Reklama

Lifestyle

Jak wyhodować szczęście? Pozytywna psychologia także dla Polaka

Anna Koniecka
Dodano: 08.11.2019
48242_psychologia_pozytywna
Share
Udostępnij
Dlaczego powinniśmy zadbać o własne szczęście? Bo nikt nie zrobi tego za nas. Chociaż są sytuacje i problemy przerastające możliwości pojedynczego człowieka, a nawet całych społeczeństw, i powinny być rozwiązywane instytucjonalnie przez rządy, państwa, organizacje. Powinny, ale nie są. 
 
Nasilają się w XXI wieku zachorowania na depresję. To jest epidemia naszych czasów.  Choruje już około 350 milionów osób na świecie, a do 2030 r.,wg szacunków WHO, depresja będzie najbardziej powszechną chorobą, obecną częściej niż choroby serca. Ale na skutki nie musimy czekać do następnej dekady. Skutki już są. Wg danych WHO z 2017 roku, chorobą, która w największym stopniu utrudnia codzienne funkcjonowanie, jest depresja.  W 2020 r. będzie drugim, po chorobie niedokrwiennej serca, najbardziej obciążającym społeczeństwa schorzeniem, także w sensie ekonomicznym.  A koszty społeczne? – ich oszacować się nie da. Bo na ile można wycenić ludzkie życie?
 
Z badań opublikowanych we wrześniu wynika, że spośród wszystkich krajów UE,  do największej liczby samobójstw wśród młodych mężczyzn i nastolatków dochodzi w Polsce. Przyczyną większości samobójstw na świecie jest depresja. Więcej niż trzydzieści państw, niekoniecznie tych ze światowej czołówki, ma systemowo rozbudowane rządowe programy przeciwdziałania depresji. Przybywa kolejnych państw, które przeznaczają na to naprawdę poważne pieniądze, bo to jest poważna strategiczna inwestycja – w ludzki kapitał. Ale na tej liście Polski nie ma. Polskie państwo, aspirujące do grona najbardziej rozwiniętych gospodarczo krajów, żadnego takiego programu widać nie potrzebuje. Tylko, że w szpitalach psychiatrycznych dla najpilniejszych pacjentów, dzieciaków po próbach samobójczych, brakuje miejsca nawet na korytarzach.
 
 Jest za to raport pt. „Priorytetowe działania w obszarze zdrowia psychicznego na lata 2016–2020.” A tam, wśród pięknych frazesów, że „zdrowie jest kapitałem, który może przynieść fizyczny, psychiczny oraz społeczny dobrostan i – w konsekwencji – dobrobyt”, przerzuca się cały ciężar troski o ten „zdrowotny kapitał” na samo społeczeństwo. Raport – piszą autorzy – jest skierowany do jednostek samorządów w całym kraju, gdyż to właśnie na lokalnym poziomie najszybciej i najlepiej można dotrzeć do ludzi, którzy już teraz lub w przyszłości mogą borykać się z problemami zdrowia psychicznego, takimi jak depresja czy nerwica (…) Kondycja psychiczna Polaków nie jest, niestety, najlepsza, ale nie znaczy to, że nie mamy na nią wpływu. Wierzymy, że raport (…) pomoże wielu jednostkom samorządu terytorialnego w naszym kraju w podjęciu skutecznych działań wzmacniających kondycję psychiczną mieszkańców polskich wsi, małych miast i wielkich aglomeracji. Troska o zdrowie (…) obecna we wszystkich politykach w Polsce już dzisiaj, szczególnie najbliżej miejsc, gdzie żyjemy, to szansa każdego z nas z osobna oraz wszystkich jako wspólnoty na lepsze jutro”. Czysta poezja.  Nie można lepiej. Ile kosztowało stworzenie tej „strategii”? Jedno łóżko szpitalne? Więcej?
 
Kondycja społeczeństwa to jest fundament, na którym opiera się każda zdrowa gospodarka. Każde zdrowe państwo.
  
O kosztach ekonomiczno-społecznych mówi lekarz psychiatra, prof. Janusz Heitzman: „Problem złej kondycji psychicznej Polaków odbija się negatywnie również na innowacyjności narodu. Nie jesteśmy mniej zdolni niż inni, ale mniej w nas jest wiary w sukces badawczy czy odkrywczy. Konieczna jest zmiana optyki spojrzenia na kwestie zadowolenia człowieka z życia, z tego co robi, jak się rozwija na polu zawodowym, społecznym i osobistym. Sukces zawodowy i twórczy jest przypisany ludziom wolnym od nacisków, nie spętanym lękiem i depresją”/cyt.  PAP/.
 
Antydepresant XXI wieku

Wspieranie zdrowia i dobrego samopoczucia ludzi oraz pomaganie im w optymalizacji życiowych doświadczeń jest tak samo ważne, jak wspieranie funkcjonowania osób chorych. To przekonanie legło u podstaw pozytywnej psychologii. Nowej nauki, która rodziła się w Stanach Zjednoczonych w trudnych latach pięćdziesiątych ub. wieku, a teraz robi światową karierę. Ta nowa nauka nie bez powodu jest nazywana nauką o szczęściu, sile i cnotach człowieka. Bo to jest nowe spojrzenie na człowieka, na jego możliwości, potrzeby, talenty, pozytywne cechy, mocne strony, które w każdym z nas są, tylko trzeba je znaleźć i dalej rozwijać. Wzmacniać to, co może funkcjonować lepiej, czyniąc nas szczęśliwszymi. To taki nasz antydepresant XXI wieku.
 
Czy pozytywna psychologia jest receptą na wspaniałe szczęśliwe życie? Nie. Bo nie ma uniwersalnego lekarstwa na wszystkie choroby. Ale… Poprzez wzmacnianie pozytywnych cech psychicznych i budowanie szczęścia jest realna szansa na obniżenie ryzyka zaburzeń psychicznych i zachorowania na depresję. Wskazują na to wieloletnie badania prof. Martina Seligmana i innych naukowców zajmujących się psychologią pozytywną. Dbanie o własne szczęście (nauka nazywa je dobrostanem) może w dużej mierze ochronić nas przed depresją.  Swoje szczęście możemy hodować jak piękną roślinę – przekonują uczeni. Tylko trzeba wiedzieć jak. To po pierwsze, a po wtóre – owo „hodowanie szczęścia” powinno się odbywać na najważniejszych z naszego punktu widzenia płaszczyznach decydujących o jakości naszego życia. „Żeby chciało się życiu przeżyć’ – jak mówi prof. Seligman. 
 
Są różne priorytety, lecz w naszych czasach  płaszczyzna zawodowa jest jedną z pierwszych „do uszczęśliwienia”. W pracy spędzamy przecież więcej niż połowę życia. Pracujemy ponad 300 godzin więcej niż Brytyjczycy i prawie 400 godzin więcej niż Niemcy (wg danych OECD). Jesteśmy przepracowani, mało odpoczywamy, a to dopiero początek problemu.
 
 Jak odciska się na naszym życiu sytuacja w pracy, nieustanna presja, gonitwa, konkurencja, zła organizacja, stres,  frustracje? Z raportu „Stres i satysfakcja 2018” wynika, że już 74 proc. pracowników odczuwa negatywne konsekwencje nadmiernego stresu w pracy. A stres to nie tylko rozkojarzenie, pustka w głowie i lęk. To także początek wielu chorób, w tym depresji. Nie musi tak być! 
 
Frustrujmy się twórczo? Paradoksalnie, frustrujące sytuacje  mają czasami również  swoje dobre strony. Nam, urodzonym pesymistom, trochę trudno uwierzyć, że frustracja może być aż tak motywująca i twórcza, by przyczynić się do sukcesu, i to w biznesie, gdzie wszystko wyważone, policzone, zero emocji, zdawałoby się – czysta kalkulacja. Kiedy jednak mówi o tym ktoś taki jak Richard Branson, a on odniósł spektakularny sukces i to nie jeden, bo – jak twierdzi – nie chciał się godzić z tym, co go frustruje, też zaczynamy myśleć, że może jednak coś w tym jest? A „motywujących frustracji” ci u nas tyle, że ho, ho! I jeszcze więcej. 
 
Richard Branson, brytyjski miliarder, jest twórcą obejmującej ponad czterysta firm Virgin Group. Zasłynął nie tylko z tego, że odniósł i nadal odnosi sukcesy w biznesie. Chętnie udziela również biznesowych rad. Jak się okazuje, wartych fortunę. Rada dla każdego, bez względu na profesję: nie godzić się z tym, co nas frustruje. „Frustracja może być olbrzymim czynnikiem powodującym zmiany, jeśli tylko potrafisz dostrzec możliwości kryjące się w samym centrum problemu” – twierdzi Branson /cyt. Harvard Business Review/.
 
 Na tej zasadzie powstały linie lotnicze Virgin Atlantic. Impulsem, żeby zacząć ten najbardziej śmiały projekt w karierze, był dla Bransona nieakceptowalny (tak to ujmijmy) poziom usług i traktowania klientów w innych liniach lotniczych. Dlatego założył własne. Lepsze! Były przez długi czas poważną konkurencją na rynku. Zadziałała reguła Bransona: przedsiębiorca potrafił dostrzec i zdefiniować „samo sedno problemu”, rozwiązał ten problem z korzyścią dla klientów i sam na tym zarobił. Dokładnie taki był cel oraz kolejność całego przedsięwzięcia. 
 
 
Dlaczego powinniśmy zadbać o szczęście w pracy

Szczęśliwy pracodawca i szczęśliwi pracownicy to przepis na sukces w biznesie. To nie jest hasło reklamowe. Amerykanie pierwsi to przećwiczyli, a za nimi podąża reprezentacja światowego biznesu, która też postawiła na rozwój poprzez nowoczesne zarządzanie potencjałem, jaki wnosi do firmy, organizacji czy innej instytucji przede wszystkim człowiek.
 
Szczęśliwi pracownicy i szczęśliwy pracodawca – co to znaczy w dzisiejszych czasach? Pamiętamy, co kryło się pod tym pojęciem jeszcze nie tak dawno temu, kiedy produkt i technologia były priorytetem, a pracownik – trybikiem w wielkiej machinie. 
 
Szczęśliwy pracownik to nie trybik w wielkiej machinie zwanej firmą, korporacją, zakładem, urzędem. To już nie ta epoka. 
 
Parafrazując prof. Martina Seligmana,  można by powiedzieć, że szczęśliwa/satysfakcjonująca praca to taka, żeby chciało się chcieć pracować „jak na swoim”, żeby pracownicy mieli z tego zadowolenie, uznanie, fun, godziwe pieniądze i jeszcze parę innych rzeczy, takich jak komfort pracy, osobisty rozwój oraz poczucie, że ich praca ma sens głębszy niż samo zarabianie pieniędzy. A pracodawca, żeby na to wszystko zarobił i generował zyski dla firmy realizując przy tym strategię firmy opartą także o wyższe cele społeczne (np. projekty z zakresu odpowiedzialności społecznej).
 
Na tym, w wielkim uproszczeniu rzecz ujmując, polega idea Happiness at Work – szczęścia w pracy. Pojęcie zaczerpnięte z pozytywnej psychologii. Z wielowątkową teorią wypracowaną przez prof. Seligmana, który szczęście w biznesie rozważa na wielu płaszczyznach, z dwóch punktów widzenia: pracodawcy i pracownika. Bo w pracy jak w tańcu, do tanga trzeba dwojga. 
 
U nas idea Happiness at Work  budzi czasem zazdrość (bo inni mają lepiej), albo jest przyjmowana z niedowierzaniem, że ten nowy trend, co przyszedł z Zachodu, w naszych warunkach, przy naszym podejściu do pracy i mentalności, to chyba mrzonka. A poza tym, po co inwestować w pracownika, w jego rozwój, komfort pracy, wzmacniać jego mocne strony, jak on i tak „się stara”?  Po co w ogóle mówić o szczęściu w pracy, skoro wystarczy godziwie wynagradzać pracownika, a on będzie się czuł usatysfakcjonowany i sam sobie to szczęście zapewni. Będzie nie tylko zaspokajał swoje podstawowe potrzeby, ale realizował również swoje hobby, ambicje i co tam jeszcze w życiu go uszczęśliwia. Mając pieniądze, w pracy też będzie się czuł szczęśliwy. I szef nie musi na dzień dobry fundować kawy czy częstować własnoręcznie wyciśniętym sokiem (autentyczne). Albo kupować karnet na siłownię, masaże czy inne czasoumilacze.  Szef  to szef – może być gburem, nie mieć kompetencji zarządczych; grunt, że płaci. 
 
Na zmianę mentalności potrzeba wiedzy i czasu.
 
Kiedy słucha się ekspertów propagujących w Polsce ideę szczęścia w pracy, zaczyna powracać wiara w sens nauki. Bo: pozytywna psychologia jednak przenika u nas do biznesu, powoli, jeszcze trochę na raty, jeszcze w rozproszeniu, ale ważne, że jest. Są firmy, gdzie są szczęśliwi pracownicy, i tam nie ma co poprawiać zawartości cukru w cukrze. Ale… Dziewiętnastowieczny kapitalizm mamy już za sobą, a niektórym (szefom) wciąż się wydaje, że wystarczy jako tako płacić i dokręcać śrubę, i dokręcać! A to nie to samo, co wymagać.
 
Koncepcja szczęścia w pracy działa w dwie strony – pracodawca musi tę swoją marżę osiągnąć. To jasne. Lecz praca musi się odbywać w warunkach etycznych. Nie tak, że za cały zespół pracuje garstka ludzi, bo pracodawca oszczędza na etatach. 
 
Z drugiej strony – nie można powiedzieć, że szczęście w pracy dotyczy tylko pracowników, a oni mają coraz większe wymagania płacowe czy inne; za to przecież musi zapłacić pracodawca. 
A tak na marginesie – tylko 6 proc. ludzi uważa, że firmy są zakładane wyłącznie „dla zarabiania pieniędzy”. 
 
Po co, dla kogo, jak? 

Richard Branson, który ma swoje autorskie recepty biznesowe, mówi wprost: „Jeśli zadbasz o swoich pracowników, oni zadbają o twoich klientów”. Faktycznie, proste. Tylko, jak zwykle, diabeł tkwi w szczegółach. Od czegoś jednak trzeba zacząć.
 
Po co inwestować w szczęście pracowników? Ponieważ szczęśliwy pracownik pracuje z zaangażowaniem i jest kreatywny. Kiedy mamy zmotywowanych, kreatywnych pracowników, którzy chcą pracować dla firmy w dłuższym okresie, firma może rozkwitać. Ergo: pracodawcy chcieliby mieć szczęśliwych pracowników, bo to się im po prostu opłaci. Pracownikom zresztą też. 
 
Szczęście w pracy to coś więcej niż godziwe zarobki, w sensie: mam przekonanie, że jestem wynagradzany stosownie do tego, co ja daję z siebie firmie. To również towarzyszące nam dobre samopoczucie, gdy przychodzimy do pracy albo do klienta, wykonujemy powierzone zadanie i dobrze się z tym czujemy. Emanujemy pozytywnym nastrojem, mamy fajną relację z kolegami, z dostawcami, klientami, szefami, właścicielami firmy. Słowo klucz: relacje.
 
Dyrektor ds. szczęścia pilnie poszukiwany

Są zespoły, gdzie szef ma wysokie kompetencje zarządcze i dzięki temu jego zespoły są szczęśliwe. Ale są szefowie, którzy choć świetni, pewnych rzeczy nie dostrzegają i pomimo wysokich kompetencji praca zespołowa się nie klei. Ludzie odchodzą. 
 
Pytanie: kto w firmie ma zadbać o te wszystkie elementy składające się na poczucie szczęścia w pracy dotyczące pracowników? Samo się nie zrobi. Z dotychczasowych doświadczeń wynika, że zajmują się tym po trosze różne działy i osoby zarządzające na różnych szczeblach, a niektóre obszary nie są w ogóle brane pod uwagę w codziennym życiu firmy.  Powstała potrzeba stworzenia nowej specjalności, kluczowej dla utrzymania i rozwoju firmy – Chief Happiness Officer (dyrektora ds. szczęścia). Stanowisko takie pojawia się już w niektórych firmach na świecie. 
Swoją strategię na szczęściu pracowników i pracodawcy oparła m.in. firma Zappos. Firma sprzedająca buty i akcesoria w Internecie, zbudowana od zera, stała się po kilkunastu latach organizacją przynoszącą ponad miliard dolarów zysku ze sprzedaży.
 
W Polsce też umiemy liczyć, tylko ciągle jeszcze za mało jest w nas wiary w to, że w naszych realiach nowatorskie, śmiałe przedsięwzięcie też  wypali. Sądząc po obiegowych opiniach, choćby na temat idei szczęścia w pracy, mamy też niedosyt wiedzy. A ona jest dosłownie na wyciągnięcie ręki. Są  specjaliści, szkolenia, konferencje międzynarodowej rangi, gdzie można się dowiedzieć od największych autorytetów, co jest faktycznie grane. Wiedza na eksperckim poziomie.
 
* Tekst powstał w przededniu międzynarodowej konferencji nt szczęścia w pracy, która odbędzie się w Warszawie 26-27 września. Będzie dużo więcej m.in. o roli dyrektora ds. szczęścia, jak budować wraz z zespołem „szczęśliwe miejsca pracy” i jak to wpływa na markę pracodawcy. Organizatorem Happiness at Work Summit jest powermeetings.eu.  
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy