Pochodzi z Jarosławia, ale rodzina przeniosła się do Rzeszowa, gdy ojciec – główny księgowy – dostał tu lepiej płatną pracę i mieszkanie. Ukończyła III LO, a potem fizykę na WSP. – Zawsze miałam głowę do przedmiotów ścisłych – podkreśla. Nigdy nie zamykała się jednak wyłącznie w świecie nauk ścisłych. W liceum była członkiem szkolnego teatru, śpiewała w dziewczęcym zespole.
Fizyka lepsza niż matematyka
– Należę do pokolenia wychowanego na książkach – podkreśla. Mieliśmy w domu dużą bibliotekę i ogromny szacunek dla książek. - Wieczorami czytałam je z latarką pod kołdrą. Czytałam wszystko, co mnie interesowało – od beletrystyki poprzez książki historyczne do popularnonaukowych. Oczytanie dało mi później łatwość wypowiedzi i szersze spojrzenie na świat - opowiada. Z nauk ścisłych wybrała fizykę, bo nie miała wielkiego wyboru, wiedząc, że ze względów finansowych musi studiować w Rzeszowie. – A poza tym – przekonuje – fizyka ma tę przewagę nad matematyką, że oprócz teorii są jeszcze doświadczenia. Człowieka wiele rzeczy zadziwia na co dzień. Fizyka potrafi te zjawiska wytłumaczyć i większość z nich można sprawdzić doświadczalnie.
Szkoła na całe życie
Po studiach, w 1972 roku, przyszła do pracy w IV LO w Rzeszowie, które powstało zaledwie dwa lata wcześniej. – Od początku urzekła mnie atmosfera panująca w tej szkole – opowiada. – Kadra pedagogiczna była młoda, pracowali tu nauczyciele-pasjonaci. Szkoła szybko sprofilowała się w kierunku nauk ścisłych. Specyficzne było też podejście do uczniów. – Tu liczyło się zawsze to, co uczeń ma w głowie, a nie na głowie – podkreśla pani dyrektor. – „Czwarte” bardzo szybko zyskało opinię dobrej szkoły, w której nie gnębi się ucznia za wygląd, lecz docenia się go za mądrość. W 1992 roku została dyrektorką „swojej” szkoły. Jest nią do dziś. Odcisnęła na niej wyraźnie piętno swej osobowości. Rozbudowała szkolną bazę. - Zastałam szkołę pod tym względem zaniedbaną – podkreśla. Przez dwie dekady udało się m.in. wymienić instalację elektryczną i okna, zmienić zewnętrzną elewację. Młodzież może grać w piłkę na nowo wybudowanym „Orliku”. „Oczkiem w głowie” pani dyrektor jest pełnowymiarowa hala sportowa.
Pedagog na pierwszym miejscu
Ale dyrektorka nie zapomina, że jest przede wszystkim nauczycielką i wychowawczynią kolejnych pokoleń młodzieży. Stara się stworzyć w szkole ciepłą atmosferę. Uczniów nazywa swoimi „dziećmi”. – „Czwarte” to szkoła, w której w gabinecie dyrektora uczeń nie stoi na baczność, tylko siada w fotelu – podkreśla. Uważa, że każde dziecko jest ważne, a problemy wychowawcze wynikają najczęściej z sytuacji, w jakiej się znalazło, z atmosfery w domu rodzinnym. - Na moim gabinecie nie ma wywieszki, że dyrektor przyjmuje „od – do”. Gdy uczniowie mają problemy, w każdej chwili mogą przyjść z nimi do mnie. Często powtarza na radach pedagogicznych, że „lepiej się dać oszukać pięciu uczniom niż skrzywdzić jednego, nie rozpoznając jego problemów”. Przyznaje, że 30 lat temu nie było tak wielu problemów wychowawczych. Uważa, że dzieje się tak m.in. dlatego, iż młodzież jest dziś mniej odporna na stres, odbiera o wiele więcej bodźców zewnętrznych niż przed laty, przez co łatwiej się gubi.
Uważa, że nieprawdziwy jest stereotyp, iż IV LO to szkoła dla dzieci elity – prawników, lekarzy itp. I że jest w niej taki „wyścig szczurów”, iż słabsi muszą bronić się biorąc korepetycje. – Owszem – odpowiada – do tej szkoły chodzą dzieci z bardzo dobrze sytuowanych domów. Ale także z biednych rodzin. I takie dzieci często trzeba wspierać. Wokół takiego dziecka jednoczy się nieraz cała klasa. Mamy dzieci niepełnosprawne. Widzę, jak koledzy im pomagają. Kilka lat temu ukończył szkołę chłopiec z porażeniem mózgowym. – Gimnazjum się przed nim zamknęło, miał nauczanie indywidualne – opowiada dyrektorka. – My przyjęliśmy go normalnie, do klasy. Uczniowie pomagali mu wnosić chodzik na schody, a dziewczęta czekały razem z nim, aż ojciec po niego przyjedzie. Po to, by nie czekał sam. Później poszedł na studia, na filologię polską.
Nauczyciel – autorytet
Pani dyrektor uważa, że nauczyciel musi być dla ucznia autorytetem. Musi mu przekazać nie tylko wiedzę, ale także kulturę bycia. – Kiedy idę przez korytarz, wiem, że dziewczęta mnie obserwują. To miłe, gdy potem mówią:, „ale pani dyrektor była super ubrana”. Powinniśmy być dla uczniów autorytetami również pod tym względem. Szkoła ma bardzo stabilną kadrę pedagogiczną. Przykładem jest tu zresztą sama pani dyrektor. – Ściągnę nauczyciela z każdej szkoły, gdy będę chciała – twierdzi. Miała propozycje objęcia funkcji kuratora i dyrektora Wydziału Edukacji Urzędu Miasta Rzeszowa. Została w „czwartym”. – Za dużo życia poświęciłam tej szkole – tłumaczy. – Staram się tu przecież pracować na rzecz Rzeszowa, tu się spełniam. Nie zamyka się w szkole. Jest działaczem podkarpackiej Platformy Obywatelskiej. Można ją co roku spotkać na Muzycznym Festiwalu w Łańcucie. Ceni książkę, dobry teatr czy muzeum. – Mogłabym się spełniać w wielu miejscach, ale gdy widzę 1200 moich „dzieci”, to jest to dla mnie ważniejsze niż np. polityczne spełnienie się – podkreśla. W 2010 r. otrzymała tytuł honorowy profesora oświaty.
Plany na przyszłość? – Nie wyobrażam sobie, że mogłabym przestać być aktywna zawodowo i w ogóle w życiu. Dopóki człowiek ma zdrowie i siły, powinien dawać siebie ludziom. Nie wyobrażam sobie, że siedzę bezczynnie na emeryturze.
Popularne zagadnienia: , COVID-19 , premier , Ukraina , MZ , nowe zakażenia koronawirusem , zakażenia , Morawiecki , koronawirus w Polsce , prezydent , koronawirus