Reklama

Ludzie

Dyskusje o Polsce. Felieton Anny Konieckiej

Anna Koniecka
Dodano: 07.10.2019
47277_koniecka
Share
Udostępnij
Chcecie być szczęśliwi i bogaci? Tak! – woła tłum. I wtedy wychodzi wódz i oznajmia: „Tak będzie!” Z jakiego scenariusza mogłaby pochodzić ta scenka? Jaki film zapowiada? Farsę, dramat, science fiction? 
 
Odpowiedź, jeżeli się nic nadzwyczajnego nie wydarzy, poznamy prawdopodobnie po 13 października. Koszty obietnic wyborczych władzy zabiegającej o reelekcję jeszcze do tej pory nie zostały przez nią całkiem policzone a nawet jeśli – to z upublicznieniem będzie ona zwlekać, więc entuzjazmu wszystkim tak od razu nie popsuje. To zresztą nie leży teraz w interesie władzy. 
 
Ceny wzrosną po 13 października. I co z tego? Partia mówi: damy wam pieniądze do kieszeni – będziemy kontynuować rewolucję godności! Będziecie mieć w kieszeni więcej pieniędzy i poczujecie się jak ci na Zachodzie. 
 
Nie ma entuzjazmu wśród niezależnych od władzy ekonomistów; są za to czarne scenariusze, jak się może skończyć ta „rewolucja godności” dla Polski. Wśród dwóch milionów drobnych przedsiębiorców zapanował strach, bo to oni zapłacą w pierwszej kolejności za utrzymanie się obecnej władzy przy władzy. Ci mali przedsiębiorcy zaczynają rozpaczliwie liczyć: ile będę płacił pracownikowi i za pracownika… Miały ich chronić od zagranicznych rekinów ustawy PiS, ale nic takiego się nie stało. Sam PiS ich wykończy.
 
Muszą zapłacić za obietnice władzy z własnej kieszeni. A kiedy nie będą mieli jak płacić, bo padną, będą musieli zamknąć firmę i pójdą z rodzinami na garnuszek opieki społecznej, no cóż – mówi się trudno. „Widocznie nie nadawali się do tego biznesu” – będzie mógł znów sam siebie zacytować wódz. Grunt, że wśród tych, co się liczą przy urnach, poparcie jeszcze nie osłabło. Poparcie dla wodza i jego legionu, który obiecuje, że chce, żebyśmy wszyscy(?) byli bogaci, żebyśmy konsumowali dobra podsuwane pod dzióbki przez „dobrą zmianę” zapowiadającą, że będzie jeszcze lepsza… Żebyśmy się najedli, póki te dobra są. 
 
No i jak nie chwalić wodza w państwowej telewizji codziennie o godzinie 19.30 i nie uwiecznić w przyszłości na pomnikach, niczym srebrne wieże górujących nad stolicą państwa uszczęśliwionych obywateli? A są tacy, co o tym zapewniają głośno, jak ostatnio jedna pani, którą wódz cmoknął w rękę – powiedziała, że ona tej ręki nie umyje do końca życia. A to była prawa ręka. To ja mam nadzieję, że ta pani nie jest pielęgniarką ani nie pracuje przy żywności, gdzie trzeba obowiązkowo myć rączki i mieć ważną książkę zdrowia.
 
Tak sobie myślę, że jak się władza nie zmieni, to w tym uwielbieniu musowo pójść jeszcze krok dalej, w końcu żyjemy jeszcze w wolnym kraju, podróżujemy, czerpiemy wzorce. 
 
W jednym z północnokoreańskich miasteczek, w tamtejszym zakładzie włókienniczym urządzono na przykład izbę pamięci. I to w sali niewiele mniejszej niż cała powierzchnia socjalna dla licznej kobiecej załogi. W izbie pamięci, na centralnym miejscu w szklanym pudle stoi krzesło, które podczas wizyty w fabryce zaszczycił swym majestatem (będącym anatomicznie poniżej pleców), sam wódz Kim Dzong  Un. I o tym, że przyjechał, zwiedził zakład i sobie w końcu siadł na krześle, opowiada przewodniczka z takim przejęciem, że aż ciarki chodzą po skórze.
 
Można lepiej? Można. Jest wypróbowany patent: kult marszałka Piłsudskiego (a potem Bieruta) też był prawem chroniony. Przepis zniesiono chyba dopiero za Gierka. Czemu nie miałby wrócić? Może pod inną nazwą; wicemarszałek Terlecki z pewnością zaproponuje coś błyskotliwego.  Już oznajmił, że trzeba wreszcie zapanować nad mediami, nad Internetem, gdzie wypisuje się na temat obecnej władzy „tyle nieprzyjemnych rzeczy”.  Panie Terlecki, po co owijać w bawełnę, wprowadźcie znowu cenzurę, „zrepolonizujcie”, jak zapowiadaliście już dawno temu, wolne media i będziecie mieli błogi spokój. Nie zmącony głosami z tej drugiej, alternatywnej rzeczywistości, w której my żyjemy. A wy zostaniecie w tej swojej, szklanej, limuzynowej, papierowej rzeczywistości, chronieni przez straż marszałkowską, przy szabli i w mundurach jak z operetki. Jeszcze więcej partyjnego blichtru i partyjnej prawdy w życiu partii i narodu, a wróci na dobre peerel bis. Tylko trzeba pamiętać, jak się to skończyło. 
 
A może wicepremier  Gliński przysłuży się jeszcze ofiarniej partyjnemu państwu? On, jako człowiek kultury, tak rozmiłowany w polityce historycznej owocującej budowaniem kolejnych muzeów, oczywiście pod warunkiem, że będą podległe wyłącznie jego woli pod względem wizji historycznej oraz obsady personalnej, na pewno nie odmówi zakupu iluś „historycznych krzeseł” do izb pamięci. To przecież drobny wydatek w porównaniu z tym, ile kosztuje nas, podatników, tak zwana promocja popełniana tym razem w USA przez Polską Fundację Narodową.  Fundacja jest podległa panu Glińskiemu – tak dla jasności  – na tę wspomnianą promocję państwa polskiego za oceanem poszło, jak się okazało, już 200 milionów złotych. Co tyle kosztowało? Złośliwi mówią, że pisanie maili pomiędzy zatrudnionymi przez Fundację, obiadki w dobrej restauracji, pensyjki dla rodziny szefa zawiadującego ową promocją oraz dla krewnych królika. Ale trudno uwierzyć, że tylko na to poszło tyle kasy. Gdzie popłynęła reszta pieniędzy podatników, powinna wyjaśnić prokuratura, lecz się nie kwapi.  I nie tylko w tej jednej sprawie się nie kwapi, choć powinna. Już nie chce mi się przypominać, w ilu sprawach; wszyscy i tak wiedzą. Ale spływa ta cała wiedza jak woda po kaczce. Polacy nic się nie stało.  Nic?! 
 
To samo usłyszeliśmy ostatnio, gdy „się wylało”, że nowo mianowany prezes NIK-u ma od prawie roku prześwietlane oświadczenia majątkowe, gdyż oględnie mówiąc, coś w nich mocno „nie halo”. A mimo to, przed zakończeniem procedury sprawdzającej, został szefem najważniejszej instytucji w państwie. Krótka ławka kadrowa. Już nie ma kogo wybierać nawet spośród samych swoich.
 
Ale co tam, ważne, że my wszyscy też znów będziemy milionerami, jak za peerelu. To miłe uczucie, jak się banknoty nie mieszczą w portfelu. Doświadczyłam tego nie tak dawno w Uzbekistanie. Nosiło się pieniądze w reklamówce, pliki banknotów były związane gumką, a sprzedawca nie liczył pojedynczych banknotów, tylko paczki. Denominacja nie nadążała za inflacją. W zeszłym roku wprowadzono dopiero banknoty o dużych nominałach  i nareszcie koniec z torbami pieniędzy.
 
Inna sprawa, co można za te same pieniądze kupić rok do roku. 
 
U nas w Polsce ceny w sklepach w ciągu czterech ostatnich lat podskoczyły o 60 proc. I tym razem to nie wina Tuska. Ale mu się nagrabi, spokojnie, niech no tylko wróci!
 
Cytuję (póki jeszcze można) głosy internautów. Dają do myślenia. @Rządzący wystrzeliwują polską gospodarkę w kosmos poprzez podniesienie płacy minimalnej! To będzie boskie widowisko, choć mam wątpliwości, czy suweren je przetrwa… @Nauczycielka będzie zarabiać tyle, co sprzątaczka. Więc trzeba wymyślić jak to zrobić, żeby obniżyć zarobki sprzątaczek! @Zamożność buduje się tylko przez powiększanie przychodu przez innowacyjność, przez szukanie alternatyw. Zamożności nie budują żadne zadekretowane działania na użytek wyborczy.@ PP jest doskonałym przykładem jak to zadziała: podwyżki wymuszą zmianę technologiczną (to się panom premierowi i nadpremierowi uda na 200 procent), a to w konsekwencji będzie prowadziło do ograniczenia zatrudnienia, bo maszyny wykonają pracę lepiej i szybciej. I wtedy… nasi bohaterscy premier i "nad" wkroczą i wprowadzą podatek od technologii. Niepracującą rzeszę trzeba przecież nakarmić. Taki będzie finał – znowu oberwą pracujące woły.@ Dlatego idźcie, lenie, na wybory!
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy