Reklama

Lifestyle

Zdrowie. Nie chcemy cudu, wystarczy żeby było normalnie

Anna Koniecka
Dodano: 19.07.2021
55152_lek
Share
Udostępnij
Polska ma najwyższy wskaźnik nadmiernej śmiertelności w Europie. Z danych GUS wynika, że do kwietnia 2021 liczba nadmiarowych zgonów wyniosła w naszym kraju ponad 105 tysięcy. To najgorszy, najtragiczniejszy bilans, jak na razie… Czy wyciągnęliśmy z tego wnioski? Podjęliśmy jakieś działania prewencyjne, albo chociaż zdiagnozowaliśmy faktyczne przyczyny, oprócz tej jednej, oczywistej – że mamy pandemię koronawirusa? Cały świat ma. Ale wszystkiego pandemią usprawiedliwić się nie da. Już nie. Pierwszy szok minął, włączyliśmy krytyczne myślenie. Instytucje kontrolne również. Wychodzą na jaw coraz to nowe fakty, świadczące zarówno o dramatycznych zmaganiach służb medycznych i mimo to przegrywanej walce, jak i o porażającej indolencji aparatu państwa. 
 
Jedno, co sobie zapewnił na samym początku rząd, to ustawowo zagwarantowaną bezkarność za ewentualne działania z naruszeniem prawa. Czy i komu ta prorocza „ustawa antykowidowa” się przyda, czas pokaże. Teraz mamy większe zmartwienia.
 
Pandemia się jeszcze nie skończyła. Czeka nas kolejna fala zachorowań, stąd kluczowe pytanie o wydolność ochrony zdrowia oraz odpowiedzialność państwa. Po to płacimy podatki i utrzymujemy ten rozdęty barokowo aparat władzy i podległe mu instytucje, żeby nas chronił, zamiast skazywać na naturalną selekcję: a niech przeżyją najsilniejsi! Swoją drogą, racjonalne podejście, bo co państwu po słabych, starych, albo chorych na „choroby współistniejące”? Nic, tylko kłopoty i koszty.
 
Choroby współistniejące – ten termin, odkąd wybuchła pandemia, robi zawrotną karierę w ministerstwie zdrowia, przenosząc ciężar odpowiedzialności na samych obywateli. Bo tak się składa, że choroby współistniejące ma prawie połowa Polaków. Dlaczego stan zdrowia polskiego społeczeństwa jest aż tak zły, to osobne pytanie. Co gorsza, z takim obciążeniem jesteśmy słabym przeciwnikiem dla pandemii. My i nasz chory system (opieki zdrowotnej).  
 
Chory system 
 
W przeciwieństwie do personelu medycznego, państwo w pierwszym zderzeniu z pandemią zawiodło, i to na całej linii. Rząd najpierw zbagatelizował zagrożenie, a potem miotał się od ściany do ściany, podejmując chaotyczne decyzje, często spóźnione i podejmowane w zależności od tego, czy aby nie zaszkodzą rządzącej partii. 
 
 Nie mielibyśmy zapewne tylu ofiar, ani tak gwałtownej fali zachorowań wywołanej brytyjską mutacją koronawirusa, gdyby w porę zamknięto granice, zamiast wysyłać dodatkowe samoloty po rodaków pragnących świętować  Boże Narodzenie w Polsce. No i poświętowali, a przy okazji rozwlekli po kraju wirusa, przed którym izolował się rozumny świat. 

Nie sposób oszacować skutków decyzji o zamykaniu oddziałów szpitalnych przed pacjentami chorymi na inne choroby niż COVID, ani skutków odwoływanych operacji i braku dostępu do lekarzy. Nie tylko do specjalistów, co jest w tym kraju normą, ale także lekarzy podstawowej opieki (POZ), zajętych ostatnio głównie „leczeniem przez telefon”.
 
Zalecanym – jak by ktoś zapomniał – przez ministra zdrowia. Ten sam minister chce teraz karać przychodnie, które, jego zdaniem, nadużywały teleporad. Karą ma być nieprzedłużenie kontraktu na leczenie, a skutek będzie taki, że pacjenci zostaną bez lekarza, zwłaszcza w małych miejscowościach. 

Skutki tego, co się dzieje nie tylko za sprawą pandemii, będziemy ponosić latami. To jest jak wyrok z odroczonym wykonaniem. Zwłaszcza że poturbowana przez pandemię służba zdrowia i topniejąca z każdym rokiem kadra medyczna, nie mając wsparcia państwa, sama się nie podniesie i nam też nie pomoże.
 
Brakuje w Polsce prawie 70 tysięcy lekarzy.  20 tysięcy już wyjechało z kraju, a co trzeci rozważa wyjazd.  Tylko w I kwartale 2021 roku okręgowe izby lekarskie wydały ok. 200 zaświadczeń potrzebnych do pracy zagranicą. Rekord nie notowany od lat!
 
Dlaczego polscy lekarze wyjeżdżają? 
 
W Niemczech początkujący lekarz może zarobić nieco ponad 20 tys. zł miesięcznie. A ministerstwo zdrowia: damy wam od lipca 19 zł podwyżki. Brutto! Ale nie o pieniądze tylko chodzi. 
 
W Wielkiej Brytanii młody lekarz zawsze współpracuje ze specjalistą drugiego stopnia, a nad wszystkim czuwa konsultant. Gdy już zostanie zdiagnozowana choroba, terapia pacjenta jest najlepsza z możliwych. Brytyjczycy mogą sobie pozwolić na sfinansowanie bardzo dobrych i silnych leków onkologicznych, immunoterapię, nowoczesną aparaturę do diagnostyki.

W Danii lekarz nie traci cennego czasu na papierologię. LECZY! Kolejki są, ale małe.  Tylko 1 proc. obywateli leczy się prywatnie. Publiczna służba zdrowia jest bezpłatna, bez względu na to, czy się płaci podatki. Szpitale bezpłatne, bardzo wysoki poziom, perfekcyjna organizacja. I co równie ważne dla komfortu pracy lekarza – zdrowie nie ma barw politycznych; to samorządy lokalne ustalają priorytety, co sektorowi zdrowia najpotrzebniejsze, a nie jakaś wszechwiedząca partia rządząca. 
 
W tym roku odeszło na emeryturę 10 tys. 400 pielęgniarek, a w przeciągu kolejnych 6-7 lat odjedzie jeszcze 100 tysięcy. Nie będzie ich kim zastąpić. Młodzi nie chcą pracować w takich warunkach jak ich starsze koleżanki. W tym roku  studia skończyło ponad 5 tys. pielęgniarek, ale do systemu weszło tylko 3 tys.  Rośnie luka pokoleniowa. A co tam luka, to już jest lej po bombie!  Dlaczego tak jest? – opowiada pielęgniarka Krystyna Ptok, przewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych:  Zaniedbania są wieloletnie, ale ten rząd nie robi nic, żeby poprawić sytuację mojej grupy zawodowej.  Od 2019 roku mamy podpisany przez premiera tego rządu dokument dotyczący polityki na rzecz rozwoju pielęgniarstwa i położnictwa. Realizacja tej polityki poległa. 

Pandemia pokazała społeczeństwu, że podstawą systemu ochrony zdrowia są kadry medyczne. Nie łóżka i nie respiratory leczą chorych. Sytuacja kadrowa jest dramatyczna. Potrzebni są przede wszystkim lekarze, żeby leczyć i pielęgniarki, które obejmują swoim wzrokiem grupy chorych, po to by reagować na ich pogarszający się stan zdrowia. Te reakcje muszą być natychmiastowe, a w tej chwili, w szpitalu zastępczym, mamy na 200 łóżek jedną pielęgniarkę.
 
Zgony pacjentów to m.in. efekt braku kadr na oddziałach. Wskaźnik śmiertelności powyżej 500 osób na dobę świadczy o tym, że mamy złą opiekę nad pacjentami. 

Tak źle, jak jest teraz, jeszcze nie było. Personel medyczny, w związku z pandemią, jest już prawie na kolanach. Szczerze mówiąc nie wiem, jak my tę ochronę zdrowia chcemy prowadzić po pandemii. Mamy ogromną kolejkę ludzi czekających na przyjęcie do szpitali na wykonanie zabiegów operacyjnych. W tej chwili operujemy tylko ludzi, których życie jest zagrożone. Jak sobie z tym poradzimy nie mam pojęcia – mówi pielęgniarka. 
 
Nasz niewydolny od niepamiętnych czasów system opieki zdrowotnej podzielił pacjentów na lepszych i gorszych. Niestety. Nie wszyscy mogą być pacjentami kliniki rządowej, gdzie dyrektor biegnie podać kule ortopedyczne pacjentowi ze zoperowanym kolanem. Po czym w ukłonach odprowadza go do rządowej limuzyny. 
 
Prawie połowa Polaków leczy się prywatnie. A kogo nie stać, czeka  w  kolejkach, leczy się sam, albo wcale. Z  powodów finansowych co piąty Polak musi rezygnować z pójścia do lekarza, a co czwarty z wizyty  u dentysty. Na wykupienie leku na receptę nie stać 13 proc. Polaków. A jesteśmy średniozamożnym krajem Unii Europejskiej, kupujemy  najdroższe na świecie systemy podsłuchiwania obywateli i inne cacka jak superbroń u sojusznika, którą on może kiedyś wyprodukuje… dla naszych wnuków. Ale na zdrowiu dziadujemy. I mamy niewydolny system, który stał się normą.
 
Obecny rząd, chociaż zastał w dobrym stanie gospodarkę i mógł nareszcie zainwestować w zdrowie obywateli, nie zrobił nic. Oprócz stwarzania pozorów i składania obietnic na papierze. Papierowa opieka papierowego państwa. To nie mogło się dobrze skończyć. 
 
Strategia na przeczekanie
 
Głównym winowajcą nadmiarowych zgonów w Polsce nie jest sama pandemia – jak utrzymuje rząd, lecz spowodowana przez nią niemal całkowita zapaść i tak już niewydolnego systemu ochrony zdrowia. 
 
Dlaczego zawaliła się ochrona zdrowia w pandemii i jakie są tego konsekwencje – opisuje w swoim raporcie lekarz Paweł Basiukiewicz. Jest kardiologiem, specjalistą chorób wewnętrznych; kieruje Oddziałem Obserwacyjno-Zakaźnym Szpitala Zachodniego w Grodzisku Mazowieckim. Lekarz z powołania, kierownik z konieczności. Tak się przedstawia. Publikując raport zaznaczył, że to jest jego subiektywna ocena. Zatem z autopsji medyka, a nie zza ministerialnego biurka, wyłania się taka oto diagnoza:
 
Na zapaść systemu ochrony zdrowia składa się m.in. jego niedofinansowanie, niedobór personelu, ale także przyjęcie błędnych założeń w walce z koronawirusem. Przyjęcie błędnych założeń w walce z koronawirusem i trzymanie się ich kurczowo, spowodowało, iż jeden błąd rodził kolejny, a indolencja instytucjonalna pogłębiała się –  stwierdza autor raportu.
 
Za wszelką cenę hamujemy transmisję koronawirusa, ale to nic nie daje. Tymczasem koszty takiego podejścia są ogromne. Od ponad roku żyjemy w realiach ciągłego stanu wyjątkowego. 
 
Brak przygotowania systemu ochrony zdrowia do kolejnej, trzeciej fali pandemii, skutkował zwiększoną liczbą pacjentów, którzy za późno trafiali do szpitala i którym lekarze nie byli w stanie pomóc.
 
Zdaniem doktora Basiukiewicza,  jednym z problemów jest nadreakcja na pojawienie się wirusa, czyli stosowane w ochronie zdrowia nadzwyczajne procedury izolacyjne, dezynfekcyjne, zabezpieczające przed możliwością zakażenia, a to z kolei doprowadza do zaniedbań na polu diagnostyki i leczenia pacjentów na inne choroby niż kowid. 
 
O konsekwencjach zaniedbań diagnostycznych i braku leczenia, autor raportu mówi tak: Zmagamy się z narastającym długiem zdrowotnym. Na dotychczasowe nadmiarowe zgony zarówno pacjentów chorych na COVID jak i na inne choroby, należy patrzeć jak na bardzo wysokie oprocentowanie tego długu.
 
Priorytety obywateli
 
Pandemia z całą bezwzględnością obnażyła słabość polskiego systemu ochrony zdrowia. Ale – co brzmi paradoksalnie – otworzyła równocześnie przed nami historyczną szansę. Możemy teraz ten nasz zrujnowany sektor zdrowia odbudować. I to za unijne pieniądze.
  
Ale to jedyna, jak na razie, dobra wiadomość w tej sprawie. Bo czy i jak wykorzystamy tę historyczną szansę, nie zależy od nas podatników, ani nawet od naszych faktycznych potrzeb, tylko od tego, jakie priorytety stawia sobie obecnie władza. 
 
Inwestowanie w zdrowie obywateli niespecjalnie się rządzącym opłaci, znacznie lepiej procentują (przy urnach wyborczych) pieniądze do ręki. Przynajmniej tak było do tej pory. Ale – co widać po sondażach – Polacy  teraz chcą, żeby przede wszystkim doinwestować sektor zdrowia. Tylko trzy procent uważa, że jest OK i nic nie potrzeba zmieniać.

Jaki powinien być ten nasz nowy, lepszy system opieki zdrowotnej? Najtrafniej ujął to polski lekarz, który wyjechał do Niemiec, ale – jak pisze – powrotu nie wyklucza. Pod jednym warunkiem: „My, lekarze pracujący za granicą, nie czekamy, żeby w Polsce sytuacja była korzystniejsza niż w Niemczech. Czekamy, żeby było normalnie." – pisze.
 
 Priorytety władzy
 
W Krajowym Planie Odbudowy, zdrowie Polaków znalazło się na ostatnim miejscu wśród najpilniejszych zadań, które rząd zamierza sfinansować za unijne pieniądze, przeznaczone (obligo!) na usuwanie skutków pandemii. 
 
Na naprawienie zrujnowanego systemu ochrony zdrowia chce  przeznaczyć 4,542 mld euro.  Ale – żeby była jasność – to nie są pieniądze do zainwestowania już teraz,  lecz… w perspektywie 5-6-letniej.  A jak się jeszcze bliżej przyjrzeć, to się okazuje, że większość z tych środków to są kredyty, które trzeba będzie spłacić. Wychodzi na to, że np. szpitale zadłużone po uszy, będziemy ratować zapożyczając się jeszcze bardziej.  
 
Poprawa efektywności, dostępności i jakości systemu ochrony zdrowia to jeden z pięciu filarów Krajowego Planu Odbudowy – obwieszcza z dumą rząd. Jednak na ten cel przeznaczył najmniej pieniędzy ze wszystkich planowanych wydatków.

Nakłady przewidziane na sektor zdrowia powinny być większe, aby była możliwa realna poprawa dostępu do usług medycznych oraz leczenia zgodnego z europejskimi wytycznymi klinicznymi   – alarmują medycy, naukowcy, ekonomiści. I co? Nic. Z tym samym skutkiem apelowali o zwiększenie środków na rozwój przemysłu farmaceutycznego  dziekani wydziałów farmaceutycznych oraz chemicznych czołowych polskich uczelni. Bo to jest kwestia bezpieczeństwa  lekowego! I szansa na rozwój przemysłu farmaceutycznego, a co za tym idzie, na modernizację  gospodarki.  Historycznej szansy na rozwój produkcji farmaceutycznej w tym rozdaniu nie będzie. Co to oznacza w dobie pandemii? Nie łudźmy się, ta covidowa była pierwsza, lecz nie ostatnia. 
 
Najlepszym lekarstwem (na wszystko) będzie nowy bardzo ważny urząd. W raporcie Ministerstwa Zdrowia, opublikowanym 31 maja (raport zawiera główne założenia reformy polskiego szpitalnictwa)  pojawia się zapowiedź powołania tego arcyważnego urzędu, który uzdrowi, naprawi (i co tam jeszcze kto chce, zrobi). Ten nowy urząd będzie się nazywał Agencja  Rozwoju Szpitali (ARS). Ile stołków przybędzie do obsadzenia? 

Gdy zakończy się pandemia konieczna będzie odbudowa po wielkiej katastrofie… 
 
Raport – Narodowy Test Zdrowia Polaków 2021
Zły stan zdrowia Polaków jeszcze  się pogorszył. Średni Indeks Zdrowia wynosi obecnie zaledwie 54,7 proc., czyli aż o 7,2 mniej niż w ub. roku. 47 proc. Polaków cierpi na choroby przewlekłe. Co czwarty Polak ma zdiagnozowane nadciśnienie tętnicze, co piąty alergię lub astmę, co dziesiąty depresję a co czternasty cukrzycę. Na choroby serca cierpi 10 proc. Odsetek osób z chorobami serca, alergią lub astmą, depresją, chorobą nowotworową wzrósł o 1 proc. w stosunku do 2020 roku. O 12 proc. zmalała liczba podstawowych badań profilaktycznych. 

Narodowe Centrum Nauki sfinansowało projekt, który miał pokazać skalę zjawiska i powody, dla których polscy lekarze wyjeżdżają zagranicę. Przepytano lekarzy z 15 szpitali w siedmiu miastach Polski. 27,2 proc. badanych rozważa możliwość emigracji. Częściej byli to rezydenci niż specjaliści. Powód? Wyższe wynagrodzenia (80,6 proc.), lepsze warunki pracy (72,9 proc.) i mniejsze obciążenie obowiązkami administracyjnymi (53,5 proc.).

O 50 proc. zmniejszyła się liczba chorych leczonych z powodu zaburzeń rytmu serca, a o 30 proc. z powodu ostrej niewydolności serca. Ilość hospitalizacji ( rok do roku) spadła o 35 proc! 
 
Źródła: portale Prawo.pl, Onet.pl,  money.pl, medonet.pl , rynekzdrowia.pl, Forum Twoja Dania – GoldenLine.pl, cowzdrowiu.pl,  Naczelna Izba Lekarska, Okręgowa Izba Lekarska w Katowicach, medExpress.pl, Fundacja MY Pacjenci, Małgorzata Radziukiewicz „W kierunku dialogu o spójności społecznej”, Elżbieta Kasprzak „Kwestia ubóstwa i wykluczenia w systemie ochrony zdrowia”.
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy