Reklama

Lifestyle

Rynek Galicyjski w Sanoku

Antoni Adamski
Dodano: 22.11.2012
537_skansen_sanok_5
Share
Udostępnij
Po pięćdziesięciu latach dyskusji i snucia projektów w Muzeum Budownictwa Ludowego w Sanoku otwarto Rynek Galicyjski. Znalazło się na nim 29 obiektów z 13 podkarpackich miejscowości. Rynek cieszy się ogromnym powodzeniem. Tylko we wrześniu 2011 r. odwiedziło go 20 tysięcy osób (podczas gdy w ciągu roku planowano 100 tys. gości). W każdy dzień powszedni października przyjeżdża po 500-600 osób dziennie. Skąd to powodzenie?
   

Rynek Galicyjski to wizja małego miasteczka z przełomu XIX/XX w. Zgromadzono tu najpiękniejsze zabytki budownictwa drewnianego: domy mieszkalne oraz zakłady usługowe np. zakład fryzjerski (dom z Dębowca z końca XIX w.), zakład fotograficzny (Brzozów XIX w.), piekarnia (Niebylec XIX w.), sklep kolonialny (Jaśliska pocz. XX w.), apteka (Stara Wieś XIX w.). Są także urzędy: gminy (Jedlicze koniec XIX w.), pocztowy (Brzozów kon. XIX w,) oraz karczma (Sanok XIX w.) z kręgielnią i remiza z Golcowej (1920). Na specjalną uwagę zasługują dwa rzadko spotykane obiekty: domy żydowskie z Ustrzyk Dolnych (kon. XIX w.) i z Jaćmierza  (1847r.). W ten sposób pokazano syntezę wielokulturowych miasteczek naszego regionu z ich najważniejszymi funkcjami: mieszkalną, handlową i usługową. Budynki są skromne, parterowe (niektóre to niemal chałupy), wykonane z drewna jodłowego na kamiennych podmurówkach. Zachwycają swą urodą architektury pochodzącej z nieistniejącego już świata. Kryte gontem, z malowniczymi gankami, bielone lub zwracające uwagę bogatą fakturą ręcznie obrabianego siekierami ciesielskimi surowego drewna.
 
Jak prawdziwy

Sanocki Rynek nie sprawia wrażenia makiety. Etnografowie z wielką pieczołowitością odtworzyli wnętrza urzędów, sklepów, warsztatów i mieszkań konkretnych, znanych z nazwiska rodzin właścicieli. (W tym celu MBL przez kilkadziesiąt lat zbierało eksponaty w małych miasteczkach; po „umeblowaniu” Rynku pozostało ich jeszcze tyle, że można będzie odtworzyć wnętrza kolejnych domów). Konieczne były kompromisy. Np. dom z Jaślisk, w którym mieścił się sklep kolonialny Witolda Maczka (a przedtem Żyda Natana zwanego „Szparą”) posiada wyposażenie sklepu Heleny Pyś z Brzozowa. Była ona także właścicielką wytwórni wody sodowej; stąd obok lady skrzynki z butelkami.
   
Stojące na półkach firmowe opakowania wskazują na asortyment: sklep sprzedawał herbatę angielską oraz gatunek „Dwie kotwice” z polskiej hurtowni, kakao Sucharda (Milka), który miał swoją filię w Krakowie, kawę paloną Edwarda Riedla ze Lwowa, z tegoż miasta słynne likiery i wódki Baczewskiego oraz wodę Wysowianka – Zdrój Słony. W blaszanych puszkach przechowywano słodycze Piaseckiego z Krakowa (obecnie: Wawel) oraz cukry i ciasta Hazet ze Lwowa. Wytwórnia dra Gurgula z Jarosławia – znana dziś ze smacznych biszkoptów – reklamowała się niegdyś po francusku: „Bretzles sales. Prix 85 groches. L'usine a vapeur de gateaux” co oznacza: „Solone precle w cenie 85 groszy. Parowa fabryka ciastek” (chodzi o napędzane parą maszyny – ówczesny symbol nowoczesności).

Przez piekarnię, pracownię jubilera do apteki
   

W domu z Niebylca odtworzono piekarnię Albina Kierczyńskiego tak, jak wyglądała ona w roku 1936. W skromnym wnętrzu zwraca uwagę wąska skrzynka z metalowym wałkiem i korbą podobną do tej, jaką używano w maglu. Urządzenie służyło do wytrzepywania resztek mąki z worków, aby „nic się nie zmarnowało”. Sklepy tytoniowe prowadzili zazwyczaj weterani armii austriackiej. W domu z Jaćmierza (ok.1880) na półkach zobaczymy różne gatunki tytoniu: od pospolitych po „Najprzedniejszy sułtański” oraz papierosy: od „Sportów” (na opakowaniu grecki dyskobol ze znanej antycznej rzeźby) poprzez „Śląski rarytas” po najdroższe przed wojną „Egipskie przednie” z nadrukiem „Znawcy chwała”- będącym komplementem pod adresem zamożnego nabywcy. 
   
W swoich magazynach MBL posiadało wystrój i wyposażenie dwóch aptek, pochodzących z Przemyśla oraz z Dynowa. Do ekspozycji wybrano tę drugą jako skromniejszą, odpowiadającą charakterowi małego miasteczka. Była ona jeszcze czynna po wojnie w Sanoku. Po upaństwowieniu nazwisko właścicieli: Baranieckich na szyldzie zastąpił skrót CEFARM. Z pomieszczenia spedycyjnego, obstawionego  półkami pełnymi słojów i słoiczków, opatrzonych łacińskimi nazwami przechodzimy do receptury. To laboratorium: miejsce gdzie przygotowywano leki, lecz także produkowano świece z lanego wosku (w ogrodzie aptekarza znajdowała się pasieka). Do wiszącego kołowrotu przymocowywano knoty, które oblewano woskiem. Jego nadmiar spływał do umieszczonej poniżej blaszanej miednicy. Wnętrze mieszkania aptekarza jest nieco bogatsze: zasobniejsze w ozdobne meble i przedmioty codziennego użytku. Pod łóżkiem stoi „piesek”, czyli drewniany przyrząd do ściągania obuwia oraz fajansowy nocnik w kolorze monarszej purpury zdobiony kwiatami.
 
Tych ostatnich jest w skansenowskich wnętrzach bogata kolekcja. Brakuje za to toalet zewnętrznych (ich rekonstrukcje przewidziano wykonać na wiosnę). W XIX stuleciu – nawet w szlacheckich dworkach – osobie udającej się „za potrzebą” wręczano latarnię, (aby mogła w ciemnościach znaleźć drogę) oraz kij (do opędzania się przed psami). W okresie międzywojennym zaszła w tej dziedzinie prawdziwa rewolucja. Gen. Felicjan Sławoj-Składkowski – z zawodu lekarz, minister spraw wewnętrznych nakazał budowanie w obejściach drewnianych toalet zwanych od jego nazwiska „sławojkami”. W czasie podróży po kraju sprawdzał osobiście czy jego zarządzenie jest realizowane.

Magia na szklanych kliszach
   
W saloniku fotograficznym J. Seredyńskiego (wyposażenie użyczyło Muzeum Jadernych z Mielca) króluje drewniany aparat skrzynkowy z miechem na klisze szklane. Przy okrągłym stoliku nakrytym pluszową kapą leży klockowa secesyjna koronka. Przy nim krzesło w stylu trzeciego rokoka. Jest też klęcznik – do wyboru a także wysokie krzesełko dla dzieci.  Na płótnie odtworzono pejzaż z niby pałacową balustradą na pierwszym planie – straszliwy kicz, ale ważny, bo to on był tłem dla rodzinnych fotografii.

Dawna wizyta u fryzjera
   
W salonie fryzjerskim Adama Motyki z Bobowej zgromadzono przybory przypominające narzędzia średniowiecznych tortur. Są więc brzytwy, którymi roztargniony lub zagadany mistrz mógł nawet uciąć ucho, ręczne maszynki do strzyżenia włosów, które zacinały się boleśnie szczypiąc lub kalecząc skórę głowy (używane do lat 60-tych ubiegłego stulecia) oraz lokówki (parowe, a później elektryczne) do trwałej ondulacji, modnej od lat 20-tych XX w. Aby nie spalić włosów nawijano je na papierowe papiloty. Mycie głowy było zabiegiem skomplikowanym, pracochłonnym i niezbyt częstym. Do zawieszonego wysoko na ścianie metalowego zbiornika wlewano minimalną ilość ciepłej wody, którą powoli spuszczano do głębokiej miski umieszczonej nad fotelem klientki. W latach 20-tych w dalekim Paryżu Polak Antoni Cierplikowski – słynny „Antoine” wylansował krótką fryzurę „chłopczycy”. Przekonywał do niej damy z towarzystwa argumentując, że nowy fason pozwala myć włosy częściej niż raz na dwa tygodnie – co było wówczas regułą wśród „lwic salonowych”.

Osobliwości
   

Osobliwością jednego z domów żydowskich jest weranda z otwieranym dachem tzw. kuczka. Służyła ona jako miejsce modlitw w czasie Święta Szałasów – Sukkot. Pieczołowicie odtworzone zostało wnętrze domu nauczyciela z Dębowca z poł. XIX w, składające się z trzech pomieszczeń mieszkalnych i sieni. Tutaj urodził się profesor geografii Stanisław Pawłowski, późniejszy rektor Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu. Jest także dom mieszkalny (z Jaślisk k. XVIII w.) – nieumeblowany, gdyż służy jako centrum konferencyjne oraz budynek dawnej szkoły ze Starej Wsi z końca XIX w., gdzie urządzono centrum edukacyjne.

Oryginalna remiza i dom żydowski
   
Zaledwie dwa domy Rynku (remiza oraz dom żydowski z Ustrzyk D.) to oryginały. Pozostałe są replikami budynków, które w większości już nie istnieją. Jeszcze 30 lat temu można je było rozmontować i przenieść do skansenu. Czas jednak jest nieubłagalny. Przyczyną był nie tylko brak – od dziesięcioleci – właściwej polityki władz konserwatorskich. Równie ważne były uprzedzenia władz politycznych, które drobnomieszczaństwo uważały za klasę wsteczną i wrogą socjalizmowi. Eksponaty do przyszłego Rynku kupowano zatem jako sztukę „ludową”, a nie – broń Boże –  mieszczańską. Przypomnijmy, iż pierwszy projekt skansenu w naszym regionie – na początku lat 50-tych XX w. – miał charakter ideologiczny. Postulowano by pokazywał on walkę klasową na wsi. W łańcuckim parku planowano postawienie chałup: biedniaka, średniaka oraz kułaka. Stanowiłyby one kontrast z pałacem Potockich – „obszarników i ciemiężycieli mas ludowych”- wedle stalinowskiej nomenklatury. Na szczęście nic z tych planów nie wyszło. Jednak do wczesnych lat 80-tych XX w. turyści oglądali w parku zamkowym specjalny głaz z napisem uświadamiającym, iż zamek został zbudowany na chłopskiej krzywdzie.

     
Muzeum Budownictwa Ludowego w Sanoku, Rynek Galicyjski w Parku Etnograficznym, ul. Rybickiego 3 czynny jest cały rok; od 1 maja do 30 września w godzinach 8.00-18.00; od 1 listopada do 31 marca 9.00-14.00; (także w niedziele i święta). Ceny biletów: 11 zł (dorośli), 7 zł – młodzież, opłata za przewodnika: 40 zł.
tel. 48 13 463 16 72

 
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy