Reklama

Lifestyle

Jakub Rydkodym ze Stalowej Woli autostopem przemierza świat

Natalia Chrapek
Dodano: 06.02.2019
44226_droga
Share
Udostępnij
W Zatoce Perskiej złapał statek na stopa, w Izraelu jadł co łaska, a w Chinach, przez jeden dzień miał okazję uczyć dzieci języka angielskiego. Jakub Rydkodym ze Stalowej Woli, poszukiwacz przygód i specjalista od taniego podróżowania, od 10 lat przemierza kulę ziemską autostopem. Zwiedził w ten sposób 41 krajów i ma za sobą 81 tys. przejechanych kilometrów. Autostop, namiot i tanie linie lotnicze pomagają mu poznawać świat niemal za darmo… 
 
Podróżując autostopem zwiedził już niemal cały świat. Jako jeden z niewielu Polaków dotarł w ten sposób m.in. do Pekinu i Dubaju. Tę ostatnią podróż odbył ze skręconą kostką, udowadniając, że niemożliwe nie istnieje. Ma na swoim koncie 41 zwiedzonych krajów i dziesiątki tysięcy przejechanych kilometrów, porównywalnie tyle samo, co dwa okrążenia kuli ziemskiej. Jak przekonuje, źródłem niezapomnianych przygód i najlepszych wspomnień jest poznany w drodze człowiek. 
 
 – Autostop daje możliwość zwiedzania świata za darmo, ale nie to jest w nim najlepsze. Najciekawsze są rozmowy z kierowcami i spotkania z ludźmi, których nigdy nie miałbym okazji poznać. Jechałem stopem z admirałem marynarki wojennej, gangsterem, reprezentantem Polski w hokeju pod wodą, księżmi, policjantami, spadochroniarzami i hodowcami gołębi. Dyskusje z nimi były niezwykle kształcące i inspirujące. Poszerzały moje horyzonty i pokazywały inne punkty widzenia. Nie wspominając już o tym, że poprawiły mój angielski oraz umiejętność porozumiewania się bez wspólnego języka. Dzięki podróżom na stopa, uczę się cierpliwości i lepiej znoszę sytuacje, gdy coś nie idzie po mojej myśli – wylicza Jakub Rydkodym. 
 
 
W drodze do Dubaju. Fot. Archiwum Prywatne Jakuba Rydkodyma
 
Wystarczy wystawiony kciuk i karton
 
Na początku zaczęło się niewinnie. Były pierwsze autostopowe podróże po Bieszczadach i Mazurach. – Stojąc na poboczu, wstydziłem się machać kciukiem i kartonem z nazwą miejsca docelowego, czułem się wtedy trochę jak żebrak. Na szczęście, trafiłem na świetny amerykański film „Wszystko za życie”, przedstawiający prawdziwą historię Christophera McCandlessa, który w pogoni za wolnością wyruszył w podróż do Alaski. Po seansie zdałem sobie sprawę, że moje autostopowe wędrówki to najlepsze, co mogło mi się na wakacjach przydarzyć. To był dopiero początek – dodaje. 
 
Z biegiem lat apetyt na autostopowe podróże wzrastał. Pojawiały się kolejne wędrówki po Bałkanach, Francji, Turcji, Rumunii, Chinach, czy Izraelu. W końcu dwudziestoparolatek stał się niekwestionowanym specjalistą niskobudżetowych i emocjonujących wypraw. I tak dla przykładu, dwumiesięczna podróż po Chinach kosztowała Kubę 3,5 tys. zł. 41-dniowa wyprawa do Dubaju to nieco ponad 600-złotowy wydatek. Z kolei 23 dni wędrówki po Turcji warte było 840 zł.  Do tego, można jeszcze dołożyć 5 dni spędzonych w Izraelu za jedyne 250 zł. Podane kwoty uwzględniają wyżywienie, noclegi, przejazdy i loty. 
 
Jakub Rydkodym postanowił dzielić się swoją wiedzą i zdobytym doświadczeniem podróżniczym z innymi. Na jego autorskim blogu „Plecak wspomnień” można znaleźć nie tylko relacje z podróży, ale też poradniki dla początkującego autostopowicza. Są to m.in. wskazówki dotyczące zakupu tanich biletów lotniczych, wysyłania darmowych pocztówek, pakowania wszystkich niezbędnych rzeczy w bagaż podręczny i wyszukiwania stron z informacjami o darmowym zakwaterowaniu. Trików na oszczędne podróżowanie jest znacznie więcej. Trzeba przyznać, że autostopowicz ze Stalowej Woli opanował je do perfekcji. 

– Jestem wyjątkowo oszczędnym podróżnikiem. Za transport nie płacę ani grosza, bo jeżdżę stopem. Śpię głównie w namiocie, rozbitym gdzieś na dziko. Jeśli chodzi o jedzenie, stołuję się w supermarketach. Chleb, dobra konserwa oraz owoce i warzywa to podstawa  – wylicza. 
 
Autostopem przez świat
 
W 2014 roku Jakub Rydkodym wybrał się w dwumiesięczną podróż do Chin, autostopem oczywiście. Pierwszym przystankiem była Moskwa, następnie przyszedł czas na Bajkał i Mongolię, w której podróżnik spędził ponad dwa tygodnie, poznając codzienne życie miejscowych i …mało przyjazne drogi.
 
– Na kilkuletniej nawierzchni potrafi być więcej dziur i łat, niż na najgorszej polskiej drodze. Czasem asfalt nagle się kończy, żeby za kilka kilometrów równie niespodziewanie się zacząć. Wertepy są niesamowite, ale kierowcy zdają się niespecjalnie nimi przejmować. Asfaltowe drogi nie mącą dziewiczego, naturalnego krajobrazu, a te polne, fantastycznie wychodzą na zdjęciach – tłumaczy autostopowicz. 
 
Ostatnim etapem wędrówki był Pekin, który przyniósł nieoczekiwane niespodzianki. – Przyzwyczaiłem się, że w Mongolii ludzie mi machali, dzieci zagadywały, krótkim „hi!”. To, co jednak działo się w Chinach, przekraczało moje najśmielsze oczekiwania. Byłem tam atrakcją na miarę szympansa w zoo. Ludzie gapili się na mnie z nieskrywanym zdziwieniem, jakbym był pierwszym białym, jakiego widzieli.  Pierwszy raz spotkałem się z sytuacją, że miejscowi to mi robią zdjęcia, a nie na odwrót – opowiada dwudziestoparolatek. 
 
W Chinach, Europejczyk traktowany jest z wielkim szacunkiem, a sam kontakt z nim przynosi prestiż i poważanie wśród lokalnej społeczności. Dlatego już pierwszego dnia pobytu w Pekinie, Jakub Rydkodym otrzymał propozycję pracy w szkole językowej. Miał prowadzić lekcje angielskiego dla dzieci. Skorzystał z niej tylko przez jeden dzień i potraktował jako przygodę, bo o perspektywie kilkumiesięcznego pobytu w Chinach nie było mowy.
 
 
Lekcja angielskiego w chińskiej szkole językowej. Fot. Archiwum Prywatne Jakuba Rydkodyma
 
Podróż autostopem do Pekinu trwała dwa miesiące i kosztowała 3,5 tys. zł. Kuba przejechał 13 tys. kilometrów, poznał 122 kierowców i taszczył ze sobą 15-kilogramowy plecak. A to wszystko z niezliczoną liczbą przygód, które każdego dnia uczyły go chińskiej kultury. 
 
– Bardzo śmieszą mnie chińskie zwyczaje. Niekulturalnie jest np. zostawić pałeczki na talerzu, nierównolegle względem siebie. Z kolei bekanie, siorbanie czy wyrzucanie peta na podłogę w porządnym lokalu, jest jak najbardziej na miejscu – dodaje.
 
Rok później wyruszył do Dubaju, tradycyjnie autostopem. Gdy dotarł do Ankary, niefortunnie skręcił kostkę.  W szpitalu założono mu gips i zalecono chodzenie o kulach, ale nawet taki wypadek nie był w stanie zniechęcić go do dalszej podróży.  Kuśtykając na jednej nodze, z pomocą życzliwych kierowców dotarł do Iranu, w którym bez pamięci się zakochał. 
 
– Irańczycy jedzą na świeżym powietrzu, robią pikniki i przy wspólnym posiłku spędzają ze sobą czas. Wszyscy chcieli z nami rozmawiać i częstowali nas, czym mogli, dlatego nie musieliśmy w ogóle kupować jedzenia. Nigdy nie zapomnę otwartości i życzliwości tych ludzi. Miejscowi pokazywali nam również wyjątkowe miejsca do zwiedzenia, których nie można odnaleźć w Internecie czy przewodnikach turystycznych – wspomina.  
 
Po Iranie nadszedł czas na Zatokę Perską, by stamtąd dostać się do upragnionego Dubaju w Emiratach Arabskich. Jak szybko i tanio pokonać wody zatoki, których średnia głębokość sięga nawet 50 m? Kuba i na to znalazł sprytne rozwiązanie. Złapał duży statek na… stopa.  
 
– Gdy dotarłem nad Zatokę Perską, zapragnąłem zobaczyć Dubaj. Miał mi w tym pomóc rejs statkiem. Nie kupiłem żadnego biletu, ani nie miałem przydzielonego miejsca w kajucie. Z pomocą przyszli Irańczycy. Zaprowadzili mnie do mariny i dzięki ich negocjacjom, kapitan zgodził się mnie zabrać. Ze „statkostopa” korzysta wielu autostopowiczów. Zdarza się nawet, że kapitanowie potrzebują dodatkowej załogi. W ten sposób, podróżnicy cieszą się darmowym rejsem, a załoga ma dodatkowe ręce do pracy – wyjaśnia Rydkodym.  
 
W tej 41-dniowej autostopowej podróży, Kuba przejechał ponad 8 tys. kilometrów, poznał 125 kierowców oraz zwiedził 9 krajów, m.in. Turcję, Rosję oraz Iran. Najważniejsze jednak, że przeżył milion przygód.  Wszystko za jedyne 625 zł. 
 
Rydkodymowa lista marzeń
 
Podróże autostopem do Dubaju czy Pekinu to zrealizowane pozycje na osobistej liście marzeń włóczykija ze Stalowej Woli.  Lata temu sporządził spis 63 rzeczy, które chciałby zrobić w życiu. Pójść na koncert bluesowy w Chicago, chodzić boso po Saharze, złapać na stopa samolot, wypić herbatę z mlekiem jaka w Tybecie i policzyć owce na Wyspach Owczych – to tylko jedne z wielu  zapisanych na kartce.  Do tej pory Kuba wykreślił z listy marzeń 25 punktów. Przekonuje, że to m.in. zasługa trafnej myśli Marka Twaina, która przyświeca mu w nieustannie w życiu. „Za dwadzieścia lat bardziej będziesz żałował tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś. Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań. Złap w żagle pomyślne wiatry. Podróżuj, śnij, odkrywaj.”
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy