Reklama

Ludzie

200 lat temu w Zadusznikach urodził się Ignacy Łukasiewicz

Antoni Adamski
Dodano: 08.03.2021
900x600-1
Share
Udostępnij
Ignacy Łukasiewicz zaskarbił sobie serca wszystkich, którzy choć raz z nim się spotkali: milionerów naftowych i prostych robotników, bankierów i ziemiaństwa, duchowieństwa oraz ubogich sierot. Powszechnie nazywano go „ojcem”. 
 
W roku 1873 na wniosek biskupa przemyskiego papież Pius IX mianował Ignacego Łukasiewicza szambelanem papieskim. Duchowni z Kurii postanowili go tą wiadomością zaskoczyć. Do dworu Łukasiewiczów w Chorkówce zjechali uroczyście ubrani dostojnicy: prałaci katedry przemyskiej, kanonicy, dziekani oraz księża z okolicznych parafii.
 
Przybyło także wiele  świeckich osobistości. O celu zgromadzenia wiedziała tylko żona Honorata, która przygotowała przyjęcie. W dworskiej kaplicy odprawiona została Msza św. Później jeden z prałatów oświadczył, iż jest delegatem Ojca Świętego i odczytał akt papieskiej nominacji. 
 
Wbrew oczekiwaniom „ojciec Łukasiewicz” nie był nią przyjemnie zaskoczony. Dłuższą chwilę bił się z myślami, by później szczerze oświadczyć: Panowie, urodziłem się z kapocie, w kapocie całe życie chodzę, pozwólcie mi w niej umierać.
 
Trzeba tu dodać, iż tytuł szambelana papieskiego wiązał się z przywilejem noszenia specjalnego stroju. Był to czerwony mundurowy frak ze złotymi guzikami oraz haftowanym złotem stojącym kołnierzem. Z kołnierza zwisał Order św. Grzegorza. Do tego odpowiednie nakrycie głowy: bicorn, czyli czarny dwurożny kapelusz  zdobiony piórami, zwany popularnie pierogiem. W takim stroju paradował kompozytor po Poznaniu Feliks Nowowiejski. Na jego widok tramwajarze zatrzymywali wozy krzycząc: ”Witaj mistrzu! Cześć pieśni!” Jeszcze bardziej uroczysty był strój obdarzonego tym tytułem warszawskiego architekta Konstantego S. Jakimowicza. W jego ubiorze stojący kołnierz zakrywała bogato marszczona kryza, a do tego zdobione koronką rękawy. Pod kryzą wisiał nie jeden, lecz dwa ordery oraz potrójny łańcuch, na którym zawieszony był herb papieski. Poważni, zasłużeni i szanowani  ludzie zyskiwali w  takim  stroju  wygląd zupełnie operetkowy.
 
Ten przydługi opis wskazuje przed czym tak zapalczywie bronił się I. Łukasiewicz. Nigdy nie sprawił sobie opisanego wyżej szambelańskiego munduru. Na co dzień nosił wytartą staropolską czamarę. Żona Honorata dokonywała cudów, aby tę znoszoną „kapotę” podmienić na nową. Udawało się to dzięki zmowie z lokajem. Dopiero po kilku dniach „ojciec Ignacy”, zaaferowany codziennymi sprawami dostrzegał, iż nosi na sobie nowy ubiór. Wchodząc do domu przynosił woń smarów i nafty. Gdy raz połowica zwróciła mu na to uwagę, odpowiedział: „Gdybym ja nie śmierdział, tobyś ty nie pachła”.
 
W roku 1853 w lwowskiej aptece Piotra Mikolascha, Ignacy Łukasiewicz wraz z Janem Zehem oczyścili ropę naftową, tak iż paliła się jasnym, czystym płomieniem.  Lampa naftowa dla reklamy paliła się też nocami w witrynie apteki. Pierwszym odbiorcą produktu był szpital miejski we Lwowie, gdzie 31 lipca tego roku zapłonęły pierwsze lampy naftowe. Tego samego wieczora okazało się, jak pilnie były potrzebne. Doktor Zaorski zoperował Władysława Choleckiego, ratując mu życie. Wkrótce wynalazca zaczął poszukiwać złóż ropy naftowej w okolicach Gorlic i Krosna.  W Gorlicach, na skrzyżowaniu ulic Węgierskiej i Kościuszki, od roku 1854 do dziś świeci pierwsza naftowa lampa uliczna. Oświetla ona jednocześnie kapliczkę z figurą Chrystusa Frasobliwego.

W roku 1854 w Bóbrce Ignacy Łukasiewicz założył pierwszą na świecie kopalnię ropy naftowej. Jego wspólnikami zostali: dysponujący kapitałem Tytus Trzecieski oraz Karol Klobassa, właściciel okolicznych terenów. Dziwna to była spółka: zawarta „na słowo honoru”, bez żadnych notarialnych zapisów. Wspólnicy mieli do siebie zaufanie i to wystarczało. Nigdy się na sobie nie zawiedli. Kiedyś przybył do Bóbrki poważny kupiec niemiecki i zawarł tu kontrakt na poważną kwotę. Po zakończeniu rozmów chciał wezwać notariusza. Zaproszony przez gospodarzy na posiłek opóźnił sprawę. W czasie obiadu przysłuchiwał się rozmowom prowadzonym przez wspólników. Gdy podano kawę, przyjazd notariusza uznał za zbędny: „Słowo panów najzupełniej mi wystarcza”- wyjaśnił Niemiec. Z czasem przybywali do Bóbrki coraz znaczniejsi goście, jak znany austriacki właściciel rafinerii Gustaw Wagemann oraz amerykańscy naftowcy: wśród nich podobno młody J. Rockefeller.

Około roku 1870 I. Łukasiewicz wycofał się ze spółki, bo za dużo w niej zarabiał! „Panowie moi, układ nasz w tej formie nadał zostać się nie może. Wy macie dzieci, ja ich nie mam. Więc odstępuję wam mojej trzeciej części, a będę od was ropę kupował i oczyszczał, tak wielkich zysków [z udziału w spółce] nadal przyjąć nie mogę” – uzasadniał. Pozostał tylko dyrektorem kopalni. Miał też własną rafinerię. Nabywał od byłych wspólników ropę do destylacji. Płacił cenę wyższą niż rynkowa.  
 
Celem Łukasiewicza nie było szybkie i bezwzględne bogacenie się: To wielka sztuka być majętnym, a również wielka odpowiedzialność – mawiał, zapewniając dostatek wszystkim  swoim pracownikom. Bogacił się także powiat krośnieński, który dorobił się dróg na europejskim poziomie, obsadzonych w dodatku drzewami owocowymi. Gościńce były bowiem -jak mawiano -„wykładane guldenami Łukasiewicza”. Inwestował on w drogi z własnych, prywatnych pieniędzy. Działo się to w czasach, gdy właściciele szybów wylewali wodę z wierceń wprost na ulice miasteczek. ”Wyrobek wyrzucany ze studzien wprost na gościniec krajowy wypełnia wszelką nierówność terenu, wszystkie zakątki ulic, zamyka nieraz drzwi i bramy domów…” – pisał prof. Władysław Szajnocha. W Borysławiu mieszkańcy brodzili po kostki w błocie. Błoto zalewało po osie  koła wozów  transportujących w beczkach ropę.
 
Warunki pracy były prymitywne. Do lat 60. szyb kopano ręcznie. Jeden z górników w wiadrze zjeżdżał na dół, drążąc kilofem  w skale coraz głębszy otwór. Komunikował się on z kolegami na górze za pomocą sznurka. Przy takim zabezpieczeniu, statystycznie jeden górnik tygodniowo nie wyjeżdżał na powierzchnię. Wielu zgonów nawet nie zgłaszano policji. Panował powszechny analfabetyzm. O bezpłatnym szkolnictwie, opiece medycznej, zasiłkach dla chorych i o emeryturach można było co najwyżej poczytać w pismach utopijnych socjalistów. Biedaków przybywało tym szybciej, im więcej ropy Galicja wydobywała. Po Rosji i Ameryce znalazła się szybko na trzecim miejscu w świecie.

W tej sytuacji okolice Bóbrki wyróżniały się daleko wyższym poziomem życia. I. Łukasiewicz „bogacił siebie i bogacił innych”. Na początku chłopi mimo dobrych wypłat – niechętnie zatrudniali się w przemyśle naftowym. Odpychała ich przykra woń i smolenie się naftą. Aby zachęcić robotników, Łukasiewicz sam napełniał kotły, dźwigał konewki z ropą i wkrótce ten ich wstręt pokonał. Przyciągał do Bóbrki godziwą zapłatą,  dobrymi warunkami pracy i zabezpieczeniami  socjalnymi. W roku 1866 założona została dla robotników kopalni w Bóbrce Kasa Bratniej Pomocy: „ Za skromną opłatą trzech centów od każdego zarobionego reńskiego mają oni zapewnioną sobie wszelką pomoc lekarską na wypadek choroby i środki na utrzymanie podczas jej trwania”- pisał Władysław Bełza. Również koszty pogrzebu pokrywała kasa. Po wysłużeniu dwudziestu lat robotnik miał prawo do emerytury. Był także fundusz na kształcenie młodzieży, a nawet na posagi dla ubogich dziewcząt. 
 
Oprócz tego istniały kasy zapomogowo-pożyczkowe osobne dla robotników i dla  chłopów.  Wkrótce w Krośnieńskim i w  sąsiednich powiatach istniało tysiąc kas gminnych. Po to, aby chłopi nie musieli udawać się do lichwiarzy. Łukasiewicz również pożyczał potrzebującym pieniądze, ale bez procentu. Przed śmiercią darował wszystkie pożyczki, każąc spalić stos weksli opiewających na ogromną kwotę 60 000 zł reńskich. 
 
I. Łukasiewicz nie odmawiał pomocy proszącym. Gdy przyjeżdżał do Lwowa, drzwi jego hotelowego pokoju nie zamykały się, tylu petentów  przychodziło z prośbą o wsparcie. Na uwagi znajomych, iż wielu z nich jest naciągaczami, odpowiadał: Wolę dać 99 niepotrzebującym, jak jednego potrzebującego ominąć. 
 
 
Fot. Tadeusz Poźniak
 
W latach 60. kupił wieś Chorkówkę i folwark  Leśniówkę. W tej pierwszej miejscowości zbudował najnowocześniejszą rafinerię w Europie oraz obszerny dwór, zbyt wielki jak na potrzeby bezdzietnej rodziny. Mieszkali tu także weterani powstania styczniowego (których wcześniej wspierał finansowo), sieroty i ucząca się młodzież,  której fundował stypendia.  Absolwentom politechniki w Loeben praktyka u Łukasiewicza przyspieszała drogę awansu. (Na rok przed jego śmiercią Bóbrka dawała największą produkcję ropy wśród kopalń galicyjskich.) W dworskiej oficynie utworzył najpierw jednoklasową szkołę wiejską, później ufundował budynki szkolne w Chorkówce, Bóbrce, Zręcinie i Żeglcach. W 1875 Honorata Łukasiewiczowa założyła w Chorkówce własną szkołę koronkarską, która z czasem stała się znana z powodu jakości swych wyrobów. 

Do budowy szkół dokładał się wspólnik, Karol Klobassa. Razem z nim Łukasiewicz ufundował kościół w Zręcinie. Wszystkie klasztory galicyjskie bezpłatnie zaopatrywał w naftę. Przy swym dworze wzniósł kaplicę i sprowadził siostry zakonne, pomagające w jego akcjach charytatywnych. Głęboko wierzący, nie był jednak fanatykiem. Gdy do Sejmu Galicyjskiego wpłynęła sprawa dotacji w wysokości 10 tys. zł na bursę oo. Zmartwychwstańców we Lwowie, energicznie zaprotestował. Stwierdził, iż fundusze publiczne nie mogą być kierowane na cel wyznaniowy, czyli na wspomaganie Kościoła. 

„Widziałem, że robotnicy podczas obiadowej godziny gotowali mięso i słoninę na patelni, czego w Galicji nigdzie zresztą nie widziałem”- pisał E. Windakiewicz, autor pracy „Olej i wosk ziemny w Galicji”wydanej we Lwowie w 1875 r. Relacji z tego jak Łukasiewicz „bogacił siebie i innych” jest wiele. Co więcej – uczył ludzi jak mądrze z tych pieniędzy korzystać. Był wrogiem pijaństwa i sam zrezygnował z dochodów z propinacji: „z chłopskiej pijatyki z pewnością dwór nigdy nie wzbogacił się…”- podkreślał. Za swą pracę charytatywną otrzymał przydomek „ojca”.
 
Jaki był „ojciec Łukaszewicz”? Oto kilka relacji mu współczesnych:

„Skromny, a nawet przesadzający się w skromności, ze spuszczonym w dół wzrokiem i łagodnym uśmiechem…”
 
„Mąż wątłej budowy ciała, z pochylonymi barkami, włos szronem pokryty, nie przez lata, ale przez pracę nieugiętą, a ubranego w szarą kapotę…”

„Wysoki, szczupły, z twarzą patriarchy, przedwcześnie posiwiały, z wysuniętym rozumnym czołem, z dużymi siwymi oczami pełnymi wyrazu, dobroci i rozumu, energii i spokoju, co wszystko układało się na prawdziwą harmonię, budziło sympatię i zaufanie…”

Ignacy Łukasiewicz zmarł 7 stycznia 1882 r. Pochowany został na cmentarzu w Zręcinie. Pozostało po nim niewiele pamiątek. Z dworu w Chorkówce po II wojnie nie ostał się kamień na kamieniu. Resztki murów  sprzedano jako materiał budowlany. W Muzeum Podkarpackim w Krośnie eksponowany jest bardzo skromny komplet mebli z biureczkiem właściciela oraz dwa barokowe lichtarze przerobione na lampy naftowe. Ponadto zachowały się  tłok pieczęci z herbami: Ostoja -Honoraty ze Stacherskich Łukasiewiczowej oraz Łada – Ignacego Łukasiewicza, a także album oraz srebrny medal okolicznościowy z 1878 r. W tym roku bowiem minęło 25 lat od skonstruowania prototypu lampy naftowej. Z tej okazji środowisko naftowe postanowiło w dowód najwyższego uznania, uhonorować twórcę polskiego przemysłu naftowego medalem okolicznościowym oraz wręczyć mu album pamiątkowy ze zdjęciami najbardziej zasłużonych galicyjskich naftowców. 

W Muzeum Górnictwa Naftowego i Gazowniczego im. I. Łukasiewicza w Bóbrce, w budynku administracyjnym zrekonstruowany został jego gabinet. Niestety – autentyczny jest tam  tylko regał na książki z Chorkówki (depozyt Muzeum Podkarpackiego). Jego portret – pędzla Andrzeja Grabowskiego został namalowany na podstawie fotografii dwa lata  po śmierci Łukasiewicza. Cenne są pamiątki po żonie Honoracie: jej ręczny haft oraz dwie serwety ze szkoły koronczarskiej (w tym jedna wykonana niesłychanie pracochłonną metodą klockową).
 
 
Fot. Tadeusz Poźniak

W skansenie w Bóbrce istnieją dwa szyby z czasów Łukasiewicza. Najstarszy to szyb „Franek” z 1860 – obudowany drewnem, z którego ropę czerpało się wiadrem i magazynowało w specjalnym drewnianym zbiorniku. (Zakonserwowane ropą drewno zachowało się w doskonałym stanie.) 
 
Szyb „Janina”z końca XIX stulecia jest do dziś eksploatowany. Ropę wydobywa się dzięki  pompie poruszanej kiwonem. 
 
Na terenie skansenu znajduje się popiersie Ignacego Łukasiewicza, wykonane przez znanego artystę Władysława Kandefera. W Krośnie na pl. Konstytucji 3 Maja w roku 1932 stanął pomnik autorstwa Jana Raszki. Zniszczony w czasie wojny został odbudowany w roku 1972. Przedstawia on stojącego „ojca Łukasiewicza”, który  otwartą, skierowaną w dół, prawą ręką wskazuje na leżące w ziemi bogactwa. Zwolennicy dosłowności w sztuce wkładali mu stale do tej ręki lampę naftową. Lampa notorycznie ginęła, kradziona przez nieznanych sprawców. Dziś już z lampy zrezygnowano. Gdyby jeszcze udało się odczytać i wysnuć wnioski z życia tego, który chciał i umiał „bogacić siebie i innych”.
 
Pisząc tekst korzystałem z publikacji:
-Ludwik Tomanek, Ignacy Łukasiewicz-twórca przemysłu naftowego w Polsce, Miejsce Piastowe [1928}
-Stanisław Brzozowski, Ignacy Łukasiewicz, Warszawa 1974
-Włodzimierz Bonusiak, Ignacy Łukasiewicz, Szejk z Galicji, Rzeszów 2019
 
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy