Reklama

Ludzie

Biznes z klasą. Głowa w koronie a nogi w burakach

Anna Koniecka
Dodano: 10.04.2013
3237_2266_annakoniecka
Share
Udostępnij
Gorliwy wyznawca wiary wszystko jedno jakiej, na przykład wiary w wyższość dobrych obyczajów nad złymi, znajdzie zawsze powód do skruchy, potrafi się uderzyć w piersi i wyznać szczerze: moja wina. Ale to jeszcze za mało, powinien obiecać poprawę, że więcej tego czegoś paskudnego nie zrobi i jeśli to jest jeszcze możliwe – wynagrodzi (przykrość, szkodę, etc). To srogo brzmi, ale tak to działa, że już nie wspomnę o tym, iż zadośćuczynienie (w sensie religijnym) to jest ostatni z pięciu warunków dobrej spowiedzi. Dobrej! Nie wkraczając jednak na grząski grunt, kto się komu z czego spowiada, i z jakim skutkiem, pragnę nieśmiało zauważyć, że czasami wystarczy przeprosić. Na podstawie zachowania oceniamy przecież innych i sami jesteśmy oceniani. Stąd się wzięło powiedzenie: „Jak cię widzą, tak cię piszą.”.  Nawet królowie o tej prostej zależności wiedzą, a co dopiero prosty lud. Przepraszał król za słonia (hiszpański Juan Carlos) wróciwszy z polowania, niestety udanego, więc przeproszenie słonia byłoby jeszcze większą hipokryzją niż przeproszenie ludu, że za jego pieniądze król krwawo zaszalał. Ale idźmy dalej tą pątniczą drogą!
 
Przepraszał za chodzenie po różnych dziwnych klubach szwedzki król (Karol Gustaw). Mówił cichym drżącym głosem, jak doniosły media wyjątkowo wyczulone na fałsz, lecz słowo „burdel” królowi przez usta nie przeszło. W ramach ekspiacji zabrzmiałoby to zapewne bardziej szczerze, a może nawet oczyszczająco, ale odpuśćmy. Bądźmy miłosierni! Niechże sobie lezie królisko do Canossy w tym swoim worku pokutnym od najlepszego krawca. Nie bądźmy zawistni, wredni i nie pchajmy nawróconego na drogę cnoty monarchę w kolejne kłopoty. Musiałby przecież naruszyć fundamentalną zasadę dyplomacji, że król „się nie wyraża”.  Publicznie. Może, owszem, rzucić mięsem, strzelić gafę, zdefraudować kasę, wszystko – byleby bez świadków. Albo w zaufanym towarzystwie, które pary z gęby, sorki – z ust, nie popuści. Uwaga praktyczna: to nie może być rodzina, bo jak uczy historia, to jest mit konserwatywnej propagandy, że „wszystko zostaje w rodzinie”. Zajrzyjcie Państwo do statystyk sądowych dot. okoliczności zabójstw. Milutko się czyta też akta spraw rozwodowych. A jak się spytać w skarbówce,  albo na plebanii (wszystko jedno), kto na kogo śle najczęściej donosy, to oprócz odpowiedzi: „sąsiad”, jest jeszcze tylko jedna opcja.
 
Zatem królowie umieją przepraszać.  Lud – nawykły do zginania karku – też. Weźmy emerytów – codziennie muszą przepraszać, że jeszcze żyją. Zaznaczam – tak dzieje się w Polsce. „Polska to dziki kraj” – usłyszałam ostatnio w Bremen. To miał być taki niby żart. Ale z  podtekstem. Wygłosił go emerytowany profesor uniwersytetu, zniesmaczony tym, że jego polskiego kolegę bezpardonowo wypchnięto na emeryturę, gdy ukończył 74 lata. –  Nieważny dorobek naukowy, zaawansowane projekty, studenci, autorytet, kontakty, nazwisko? O co chodzi? Tak się ta wasza nowa uczona kadra pcha drzwiami i oknami, że trzeba robić przeciąg, i obciach na całą Europę?
 
Nie wiem, jak jest w Europie, niespecjalnie też śledzę, co u nas w tej materii się szykuje, więc nic się nie odezwałam. Nie chciałam dolewać oliwy do ognia, ale chyba od tego roku to… mianowany nauczyciel akademicki pożegna się z etatem już po osiągnięciu 65 lat. Profesor mianowany – 70. Ale urzędnik państwowy może sobie  popracować dłużej, np. inspektor NIK, komornik sądowy. Przewaga kontrolujących nad kontrolowanymi – stary trend. Nowe wyzwania?
 
Zastanawiam się, czy gdybyśmy może mniej inwestowali w mury uczelni, a więcej w kadrę naukową, to może nie uchodzilibyśmy za aż takich dzikusów? Patrzę na rzeszowskie uczelnie – jak niektóre obrastają w metraże i marzy mi się wprost proporcjonalny do nich dorobek naukowy.  Wiem, wizerunek jest ważny – muszą być te różowe tynki, chromonikle i balkony jak w operze (myślę o uniwersyteckich budowlach na Zalesiu w Rzeszowie – tutaj by się cudnie dało zaaranżować „scenę balkonową” prof. Romea i dr. Julii ).
 
Nawet się ucieszyłam, gdy wyczytałam z szyldu na kolejnej gigantycznej budowie rozgrzebanej na Zalesiu – że będziemy mieć ośrodek badawczy techniki innowacyjnej, czy jakoś tak. Kawał ziemi rozorany przez buldożery, kubatura  jak pałac dla Guliwera. Imponujące! Żeby to obejść dookoła, potrzeba dobrą chwilę. Ale warto popatrzeć jak mury pną się do góry. Serce rośnie!
 
Przepraszam, że wywołałam temat. Miało być śmiesznie, wyszło strasznie, czyli  jak zawsze. Wróćmy więc do naszych baranów.  Czyli do pośredniego szczebla pomiędzy władzą a ludem. Mam na myśli urzędników, polityków i innych mądrali na państwowych posadach, które im fundujemy niechętnie acz ze zrozumieniem. Bo jeśli przestaniemy inwestować w tę najliczniejszą grupę zawodową,  to wzrośnie jeszcze bardziej stopa bezrobocia. I pryśnie mit o dynamicznie rozwijającym się kraju, który stawia na innowacyjność. Innowacyjna klasa próżniacza – taki ma być finalny produkt?
 Jestem za nietworzeniem fikcji. Także w kwestiach przeprosin, których ciągle ktoś się od kogoś domaga. A tam, gdzie są naprawdę potrzebne, to nie ma. Ja  dzisiaj też w tym stylu – hiperpoprawnie i na wyrost, ale tośmy sobie już częściowo wyjaśnili, dlaczego. A i tak mnie wkurza. Bo co to zmieni, że premier z rostowskimi manierami  przeprosi profesorów –emerytów, traktowanych jak up… petentów?  Gdyby nie to, że uczę dyplomatycznego savoir vivre’u, i sama muszę pamiętać, że  „król się nie wyraża”, to rozwinęłabym ten trzykropek. Szeroko!
 
Przeprosiny polityków odrzucam a priori. 
 
Zanim wrócę do ostatniego króla, który chodzi po chleb do sklepu w koronie na głowie, zerknijmy jeszcze na koszty inwestowania w królestwa innej maści.
 
Brytyjska królowa kosztuje każdego swojego poddanego niecałe 1 euro rocznie.  Taniocha. Aż się wierzyć nie chce – ale tak podają gazety. ‘Ogólny koszt utrzymania Elżbiety II i jej rodziny dla brytyjskiego podatnika w ostatnim roku wyniósł 40 mln funtów, co przekłada się na 66 pensów na statystycznego podatnika.’
 
Zważywszy profity  – można uznać, że to nie są zmarnowane pieniądze. Inwestycja się zwraca z nawiązką, jeśli weźmiemy pod uwagę jeszcze korzyści niewymierne, jak prestiż. Gdyby Wielka Brytania była dajmy na to Brytyjską Republiką Ludową, to już brzmiałoby to jakoś nie tak… Jednak co korona, to korona! 
 
Za luksus trzeba płacić. Wydatki na królestwa z beretem w herbie wypadają znacznie taniej. Przykład z gminy Gorzyce, która ma w herbie nie beret, ale wielkie bogactwo:  w polu błękitnym, kłos pszenicy złoty, a nad nim takież trzy sześciopromienne gwiazdy, a pod nimi połowa symbolu koła zębatego.
 
Wójt Gminy Gorzyce kosztuje każdego podatnika (14 tys. luda w gminie) 61 groszy rocznie. Tamtejszy radny – a ściślej jego dieta to koszt nieco ponad 30 groszy. 
 
Jeśli porównamy realną wartość, czyli to, co mógłby kupić sobie Brytyjczyk, gdyby nie musiał utrzymywać królowej, a co mógłby kupić gorzyczanin, gdyby nie musiał utrzymywać wójta, to wychodzi, że znowu Brytyjczyk ma lepiej. Za to swoje jedno zaoszczędzone euro może oglądać na stadionie przez jedną minutę mecz z Portugalczykami.  A jeśli będzie miał farta, to zobaczy co najmniej jednego gola. Gorzyczanin zaś, nie dość że nic nie zobaczy, to nawet się o tym nie dowie co zaszło na stadionie, bo za 61 groszy odjęte od ust wójtowi, gazety nie kupi. Chyba że starą, z przeceny. Jeszcze mniej korzystnie wyjdzie na niezainwestowaniu w diety radnego wspomnianych 30 groszy. Samorządność umrze po dwakroć:  z głodu, bowiem radni dostają diety za to, że radzą.  Oraz z powodu braku motywacji do siedzenia  – nikt nie chce dzisiaj pracować za kiepskie pieniądze, a co dopiero za darmo!
 
I tak powolutku doszliśmy do sedna. W końcu nie samym chlebem żyje człowiek. Potrzebne są jeszcze igrzyska. Chociaż mieszkam pod Rzymskimi Wzgórzami,  nie ma tu Koloseum ani hipermarketu , więc po sumie ludzie walą prosto do sklepiku koło remizy. Ciżba jest taka, że lepiej przeczekać, bo stratują.
 
Przeczekałam, zrobiłam zakupy, stanęłam w kolejce do kasy. Mężczyzna przede mną płacił za chleb. Biorąc resztę, upuścił rękawiczki. Zauważył to starszy pan, podniósł  je z podłogi i podał mężczyźnie. Ale on nawet spojrzał, od kogo je bierze. Wyszedł ze sklepu bez słowa. 
Zastanawiałam się, skąd go znam. 
 
– Ale burak, nawet nie podziękował – skomentował starszy pan. Wybuchłam  śmiechem, bo wyobraziłam sobie pomnik Buraka z napisem na cokole: „Od wdzięcznej społeczności akademickiej w…. rocznicę założenia uniwersytetu  ”. Elegancki mężczyzna bez manier był jednym z jego założycieli. Ma niewątpliwe zasługi, ale powinien pamiętać, żeby  zdejmować koronę, gdy idzie po chleb.
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy