Reklama

Lifestyle

Łemkowie z Zyndranowej. Muzeum dające nadzieję

Katarzyna Grzebyk
Dodano: 10.06.2020
25068_0K3A6337
Share
Udostępnij
Zyndranowa, niewielka wieś w Beskidzie Niskim przy granicy ze Słowacją. Do 1945 roku mieszkało tu 175 rodzin, w tym do 1943 – 4 rodziny żydowskie i pięć cygańskich; resztę ludności stanowili Łemkowie. Roboty przymusowe w Niemczech i wysiedlenia w latach 1945 oraz Akcja „Wisła” w 1947 wyludniły wieś. Gwarna niegdyś Zyndranowa liczy dziś około 30 rodzin, głównie mieszanych oraz kilka łemkowskich, ale wieś jest… centrum kultury łemkowskiej za sprawą niezwykłego muzeum. Przed laty wspólnie z łemkowskimi działaczami założył je Teodor Gocz. Miał 39 lat i był człowiekiem mocno doświadczonym przez wojnę. Katowany, więziony, na wiele lat pozbawiony kontaktu z rodziną, wiedział, jak istotne jest gromadzenie łemkowskich pamiątek.
 
Pochodzenie Łemków (Rusinów) jest przedmiotem sporów w środowisku naukowym, istnieją trzy koncepcje. Pierwsza z nich mówi, że Łemkowie pochodzą od kolonizatorów wołoskich, którzy z obszarów Rumunii wędrowali ku północy i zachodowi. Dotarli na tereny Bieszczad, Beskidu Niskiego i Sądeckiego. Druga – że Łemkowie pochodzą ze słowiańskiego plemienia Białych Chorwatów, zamieszkującego tereny środkowych i zachodnich Karpat. I w końcu trzecia – Łemkowie pochodzą od pasterzy trackich, którzy prowadzili nomadyczny tryb życia. Większość badaczy polskich stoi na stanowisku kolonizacji wołoskiej i ta koncepcja jest ogólnie powszechna w dostępnej literaturze.
 
fot. Tadeusz Poźniak
 
Łemkowie do okresu wysiedleń w latach 1945-1947 zamieszkiwali w zwartej grupie obszar Łemkowszczyzny (po polskiej stronie Karpat – teren od Wysokiego Działu w Bieszczadach, po dolinę Popradu w Beskidzie Sądeckim, oraz tzw. Ruś Szlachtowska na pograniczu Małych Pienin i Beskidu Sądeckiego; po stronie słowackiej – pas Beskidów). Na Podkarpaciu zamieszkiwali głównie: Mokre, Szczawne, Kulaszne, Rzepedź, Turzańsk, Komańczę, Zyndranową, Sanok. W latach 1945-1946 z terenu Podkarpacia wysiedlono na tereny byłego ZSRR część ludności łemkowskiej. Pozostałych, w 1947 roku, w ramach akcji „Wisła” repatriowano na ziemie zachodnie. Tętniące życiem łemkowskie wioski opustoszały; nastąpiło dewastowanie i grabienie zabytków kultury materialnej Łemków.
 
– Lata hitlerowskiej okupacji nie wróżyły jeszcze naszej tragedii, podobnie jak nic nie zapowiadało jej tuż po „zwycięstwie” i rozbiciu niemieckiej potęgi militarnej. Porozumienie o dobrowolnym przesiedleniu na wschód zostało podpisane między Związkiem Radzieckim i Polskim Komitetem Wyzwolenia Narodowego już w 1944 roku. Łemkowie do końca nie wierzyli, że będą ich wyganiać z ojczystej ziemi, z rodzinnych domów, na wschód i na zachód, pod eskortą wojska – mówi Teodor Gocz, autor książki „Życie Łemka”.
 
Akcja „Wisła” rozdzieliła rodzinę Goczów na wiele lat

Historia rodziny Goczów może być symbolem dramatu, jaki dotknął wiele łemkowskich rodzin. W 1930 roku ojciec Teodora, Nykołaj, wyjechał „za chlebem” do Ameryki, zostawiając w domu 9-miesięcznego Teodora i młodą żonę z drugim dzieckiem pod sercem. Wiele lat ciężko pracował, by sprowadzić rodzinę do siebie. Niestety, gdy dokumenty były już gotowe i rodzina mogła szykować się do wyjazdu, wybuchła druga wojna światowa, a potem…
 
2 października 1945 roku do Zyndranowej przyjechali oficerowie polskiego wojska. Łemkom kazali przygotować się do wyjazdu na Ukrainę na następny dzień. Ludzie kładli na wozy to co najpotrzebniejsze: pierzyny, odzież, trochę jedzenia. Wypędzeni przez trzy tygodnie czekali na pociąg, często o głodzie i chłodzie. We wsi zostały 32 rodziny, które na różny sposób broniły się przed wysiedleniem. Pradziadka Teodora Gocza, Teodora Kukiełę, zostawiono, bo przez 43 lata był pisarzem gromadzkim; Matka Teodora pokazała dokumenty świadczące o wyjeździe do męża do Kanady. Nie wysiedlono ich, co wcale nie oznaczało spokoju. Ci, którzy zostali, żyli w strachu, przed bandyckimi napadami na Łemków. Dom Goczów i Kukiełów miał być nawet spalony, jednak Teodor Kukieła przekonał napastników, że pisarz gromadzki może okazać się potrzebny.
 
Na początku czerwca 1947 roku 17-letni Teodor został w Tylawie dotkliwie pobity i aresztowany za rzekome posiadanie broni i amunicji oraz sprzyjanie banderowcom (w marcu od kul UPA zginął w Jabłonkach gen. Karol Świerczewski, więc działania wojskowe były na tym terenie wzmożone). Razem z innymi aresztowanymi był nieludzko torturowany – bito go do nieprzytomności, zatrzaskiwano mu ręce w drzwiach, głowę wsadzani w oparcie krzesła i bito… – Całe moje ciało było czarne, pokryte pęcherzami. Prosiłem, żeby mnie zabili i więcej nie męczyli. Nic z tego nie rozumiałem, przecież byłem niewinny – wspomina Teodor Gocz. 13 czerwca 1947 roku został skazany na 8 lat więzienia. Jak twierdzi, nigdy nie współpracował z banderowcami, nic nie wiedział o okolicznościach śmierci Świerczewskiego, nigdy nie posiadał broni i amunicji. Miał przecież 17 lat, swoje obowiązki w gospodarstwie domowym i zainteresowania typowe dla ówczesnego nastolatka.
 
W połowie sierpnia 1948 roku matka Teodora i jego młodszy brat Wanio wyjechali do ojca do Toronto. – Paszport był gotowy i dla mnie. Mama chciała wiedzieć, kiedy wyjdę z więzienia. Z wielkim bólem powiedziałem, że obowiązkowo mają jechać oboje, bo tego wymaga życie, żeby łączyć rodziny, a ja nie wiadomo kiedy wyjdę… Nigdy nie zapomnę, jak brat chciał mnie całować po rękach, ledwo go powstrzymałem – opowiada Teodor Gocz, którzy przez następne lata z rodziną kontaktował się tylko listownie.
 
Ocalić od zapomnienia łemkowską kulturę

Po wysiedlonych w 1947 roku, w ramach „Akcji Wisła” na tzw. ziemie odzyskane 34 rodzinach, dziesięć zabudowań zamieszkali napływowi osadnicy, a resztę budynków rozbierano, niszczono i palono. Dwa lata później z wygnania powróciły dwie rodziny, kolejnych osiem rodzin wróciło w latach 1956-1957. Powracający odkupywali swoje domostwa od zamieszkujących je osadników, którzy często wracali w swoje rodzinne strony.
 
12 października 1951 roku w święto Ludowego Wojska Polskiego został zwolniony z więzienia Teodor Gocz, ponieważ był w wieku podlegającym pod służbę wojskową. Służył w 13 Batalionie Górniczym; w kwietniu 1954 roku wyszedł do cywila i wrócił do rodzinnej wioski. Po założeniu we wsi spółdzielni rolniczej „Solidarność”, grupa mieszkańców Zyndranowej postanowiła powołać funkcjonujący przy niej zespół artystyczny, w którym udzielał się Teodor Gocz. Pierwszym spektaklem było „Łemkowskie wesele”, które pokazywali w wielu wsiach, a nowo powstała telewizja w Rzeszowie nawet nagrała ich występ. 
 
Przez kilka kolejnych lat Teodor Gocz żył nadzieją na wyjazd do rodziny do Kanady. W końcu, po 30 latach rozłąki, w 1961 roku, nie mogąc się doczekać przyjazdu syna, Nykołaj Gocz przypłynął statkiem „Batory” do Gdyni. Teodor nigdy nie widział ojca, spotkanie było bardzo wzruszające, ale ojciec wkrótce potem musiał wracać do Kanady, bo w Berlinie zaczął się konflikt między blokiem wschodnim a państwami zachodnimi.
 
Po założeniu własnej rodziny w 1963 roku, z pomocą bliskich z Kanady, Teodor podjął się budowy nowego domu, w starym zaś gromadził łemkowskie pamiątki i eksponaty wojenne. Kiedy w 1968 roku rodzina Goczów przeniosła się do nowego domu, w starej „chyży” i stajni znajdowała się już pokaźna kolekcja eksponatów. Po naradzie, jaką zorganizowali w Bielance łemkowscy działacze, 17 sierpnia 1968 roku w Zyndranowej zainicjowała swoją działalność Izba Pamiątek Kultury Łemkowskiej. W skład ekspozycji wchodziły początkowo „chyża” oraz „koniusznia”. W chałupie eksponowano oryginalne, stare meble, przedmioty codziennego użytku, narzędzia gospodarskie, naczynia, stroje ludowe itp. Oczywiście, idea gromadzenia łemkowskich pamiątek musiała napotkać na przeszkody. Życie w mieszanym środowisku w strefie przygranicznej wcale nie było łatwe.
 
– Władza nie chciała, żeby ludzie wracali pamięcią do swojej kultury czy na swoje ziemie w ogóle, ale nie rezygnowaliśmy – mówi Teodor Gocz. – Budynki były bardzo stare, zniszczone, lało się do środka, nikt nie chciał pomóc – dodaje Maria Gocz, żona Teodora. – Potem przygarnęło nas  Muzeum Historyczne w Dukli, a następnie Muzeum Okręgowe w Krośnie i gminny ośrodek kultury. W końcu założyliśmy stowarzyszenie, mamy powołany zarząd i opracowany statut.
 
 Łemkowie, szanujcie swoją kulturę – mówi Teodor Gocz
 
Muzeum prowadzone jest przez powołane przez Goczów (i innych Łemków) Towarzystwo na Rzecz Rozwoju Muzeum Kultury Łemkowskiej w Zyndranowej. Co roku organizuje głośne święto kultury „Od Rusal do Jana”, na którą zjeżdżają Łemkowie z różnych świata oraz sympatycy. Co pewien czas organizowane są warsztaty (np. kręcenia kiczek i szczypania gontów), plenery artystyczne, prowadzona jest działalność wydawnicza. Budynki zostały wyposażone w czujniki szybkiego ostrzegania przed ogniem, wykonano modernizację instalacji elektrycznej, wymieniono poszycie dachu na „chyży”. W miarę możliwości prowadzone są prace konserwatorskie i remontowe. Dzięki funduszom unijnym został wybudowany zupełnie nowy budynek. Wsparcie finansowe Ministerstwa Cyfryzacji pozwala muzeum normalnie funkcjonować, bo funkcjonować musi. 
 
Każdego roku przez wysokie progi łemkowskich budynków przewijają się setki turystów, którzy chcą dowiedzieć się czegoś więcej o Łemkach i ich kulturze. Przyjeżdżają wycieczki z różnych części Polski. – Mamy zatrudnionego na pół etatu przewodnika, który oprowadza turystów, chociaż w sezonie letnim zapotrzebowanie jest dużo większe, więc czasem sama biorę klucze i oprowadzam, bo przecież nie możemy pozbyć się tych, którzy chcą poznać naszą kulturę – dodaje Maria Gocz.
 
Obecnie ekspozycję muzealnej stanowi kompleks kilku budynków, które koniecznie trzeba zobaczyć, by zrozumieć łemkowski folklor. Chyża, zbudowana w 1860 roku (do 1901 roku jako chałupa kurna), składa się z: sieni, w której prezentowane są przedmioty codziennego użytku, m.in. żarna, wagi, narzędzia stolarskie; izby ze starymi meblami, piecem z kapą i zapieckiem, naczyniami glinianymi i żeliwnymi, strojami ludowymi, sprzętem kuchennym; kancelarii pisarza wiejskiego (znajdują się tu stare banknoty i monety, dokumenty, zdjęcia); przybudówki (ma tu miejsce wystawa pisanek, w większości prace Aleksandry Hryńczuk-Polańskiej z Łabowej oraz Anny Buriak z Olchowca); komory ze sztuką cerkiewną i ikonami; stajni – ekspozycja pasterska oraz rzemiosło tkackie; oraz boiska z wystawą narzędzi i sprzętu rolniczego.
 
fot. Tadeusz Poźniak
 
Pozostałe budynki to: koniusznia, w której zgromadzono militaria z czasów I i II wojny światowej; świetlica wiejska pełniąca funkcje wystawowe (malarstwo, rzeźba), znajduje się tutaj również biuro Muzeum z bogatym zestawem publikacji, jedno z pomieszczeń zajmuje biblioteka; kuźnia pochodząca z Zyndranowej (wewnątrz palenisko z miechem, kowadło i zestaw narzędzi kowalskich); kaplica (rekonstrukcja typowej łemkowskiej kaplicy z XIX/XX wieku, wewnątrz ołtarzyk z figurami i obrazami świętych); przeniesiony z Wapiennego wiatrak; mała karczma, która prowadziła m.in. wyszynk piwa, klientów obsługiwano przez okienko z ladą; oraz chlewik – chlewik na świnie, owce i kury – obecnie pełni rolę magazynku na sprzęt gospodarski. 
 
***
 
Po wojnie Teodor Gocz kilkakrotnie starał się o anulowanie niesprawiedliwego wyroku. – W czasach PRL-u moje odwołania nie odnosiły żadnego skutku. Przy władzy byli ci sami ludzie, którzy mnie prześladowali, bili, sądzili i wydawali wyroki. Myślałem, że w III Rzeczypospolitej nastąpi sprawiedliwa ocena stalinowskich czasów i akcji „Wisła”. Wszystko, co było w PRL komunistyczne, stalinowskie – było złe, niesprawiedliwe, tylko ocena tragedii Łemków w 1947 roku pozostała bez zmian. Wyroki z akcji „Wisła” są nadal ważne… – mówi Teodor Gocz. 
Współzałożyciel muzeum twierdzi, że ochrona i pamięć o łemkowskiej kulturze zależy głównie od samych Łemków, rozsianych po całym świecie.
 
Muzeum jest czynne dla zwiedzających w dniach od wtorku do niedzieli, w godzinach od 10:00 do 16:00; poniedziałek pozostaje dniem zamkniętym.
 
W artykule wykorzystałam fragmenty wspomnień Teodora Gocza z jego książki pt. „Życie Łemka”

Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy