Reklama

Ludzie

Osiem obrazków z życia doktora Wrześka Romańczuka

Janusz Pawlak
Dodano: 24.03.2022
900x600
Share
Udostępnij
W końcówce lat siedemdziesiątych studenci – medycy z Krakowa pojawili się w Rzeszowie. Jednym z nich był on. Chłopak z Mielca. Były piłkarz – junior Stali, klawiszowiec licealnej kapeli. Wszędzie było go pełno. Chciał, by o medykach mówiono, że coś robią, a nie tylko zakuwają. Problem pojawił się z jego rzadkim imieniem. Dla wielu był więc sympatycznym, uśmiechniętym Grześkiem, Grześkiem Romańczukiem, choć na chrzcie otrzymał słowiańskie imię Wrzesław. 22 lutego 2022 roku radni Miasta Rzeszowa jednogłośnie zdecydowali, że nazwę ulicy WRZESŁAWA ROMAŃCZUKA otrzyma odcinek ulicy biegnącej od ul. Jana Niemierskiego, w kierunku północnym, a następnie zachodnim do alei Armii Krajowej (Osiedle Mieszka I, okolice Klinicznego Szpitala Wojewódzkiego nr 2). 23 marca odbyło się oficjalne odsłonięcie nazwy ulicy.
 
Studenci krakowskiej Akademii Medycznej przybywali do Rzeszowa w ramach bardzo udanego pomysłu ówczesnych władz wojewódzkich, czyli Instytutu Medycyny Klinicznej krakowskiej Akademii Medycznej. Ostatnie lata studiów (na IV i V i VI roku) przyszli medycy, wywodzący się głównie z Polski południowo – wschodniej, zaliczali w stolicy województwa rzeszowskiego. Dostawali też stypendia, co miało być magnesem przyciągającym do pracy w regionie. Mieszkali w jedenastopiętrowcach Wyższej Szkoły Pedagogicznej przy ul. Cichej, później w akademiku przy ul. Siemieńskiego. Siedziba Instytutu mieściła się w budynkach III LO przy ul. Chopina, przemianowanych na Collegium Medicum. 
 
Obrazek pierwszy: rzeszowska medycyna
 
Studentem Instytutu był także Wrzesław Romańczuk. W „Laurze”, a może w „Filonie”, z Grześkiem – Wrześkiem spotkaliśmy się po raz pierwszy w 1979 roku: ja – studencki dziennikarz i on – student medycyny. Rozmawialiśmy ze sobą jak starzy znajomi, przypalając bez przerwy papierosy. Moich albańskich DS- ów nie chciał. Wolał mocne „caro”.  Gadało się znakomicie. Widać było, że umiał bardzo szybko nawiązywać kontakty z ludźmi. Zresztą ta cecha charakteru będzie mu towarzyszyła całe życie. Opowiedział, co medycy robią poza zakuwaniem wiedzy i pobytami na szpitalnych oddziałach. Mówił przekonywująco. A ja prywatnie cieszyłem się, że przyszli lekarze wybrali Rzeszów. 
 
Obrazek drugi: mama, tata i siostra
 
Zanim Romańczuk pojawił się na studiach w Rzeszowie, bardzo ważny był Mielec. Tutaj urodził się 12 czerwca 1957 roku. Był synem wieloletniego ordynatora Oddziału Dziecięcego Szpitala w Mielcu, Juliana Romańczuka i nauczycielki, dyrektorki Szkoły Podstawowej nr 3 w Mielcu, Zofii Romańczuk. 
 
Romańczukowie byli w Mielcu osobami znanymi, lubianymi i szanowanymi (oprócz Wrzesława wychowywali również jego młodszą siostrę, Urszulę). Do miasta znanego w świecie z lotniczej produkcji trafili w 1955 roku. Tak jak to bywało w tamtych czasach, z nakazu pracy. 
 
Ojciec Juliana Romańczuka, a dziadek Wrzesława, wywodził się z kresowego miasteczka na pograniczu polsko – białoruskim (Wołkowyska). Jego żona z Lubelszczyzny. Za chlebem wyemigrowali do Francji, gdzie urodził się Julian Romańczuk. W 1939 roku rodzina przyjechała do Polski, a dokładnie do Urzędowa, w rodzinne strony matki Juliana, gdzie Romańczukowie nabyli kawałek ziemi. Po powrocie do Polski 11 letni Julian zapadł na dyfteryt. Z opresji wyprowadził go bezinteresownie lekarz, do którego trafili. Uradowana matka powiedziała, że jeśli syn kiedyś będzie lekarzem musi leczyć dzieci, aby spłacić dług wdzięczności wobec lekarza, którego nazwiska nawet nie zapamiętali. 
 
Pragnienie matki spełniło się. Syn Julian po ukończeniu Akademii Medycznej w Lublinie został lekarzem. A po zaliczeniu staży, specjalizacji – lekarzem pediatrą. Musiał być bardzo dobrym lekarzem, bo w 1967 roku został ordynatorem Oddziału Pediatrii w mieleckim szpitalu. 
 
W rodzinnym domu w Mielcu, Wrzesław zaraził się potrzebą ciągłego uzupełniania wiedzy, czytania książek i… piłką nożną. Jak wspomina dr Józef Rusin, który uczył się w tym samym mieleckim liceum co młody Romańczuk, jego sportowe zacięcie było tak wielkie, że gdyby nie kariera lekarska, z pewnością zostałby piłkarzem.
 
– Był w piłkarskiej kadrze województwa juniorów. Iskra talentu piłkarskiego pozostała mu we krwi i nogach na całe życie – mówi dr Rusin.

Atmosfera domu rodzinnego, umiłowanie do zdobywania wiedzy, szacunek dla drugiego człowieka i chęć niesienia mu pomocy, zdecydowały, że Wrzesław po ukończeniu Szkoły Podstawowej nr 3, trafił do II Liceum Ogólnokształcącym im. Mikołaja Kopernika w Mielcu.
 
Z czasów liceum zachowało się zdjęcie ze szkolnej uroczystości, w czasie której Wrzesław grał na „klawiszach” w szkolnym zespole rockowym. Wokalistką była jego dziewczyna. Po czterech latach nauki zdał maturę.
 
 
Fotografia Archiwum Rodziny Wrzesława Romańczuka
 
Studia rozpoczął w 1976 roku na Wydziale Lekarskim Akademii Medycznej w Krakowie. Po wyrwaniu się spod skrzydeł rodziców, świeżo upieczony student chciał posmakować akademickiego życia. Od zawsze był duszą towarzystwa. Lubił się zabawić. Przypłacił to kłopotami z nauką. Na szczęście był to tylko epizod. Studia ukończył w 1982 roku. Dyplom lekarski obronił z wyróżnieniem.  
 
W tamtym czasie był już mężem Heleny, także absolwentki Wydziału Lekarskiego AM w Krakowie i ojcem syna Bartosza, który przyszedł na świat w 1981 roku. Państwo Romańczukowie swoją rodzinną przystań urządzili w Rzeszowie, w wynajmowanym mieszkaniu przy ul. Bohaterów, na ówczesnym osiedlu Gwardzistów (obecnie Kmity). 

Obrazek trzeci: młodszy asystent, asystent, starszy asystent
 
Po odbyciu stażu podyplomowego w Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym w Rzeszowie, lek. med. Wrzesław Romańczuk rozpoczął pracę w kierowanej przez profesora Ryszarda Korczowskiego Klinice Pediatrii Instytutu Medycyny Klinicznej krakowskiej Akademii Medycznej. Po rozwiązaniu Instytutu kontynuował pracę w Oddziale Dziecięcym Szpitala Wojewódzkiego nr 2 w Rzeszowie (kolejno na stanowiskach młodszego asystenta, asystenta i starszego asystenta). 
 
– Został przyjęty na naszym oddziale bardzo serdecznie. Był człowiekiem, którego trudno było nie polubić: otwarty, zawsze uśmiechnięty – opowiada dr Grażyna Hejda, koleżanka Wrzesława. – Od początku swojego pobytu na pediatrii wyróżniał się: inteligencją, bardzo dobrym wychowaniem wyniesionym z domu rodzinnego i ogromną pracowitością.
 
– To był niesamowity facet. Pedant w prowadzeniu pewnych spraw – dodaje. – Wszystko co przynosił dzień miał opisane. Pięknym, równiutkim pismem, punkt po punkcie, w kółeczku, do tego strzałeczka, kiedy coś ma być wykonane, i w jaki sposób. Był w tym również niezwykle systematyczny. Co udało się załatwić – wykreślał. Wpisywał nowe tematy. I tak dalej. 
 
 
Fotografia Archiwum Rodziny Wrzesława Romańczuka
 
Pod skrzydłami prof. Ryszarda Korczowskiego, lek. med. Wrzesław Romańczuk zainteresował się gastroenterologią dziecięcą. Dziedziną wiedzy medycznej, która wtedy była w powijakach. Nie tylko w Rzeszowie. 
 
Słowo zainteresował się w przypadku doktora Romańczuka miało specyficzne znaczenie. Oznaczało dogłębne, wręcz do bólu rozpracowanie tematu. Dość powiedzieć, iż w latach 1983 – 1984 zaliczył indywidualne szkolenie z gastroenterologii i endoskopii w Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie, a w 1984 roku szkolenie indywidualne z zakresu endoskopii w Śląskiej AM w Katowicach.
 
Na efekty owego zainteresowania nie trzeba było długo czekać. W 1984 roku rozpoczęła działalność pod kierownictwem W. Romańczuka Wojewódzka Poradnia Gastroenterologii Dziecięcej z Pracownią Endoskopii.
 
– W swojej dziedzinie był niedoścignionym mistrzem. W poradni przebywał od rana do wieczora. Czasami na dyżurach w szpitalnym Oddziale byliśmy na niego lekko zdenerwowani – wspomina dr Grażyna Hejda. – Przepadał w pracowni, bo musiał jeszcze zrobić badanie, jeszcze coś pilnego napisać…Natomiast wiedziony siódmym zmysłem pojawiał się w pokoju lekarskim, gdy zaczęłyśmy przygotowywać kanapki. Zajadał się nimi z lubością. 
 
– W czasie pracy na Oddziale Pediatrii doktor Romańczuk był lekarzem, który wyraźnie odstawał od nas swoją ponadprzeciętną inteligencją, zaangażowaniem, zmysłem organizatorskim. Ciągle „nakręcony”. Był wybitną osobą, lubianą przez wszystkich – wspomina Hejda. – Bezpośredni w kontaktach, potrafiący z każdym porozmawiać.

Obrazek czwarty: nie wstydzę się być żebrakiem
 
Aby kierowana przez doktora W. Romańczuka Wojewódzka Poradnia Gastroenterologii Dziecięcej z Pracownią Endoskopii mogła właściwie funkcjonować, potrzebowała aparatury diagnostycznej. Z tym były ogromne kłopoty. Dokładnie ze słabymi złotówkami, które trzeba było wymienić na wszystko mogące dolary.  Doktor od dzieci dokonywał więc cudów, aby zdobyć pieniądze na zakup m.in. dziecięcych endoskopów umożliwiających skuteczne leczenie małych pacjentów ze schorzeniami gastrycznymi. Do tej pory, aby otrzymać fachową pomoc, musieli z rodzicami wyjeżdżać do klinik w Warszawie, Krakowie czy Katowicach. 
 
Jak drogie były to wówczas urządzenia niech świadczy fakt, iż pieniądze na zakup jednego z pierwszych gastroskopów japońskiej firmy Olympus, które pojawiły się w regionie Polski południowo – wschodniej, wysupłał dyrektor mieleckiej Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego. Przekonał go doktor Wrzesław, który leczył małoletniego członka rodziny dyrektora. Kwoty, za jakie je kupiono, przyprawiały o szybsze bicie serca a przynajmniej o zawrót głowy.
 
Szef Wojewódzkiej Poradni Gastroenterologii Dziecięcej z Pracownią Endoskopii w swoim życiu zawodowym i prywatnym musiał znaleźć czas, by jak to wówczas mówiono, organizować pieniądze na zakupy sprzętu. To stało się jego pasją. 
 
Łatwość nawiązywania kontaktu z osobami różnej proweniencji, czy wykształcenia, przydawała się ogromnie w tych bataliach. Romańczuk nie wstydził się w tej sprawie pukać do rozmaitych drzwi. Nie było dla niego sprawy, nie było problemu, którego nie można by rozwiązać. Jeśli przy planowaniu charytatywnej imprezy, którą organizował, potrzebna była pomoc wojska, policji, hotelarzy, poligrafów, mediów, artystów, doktor wpisywał na karteczce odpowiednie nazwiska i dzwonił. 
 
Dzwonił do ludzi, których znał bardzo dobrze lub trochę mniej dobrze. Ale gdzieś się z nimi spotkał, miał z kimś wspólnych znajomych.
 
– On zawsze pamiętał o ludziach, którzy go wspierali. Miał dla nich czas. Pomagał, gdy oni byli w „szpitalno – zdrowotnych” potrzebach – wspomina dr Marian Ołpiński, kolega Romańczuka z Oddziału Pediatrii. 
 
Do dziś w Rzeszowie pamiętane są rozmaite imprezy charytatywne, z których dochód przeznaczano np. na zakup wideoendoskopu dla pracowni endoskopii Oddziału Pediatrii Szpitala Wojewódzkiego nr 2. Organizował je sztab ludzi „nakręcanych” przez doktora Wrzesława. Odbywały się więc np. „kolacje endoskopowe”, pikniki, festyny rekreacyjne, aukcje obrazów. Imprez były dziesiątki. W programie jednej z nich pod nazwą „Rzeszów – Dzieciom” (1993) znalazły się m.in. biegi uliczne, występy młodzieżowych zespołów artystycznych, wyścigi rowerów górskich, pokaz tresury psów policyjnych, parada motocykli zabytkowych, musztra orkiestry wojskowej, uliczny konkurs plastyczny i mecz legendarnej drużyny „Orły Górskiego” z Rzeszowiakiem. Setki ludzi pomagały organizować te przedsięwzięcia a tysiące w nich uczestniczyły.
 
Doktorowi Romańczukowi udało się do swojego przedsięwzięcia wciągnąć także zespół Maanam. Wspaniałe koncerty kapeli, dzięki którym zbierano pieniądze na zakup sprzętu dla Szpitala Wojewódzkiego nr 2 przy ul. Lwowskiej, nie były przypadkiem. Doktor Romańczuk bardzo dobrze znał się także z Robertem Wróblem, szefem ogromnie popularnego kiedyś w południowo – wschodniej Polsce rzeszowskiego klubu – dyskoteki Akademia. 
 
Gdy Robert został zarażony chorobą Wrzesława, tj. niesienia pomocy dzieciakom, zaprosił na specjalne koncerty zespół Maanam. Kora ceniła sobie jego współpracę przy organizacji koncertów. Dzięki Wróblowi koncerty Maanamu organizowane na rzecz zbiórek prowadzonych przez Romańczuka były niepowtarzalnymi przedsięwzięciami. 
 
Przeboje śpiewane przez Korę, jak choćby „Bez ciebie umieram”, stały się na wiele lat znakiem rozpoznawczym imprez taneczno – biesiadnych organizowanych przez rzeszowskiego Owsiaka, bo i tak bywał nazywany doktor Romańczuk.
 
– Nie wszyscy doceniali to jego społeczne zaangażowanie – mówi Helena Romańczuk. –Niektóre koleżanki po fachu złośliwie komentowały zbiórki pieniędzy prowadzone przez mojego męża podczas plenerowych imprez: „że się mu tak chce wygłupiać”! To było jedno z delikatniejszych określeń. 
 
Obrazek piąty: pocztówki ze świata
 
Jak przystało na doktora – pozytywistę pracę zawodową  traktował zawsze na 100 proc. Chciał podglądać, jak leczą dzieci z chorobami układu pokarmowego w innych krajach, w nowoczesnych klinikach świata oraz zobaczyć, jakim sprzętem diagnostycznym dysponują szpitale.
 
 
Doktor Wrzesław z żoną Heleną. Fotografia Archiwum Rodziny Wrzesława Romańczuka
 
I tak w 1987 roku uczył się i podpatrywał, jak leczą małych pacjentów (szkolenie indywidualne w gastreoenterologii dziecięcej i endoskopii) w The Institute of Child Health, University of Londyn, w 1994 roku odbył staż indywidualny z endoskopii w The Karolinska Hospital w Sztokholmie i w tym samym roku stażował indywidualnie z pediatrii i gastroenterologii w Departament of Pediatrics, The University of Iowa Hospitals and Clinics. Miał też za sobą szkolenia indywidualne z gastroenterologii i endoskopii, które zaliczał w najbardziej renomowanych klinikach w kraju (Centrum Zdrowia Dziecka w  Warszawie, Śląska Akademia Medyczna w Katowicach). 
 
Brał także wielokrotnie udział w kongresach i zjazdach naukowych w Polsce i poza jej granicami (m.in. w Rzymie, Amsterdamie, Atenach, Madrycie, Barcelonie, Kairze, Sydney, Auckland, Los Angeles, Tampere). 
 
Udział w szkoleniach i sympozjach organizowanych w różnych krajach i na różnych kontynentach umożliwiał mu również podglądanie, z jakich toalet korzystali np. dawni mieszkańcy Ameryki Południowej czy Egiptu. Ku zaskoczeniu znajomych przywoził więc z wyjazdów np. fotki toalet spotykanych w miastach Inków, w starożytnym Egipcie. Dla jego bagażu wiedzy o przyczynach zaparć i biegunkach był to bardzo ważny detal. 
 
– Już wtedy ludzie wiedzieli, że dla zdrowia jelit toaleta musi mieć odpowiednią konstrukcję. Nogi nie mogą na niej wisieć, muszą być podparte – opowiadał z przejęciem o fotkach przywiezionych z wojaży. 
 
W 1994 roku po przeprowadzeniu postępowania konkursowego został zakwalifikowany przez Światową Unię Gastroenterologii do programu naukowego „The Young Clinician – Scientist Program”, w którym wzięło udział ok. 300 młodych naukowców z całego świata (Los Angeles, 2-7 października 1994 r., X Światowy Kongres Gastroenterologii). Był jedynym pediatrą z Polski, który otrzymał nominację do wspomnianego programu. W 1989 roku obronił na Wydziale Lekarskim AM w Krakowie rozprawę doktorską: „Próby różnicowania i postępowanie lecznicze w zmianach chorobowych jelita grubego dzieci”.    
 
Wracając z tych wypraw po świecie, dalekim i bliskim, był zawsze bogatszy o nowinki w zakresie leczenia dzieci i jednocześnie chory z zazdrości, że w innych ośrodkach medycznych, w szpitalach, potrafią więcej i lepiej pomóc choremu, bo lekarze dysponują nowoczesnym sprzętem diagnostycznym. A o takim w Rzeszowie można było tylko pomarzyć. Nie chciał tylko marzyć! Skrzykiwał  ludzi dobrej woli i na taki sprzęt prowadził zbiórki. 

Obrazek szósty: kiedy znajdował na to czas
 
– Nasze życie toczyło się w ciągłym biegu. Godziliśmy pracę zawodową z wychowywaniem dwójki dzieci (po urodzonym w 1981 roku Bartoszu, na świat w 1988 roku przyszła Kasia – przyp. aut). Wrzesław był człowiekiem, który udzielał się zawsze na wielu polach: najpierw na uczelni w organizacji studenckiej SZSP i w sporcie. Później w organizacjach lekarskich, branżowych stowarzyszeniach, działaniach charytatywnych na rzecz dzieci. Wszędzie było go pełno. Wszyscy dziwili się jak on to robi, jak znajduje czas na tak liczne zainteresowania – wspomina Helena Romańczuk. – A on zawsze powtarzał, że pół życia przesypiamy. Sam zwykle spał tylko 4 godziny. Od 2 do 6. Mówił, że tyle snu mu w zupełności wystarcza. 
 
– Nawet golił się przed pójściem na spoczynek. Dzięki temu poranna toaleta nie była tak długa. Nigdy w swoim życiu nie spotkałem człowieka tak doskonale zorganizowanego, tak wiedzącego, co chce osiągnąć. I osiągając kolejne wyznaczone sobie cele. Nawet kosztem zdrowia. Zawsze zastanawiałem się, kiedy znajduje czas na to wszystko, co robił, kiedy spał?! Potrafił odpowiadać na maile o 4 rano – my odczytywaliśmy je dopiero kilka godzin później – wspomina dr Marian Olpiński.
 
W codziennej gonitwie lekarska rodzina potrafiła też znaleźć czas na życie towarzyskie. – Gdy zapraszaliśmy do siebie przyjaciół, zarywałam noce, aby przygotować poczęstunek. Wrzesław cenił dobrą kuchnię. Do pracy brał kanapki, które mu przygotowywałam. 
 
Nie tylko kanapki były słabością doktora. Największą z nich był nałóg palenia papierosów. Wiedział, że każda wypalana paczka Marlboro na pewno nie pomaga jego zdrowiu. Tym bardziej, że w młodym wieku przeszedł zawał serca. Bez papierosów nie umiał się jednak obejść. Także w pracy. Gdy wchodziło się do jego gabinetu na Oddziale Pediatrii „szpitala na górce”, często było w nim bardzo zimno, bo doktor właśnie wietrzył pomieszczenie, co dla wtajemniczonych było informacją, że właśnie zgasił papierosa.   
 
Obrazek siódmy: zauważony, doceniony i …pożegnany
 
Poczynania niezmordowanego „doktora od dzieci” na wielu polach aktywności zawodowej i nie tylko, nie mogły ujść uwadze gremiów przyznających m.in. nagrody miasta Rzeszowa. Za dokonania w dziedzinie nauki i techniki w 1994 roku nagrodę II stopnia przyznano dr Wrzesławowi Romańczukowi za „wybitne osiągnięcia w dziedzinie gastroenterologii dziecięcej”.
 
W 1996 roku doktor społecznik aż trzy razy miał przyjemność odbierać nagrody i wyróżnienia: Gazeta Wyborcza uhonorowała go nagrodą „Gwóźdź sezonu 95” w kategorii Osobowość Roku, od Wojewody Rzeszowskiego odebrał Odznakę Honorową „Za zasługi dla województwa rzeszowskiego”, zaś Towarzystwo Przyjaciół Dzieci przyznało mu Odznakę „Przyjaciel Dziecka”. 
 
29 grudnia 1994 roku powierzono mu pełnienie obowiązków dyrektora Szpitala Wojewódzkiego nr 2 w Rzeszowie. Rok później wygrał konkurs na to stanowisko na okres 5 lat (1995 – 2000).

Nowe wyzwanie, jakim było dyrektorowanie Szpitalem Wojewódzkim nr 2, całkowicie go pochłonęło. Przyszło mu zarządzać placówką służby zdrowia w bardzo trudnym czasie: w okresie zmian systemowych jej finansowania. Dyrektor Romańczuk zapisał się w historii szpitala m.in. utworzeniem pododdziałów dziennej opieki nad pacjentami – nowością na rynku usług medycznych. Takie pododdziały uruchomiono np. na oddziale chorób dzieci i chirurgii dziecięcej.
 
Chciał kierować szpitalem, największym w województwie, najlepiej jak umiał i chciał się w tym doskonalić. Od roku 1995 był członkiem Zarządu Głównego Stowarzyszenia Menadżerów Opieki Zdrowotnej. Był jednym z organizatorów powstania Oddziału Rzeszowskiego STOMOZ i jego przewodniczącym.
 
W czerwcu 2000 roku doktor Romańczuk przestał być dyrektorem SW nr 2. Ówczesne władze wojewódzkie nie widziały go dalej na stanowisku dyrektora. Rozstanie z funkcją szefa największego szpitala w regionie przeżył ogromnie…
 
Obrazek ósmy: w murach Uniwersytetu Rzeszowskiego 
 
Długo nie czekał na nowe wyzwania. We wrześniu 2000 roku Wrzesław Romańczuk otrzymał angaż na stanowisko pełnomocnika dyrektora naczelnego Instytutu – Pomnika Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie ds. restrukturyzacji. Dwa lata później, w październiku 2002 roku, po wcześniejszym uzyskaniu habilitacji, dr hab. n. med. Wrzesław Romańczuk został profesorem nadzwyczajnym w Instytucie Wychowania Fizycznego Uniwersytetu Rzeszowskiego. W tym samym czasie UR rozpoczął starania o uruchomienie trzyletnich studiów licencjackich na kierunku pielęgniarstwo  oraz położnictwo. Ówczesny rektora UR, prof. dr hab. Włodzimierz Bonusiak, powołał prof. Romańczuka na pełnomocnika  tworzenia tych kierunków. Wiedział, co robi.
 
Po dwóch latach tytanicznej pracy, zespół pracowników UR kierowany przez Romańczuka, miał sukces. Komisje akredytacyjne (każda oddzielnie: nauki i szkolnictwa wyższego oraz ministerstwa zdrowia), po sprawdzeniu wymagań i warunków do kształcenia studentów, wydały pozytywną opinię. Kształcenie na kierunkach Pielęgniarstwo i Położnictwo (znalazły się w strukturach Wydziału Pedagogicznego) mogło ruszyć. Zasadniczą część kadry nowego Instytutu stanowili znakomici polscy lekarze (m.in. profesorowie: Idalia Cybulska, Paweł Januszewicz, Józef Ryżko, Jerzy Socha, Piotr Socha, Elżbieta Piątek, Danuta Dzierżanowska, Piotr Kaliciński, Andrzej Kawecki) ściągnięci z Warszawy do Rzeszowa przez Romańczuka. Zadziałały jego prywatne kontakty.  4 października 2004 roku dyrektor Instytutu Pielęgniarstwa i Położnictwa dr hab. n. med. prof. UR Wrzesław Romańczuk zorganizował pierwsze spotkanie kadry naukowo – dydaktycznej Instytutu ze studentami pierwszego roku. Tym samym rzeszowska uczelnia rozpoczęła kształcenie na kierunkach medycznych. Od roku 2014 Rzeszów ma już Wydział Lekarski. Warto jednak pamiętać, że utworzenie 10 lat wcześniej IPiP znacznie przybliżyło ten moment.
 
– Był tą przysłowiową iskrą, od której wszystko się zaczęło. Inni też podobno chcieli…Ale to właśnie jemu (prof. W. Romańczukowi – przyp. aut.) udało się powołać Instytut do życia – powiedział prof. dr hab. n. med. Paweł Januszewicz. 
 
Zamiast  podsumowania
 
Doskonalenie zawodowe, kolejne stopnie specjalizacji, doktorat, habilitacja, dyrektorowanie szpitalem, tworzenie Instytutu Pielęgniarstwa i Położnictwa w Uniwersytecie Rzeszowskim, praca społeczna, to wszystko było w życiu doktora Romańczuka bardzo ważne. Ale najważniejsi byli mali pacjenci. W każdym momencie swojej kariery zawodowej znajdował czas na ratowanie chorych dzieciaków. 
     
– Doktor miał dar rozmowy z dziećmi. Nie rozczulał się nadmiernie. Rodziców potrafił przywołać do porządku, gdy chcieli nim kierować – wspomina jedna z dawnych pacjentek doktora Romańczuka. – Dzieci wierzyły mu, przeczuwały, że badania pomogą w leczeniu, że muszą zgodzić się na włożenie do gardła „rurki”, przez którą doktor wszystko zobaczy. Podziwiałam jego cierpliwość. Gdy go zabrakło, zatroskane dzieciaki pytały rodziców: do kogo my teraz pójdziemy?  
 
PS.
Wrzesław Romańczuk zmarł w noc sylwestrową 31 grudnia 2004 roku. Na wniosek wojewody, Prezydent RP Aleksander Kwaśniewski odznaczył pośmiertnie dr hab. n. med. prof. UR Wrzesława Romańczuka Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. 22 lutego 2022 roku radni Miasta Rzeszowa jednogłośnie zdecydowali, że nazwę ulicy WRZESŁAWA ROMAŃCZUKA otrzyma odcinek ulicy biegnącej od ul. Jana Niemierskiego, w kierunku północnym, a następnie zachodnim do alei Armii Krajowej (Osiedle Mieszka I, okolice Klinicznego Szpitala Wojewódzkiego nr 2). 23 marca odbyło się oficjalne odsłonięcie nazwy ulicy.
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy