Reklama

Ludzie

Mateusz Tułecki – człowiek polskiego Internetu

Anna Olech
Dodano: 16.08.2013
6640_tulecki
Share
Udostępnij
Socjologiem jest z wykształcenia, z zamiłowania buszującym w sieci i po okolicach marketingu. Jego pasja poznawania możliwości nowych technologii jest tak zaraźliwa, że skupił wokół siebie mnóstwo ludzi, dla których Internet, jak powietrze, jest niezbędny do życia. Mateusz Tułecki w Rzeszowie stworzył InternetBeta, konferencję, na którą przyjeżdżają najważniejsi z branż w najróżniejszy sposób związanych z siecią. Połączył ludzi, którzy z pozoru nie mają ze sobą nic wspólnego, więc i nie mieli okazji się spotkać i wymienić wiedzą. A dziś współpraca i wzajemna inspiracja socjologów, marketingowców, psychologów, politologów, przedstawicieli agencji reklamowych i interaktywnych, zarządzających największymi serwisami, twórcami aplikacji, startupów, inwestorów i marketerów, jest czymś naturalnym. 
 
W Krakowie się urodził, tam skończył liceum i socjologię na Uniwersytecie Jagiellońskim. W Nowym Sączu w Wyższej Szkole Biznesu – National Louis University zrobił podyplomowe studia z zarządzania firmą i prowadził zajęcia z zakresu socjologii, zarządzania i marketingu. W końcu na jego drodze pojawił się Rzeszów. Po trosze był to przypadek, po trosze świadomy wybór. – Z Podkarpaciem jest bardzo związany, bo stąd pochodzą moi rodzice i uwielbiam ten region. A odchodząc z Nowego Sącza uznałem, że do Krakowa wracać nie chcę, więc wybór padł na Rzeszów. Wysłałem maila z pytaniem o pracę do Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania i już na drugi dzień dostałem odpowiedź, żebym przyjechał na rozmowę. Przyjechałem tutaj i zostałem kilka lat – opowiada Tułecki.
 
Można uznać, absolutnie nie przesadzając, że lata spędzone w Rzeszowie były owocne, a efekty pracy i pomysłowości Tułeckiego są widoczne coraz bardziej. Przed pięcioma laty wymyślił i zorganizował konferencję InternetBeta dla różnych branż, które łączy jedno – Internet, oraz nieformalne spotkania ludzi zainteresowanych problematyką sieci, nowych technologii i marketingu – XRAii. Spotkania wciąż się tu odbywają, choć pomysłodawca nie pracuje i nie mieszka już w Rzeszowie, ale absolutnie nie myśli o tym, żeby przenieść je do Krakowa. Bo, jak mówi, to miasto jest idealnym miejscem na takie imprezy.

Socjolog od Internetu 

Pozornie wykształcenie Mateusza Tułeckiego nie ma nic wspólnego z tym, czym się zajmuje. Ale podkreślić trzeba, że tylko pozornie. Studiując dziennie socjologię na UJ równocześnie pracował, m.in. dla Intela czy Microsoftu. W ten sposób wszedł w nowe technologie.
 
– Tak naprawdę cały czas interesowałem się marketingiem, reklamą i nowymi technologiami – przyznaje. – To wszystko, zainteresowania i studia, dały mi możliwość analizowania pewnych rzeczy, które się dzieją, ale troszkę z innej perspektywy niż np. marketingowcy czy ekonomiści. I to mi się bardzo przydaje. 
 
Czas studiów wspomina pozytywnie. Choć przyznaje, że gdy dziś znajomi ze studiów dowiadują się, że prowadzi zajęcia (jest wykładowcą i koordynatorem studiów podyplomowych w Wyższej Szkole Europejskiej im. ks. Józefa Tischnera – przyp. red.), to chwytają się za głowę i twierdzą, że świat oszalał. Dlaczego? – Bo to oni byli bardziej przykładanymi studentami niż ja. Studiując dziennie, cały czas pracowałem i jeszcze prowadziłem życie studenckie – śmieje się. – W tym czasie zdobywałem doświadczenia, które miały ogromny wpływ na dalszą drogę. Ale z racji, że pracowałem w agencjach reklamowych, to przez niektórych wykładowców byłem traktowany jako ten, które stoi po ciemnej stronie mocy. Później, prowadząc zajęcia na uczelniach, udowadniałem studentom, że studia nie są po to, żeby wkuwać definicje, lecz chodzi o to, żeby zrozumieć to, co się dzieje tu i teraz. 
 
Mateusz Tułecki przyznaje, że pewne standardy kształcenia szkolnictwa wyższego nie do końca przystają do współczesności, do świata, który zmienia się błyskawicznie. On sam, żeby to zmienić, współpracował ze związkiem pracodawców branży internetowej, wspólnie tworzyli programy i plan działania. – Wydaje mi się w jakimś stopniu wpłynąłem na to, że branża marketingowo-internetowo-nowotechnologiczna zbliżyła się do systemu edukacji. Aktualnie otwieram nowe kierunki studiów, tworzę nowe programy. To moja druga sfera działalności. Kiedyś główna, dziś raczej poboczna, ale wciąż ważna – mówi Tułecki.

Internet jak młotek

Ci, którzy choć trochę znają Mateusza Tułeckiego, wiedzą, że to człowiek czynu. Musi działać, bezczynność jest wbrew jego naturze. Rozmawiając z nim ma się nieodparte wrażenie, że choć jest obecny i udziela się w dyskusji, to w jego głowie dzieje się pięć tysięcy rzeczy na raz. Pół żartem, pół serio przyznaje, że ma ADHD. Nieustannie jest zaangażowany w najróżniejsze projekty, niektóre długoterminowe, perspektywiczne. – Głowa cały czas mi pracuje, choć czasem chciałbym mieć taki guzik, który spowoduje, że mógłbym się po prostu wyłączyć – zdradza.
 
Ale na razie nic na to nie wskazuje, że Mateusz Tułecki zwolni. Po głowie chodzi mu np.  pomysł na kampanię, która wprowadziłaby 50-60-latków do świata nowych technologii. – I wydaje mi się, że wiem jak to zrobić – przyznaje. – Aktualnie sporo pieniędzy wydaje się na akcję „Latarnik”. Latarnicy w każdej gminie mieliby pomagać osobom starszym zaprzyjaźnić się z nowymi technologiami. Ale zazwyczaj są to osoby obce, a starsi ludzie bardzo często po prostu nie chcą się przyznać, że czegoś nie umieją, i to jeszcze nieznajomemu. Latarnicy to fajna idea, ale moim zdaniem to nie wyczerpuje tematu, a ja sądzę, że wiem jak to zrobić. Muszę tylko poszukać partnerów i będę działał. 

Do kolejnych przedsięwzięć popycha go też świadomość tego, że zmienia życie ludzi i otaczającą rzeczywistość. Do niedawna pracując w funduszu Status Venture, który pomaga innowacyjnym przedsiębiorcom znaleźć inwestora, z drugiej prowadząc szkolenia dla przedsiębiorców pokazuje im kierunki właściwego działania.
 
Podkreśla, że obecnie Internet, nowe technologie, nie są oderwane od rzeczywistości, nie są innym światem. Są czymś, co wykorzystujemy na co dzień, co dla bardzo wielu osób jest jak powietrze i co daje nieograniczone możliwości. Oczywiście, jeśli odpowiednio je wykorzystamy. Bo Mateusz Tułecki doskonale zna jasną stronę Internetu, ale i tę ciemną również. – To tak jak z młotkiem, który jest fajnym narzędziem, którym można wbić gwóźdź, ale też możemy nim zrobić komuś krzywdę. A to oznacza, że z pewnych narzędzi trzeba korzystać z głową – tłumaczy. 

Wylęgarnia pomysłów
 
Dziś ten wpływ, jaki nowe technologie mają na biznes czy też życie codzienne, nikogo nie dziwi. Kwestia tylko w jaki sposób zostanie on wykorzystany. Bo możliwości są ogromne i pomysłów pojawia się coraz więcej. Sporo dzięki inicjatywom Tułeckiego, który przyznaje, że projekty, które robi od pięciu lat przynoszą efekty, bo ludzie, którzy przychodzą na spotkania XRaii czy przyjeżdżają na Bety, zaczynają sami coś tworzyć, pracują nad własnymi projektami, zakładają firmy.  Zdobyli wiedzę i teraz wykorzystują ją w praktyce. 

Konferencja InternetBeta, która jest o wszystkim, co wiąże się z Internetem i nowymi technologiami, jest jak kuźnia pomysłów. Ale nie może być inaczej, gdy w jednym miejscu, w ciągu trzech dni spotyka się kilkaset osób z całej Polski, przedstawicieli różnych branż, i wymieniają się wiedzą, doświadczeniami, dzielą pomysłami, wzajemnie inspirują. A wymierne korzyści? – Większość firm, które prezentują się na Becie przyznają, że często jest to kamień milowy w ich rozwoju. Poznają ludzi, których pewnie nigdy by nie poznali, mogą też pokazać, co robią, czym się zajmują, nawiązują kontakty, znajdują partnerów do swoich projektów – mówi pomysłodawca InternetBety, która w tym roku we wrześniu odbędzie się już po raz piąty.
 
Tułecki przyznaje, że początkowo zdziwienie budził fakt wspólnej konferencji dla różnych branż oraz miejsce: – Na początku ludzie wprost mi mówili, że chyba zwariowałem, żeby w Rzeszowie organizować taką konferencję. A ja się uparłem, że zrobię i teraz wszyscy bardzo sobie chwalą, że odbywa się ona właśnie w Rzeszowie, nawet jeśli mają daleko. Rzeszów wszystkim bardzo się podoba, bo często mają zupełnie inne wyobrażenie o tym mieście. Poza tym fama o Becie idzie coraz dalej, więc coraz więcej ludzi tu przyjeżdża. A tajemnica jej sukcesu polega na tym, że uczestnicy całkowicie odrywają się tutaj od swoich codziennych obowiązków, pracy, znajomych. Po prostu są na konferencji. Gdyby ta impreza była w Krakowie albo Warszawie, z całym szacunkiem dla Rzeszowa, to każdy z nich miałby spotkania ze znajomymi, z klientami, czyli nie uczestniczyliby w konferencji. A tak, są tu faktycznie przez trzy dni, od początku do końca, i już w styczniu wpisują sobie w kalendarze, że we wrześniu muszą tu być. 
 
O sukcesie Bety najlepiej poświadczy liczba – rok temu uczestniczyło w niej ok. 400 osób z całej Polski. I z pewnością konferencja będzie się rozwijać. Zabiega o to sam pomysłodawca, który chciałby, żeby pokazały się na niej również firmy rzeszowskie.

Jasna strona mocy

W spotkaniach Tułeckiego uczestniczą ludzie, którzy zdają sobie sprawę z szans, jakie dają im nowoczesne technologie. Ale wśród „zwykłych” użytkowników Internetu, są tacy, którzy boją się, że za bardzo wpływa on na nasze życie, że zatraca się granica między siecią, a rzeczywistością. – Ale co jest rzeczywistością, a co jest Internetem? – ripostuje Mateusz Tułecki. – To jest podstawowe pytanie. Oczywiście uzależnienie od Internetu i nowych technologii jest potwierdzone, natomiast to jest rzecz, która powinna nam się przydać, bo jest to narzędzie, które jest bardzo użyteczne. Sporo ludzi twierdzi też, że relacje międzyludzkie spłycają się, ale one się po prostu zmieniły. A moim zdaniem jest to pozytyw. Mam dużo znajomych na Facebook’u, i nie byłbym w stanie na bieżąco wiedzieć, co się dzieje u wszystkich znajomych, bo przecież nie mam możliwości, żeby spędzić z nimi czas. A tak, gdy się spotykamy na ulicy, to wiem, co się u nich działo, wiem, że komuś urodziło się dziecko, że ktoś zmienił pracę. 
 
Tułecki ma też bardzo dobre zdanie o polskim środowisku ludzi zajmujących się Internetem. Podkreśla, że są otwarci, że chętnie dzielą się zdobytą wiedzą, doświadczeniami, pomagają sobie. Takie relacje tworzą się m.in. na Becie, ale świetnie sprawdzają się na co dzień. W jaki sposób? Prosty przykład: – Zgłasza się do mnie dużo osób z prośbą o pomoc albo pytaniem w jakiejś sprawie. Ja nie znam się na wszystkim, ale wiem, kto się zna i mając otwartego Facebook'a, wiem jak przekleić to pytanie do kogoś, od kogo od razu dostanę szybką odpowiedź, którą mogę przesłać pytającemu. Oczywiście ten ktoś może myśleć, że ja wszystko wiem, na wszystkim się znam, ale tak naprawdę po prostu wiem, kto wie. 
 
To tylko jeden z przykładów, jak wykorzystanie nowych technologii może komuś pomóc. Drugim są kampanie społeczne. Internet daje możliwość bardzo szybkiego rozprzestrzeniania się idei, szybszego niż tradycyjny. Wystarczy, że ktoś kliknie „lubię to” i to dla innych użytkowników jest sygnałem, że identyfikuje się z przekazem. Nie wymaga to od nas większego zaangażowania, ale z drugiej strony jest ogromnie społecznie widoczne, bo widzą to nasi znajomi. I tak kula śniegowa powiększa się. Dziś większość osób nie ma czasu wyjść na ulicę, żeby coś zamanifestować albo podpisać się pod jakąś petycją. Teraz wszystko dzieje się on line. 
 
W ciągu zaledwie kilkunastu lat świat zmienił się diametralnie i dziś już nie ma podziału na tych, którzy pracują w sieci, i tych, którzy robią to poza nią. – Każdy powinien wykorzystywać Internet – uważa Mateusz Tułecki. – Teraz nie ma branży, która mogłaby się obyć bez Internetu, bo informacje o tym, co robimy, muszą być odpowiednio ulokowane i rozwijane w sieci. Rzeczywiście tak jest, że jeśli coś robimy, ale nie ma tego w sieci, to jakby tego nie było wcale. Tym bardziej, jeżeli chcemy coś sprzedawać lub rozwijać. Internet daje nam możliwości, by doskonale dopasować się do potrzeb klientów i idealnie trafić z przekazem do tych osób, do których chcemy. Są np. narzędzia, które monitorują to, co się dzieje w sieci w czasie rzeczywistym na temat naszego produktu czy naszej firmy. Dzięki temu jesteśmy w stanie 24 godziny na dobę gromadzić informacje, a następnie odpowiednio reagować.
 
Internet daje mnóstwo perspektyw, które trzeba tylko właściwie spożytkować. A jest o co się starać – Polska jest dużym rynkiem, z ok. 19 mln internautów. 

Znaleźć sposób, by było lepiej, inaczej

Mateusz Tułecki zdobytą wiedzę i doświadczenie długo wykorzystywał pracując w funduszu, który wspiera innowacyjnych przedsiębiorców, startupowców. I choć pojawiają się bardzo ciekawe pomysły, to przyznaje, że ten rynek jest ogromnie konkurencyjny. Nie ma rzeczy, które nie mają bezpośredniej konkurencji i żeby z nią wygrać, trzeba po prostu zrobić to lepiej, inaczej. Przepisu na sukces, jednego, sprawdzonego, nie ma, ale z pewnością startupowcy powinni wystrzegać się podstawowych błędów. – Niestety często nie wiedzą, że przed nimi jest tak długa ciężka droga, że nie ma takich strzałów jak Zuckenberg – mówi Tułecki.
 
– Pomysłodawcy często myślą, że ich pomysł jest jeden jedyny, nikt tego jeszcze nie wymyślił, bardzo często nie analizują rynku. Niektórzy nie patrzą na to biznesowo, chcą po prostu zrobić coś nowego, fajnego. A ja z racji pracy w funduszu, musiałem im wytłumaczyć, że przecież jedziemy na jednym koniu – my dajemy pieniądze i chodzi o to, żeby potraktować to jak zwykły biznes. Startupowcy nie potrafią również „sprzedać się” potencjalnemu inwestorowi, partnerowi, komuś, kto może nam pomóc. A zasada jest taka, że w ciągu minuty każdy powinien opowiedzieć o swoim projekcie w sposób kompleksowy i spójny, z informacjami dla kogo, co, w jaki sposób, dlaczego inaczej, lepiej niż konkurencja. 
 
Mateusz Tułecki, nadal pracuje nad tworzeniem nowych kierunków studiów odpowiadających potrzebom nowych technologii, które mogą być fantastyczną alternatywą dla młodych ludzi. Nieustannie rozwijają się zawody związane z siecią, jest też sporo nowych, ale problem polega na tym, że szkolnictwo wyższe nie nadąża za potrzebami rynku. Chociażby całkowicie nowe stanowisko pracy dla ludzi zajmujących się marketingiem w nowych technologiach, czyli growth hacker. Są potrzebni tacy ludzie, ale nikt o tym nie uczy. Nowych, świeżych kierunków nie ma zupełnie. – Na szczęście wiedza jest w sieci – stwierdza Mateusz Tułecki.
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy