Reklama

Lifestyle

Rosja. Gdzie zamordowano świętą siostrę carycy i innych krewnych Mikołaja II

Anna Koniecka
Dodano: 29.12.2019
48859_11
Share
Udostępnij
– Granice dobra i zła są jak te nasze rzeki na Uralu – mówi Andriej. – Płyną, kluczą, a czasami zupełnie zanikają, żeby kiedyś znów się odrodzić albo nie. Czemu u nas tak się dzieje, długo by opowiadać, a nie mam przekonania czy komuś, kto nie jest stąd, byłoby łatwo to zrozumieć. Bez ceregieli rzuca jeszcze jedną uwagę: że przyjechałam o całe dwanaście(!) dni za wcześnie.

No, masz! Spotkaliśmy się przypadkiem w Ałapajewsku. Sam mnie zagadnął, po prostu, jak to w Rosji. Tu ludzie ciągle jeszcze są ciekawi drugiego człowieka, więc o co chodzi? Śmieje się, że on nie o tym, tylko czy znam takie powiedzenie – że należy być we właściwym miejscu o właściwej porze. A ta właściwa pora żeby tu być, to 18 lipca. 
 
Andriej

Mocno podkreśla, że on jest „stąd”. Czwarte pokolenie urodzone na Uralu. Historyk – badacz z zamiłowania. Nikt mu za to nie płaci, że pół życia siedzi w papierach i oddziela prawdę historyczną o zauralskiej Rosji od jedynie słusznej prawdy. Mieszka po wschodniej stronie gór nad rzeką Nejwą. W jego miasteczku Ałapajewsk splotły się dwa światy: piękny i straszny. Tylko który jest który?
 
Tajga

Po wschodniej stronie gór rzeka Nejwa rzeźbi wysoki brzeg w białej skale dopóki starczy jej sił, a potem już cicha, spokorniała, płynie pośród niekończących się sosnowych lasów. Nie spieszy się do ludzkich siedzib. Omija szeroko rozlane błotniste bajora i mroczne uroczyska, gdzie ciągle jeszcze są stare pokopalniane jamy po złożach rudy żelaza wybranej do cna. Pierwszej na Uralu!
 
 
Księżna Jelizawieta Fiodorowna. Fot. Anna Koniecka
 
Porzuconych, zdawałoby się bezużytecznych szybów po odkrywkowych kopalniach z tamtych pionierskich czasów zachowało się sporo w różnych miejscach na Uralu. To pokazuje, jak bogata jest ta ziemia, i jak bez skrupułów szła eksploatacja złóż – tutaj jest cała tablica Mendelejewa.
 
Przyroda nie w zachwycie, a w trwodze. Próbuje zacierać ludzkie ślady. Pozapadane wyrobiska wypełniła czarną wodą, a pod nią trzyma lód, który nawet w upalne lato nie topnieje. Resztę zrobi czas. Póki co, powalone  drzewa strzegą dostępu tu i do niedźwiedzich leśnych ścieżek.
 
Głusza. Niby zwyczajny kawałek starej tajgi, jak u Szyszkina na obrazach – miejscami piękny, miejscami straszny. A w tle niewyobrażalnie okrutny epizod z nowożytnej historii, która, zdaniem Andrieja i wielu Rosjan, powinna się doczekać rzetelnego wyjaśnienia. 
 
Mord

– Dźwigamy, nie ze swojej winy, ciężar największej politycznej zbrodni popełnionej w Rosji na początku dwudziestego wieku.  – Andriej mówi o tym, co się wydarzyło za Uralem w lipcu 1918 roku. Ma ogromną wiedzę na ten temat. Wręcz bombarduje faktami i wątpliwościami. Mówi bardzo emocjonalnie. 
 
 W wielkim skrócie: z 16 na 17 lipca 1918 roku bolszewicy zabili w Jekaterynburgu uwięzionego tam cara Mikołaja II, jego żonę i ich pięcioro dzieci. 
 
Następnej nocy, 18 lipca, niedaleko Ałapajewska, w opuszczonej kopalni rudy żelaza, zamordowali starszą siostrę carycy, księżnę Jelizawietę Fiodorowną, pięciu krewnych cara – książąt z dynastii Romanowów, oraz mniszkę Warwarę, która towarzyszyła Jelizawiecie na zesłaniu za Ural. Obie należały do tej samej formacji zakonnej, założonej przez księżnę.
 
Stara kopalnia, gdzie bolszewicy dokonali mordu krewnych cara Mikołaja II, nazywa się Nowaja Sielimskaja. Przysiółek Wierchniaja Siniaczicha.
 
Byłam tam jadąc do Ałapajewska. To rzeczywiście niedaleko od miasteczka. Teraz jest asfaltowa droga. Jest też okazały klasztor (męski). Na teren dawnej kopalni (i do klasztoru) wchodzi się przez biało otynkowaną murowaną bramę. Trochę jak do twierdzy.
 
Straszne miejsce. Potwornie zła energia; chce się stamtąd jak najprędzej uciec. Szyb kopalniany, gdzie żywcem zrzucono zesłańców, był głęboki na dwadzieścia metrów. Wrzucono ich ciężko pobitych. Księżna Jelizawieta i mniszka Warwara były nieprzytomne. Księcia Siergieja (wnuk cara Mikołaja I), który jako jedyny próbował się bronić przed zepchnięciem do dołu, bolszewicy zastrzelili. Obrzucili szyb granatami ręcznymi, ciskali płonące gałęzie, bo tamci, w tym dole ciągle jeszcze żyli… Długo było słychać dochodzące stamtąd głosy. (Śpiew psalmów wg źródeł cerkiewnych).
 
 
Dół śmierci – dawny szyb kopalniany. Nowaja Sielmskaja. Fot. Anna Koniecka
 
Jeśli kiedykolwiek istniały granice zła, to w tej sielimskiej kopalni zostały niewyobrażalnie daleko przekroczone.  
 
W Jekaterynburgu, w muzeum, widziałam zdjęcie czterech milicjantów (tak byli podpisani, jeden nawet z imienia i nazwiska), jak siedzą nad tym strasznym dołem. Jeden obok drugiego, rządkiem. Zdjęcie z 1918 roku, z października. Wtedy białogwardiejcy przegonili na chwilę bolszewików i zdążyli wydobyć ciała pomordowanych; zajęło im to cztery dni. 
 
Szyb wygląda teraz zupełnie inaczej niż na tamtej starej fotografii. Tam było gliniaste, szutrowe wyrobisko, dziura w ziemi, dna nie widać, a na wierzchu wał z kamieni, szutru, oblepionych tą gliniastą mazistą ziemią. 
 
Wyrobisko przypomina teraz olbrzymi lej po bombie, dość płytki,  bardzo szeroki. Otaczają je pochylone stare sosny; zdają się wyrastać z dna. 
 
Kobieta, która przyjechała z Jekaterynburga, żeby się pomodlić, opowiedziała taką historię: 
 
Dół był jakiś czas temu obsiany z wierzchu trawą. Ale mnisi postanowili przywrócić mu dawny(?) wygląd –  wysypali go czarnym grubym miałem.
 
 -To chyba ruda żelazna, ale nie znam się na geologii – zastrzega się kobieta z Jekaterynburga. Jest konsjerżką w prywatnym hoteliku. Emerytowna nauczycielka, księgowa (multiprofesjonalna). Mówi, że musi zapracować na marzenie, a ono jest takie: kupić malutki pokój z kuchnią. Duże mieszkanie zostawiła dzieciom. Śpi w recepcji hotelu za kotarą. Chwilowy dom. Ta chwila trwa już parę lat. –  Jeszcze trochę jakoś muszę wytrzymać. A jak mi ciężko, przyjeżdżam tutaj. Pomodlę się, wypłaczę, „naładuję akumulatory” i znowu mogę wracać.
 
 
Nowaja Sielmskaja, teren kopalni, miejsce kaźni, gdzie bolszewicy zamordowali krewnych cara Mikołaja II. Fot. Anna Koniecka
 
Kult

Po wieczornej mszy mnisi z klasztoru obchodzą z wiernymi, którzy akurat są, dół dookoła. Najwięcej ludzi jest 18 lipca, w rocznicę męczeńskiej śmierci ofiar bolszewickiej zbrodni. Jelizawieta była czczona (nieoficjalnie) już w latach dwudziestych ub. wieku. W przyklasztornej cerkwi jest relikwia świętej – strzępek ciała, które, jak opowiadają ludzie, nie uległo rozkładowi. Ciało Jelizawiety (najbardziej znana święta męczennica w Rosji), potajemnie wywiezione z Rosji, pochowano w Jerozolimie. 
 
Car Mikołaj II i jego rodzina zostali kanonizowani w 2000 roku. Kult carskiej rodziny przybiera formy niekoniecznie akceptowane przez Cerkiew (m.in. akty masowej narodowej pokuty, odbywane 17 lipca.)
 
 
Cerkiew w Ałapajewsku. Fot. Anna Koniecka
 
Pojawiają się wątpliwości co do autentyczności szczątków cara pochowanego z honorami w Sankt Petersburgu, z udziałem władz państwowych (dwa lata przed kanonizacją). 
 
W oparciu o badania DNA eksperci orzekli wprawdzie, że to są szczątki cara Mikołaja II, żony i dzieci. Ale… ponownie przebadany w ub. roku stan uzębienia czaszek na to nie wskazuje. W czaszce mającej należeć (wg wcześniejszych ustaleń) do Mikołaja II, brakuje dwóch zębów. Co więcej –   stwierdzono dentofobię, czyli chorobliwy strach przed dentystą. Tymczasem car (jego rodzina też) regularnie leczył zęby.
 
Ekspertyza została przeprowadzona w ramach śledztwa, które zostało wznowione na prośbę Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej. /Informacje o rezultatach ekspertyzy podał Moskiewski Komsomolec – największy dziennik w Rosji./

Miasteczko
 
Miasteczko Ałapajewsk: Ledwie kropka na płachcie starej mapy wydrukowanej na ceracie jeszcze w radzieckich czasach. Choć zajmuje dużo miejsca w plecaku, w wyprawach na Wschód nieoceniona; wciąż aktualna! Andriej pyta, skąd ją mam. Zdobyczna!
 
Ałapajewsk w realu: Lokalne centrum czarnej metalurgii; na Uralu jedno z najstarszych. Głęboka prowincja. Ludzie – serca z wosku. Pomogą, podwiozą, ugoszczą. Zrobią nawet dla jednego widza koncert. Niesamowite miejsce – i historia. W muzeum instrumentów muzycznych, jedynym takim w wielkiej zauralskiej Rosji, zgromadzono ich kilka tysięcy. Miniatury i oryginały. Zabytkowe, ludowe, magiczne, szamańskie, cenne, z patyka, z końskiego włosia… Znajome ze świata, z różnych epok. Słyszał kto o grającej butelce? Tu jest.
 
Fenomen polega na tym, że można posłuchać, jak brzmią te instrumenty. Kustoszka – muzykolog, multiinstrumentalistka. Boże Jedyny, co za talent! Widząc, że spotkała bratnią duszę, dała taki koncert, że brak słów. To było jak haust powietrza po tej strasznie ciężkiej krzyżowej drodze w nowosielimskiej kopalni. 
 
Przepraszam, wiem, że święci mają swoje prawa, ale zwykli ludzie czasem też. 
 
Pytam panią muzykolog, jak się jej dzieciom uczy w szkolnej klasie, która sprawia wrażenie, że jest miejscem kultu. Niektórzy ludzie w miasteczku mówią –  że naprawdę jest. Inni, że to izba pamięci nawiedzana przez pątników. W tej szkolnej salce mieszkała księżna Jelizawieta, gdy zesłano ją za Ural.
 
 
Szkoła średnia w Ałapajewsku. Tutaj w 1918 roku umieścili bolszewicy Jelizawietę Fiodorowną Romanową. Fot. Anna Koniecka

Na centralnym miejscu, na tle okien, stoi naturalnej wielkości portret świętej mniszki męczennicy. W gablotach fotogramy dokumentów, opisy jej męczeńskiej śmierci. A pomiędzy – szkolne ławki. Jak te dziecięta mają się uczyć, skoro tu ciągle ktoś przychodzi?
 
Andriej zaprowadził mnie do tej szkoły. Jest to szkoła średnia. Był oburzony uwagą o kulcie. Pani muzykolog – nie. 
 
Pietia
 
W cerkwi odnowionej elegancko, dopiero co – tak na oko, modli się kilka starszych kobiet. Za dwanaście dni palca nie da się tu wetknąć. 
 
Ałapajewsk – nieznane poza Rosją zauralskie miasteczko, 18 lipca przeżywa apogeum popularności, a może – religijności. Zjeżdżają się pątnicy z całej Rosji. Dzień wcześniej, jak co roku, w rocznicę mordu carskiej rodziny odbywa się droga krzyżowa w Jekaterynburgu.  W zeszłym roku uczestniczyło w niej ok. 100 tys. ludzi.
 
Błogosławiona niech będzie dzisiejsza cisza, (święty) spokój, kurz na ulicach miasteczka ledwo pokropiony deszczem. Kalendarzowe lato, a tutaj ciągle jeszcze wiosna. Kwitną bzy. Piękno ratuje świat.
 
Pod figurą świętej Jelizawiety, przed cerkwią, ktoś praktyczny postawił plastikowy kubeczek, a w nim świeże kwiatki. W tej cerkwi modlił się kiedyś mały chłopiec. Pietia Czajkowski. Mieszkał kilka domów dalej. Jego dom (dworek), niebieskiego koloru, właśnie tym kolorem się wyróżniał. Teraz jest kanarkowy, podwórko wybrukowane, wylizane – ani ździebełka trawy. Jakby życie stąd uszło. Na szczęście wraca, kiedy się wejdzie do domu. 
 
Koncert b-moll w holu. Mocne powitanie. Po pokojach biegną na paluszkach miniatury fortepianowe.
 
Smutne trochę; kuśtyka żołnierzyk drewniany, a powinien dziarsko maszerować. Kompozytor zapisał go w tytule jako: „Marsz drewnianych żołnierzyków”. „Choroba lalki”,  „Pogrzeb lalki”… Czemu takie tytuły, taki nastrój? – to są emocje zapamiętane z dzieciństwa. Buzują potem w dorosłym człowieku; czasem nie dając żyć. 
 
Czajkowski skomponował te miniatury (są w „Albumie dla młodzieży”), kiedy już był dojrzałym człowiekiem. Do końca życia unikał wspominania dzieciństwa. Zamknięty w sobie, osobny – w swoim świecie. Tak samo jak w Ałapajewsku, kiedy miał dziewięć lat. „Gram dla siebie, kiedy jest mi smutno” – mówił.
 
 
Fortepian, na którym grał mały Pietia Czajkowski w Ałapajewsku. Fot. Anna Koniecka
 
O Ałapajewsku – ten wstrętny Ałapajewsk. 

„On tutaj nie jest szczęśliwy” – pisał później Modest, brat kompozytora i pierwszy jego biograf. Czemu nie był szczęśliwy? To był samotny mały chłopiec. Nadwrażliwy. Kruchy jak porcelana. Wszystko, co znał, co było mu bliskie, zostało po tamtej stronie Uralu, w Wotkińsku. Tam, gdzie się urodził. Tu nikt w domu nie interesował się jego talentem muzycznym. Rodzice nie zrobili nic, żeby go rozwijać. Miał zostać prawnikiem, a nie zawodowym muzykiem. Tak zdecydowali. No i skończył te studia, schował dyplom do kieszeni i… na całe szczęście postawił na swoim.
 
Miasteczko się szczyci – to jeden z piękniejszych epizodów w jego historii: mieszkał tu wielki kompozytor, mały człowiek. Chłopiec. Krótko, ledwie półtora roku. A tyle dobrych emocji. Tyle dźwięków. Tu, w Ałapajewsku,  zaczął komponować. 
 
W dworku, gdzie mieszkał z rodzicami, zanim posłali go z powrotem do szkoły z internatem w Petersburgu,  teraz jest muzeum. Pokoje urządzone sprzętami z epoki. Zachował się fortepian, na którym grał Czajkowski. Za sprawą tego fortepianu i ludzi, którzy prowadzą to muzeum, powrócił najcenniejszy skarb do miasteczka – świat dźwięków. Które – jak sam mówił Czajkowski  – nawiedzały go nieustannie, gdziekolwiek był, bez względu na to, co zrobił. 
 
Bardzo chciałabym tu jeszcze wrócić, żeby móc go znów posłuchać. Tylko strasznie tu daleko.
 
Co za paradoks. Miasteczko topnieje. Ludzie uciekają stąd na drugą stronę gór. Do europejskich zarobków, łatwiejszego życia, europejskiej stabilności. No i zima nie trwa po tamtej stronie gór pół roku, jak tutaj. Tylko ciut, ciut krócej.

*Rodzina Czajkowskich musiała się przenieść do Ałapajewska (maj, 1849 r.), bo Ilja Czajkowski, ojciec przyszłego kompozytora dostał tu posadę kierownika huty żelaza.
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy