między nimi sztychy z motywami pejzażowymi. 
 
Wygląd opisanych pokojów znamy jedynie z ekskluzywnego albumu ręcznie kolorowanych grafik przedstawiającego widoki Zarzecza. To ryciny prezentujące wnętrza pałacu, budynki gospodarcze, wspaniały park, na „spisie najpiękniejszych krzewów i kwiatów” skończywszy. (Klomby komponowała Magdalena Morska tak, by rosnące na nich kwiaty kwitły jedne po drugich, ozdabiając swymi barwami ogród w ciągu całego lata. Ogród w Zarzeczu był tematem osobnej publikacji: VIP B&S listopad-grudzień 2015.) 
 
Wydany w 1836 r. w 50 egzemplarzach album wzbudził zainteresowanie wyższych sfer Wiednia, Paryża oraz Londynu.
 
Muzeum Dzieduszyckich w Zarzeczu powstało w 2008 r. jako oddział Muzeum w Jarosławiu Kamienica Orsettich. Do wnętrz pałacowych powróciła wtedy część mebli z oryginalnego wyposażenia rezydencji. Pozyskanie dotacji z MKiDN (obecnie MKDNiS) w ciągu kilku ostatnich lat umożliwiło konserwację kolejnych obiektów pochodzących z pałacu. Dzięki temu w zeszłym roku rozpoczęły się prace nad nową aranżacją wystawy stałej, uwzględniającą w wystrojach wnętrz odnowione obiekty. Prace dobiegają końca, a ekspozycja już wkrótce będzie udostępniona zwiedzającym.
 
– Większość mebli trafiła do Muzeum w Jarosławiu w roku 1947. Były one bardzo zniszczone; wiele z nich pozostawało destruktami. Przez trzy ostatnie lata ich konserwacja pochłonęła ponad 200 tys. zł – mówi Adriana Pobuta, kierownik Działu Zbiorów i Badań Muzeum w Jarosławiu, z dumą pokazując mi zrekonstruowane wnętrza. Udało się do nich  pozyskać także meble ze zbiorów Muzeum Narodowego w Krakowie i Zamku Królewskiego na Wawelu (długoletnie depozyty). 
 
W górnej części wspomnianej Rotundy przyciąga uwagę jedyny ocalały parkiet wykonany z kilku gatunków drewna. Są to: czeczotka, brzoza, jawor, śliwa i cis. Prezentowany jest tutaj komplet eleganckich empirowych mebli, którym konserwatorzy na podstawie rycin z 1836 r. przywrócili dawny wygląd. Wnętrze zdobią oryginalny piec kaflowy oraz kominek, na którym ustawiono rzeźby i kandelabry. Dolna część Rotundy jest pusta. Była to sala balowa. Przed 1831 r. przyjeżdżali tu znamienici goście: księżna Izabela Czartoryska, książę Henryk Lubomirski – założyciel Muzeum Książąt Lubomirskich we Lwowie, hrabia Adam Rościszewski – znany kolekcjoner i mecenas sztuki, ks. Franciszek Siarczyński – przyszły dyrektor Ossolineum, Franciszek Ksawery Prek – pamiętnikarz i malarz oraz inni. 
 
Z Rotundą sąsiaduje „salonik wenecki”, nazywany także „pokojem słonecznikowym”, gdyż sztukaterię w nim zdobi motyw kwiatu słonecznika spleciony ze snopem zboża. Ta osobliwość wśród antycznych motywów sztukaterii podyktowana została zapewne przez hrabinę Morską, która „nadzwyczaj kochała kwiaty”. Jedna ze ścian podzielona została łukowatymi arkadami ozdobionymi arabeską i kwiatem róży. W arkadach zamontowano lustra, które poszerzają przestrzeń, odbijającą drugą część salonu. 
 
Ta pierwsza – skąpo umeblowana pełniła rolę sceny, na której odbywały się spektakle. Obserwowała je wytworna publiczność, zasiadająca na fotelach i kanapach w drugiej części sali. To tutaj wisi opisywany ostatni portret stojącej nad grobem Magdaleny Morskiej. Obok pejzaże Jana Christiana Brandta, austriackiego malarza z II połowy XVIII  stulecia. Przedstawiają one idylliczny krajobraz symbolizujący szczęśliwe życie w mitycznej Arkadii.  Tę wizję uzupełniają przywiezione z Italii kopie starożytnych rzeźb oraz antyczne wazy. Nieco dalej patriotyczny akcent: portret Tadeusza Kościuszki w rycerskim stroju z dedykacją na ramie: „Walerianowi Dzieduszyckiemu Tadeusz Kościuszko”. Bracia Magdaleny Walerian i Wawrzyniec brali udział w insurekcji 1794 r. Ten drugi był adiutantem Naczelnika, uczestniczył w bitwach pod Racławicami i pod  Szczekocinami. Do drugiej wojny światowej w prywatnych zbiorach znajdował się wizerunek Wawrzyńca w chłopskiej sukmanie. Być może był on dedykowany Kościuszce. 
 
Kształt architektoniczny i dekoratorski pałacowych wnętrz inspirowały liczne podróże hrabiny. Odbywała je przez całe życie. Od tych najdalszych miast: Londynu, Paryża, Drezna czy Wiednia po Kraków, Lwów, Puławy, Sieniawę. Oglądała ogrody w Wersalu, paryskie: Ogród Botaniczny i Tuileries. We Włoszech (które zjeździła od Wenecji po Neapol)  zachwyciły ją ogrody Tivoli pod Rzymem,  Sanssoucis pod Poczdamem, w Londynie zaś Green Parc i Hyde Parc. W Wiedniu była w Ogrodzie Cesarskim, ogrodach wokół Pałacu Schonbrunn i ogrodzie księcia Konstantego Czartoryskiego. Co najważniejsze: umiała wybierać. Koszmarne, bo pozbawione trawy, poddane ścisłym  regułom geometrii ogrody francuskie, z Wersalem na czele, nie były dla niej wzorem do naśladowania. Dla Zarzecza wybrała typ romantycznego ogrodu angielskiego.

Co więcej: swój litografowany album o Zarzeczu prezentowała w Londynie: „księżna Suterland…bardzo się nimi [grafikami] zachwycała”- pisał do hrabiny Morskiej jeden z jej przyjaciół. W Wiedniu poleciła wydać swój album w wersji francuskiej. Była także w Belgii i Holandii. Schludne wiejskie zabudowania w tym ostatnim kraju wywarły na niej duże wrażenie. Zbudowała taką wioskę u siebie, stosując do wzniesienia  pomieszczeń gospodarczych i domów wiejskich cegłę tzw. holenderkę o specjalnych wymiarach.  Niestety, większość chłopów – jej poddanych wolało pozostawać w krytych strzechą chatach.

Minęła cała epoka. Magdalena Morska dochowała się godnych następców. Osobny pokój ekspozycji pałacu w Zarzeczu zajmuje gabinet Włodzimierza Dzieduszyckiego, zwanego „Wielkim”(1825-1899). Ten ordynat zarzecko-poturzycki odziedziczył także dobra np. w Konarzewie (Poznańskie). Pochowano go w krypcie rodowej pod prezbiterium kościoła w Zarzeczu. Nie bez wzruszenia opowiada o nim Piotr Prymon, kierownik Oddziału jarosławskiego Muzeum w Zarzeczu. 
 
Włodzimierz Dzieduszycki założył we Lwowie Muzeum Przyrodnicze z działami: ornitologicznym, botanicznym, zoologicznym, paleontologicznym, mineralogicznym, etnograficznym, a także prehistorycznym. Tak szerokie były zainteresowania fundatora. (Ozdobą jego kolekcji stał się słynny skarb z Michałkowa – było to kilka kilogramów złotych ozdób scytyjskich wykopanych w tej miejscowości.) W sześć lat później zbiory przekazał na własność narodowi. Ordynat założył szkoły garncarskie w Kołomyi i Alwerni, którym dyrektorował Aleksander Bachmiński.
 
 
Fot. Tadeusz Poźniak

To on stał się ojcem słynnej ceramiki huculskiej. Włodzimierz Dzieduszycki wspierał również artystów. Przyjaźnił się  z Juliuszem Kossakiem, gościł w swych dobrach Artura Grottgera, któremu poprzez hojne zakupy prac umożliwiał leczenie gruźlicy. Ufundował stypendium dla Adama Chmielowskiego (późniejszego św. Brata Alberta), umożliwiając mu studia artystyczne w Monachium. Włodzimierz Dzieduszycki odziedziczył także kolekcję numizmatyczną, którą znacznie poszerzył. Pod koniec jego życia liczyła ona ok. 3 tys. okazów. Najstarsze pochodziły z XI stulecia. Słynną Bibliotekę Poturzycką wzbogacił do 30 tys. woluminów, przenosząc ją do Lwowa. Prowadził działalność polityczną; sprawował funkcje: posła, a później marszałka Sejmu Galicyjskiego.

Gabinet Włodzimierza w Zarzeczu zdobią eksponaty związane z zainteresowaniami hrabiego. To rzadkie skamieliny, krzemienne prehistoryczne siekierki oraz przykłady rzeźby ludowej i ceramiki huculskiej. Ściany zdobią obrazy pędzla Szkota Karola Ferdynanada Hamiltona z XVIII w. – „Zwierzyna na tle krajobrazu”. Jest także kopia portretu Włodzimierza w wieku 22 lat – obraz namalował Jan Kanty Maszkowski, który sportretował także matkę ordynata, Paulinę z Działyńskich. Włodzimierz przedstawiony został w stroju myśliwskim. To była kolejna jego pasja. 

Zarzecze to nie tylko muzeum. Parter pałacu zajmuje Centrum Kultury oraz biblioteka. Zbiory biblioteczne ustawiono m.in. w pokoju dawnej kaplicy, w której w 1942 r. mszę św. odprawiał ks. Stefan Wyszyński, późniejszy Prymas Polski. W czasie krótkiego pobytu – od końca kwietnia do połowy czerwca 1942 r. – głosił nauki rekolekcyjne. 20 sierpnia 1942 r. udzielił ślubu Janowi Dzieduszyckiemu z Marią z Brzozowskich. Był to jego drugi pobyt w Zarzeczu.
 
Otoczenie parkowe, a szczególnie klomby kwiatów w parku są starannie pielęgnowane przez specjalną ekipę pracowników Urzędu Gminy w Zarzeczu. 
 
W roku 1847, po śmierci Magdaleny Morskiej, otwarto jej testament. W zapisach umieściła nie tylko najbliższą rodzinę. Włościanom hrabina ofiarowała kilka tysięcy korców zboża i darowała wszystkie długi. 365 pereł (bo jedna zginęła – jak odnotowała w swych notatkach) kazała sprzedać, a pieniądze przeznaczyć na rzecz polskich emigrantów w Paryżu i Londynie. Wspierała paryską szkołę  dla dzieci Polonii. Pamiętała  o księżach, oficjalistach i służbie. „Była znakomitą damą, sprawiedliwą panią, uprzejmą sąsiadką, dobroczynną ubóstwu, wspaniałą emigrantom polskim”- czytamy w nekrologu zamieszczonym w pismach galicyjskich.

Pisząc tekst korzystałem z opracowania Krystyny Kieferling, Magdalena Morska. Szkic do portretu pani na Zarzeczu, Wyd. Muzeum w Jarosławiu Kamienica Orsettich, Jarosław 2021, oraz z opracowań muzealnych autorstwa Adriany Pobuty i Piotra Prymona.
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy