Reklama

Lifestyle

Na weekend skansen w Kolbuszowej. GALERIA ZDJĘĆ

Antoni Adamski
Dodano: 19.05.2021
50845_DJI_0321
Share
Udostępnij
Muzeum Kultury Ludowej w Kolbuszowej  pieczołowicie odtwarza zaginiony świat Lasowiaków i Rzeszowiaków: „To oni budowali rzeczywistość, z której wyrastamy…był to świat ludzi w jakimś sensie samowystarczalnych… Nie potrzebowali maszyn, by zebrać plony. W rzeczywistości  jednak niczym się od Ciebie nie różnili. Posiadali tylko inne umiejętności, mieli inną świadomość świata, który ich otaczał. Niektórzy twierdzą, że nawet większą niż współcześni. Byli mocno związani z ziemią, szanowali swoich przodków i tradycję przez nich przekazaną. Owa tradycja była wyjątkowa…”
 
Taka zachęta skierowana jest do odwiedzających skansen turystów. Liczba zwiedzających rośnie z każdym rokiem i niedawno przekroczyła 50 tysięcy. Oglądają nie tylko wiejskie gospodarstwa, lecz także domy małomiasteczkowe, jak ten z Żołyni Dolnej postawiony w1815 przez protoplastę mieszczańskiego rodu Cisków, w której rękach pozostawał do początków XX stulecia. Kasa i sklepik mieszczą się w malowniczym, krytym gontem dworku z Sędziszowa Małopolskiego. Nieco dalej – rozłożysta bryła spichlerza dworskiego z Bidzin (1784 – najstarszy zabytek w skansenie) z wysokim gontowym dachem, z lukarnami oraz z malowniczymi podcieniami. Pełniły one rolę  rampy przeładunkowej prowadzącej do wszystkich pomieszczeń budynku. Funkcja w sposób naturalny łączyła się z architektonicznym pięknem.

– To widok obecnie niespotykany. Nie ma prawie dziś  mistrzów ciesielskich. Przeważają betonowi wyrobnicy – komentuje oprowadzający nas Jacek Bardan, dyrektor skansenu.

 
Fot. Tadeusz Poźniak
 
Jego dumą jest ukończony początkiem tego roku dwór z Brzezin. Wystawiony w połowie XVIII w. był przebudowywany przez kolejne dwa stulecia. Pierwotnie miał przyczółek wsparty na  podwójnych kolumnach. Z fasadą łączyły się stojące po bokach – jak w mickiewiczowskim filmowym Soplicowie; w jednym z nich mieszkała Telimena – rozłożyste alkierze. Już dawno temu zostały one rozebrane. Wejście główne osłania przeszklony ganek z dekoracyjną, ceramiczną posadzką. Wchodzimy do przestronnej sieni. We wszystkich pomieszczeniach znajdują się belkowane sufity i taflowe parkiety, zrekonstruowane na wzór tych z  dworów z Tarnowca i Niwisk.
 
Dwór jest jeszcze pustawy. Oglądamy w nich dwa słynne kolbuszowskie meble: komodę i biblioteczkę. Koło niej banalny w formie kwietnik z finezyjną intarsją, w której doszukać się można starych, barokowych wzorów: To praca Wiktora Mazurkiewicza z 1952 r.  jednego z ostatnich kolbuszowskich stolarzy. Jego uczniem był Jan Plis, i na nim kończy się ciągłość tradycji kolbuszowskiego meblarstwa – wyjaśnia dyrektor Bardan.

Mebli kolbuszowskich zachowało się nieco mniej niż trzysta. Większość w zbiorach największych Muzeów Narodowych: w Warszawie, Krakowie oraz we wnętrzach najpiękniejszych pałaców. Można je zobaczyć także na Podkarpaciu: w Rzeszowie, Łańcucie czy Sanoku. Upadek miejscowej wytwórczości nastąpił po  rozbiorach. Obecnie MKL postanowiło zebrać kolekcję mebli kolbuszowskich, o których we współczesnej Kolbuszowej prawie się nie pamięta. -Do tego trzeba  czasu, cierpliwości i pieniędzy – podkreśla dyrektor.
 
We wnętrzach zamontowano jeszcze empirowe drzwi o rzeźbionych płycinach – przeniesione z innego dworu – oraz piece z ciemnozielonych kafli. Piece są  nowe, finezyjnie wykonane na wzór egzemplarzy z końca XIX w. Produkuje je   zakład w Rozwadowie, znany z rekonstrukcji pieców dla sali reprezentacyjnej Collegium Novum UJ.

– W Rytwianach rozebrano dwór, w którym istniał komplet oryginalnych pieców. Zniszczono go, zanim zdążyliśmy interweniować, ale zrobiona szczęśliwie dokumentacja pomogła w odtworzeniu tych unikalnych urządzeń ogniowych – wspomina Jacek Bardan, dodając iż obok skansenowskiego dworu z Brzezin powstanie dworski folwark. Na razie  w pobliżu znalazł się rozłożysty ul pawilonowy z Lubaczowa (pocz. XX w.). Wybudował go Józef Petrus, posiadający także sporą pasiekę tradycyjnych uli domkowych. Skansenowski ul nie ma fundamentów, aby można było transportować go na wozie pod las lub na polany leśne. Ul posiada wewnętrzny korytarzyk po to, aby pszczelarz miał swobodny dostęp do dwudziestu komór mieszczących ramki, w których pszczoły produkują miód. 
 
 
Fot. Tadeusz Poźniak

Chata z Wrzaw należała do rodziny Skwarów i została zbudowana w 1866 r. Dziś mieści ekspozycję dawnej zabawki ludowej autorstwa Stanisława Naroga. Ośrodek zabawkarski mieścił się w Brzózie Stadnickiej. Jego tradycje przetrwały do dziś. Jeszcze teraz możemy kupić na targach malowane w kwiaty koniki ciągnące bryczkę, kurki dziobiące ziarno, niedźwiadki na żerdce czy koniki na biegunach. To wzory tradycyjne. Artysta – snycerz szedł jednak „ z postępem” i swoją twórczość unowocześniał. Zamiast konika rzeźbił ciągnący przyczepę traktor lub walec drogowy. Wszystkie te pojazdy były malowane w jaskrawe kolory i zdobione dekoracyjnymi kwiatami. W chałupie oglądamy całą pracownię: w sieni króluje rozłożysta tokarnia, w komorze obok – kompletny warsztat stolarski. 

Na terenie skansenu wśród brzózek i sosen pełno jest oczek wodnych, w których pławią się kaczki i gęsi (w jednej z zagród muzealnicy trzymają także owce i kozy). Przed powodziami, podtopieniami, a także przed demonami wodnymi chronił św. Jan Nepomucen – „tańczący święty”, zwany tak gdyż zgodnie z barokową konwencją przedstawiany był silnie przechylony w bok, z ugiętym kolanem. Na brzegu potoku stoi kapliczka z Jeżowego (rekonstrukcja) z figurą tego świętego z roku 1824 wzniesiona przez miejscowego chłopa. Sagana. Święty nie uchronił jednak skansenu przed podtopieniem, co widać na zdjęciach sprzed kilku lat.

Za kuźnią ze Staniszewskiego króluje wysmukła dzwonnica oraz bryła kościoła z Rzochowa p.w. św. Marka. Za to drewniane ogrodzenie, wsparte na ceglanych słupkach zostało zrekonstruowane na podstawie przedwojennych zdjęć kolbuszowskiej fary. Świątynia przechodziła niepomyślne koleje losu. W I połowie XIX w. strawił ją pożar, a odbudowana została porwana wraz z plebanią przez wielką powódź. Kolejny kościół powstały w 1843 r. i jeszcze do niedawna służył wiernym. 

W 2010 roku został wraz z pełnym wyposażeniem przeniesiony do Muzeum w Kolbuszowej. Niewielkie jego fragmenty pozostały po jednej z poprzednich świątyń. To ołtarz główny z barokowymi rzeźbami świętych: Stanisława i Wojciecha oraz bocznymi bramkami z malowanym ornamentem rokokowym. Kolejne ołtarze powstawały wciągu następnych stuleci. Ten ze św. Kazimierzem ozdobiony herbami Polski i Litwy przypomina o potędze przedrozbiorowej Rzeczpospolitej. Antepedium przeciwległego ołtarza bocznego zdobi okręt. To fundacja rzochowskich emigrantów ze Stanów Zjednoczonych. 
 
 
Fot. Tadeusz Poźniak
 
Drewniana jednonawowa świątynia zamknięta trójbocznym prezbiterium ma w środku dekorację taką, jak w kościele murowanym. W czasie prac konserwatorskich odkryto, iż wnętrze kościoła obite jest grubym płótnem. Namalowano na nim dekorację iluzjonistyczną. Przedstawia ona ciosy marmurowe przedzielone pilastrami, sprawiające wrażenie bogatego wnętrza pałacowej komnaty. W zakrystii zachowało się kilka ocalałych z powodzi barokowych ornatów, używanych do odprawiania Mszy św. trydenckiej (w każdą trzecią niedzielę miesiąca, od maja do października). Kościół został bowiem ponownie poświęcony. W każdą ostatnią niedzielę kwietnia – na św. Marka – organizowany jest tu odpust. Ponadto uroczyste nabożeństwa odprawiane są w Niedzielę Palmową oraz w święto Matko Boskiej Zielnej (15 sierpnia). Aby uroczystości jeszcze bardziej przypominały te odprawiane w czynnych, na  co dzień kościołach, w świątyni z Rzochowa planowane jest zamontowanie organów piszczałkowych. 

Za kościołem zestawiana jest właśnie plebania z Ostrów Tuszowskich (z 1906 r.), stajnia oraz organistówka z Książnic. W zagrodzie plebańskiej stoi już spichlerz z Boguchwały oraz stodoła z Majdanu Królewskiego. Ten ostatni kryty jest oryginalną czerwoną dachówką, na której widnieją litery wyłożone z dachówki czarnej: XTM. To inicjały jednego z proboszczów – ks. Tomasza Macha. Po zakończeniu prac budowlano-konserwatorskich zespół plebański zostanie udostępniony turystom.
 
„Publiczna Szkoła Powszechna” – głosi urzędowy napis na czerwonym tle nad gankiem. To szkoła z Trzebosi wystawiona w roku 1881: mieściła dwie sale lekcyjne oraz dwupokojowe mieszkanie nauczyciela. Dziś wszystkie pomieszczenia wykorzystywane są na lekcje muzealne. Imponująca ogromna kuchnia wraz z kredensem służy do wykonywania potraw regionalnych. W kolejnym – klasa szkolna odtworzona zgodnie z instrukcją Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego z roku 1936.
 
Nad podwyższeniem – katedrą pedagoga wiszą portrety (od lewej): marszałka Józefa Piłsudskiego, prezydenta Ignacego Mościckiego i naczelnego wodza marszałka Edwarda Rydza – Śmigłego. Na katedrze stary poszarzały globus i dzwonek, którego dźwięk oznajmiał początek i koniec lekcji. Na lewo od katedry w kącie wysypany jest groch, na którym klęczał ukarany uczeń. (Chyba w ministerialnej instrukcji nie ma na ten temat ani słowa?) Są w niej za to wymiary szkolnych ławek.

Te ze skansenu w Kolbuszowej wykonane są zbyt starannie, z precyzyjnie klejonego twardego drewna. Chyba niezmiernie trudno rzeźbić je kozikiem, toteż uszkodzeń mechanicznych ani śladu. Pełno za to atramentowych plam, co dodaje ławkom autentyczności: Aby ławki z eksponatu muzealnego zmieniły się w używany mebel szkolny wystarczy posadzić dzieci do pisania, dać im buteleczki z atramentem oraz obsadki ze stalówką – mówi dyrektor Jacek Bardan. Na zdjęciu lekcji muzealnej sprzed stu lat oglądamy dziewczynki w wiejskich chustkach na głowie. Takich, jakie nosiły ich babki i prababki. 

Chałupa z Lipnicy wzniesiona w latach 60-tych XIX stulenia przez majstra Opalińskiego pokazuje jak mieszkali ubodzy chłopi. W 1966 doprowadzono do niej prąd elektryczny, co wskazuje stojący na honorowym miejscu radioodbiornik „Pionier” w  brązowej ebonitowej skrzynce. „Od kiedy pojawiła się żarówka, to trzeba było chałupę sprzątać, jak na święto…Każdą jedną pajęczynę na suficie było widać, cały brud…Większość tych domów, które u nas mamy [w skansenie], to były chaty dymne, z otwartymi paleniskami, pełne dymu i kopciu. Dopiero na przełomie XIX i XX w., jak ludzie zaczęli wstawiać piece, można było zacząć dbać o dom: bielić ściany, wieszać święte obrazy, makatki malowane na szarym papierze czy płótnie…”- mówi oprowadzający. 
 
 
Fot. Tadeusz Poźniak
 
Na wsiach mieszkali Żydzi trudniący się handlem i wyszynkiem. Karczma oraz sklepik „towarów mieszanych” z Hadli Kańczuckich koło Przeworska z końca XIX stulecia należała do Herszka Zellekrauta – jak informuje szyld nad wejściem. Sklepik jest mały, ciasny i ciemny. Za to w przestronnej izbie restauracyjnej błyszczy się wypolerowana mosiężna blacha szynkwasu oraz kurki prowadzące do beczek z piwem. Za szybką kredensu komplet szkła, wyżej wypucowane miedziane rondle (szynkwas z 1895r. pochodzi z Głogowa Małopolskiego). Niedługo przed II wojną karczmarz zbudował w komorze studnię. Miał dość stałych dokuczliwości, jakie wyrządzała Żydowi miejscowa „kawalerka”.

W skansenie znakomicie pokazane jest wiejskie rzemiosło. Ostatnim właścicielem małomiasteczkowej zagrody z Żołyni Dolnej był Witold Kochmański, który oprócz uprawy roli zajmował się szewstwem. Zachował się jego warsztat, podobnie jak kompletne wyposażenie kuźni ze Staniszewskiego kowala Jakuba Sondeja. Kuźnia była czynna do roku 1976. Z Łążka Garncarskiego pochodzi zagroda ceramiczna Józefa Kurzyny i jego syna Czesława, którzy wypalali naczynia z gliny. Zdobiła je żona tego ostatniego – Marianna. Dziś odbywają się tu lekcje muzealne pt. „Nie święci garnki lepią…” Zagroda rodziny Szylarów swymi korzeniami sięga XVIII stulecia. Wychowało się w niej wiele pokoleń bogatego chłopskiego rodu. Ostatni mieszkający w niej gospodarz – Antoni Szylar miał trzydzieści hektarów ziemi; oprócz tego zajmował się szewstwem i stolarką. Wśród sąsiadów popularny był, jako zielarz, który potrafił zaradzić każdej chorobie. Co więcej: w latach 30-tych XX w., gdy modny był spirytyzm, potrafił wywoływać duchy!  Do skansenu przeniesiono także siedem wiatraków różnych typów oraz zainstalowano malowniczo położony nad stawem młyn wodny z Żołyni Dolnej (1897 r.) 
 
….Zza betonowego ogrodzenia na tyłach karczmy wygląda głowa dinozaura. Prywatny inwestor buduje tu park rozrywki. Tak w bezpośrednie sąsiedztwo skansenu wkracza kultura masowa. Brakuje tylko cyrku z żywymi małpami. A także odrobiny taktu i rozsądku ze strony władz samorządowych, których zdaniem jest dbałość o ład przestrzenny wokół tego wyjątkowego miejsca.
 
 
Pisząc tekst korzystałem z Publikacji MKL m.in. z: Almanachu 2010-2019, Kolbuszowa 2019 oraz Małego przewodnika po Parku Etnograficznym, Kolbuszowa 2015.
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy