Reklama

Ludzie

Mistrz z Łańcuta w Muzeum Okręgowym w Rzeszowie

Antoni Adamski
Dodano: 14.09.2022
66817_panas
Share
Udostępnij
Do końca lutego 2023 wyjątkowa wystawa w rzeszowskim muzeum. Prace Krzysztofa Panasa z Łańcuta, który wskrzesił rzemiosło płatnerskie. W ciągu 45 lat wykonał przeszło 800 obiektów: broni białej, pancerzy oraz biżuterii. Jest to broń polska, europejska, a nawet japońska. Krzysztof Panas pracuje według  metod sprzed kilkuset lat,  posługując się starymi narzędziami. Jego wyrobami szczycą się kolekcjonerzy z trzydziestu krajów świata.
 
Artysta urodził się i wychował w Łańcucie, w którym do dziś odczuwa się atmosferę dawnej Galicji. Broń  biała zaczęła fascynować go w młodym wieku. W domu zachowała się szabla żołnierska, którą przechował ojciec. Służył on przed II wojną światową w XIII Dywizjonie Artylerii Konnej. Szabla stanowiła również ważny dodatek munduru cesarsko-królewskiego urzędnika, pocztowca czy strażaka.
 
– Miałem pięć lat, gdy u sąsiada na pierwszym w okolicy odbiorniku telewizyjnym obejrzałem program, w którym zaprezentowano szablę husarską z XVII stulecia. Do dziś mam ją przed oczami. Szabla zawładnęła moją duszą i sercem. Tak zaczęła się ta pasja – wspomina.
 
W piątej klasie szkoły podstawowej, kiedy przerabiano „Krzyżaków” Krzysztof Panas wykonał z blachy puszek po szynce pełną zbroję rycerską. Niestety hełm z przyłbicą zaklinował mu się na głowie. Dopiero w domu dał radę go zdjąć, ale wraz z kępką włosów. Pierwszy miecz wykonał w drugiej klasie szkoły średniej. Do zdobienia drewnianych części rękojeści i pochwy posłużył się złamanym scyzorykiem. Uczęszczał do Liceum Plastycznego w Sędziszowie Małopolskim, gdzie istniała specjalność metaloplastyki. Uczyli go: Karol Robak – mistrz kowalski z dziada-pradziada, Kazimierz Mierczyński, Marian Konopacki. Jako pracę dyplomową przedstawił karabelę inspirowaną eksponatami muzealnymi, jakie oglądał w zbiorach Czartoryskich w Krakowie oraz w Muzeum-Zamku w Łańcucie. To ostatnie stało się jego pierwszym miejscem pracy. Odnowił stół z pracowni słynnego ebenisty i projektanta mebli Ch. A. Boulle’a (XVIII w). Powierzchnia mebla pokryta była metalową inkrustacją z pozłacanego mosiądzu. 
 
Fot. Dominik Matuła
 
Krzysztof Panas podkreśla, że od czasów pracy dyplomowej nie kopiuje żadnych egzemplarzy muzealnych. Już od czasów licealnych czuje się prawdziwym płatnerzem. Posługuje się tradycyjnymi narzędziami, które od lat skupuje. Narzędzia te  są doskonale przystosowane do ręki płatnerza. Widać, iż używane były przez pokolenia:
 
– Nie potrzebuję wiertarki elektrycznej, frezarki, lasera, pieca gazowego, mechanicznego młota czy takiej prasy. Pracuję metodami sprzed 200 – 300 lat i czuję się z tym wspaniale – dodaje.
 
Nierzadko sam – metodą prób i błędów – dochodzi do tego, na czym polegały stare technologie. Do wytworzenia Katany – miecza samurajskiego miał posłużyć się oryginalną recepturą japońską. Jednak nie zdała ona egzaminu. Nie zdziwiło go to. Produkcją mieczy zajmuje się w tym kraju kasta rzemieślników, którzy do swych tajemnic nie dopuściliby nikogo obcego. Tym bardziej – Europejczyka. Sam doszedł do właściwej techniki wytwarzania Katany:
 
– W tym mieczu – opowiada – hartowany jest nie cały brzeszczot – jak w broni europejskiej – lecz tylko jego ostrze. Pozostałą część klingi oblepia się specjalną glinką. Po siedmiu latach eksperymentów uzyskałem właściwą glinkę. Wedle mojej receptury jest to kaolin zmieszany z węglem drzewnym i pyłem ze szlifowanych mieczy(omura). Te wszystkie składniki razem tworzą „błotko”- tsuchioki, którym obkładana jest klinga miecza – za wyjątkiem hartowanego w ogniu ostrza.
 
W załączonym do wystawy wydawnictwie artysta opisuje, jak powstaje legendarny japoński miecz Nipponto. Jego wytwarzanie przebiega w szesnastu etapach. Jak pisze, praca nad japońskim mieczem w kuźni musi odbywać się tylko nocą – w mroku, rozświetlanym przez ogień paleniska:
 
– W takim skąpym świetle można precyzyjnie określić temperaturę rozgrzanego miecza na podstawie barwy żarzenia. Ogień na palenisku rozpalany jest z węgla drzewnego. Bryłki węgla – dobrze przesiane – muszą  mieć wielkość połowy kostki cukru. Palenisko tradycyjnej kuźni zasilane jest powietrzem z ręcznego miecha. Obok paleniska należy przygotować drewniane koryto z wodą – najlepiej deszczówką. Może być także woda z kranu pod warunkiem, iż jest przegotowana – czytamy w objaśnieniach artysty.
 
Krzysztof Panas jest również specjalistą od stali damasceńskiej. Poznaniu tej techniki poświęcił dwadzieścia lat. Nazwa stali pochodzi od miasta Damaszek w Syrii. Technika jej wytwarzania znana była przed naszą erą w starożytnych Indiach. Rozpowszechniła się w średniowieczu w krajach muzułmańskich, skąd w czasie wypraw krzyżowych trafiła do Europy Dziś popularna jest wśród producentów białej broni. Istotą stali damasceńskiej – zwanej po staropolsku „dziwer”- jest zgrzewanie bardzo twardej stali z miękkim żelazem. Żaden z tych materiałów osobno nie nadaje się do wyrobu broni: stal jest za twarda i jednocześnie za krucha, zaś żelazo – zbyt miękkie. Zgrzane razem metale tworzą na klindze charakterystyczny marmurkowy wzór. Cały proces technologiczny: od hutnictwa czyli produkcji „demeszki” (staropolski termin określający stal damasceńską) po końcową, niemal jubilerską obróbkę mistrz z Łańcuta wykonuje sam:
 
– Bywa tak, iż na zrobienie szabli poświęcam miesiąc, zaś na inkrustowaną srebrem rękojeść – dwa i pół miesiąca – mówi mistrz płatnerstwa.
 
Fot. Dominik Matuła
 
Dla klienta zamieszkałego na Alasce wykonał kiedyś szablę w srebrnej pochwie, ze srebrną rękojeścią sadzoną (po staropolsku: ozdobioną) turkusami i granatami. Krzysztof Panas  podkreśla:
 
– Szabla to nasze narodowe dziedzictwo. Używane w XVII stuleciu w Rzeczpospolitej Obojga  Narodów szable pochodziły z Turcji, Persji lub z miejscowych warsztatów. W tym czasie w krajach Zachodu królowały rapier i szpada. Wydano tam wiele podręczników do nauki szermierki. Zaś w Polsce – ani jednego. Po prostu nie były potrzebne. Każdy szlachcic kształcił syna/ synów w sztuce „robienia szablą” – jak wówczas nazywano fechtunek.
 
Krzysztof Panas wykonuje różne odmiany szabli. Najpopularniejsze z nich to szabla husarska oraz karabela. Ta pierwsza była bronią jazdy, zaś karabela – piechoty. Z czasem ta druga przeobraziła się w ozdobę paradnego stroju kontuszowego. Bogato dekorowana, ozdobiona szlachetnymi kamieniami, coraz rzadziej służyła do walki. Świadczyć miała o pozycji i bogactwie właściciela, w myśl staropolskiego przysłowia „zastaw się, a postaw się”. Szabla husarska z kabłąkiem ochraniającym rękę doskonale nadawała się do fechtunku. Była ciężka, ważyła nieco mniej niż kilogram. Karabela – szabla bojowa piechoty, miała rękojeść o zakończeniu w kształcie główki  orła. Znacznie lżejsza,  zaczęła służyć nie tyle w czasie bitwy, co  w gorących sejmikowych sporach, wtedy, gdy rzeczowych argumentów zabrakło. Pochodząca z Persji karabela przyszła do nas przez Turcję. 
 
Z czasem była produkowana w kraju, w manufakturach zwanych szablarniami. Istniała taka w Kańczudze. Inną – w Staszowie kierował Piotr Michałowski – najwybitniejszy malarz I połowy XIX stulecia. Pierwsza wzmianka o karabeli pochodzi z XV wieku. Pochodzenie jej nazwy nie jest jednak znane – opowiada Krzysztof Panas. Wspomina on,  iż dostał od klienta w Szwecji zamówienie na wykonanie dawnego noża polskiego. Jak taki nóż wyglądał? Wobec braku źródeł  wykonał  nóż zwany „karpackim”. Był to nóż zbójnicki, kojarzony z góralami z Podhala i z legendą Janosika. Służył do walki oraz do oprawiania zwierzyny; jego okuta głownia wykorzystywana była jako kastet. W łańcuckiej pracowni powstają  także noże skandynawskie, szkockie oraz wschodnie kindżały.
 
Przy wykonywaniu białej broni ważny jest każdy szczegół, zaś jej fachowe opisy sprawiają czasem kłopot. Mistrz z Łańcuta przeczytał kiedyś o karabeli, że  jej rękojeść wykonywano ze skóry białego jaszczura. Skąd ją zdobyć? Płatnerz poprosił znajomego marynarza, by taką skórę przywiózł. Okazało się jednak, iż nie jest to właściwy materiał. Instytut Morski w Gdyni zidentyfikował w końcu oryginalny materiał jako  skórę płaszczki (rai). Ma ona biały kolor, a na jej powierzchni występują porowate gruzełki. Pomagają one lepiej utrzymać rękojeść szabli w dłoni. Po długich poszukiwaniach płatnerz zdobył  skórę tej ryby i odtąd stosuje ją w swoich wyrobach. Zdobycie odpowiednich materiałów stanowiło w początkach jego kariery – w czasach realnego socjalizmu – ogromny problem. Za nóż myśliwski, który wykonał dla kolekcjonera w Nowym Jorku otrzymał honorarium w postaci rzadkich materiałów. Do nich nadprogramowo Amerykanin dołączył pudło z egzotycznymi gatunkami drewna na rękojeści szabel. 
 
Fot. Dominik Matuła
 
Klientami Krzysztofa Panasa są kolekcjonerzy z trzydziestu krajów świata. Po 1989 zaczęli do nich dołączać miłośnicy białej broni z kraju. Wśród tych pierwszych największą satysfakcję sprawiło mu wykonanie szabli dla generała Stanisława Maczka na setną rocznicę urodzin (zmarł w roku 1994 w Edynburgu w wieku 102 lat). Później wykonał drugą na zlecenie syna generała. Wśród odbiorców jego prac znaleźli się Jan Paweł II i ówczesny książę Walii, obecny król Zjednoczonego Królestwa Karol III. W ciągu swej kariery artystycznej Krzysztof Panas wykonał ok. 800 obiektów, w tym oprócz broni białej zbroje i biżuterię.
 
Wystawa jubileuszowa z okazji 45 lat pracy artystycznej trwać będzie w Muzeum Okręgowym w Rzeszowie do 28 lutego przyszłego roku. To rzadki wypadek, gdyż mistrz płatnerstwa nie posiada żadnego ze  swych wyrobów na własność. Eksponaty zostały wypożyczone przez ich właścicieli. Użyczenie ich na pół roku wymagało specjalnej zgody, o którą nie było łatwo. Trudno w tych warunkach mówić o przeniesieniu ekspozycji do innego muzeum. Teraz Krzysztof Panas wykonuje pierwszy obiekt „dla siebie”:
 
– To karacena czyli oryginalna polska zbroja łuskowa, szczególnie popularna w wieku XVII. Na skórzany kaftan, kryty  aksamitem naszywano metalowe płytki w kształcie zachodzących na siebie łusek. Każda łuska ozdobiona była mosiężną dekoracyjną rozetką. Szlachta Rzeczpospolitej szukająca swych korzeni u legendarnych Sarmatów wzór karaceny wzięła z wizerunków rzymskich: płaskorzeźb na Łuku Trajana w Rzymie czy rzeźbionych popiersi starożytnych wodzów i cesarzy. Karaceny popularne w legionach rzymskich, w Polsce stały się charakterystycznym przybraniem elity: królów i magnaterii.
 
W zbroi tej portretował się Jan III Sobieski, nosząc narzucony na karacenę czerwony płaszcz rzymskiego imperatora. Nierzadko ozdabiano tę zbroję skórą lamparta. Moja karacena liczy sobie 900 łusek, zdobionych 900 rozetkami. Do tego komplet uzbrojenia: koncerz – rodzaj długiego miecza, szabla, kryty łuską miecz. Wiele pracy przede mną. Niekiedy jednak myślę sobie, iż nie przepracowałem w życiu ani jednego dnia. Robię to, co lubię. A w dodatku ludzie mi za to płacą. Czuję się szczęśliwy i spełniony.
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy