Reklama

Ludzie

Sposób na biznes? Firma rodzinna na pokolenia

Jaromir Kwiatkowski
Dodano: 21.08.2015
21535_Melania-i-Ewa-Tomaszek
Share
Udostępnij
Spółka Max Elektro obecna jest na rynku od roku, ale jej powstanie było poprzedzone ponad 20-letnimi doświadczeniami Ewy i Janusza Tomaszków. Historia firmy pokazuje, jak z niewielkich rozmiarów sklepu stworzyć potężną sieć zakupową, nie dać się zagranicznej konkurencji, osiągnąć rynkowy sukces oraz zdobyć zaufanie sklepów, które jako akcjonariusze stały się współwłaścicielami firmy.
 
Zaczynali od osobnych biznesów. Ewa współpracowała głównie z firmami włoskimi, prowadząc w Albigowej firmę, której działalność polegała na hurtowej sprzedaży sprzętu AGD marki ARDO. Janusz zajmował się sprzedażą polskich produktów Amiki w Łańcucie. – Włosi nie chcieli, abym wspólnie z mężem prowadziła firmę, nie chcieli zdradzać swoich tajemnic – wspomina Ewa Tomaszek. – Dla nas małżeństwo było jednak ważniejsze niż prowadzenie spółek, zwłaszcza, że cały czas byliśmy dla siebie konkurencją.
 
"Galicja Tomaszek"
 
Postanowili połączyć obie spółki jawne w spółkę z o.o. "Galicja Tomaszek" i wprowadzić do niej wszystkie marki z branży AGD. Pierwszy człon nazwy nawiązuje do regionu, z jakiego się wywodzą; drugi – do nazwiska rodowego męża. Użycie go jest nieprzypadkowe – wskazuje na wartość firmy rodzinnej, z którą wiąże się specyficzny etos, uczciwość, tradycja, gwarancja rzetelności. – Dziś dochodzi do Polaków, że biznesy rodzinne na zachodzie Europy są bardzo stabilne – podkreśla Ewa Tomaszek. – My wprowadziliśmy już trzecie pokolenie do naszej firmy (pierwsze to rodzice pana Janusza – Eugenia i Kazimierz, którzy w latach 80. XX w. prowadzili sklep sieci Domar i po zmianach ustrojowych przejęli go na własność; trzecie to córka państwa Tomaszek – Melania, również zaangażowana w sprawy rodzinnej firmy – przyp. aut.). Płyniemy własnym nurtem. Nie za szybko, bo każdą maszynę można "przegrzać", gdy pracuje zbyt intensywnie. Baczne obserwowanie branży, kontrola finansów, świadoma polityka, konsekwencja w działaniu, trafność podejmowanych decyzji – to wszystko spowodowało, że jesteśmy i dobrze się mamy.
 
W 2005 r., już jako jedna firma, skoncentrowali się na studiach mebli kuchennych. Choć pierwsza myśl, by zostawić sprzęt "wolnostojący" i zająć się tym pod zabudowę pojawiła się jeszcze w latach '90, podczas targów w Poznaniu. – Zobaczyłam wtedy po raz pierwszy taki sprzęt, który dopiero wchodził do sprzedaży – wspomina. – Stwierdziłam, że kiedyś zajmę się sprzedażą sprzętu do zabudowy i znajdę inny kanał zbytu.
 
Dzisiaj "Galicja Tomaszek" jest firmą ogólnopolską. Centrala firmy mieści się w Łańcucie, oprócz tego funkcjonują także oddziały w Katowicach, Poznaniu i Warszawie. Firma zatrudnia ponad 220 osób.
 
Max Kuchnie

Współpracują z ponad 300 niezależnymi studiami mebli kuchennych zrzeszonymi w Sieci Max Kuchnie, poprzez zawarcie umowy franczyzowej. – Sieć powstała w 2013 roku. Do studiów mebli kuchennych dostarczamy sprzęt AGD – opowiada Ewa Tomaszek. – Dodatkowo obsługujemy największe fabryki mebli w Polsce i jako jedyna firma zaopatrujemy je w sprzęt AGD.
 
Nasza rozmówczyni przyznaje, że rynek zabudowy i studiów mebli kuchennych jest bardzo trudnym rynkiem, m.in. dlatego, że najważniejszą częścią biznesu dla studiów są meble. To z ich sprzedaży czerpią największe zyski, a sprzęt AGD traktują jako dodatek. Pracują w nich projektanci i architekci, którzy mają artystyczną duszę, znają się na designie, trendach, wyposażaniu wnętrz, natomiast niekoniecznie na skutecznej sprzedaży. – Produkcja mebli kuchennych zajmuje ok. czterech tygodni –  tłumaczy Ewa Tomaszek. – W tym czasie trzeba skompletować cały sprzęt (zlew, bateria, płyta, piekarnik, zmywarka, okap, lodówka itp.), tak, by dostarczyć wszystkie urządzenia na dzień montażu mebli. Konfekcjonowanie sprzętu wymaga dużego doświadczenia, sporych nakładów finansowych i odpowiedniej powierzchni magazynowej. Konieczny jest również bogaty wybór asortymentu, ponieważ jeżeli podczas montażu u klienta okaże się, że jakiś sprzęt jest uszkodzony, należy natychmiast dowieźć w zamian inny, sprawny egzemplarz.

Max Elektro
 
To najnowsze "dziecko" Ewy i Janusza Tomaszków. Firma powstała przed rokiem. Prowadzi w pewnym sensie działalność pionierską. Aby ową "pionierskość" wyjaśnić, musimy cofnąć się do lat '90. Powstawały wtedy tzw. grupy zakupowe, które składały się z hurtowni podobnych do "Galicji Tomaszek". – Grupa zakupowa – tłumaczy Ewa Tomaszek – to było zrzeszenie hurtowni, w którym jedna firma była np. z Krakowa, druga z Warszawy, trzecia z Poznania itd.  
 
Grup zakupowych powstało wtedy w Polsce bardzo wiele. Powodem był większy potencjał, dzięki któremu negocjowano lepsze warunki zakupu u poszczególnych dostawców. Grupy zakupowe świetnie się rozwijały mniej więcej do 2010-2011 r. – W międzyczasie ich apetyty rosły, budowały własne sieci sprzedaży detalicznej, poszerzały własne terytoria działania i – co się z tym wiąże – wchodziły sobie wzajemnie w drogę  konkurując ze sobą cenami – opowiada Ewa Tomaszek. Firmy tworząc grupy zakupowe wykazały się dobrym pomysłem, natomiast zabrakło im spójności i konsekwencji w działaniu.
 
W efekcie grupy zakupowe zbankrutowały i zniknęły z rynku. – My nie przyłączyliśmy się nigdy do żadnej grupy zakupowej, choć przyznaję, że w pewnym momencie mieliśmy na to ochotę – mówi Ewa Tomaszek. – Dlatego nie korzystaliśmy z dobrych warunków zakupu od producentów – dodaje. Ale –  z perspektywy tego, co się stało w Polsce z grupami zakupowymi – nie żałuje tamtej decyzji. – Rozwaga i czujność zwyciężyły – podkreśla.
 
Tworząc Max Elektro, Ewa i Janusz Tomaszek wyciągnęli wnioski z ostatnich 20 lat, a zwłaszcza z historii grup zakupowych. – Firmy tworzące grupy zakupowe podpisywały umowy franczyzowe z niezależnymi sklepami –  opowiada Ewa Tomaszek. – Kiedy te upadały, sklepy musiały ściągać ich logotypy, na które pracowały często przez kilkanaście lat. Dzisiaj czują się oszukane, bo nie pracowały na własny szyld, lecz na szyld kogoś, kto zbankrutował.
 
Dlatego wspólnie z prawnikami, Ewa i Janusz uznali, że najlepszą formą współpracy będzie stworzenie grupy zakupowej i jednocześnie powołanie spółki akcyjnej, której akcjonariuszami będą członkowie Sieci Max Elektro. Będąc firma ogólnopolską przygotowaną do obsługi sklepów zwróciliśmy się do dostawców sprzętu AGD przedstawiając naszą wizję i koncepcję rozwoju dystrybucji. Wszystkim bardzo się spodobała i dzięki temu cały czas wspierają nas w wielu działaniach jakie podejmujemy – opowiada Ewa Tomaszek. – Założyliśmy, że Max Elektro będzie grupą zakupową, którą tworzyć będą niezależne sklepy sprzedające urządzenia AGD. Przekazaliśmy z "Galicji Tomaszek" logo na własność do powołanej spółki akcyjnej Max Elektro. Wyemitowaliśmy akcje, których zakup zaoferowany został członkom grupy zakupowej Max Elektro. Tworzą oni akcjonariat, mając prawo do korzystania z loga Max Elektro jak również możliwość decydowania o dalszym rozwoju sieci i marki Max Elektro.
 
Z podmiotami chętnymi do wejścia do spółki akcyjnej zaczęli rozmawiać we wrześniu 2013 r. Zebrali ich do dziś 320. Ewa uznaje to za wielki sukces, świadczący o tym, że w krótkim czasie zyskała zaufanie wielu sklepów. – Nie chcemy, żeby ta grupa miała więcej członków niż jest w Polsce miast powiatowych – tłumaczy. – Obsługujemy więcej sklepów, ale nie chcemy, by ktoś należący do Sieci Max Elektro obawiał się, że ma konkurencję w swoim mieście. Podpisujemy z nimi umowy oparte na partnerskich zasadach współpracy i wzajemnym zaufaniu. Taka umowa, w przeciwieństwie do umowy franczyzy, nie ma żadnych kar umownych, ani innych obostrzeń.
 
Ewa Tomaszek podkreśla, że budowanie zaufania było w przypadku akcjonariuszy procesem. –  Przystępując poprzez zakup akcji do Max Elektro, każdy podmiot staje się współwłaścicielem marki – przekonuje. Przyznaje jednak, że niełatwo było zmienić mentalność i myślenie ludzi, początkowo traktowali nasz pomysł z dużą rezerwą. – Dziś są zadowoleni, że ktoś inaczej ich traktuje – mówi Ewa Tomaszek.
 
Fot. archiwum Ewy Tomaszek
 
Firma rodzinna

"Galicja Tomaszek" zatrudniająca 220 osób, jest firmą rodzinną. Ale osoby z najbliższej rodziny stanowią niespełna 10 proc. zatrudnionych. Wśród nich jest m.in. córka Ewy i Janusza.
 
– Jeżeli córka będzie chciała odziedziczyć w przyszłości część czy całą firmę, to będę z tego powodu bardzo szczęśliwa, będzie to dla mnie potwierdzeniem, że warto było ciężko pracować – ówi Ewa Tomaszek.
 
Jak się pracuje z najbliższą rodziną w jednej firmie? – Bardzo dobrze – śmieje się Ewa. – Cała nasza rodzina i wszyscy pracownicy wiedzą, że traktuję wszystkich w ten sam sposób. Praca jest pracą, a dom domem – wszyscy doskonale zdają sobie z tego sprawę.
 
Założycielka Max Elektro przyznaje, że kiedy prowadzi się biznes wspólnie z mężem, angażując w wiele działań córkę, to trudno jest nie przynosić pracy do domu. Starają się wprawdzie, by rozmowy o firmie nie dominowały w czasie wolnym od pracy, jednak niekiedy jest to nieuniknione. Mąż jest zaangażowany w sprawy finansowe firmy. Strategia firmy to domena Ewy, która podkreśla, że 10 lat temu, jako jedyna firma z branży, wprowadziła własną markę sprzętu AGD. Najpierw była to marka Neto, ale gdy okazało się, że nazwa jest zbyt zbieżna z wchodzącym akurat do Polski dyskontem spożywczym Netto ? musieli podjąć decyzję o rebrandingu i tak powstała marka Kernau.
 
Sukcesy i porażki
 
– Największy sukces? To, że jesteśmy z mężem ciągle razem, że umieliśmy rozdzielić obowiązki między siebie, że ciągle się kochamy. Ludzie pytają nas, jak to możliwe? Przebywamy ze sobą kilkanaście godzin dziennie – w pracy i w domu – wylicza Ewa Tomaszek. – Sukcesem jest to, że bardzo wielu ludzi pracuje u nas od samego początku istnienia firmy, zwłaszcza w siedzibie w Łańcucie. Cieszy mnie fakt, że przy tak dużym napływie zagranicznego kapitału my nadal funkcjonujemy, a nasza kondycja finansowa jest naprawdę dobra. Ludzie ufają temu, co robimy, wierzą w kolejne projekty, które wdrażamy.
 
Porażki? Największa była właściwie niezależna od nich, a związana ze światowym kryzysem, który dość mocno uderzył w firmę, bazującą tylko na własnym kapitale. Musiała ona ograniczyć koszty funkcjonowania, by nie zwalniać ludzi i tempa rozwoju.
 
Zdaniem Ewy dziś największą barierą w biznesie są urzędy – zwłaszcza izby skarbowe oraz nieustające kontrole, które przeszkadzają w prowadzeniu firmy. – Ktoś, kto nie prowadził nigdy własnej działalności gospodarczej, nie zrozumie tych, którzy ją prowadzą – podkreśla Ewa Tomaszek.
 
Co ją napędza w działalności biznesowej? Ludzie. Kocham ludzi. Podczas rozmów z nimi dowiaduję się wielu ciekawych rzeczy. To oni mi podpowiadają, oni mnie motywują.
 
Plany na przyszłość
 
Plany to rozwój dwóch dużych projektów, które obecnie realizują: Max Kuchnie, czyli studia mebli kuchennych, i Max Elektro, czyli sieć sklepów AGD. "Galicja Tomaszek" pozostanie przy prowadzeniu działalności hurtowej, ponieważ – jak Ewa Tomaszek zapewniała partnerów z Max Elektro – nie będzie tworzyć im wewnętrznej konkurencji i nie powieli działań swojej konkurencji, która nie tylko oferowała franczyzę, ale otwierały też własne sklepy detaliczne, co było nieuczciwe wobec małych rodzinnych sklepów, które musiały konkurować ze sklepami swojego franczyzodawcy. – Najważniejsze, że "Galicja Tomaszek" nie będzie wchodzić na teren Max Elektro – tłumaczy Ewa Tomaszek. Nasi partnerzy mogą być spokojni o swoja przyszłość w tej kwestii.
 
Założycielka Max Elektro zapytana co wg niej wydarzy się w przyszłości odpowiada: – Co przyniosą kolejne lata, trudno jest dzisiaj przewidzieć, w ostatnich miało miejsce bardzo wiele wydarzeń,  które nikomu wcześniej przez myśl nie przeszły. – Jedno jest pewne – ja konsekwentnie będę realizować swoje plany rozwoju. Chcę budować mocną pozycję obu młodych marek Max Kuchnie i Max Elektro, chcę, aby niezależny handel był w Polsce postrzegany jako bardzo fachowy, rzeczowy i uczciwy doradca klienta.
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy