Reklama

Ludzie

Od słodkiej pasji do cukierniczego sukcesu Keksu

Alina Bosak
Dodano: 25.05.2017
33026_glowne
Share
Udostępnij

Apetyt na słodkie nie mija! Wbrew modom i dietom, nadal lubimy się skusić na słodkie co nieco, zwłaszcza, jeśli to słodkie jest przygotowane z pasją, składników dobrej jakości i pięknie udekorowane. Agata Śliż, po latach pieczenia na zamówienie w domu, w 1992 roku uruchomiła w Sławęcinie mały zakład cukierniczy Keks, który dziś zatrudnia… 150 osób.

– Trzeba kochać to, co się robi. Jeśli człowiek myśli tylko o pieniądzach, nic z tego nie wyjdzie – uważa Agata Śliż, założycielka Cukierni Keks. Pierwsze przepisy wymyślała jeszcze jako dziecko. Firmę założyła za namową męża i nie marzyła, że po 25 latach będzie zatrudniać w niej 150 osób. Słynący ze słodkich wypieków Keks, ma kawiarnie i restauracje w prestiżowych punktach Rzeszowa, Jasła, Brzozowa i Dębicy. Smak lodów ze Sławęcina odkrywa także Warszawa.

Na spotkanie umawiamy się w Skołyszynie. W Restauracji Różana, którą Agata Śliż wraz z rodziną otwarła 12 lat temu. – Nikt nie spodziewał się, że ta inwestycja przetrwa. Ale wierzyłam, że tak jak obserwowałam we Włoszech, i u nas zacznie się moda na posiłki z najbliższymi i przyjaciółmi poza domem – zdradza Agata Śliż i widać, że jest dumna z dobrej sławy tego miejsca, stałych klientów i pozytywnej recenzji, jaką parę lat temu uraczyli restaurację reporterzy Newsweeka. Można tu zjeść smaczny obiad, sałatkę albo pizzę według tradycyjnego włoskiego przepisu i, oczywiście, najróżniejsze słodkości. Minus? Czasem trzeba poczekać na danie dłuższą chwilę, bo w niedzielę bywa tu tłum gości. – Ale lody i ciasta są od ręki – zapewnia założycielka słynnej cukierni, której wyroby w kuszących nie tylko język, ale też oczy smakach i kolorach, pysznią się za szybą witryny chłodniczej. To one uczyniły markę Keks jedną z najbardziej rozpoznawalnych na Podkarpaciu.    

Wszystko zaczęło się w rodzinnym domu Agaty Śliż w Sławęcinie. Jej 95-letnia dziś mama, Wiktoria Rosół, była w latach 60. przewodniczącą koła gospodyń wiejskich i słynęła z kulinarnego talentu już za młodych lat. Dlatego w czasie II wojny światowej Niemcy, stacjonujący w okolicach Jasła, zatrudnili ją na kilka miesięcy do pracy w kuchni. Gdy szefowała kołu gospodyń, w jej domu co rusz odbywały się pokazy gotowania, pieczenia, dekorowania stołów. W tym wszystkim uczestniczyła także młoda Agata i jej siostra. – Nawet moja szkolna wychowawczyni mówiła, że zwariowałam na punkcie pieczenia. Całkowicie zaprzątało moją głowę – śmieje się założycielka firmy Keks i dodaje, że obok mamy wielkim kulinarnym autorytetem była dla niej Genowefa Szerlągowa. Współorganizatorka kół gospodyń wiejskich w powiecie jasielskim, która niestrudzenie zachęcała kobiety na wsiach do szlifowania m.in. kulinarnych umiejętności, uczestniczenia w różnych kursach i poszerzania wiedzy. – Służyło temu też wspólne gotowanie. Ale nasz dom był zawsze pełen ludzi nie tylko dlatego. Przychodzili posłuchać radia, pooglądać telewizję. Ojciec był bardzo oczytany i mądry. Razem z mamą stanowili wzór pracowitości i dzięki niej wszystko w życiu zdobyli – mówi z dumą pani Agata.

Taki sam był dom, który i ona stworzyła potem z mężem Antonim. Zostali w Sławęcinie, z jej mamą. Tu otworzyła firmę i do dziś na tej samej rodzinnej działce Keks produkuje swoje słynne wypieki. Na miejscu dawnych budynków gospodarczych stanął duży zakład cukierniczy. A podróżni z bliska i daleka, którzy przejeżdżają obok, przywykli wpadać do postawionego obok niewielkiego sklepiku po świeże ciasteczka, drożdżówki i inne rozpływające się w ustach słodkości. – Wciąż z mężem i moją mamą tam mieszkamy, nad cukiernią – zdradza pani Agata, przyznając, że stale się wtrąca do działalności firmy, chociaż wiele obowiązków spadło już na jej córki i zięciów. – Moje życie to cukiernia – stwierdza. – Praca tętni w niej na okrągło, ponieważ ponad sto osób pracuje na trzy zmiany. Stale do nich zaglądam. Wtrącam się do produkcji, bo na tym wszystkim po prostu się znam. I wciąż mam ochotę pracować. W ostatnią niedzielę do późna byłam w Restauracji Różanej, którą otwarliśmy w Skołyszynie, a po powrocie do domu wiązałam wstążki przy koszyczkach na ciasteczka. Do 3. nad ranem. Mimo 70 lat na karku, nadal jeżdżę po świecie, na cukiernicze targi, dużo czytam. Muszę wiedzieć o nowościach, bo lubię jako pierwsza wprowadzać do ofert firmy propozycje, które na rynku nie są jeszcze znane, a które zaskoczą i zauroczą klientów.     

Na pieczeniu zna się nie tylko dzięki mamie. Ukończyła szkołę cukierniczą i jeszcze w trakcie tej nauki, praktykowała u słynnego jasielskiego cukiernika – Mocka. – Była tam pierwsza lodziarnia, w której lody przygotowywało się z jajek, mleka, malin, truskawek, borówek albo dawało się dżemy. Od Mocka mam przepis na kruche babeczki, napoleonkę, kremówki – wspomina pani Agata. – Wcześnie zaczęłam piec i gotować na wesela, które wtedy urządzało się w domach, na prywatnych ogrodach. Nie miałam nawet 18 lat, kiedy przygotowałam wypieki i dania na pierwszą taką uroczystość. I to w ciężkich warunkach. Nie mieliśmy wtedy lodówek, zamrażarek. Mięso z zabitej na wesele świni, wsadzało się do baniek po mleku i na łańcuchu wpuszczało się do studni, by się nie zepsuło.

Kiedyś piekła sama, dziś zatrudnia 150 osób

W tym czasie prowadziła też kursy racjonalnego żywienia. – Kiedy dzieci były mniejsze, tej dodatkowej pracy brałam na siebie mniej, ale gdy podrastały, znów dużo piekłam, gotowałam. Ludzie zamawiali też różne rzeczy na przyjęcia. Jeden chciał placka, tort, ktoś inny sałatkę lub śledzie. Pracowałam po nocach i prawie nie wyłączałam piekarnika. Nie miałam nowoczesnych robotów. Pianę ubijałam trzepaczką, masy ucierałam w makutrze. Piekłam w piecu opalanym drewnem. Mąż miał w końcu dosyć dokładania do ognia, całonocnego pieczenia. I to on namówił mnie do otworzenia firmy i zatrudnienia ludzi do pomocy. I rzeczywiście, po przeróbkach w domu, wspólnie z mężem, córkami i zięciami, w styczniu 1992 roku, uruchomiła mały zakład cukierniczy. Miała 45 lat. 

Była w nim szefem, pracownikiem, szkoleniowcem. Zarządzała firmą, piekła słodkości i uczyła swoich wspólników-pracowników. Powoli, realizując początkowo tylko indywidualne zamówienia, firma zyskała pierwszych, stałych klientów. – Zatrudniliśmy pierwszego pracownika, a potem stopniowo przyjmowaliśmy do pracy coraz więcej osób.

Dziś w Keksie pracuje 150 osób. Firma pozostaje własnością rodziny, pracują w niej córki Agaty Śliż, pomagają wnuki. Poza dużym zakładem produkcyjnym w Sławęcinie, prowadzi siedem kawiarni w Rzeszowie, dwie w Jaśle, jedną w Brzozowie, restaurację i kawiarnię w Dębicy, restaurację w Skołyszynie i planuje budowę kolejnej. Na początku oferowała wyłącznie wyroby cukiernicze – ciasta i ciasteczka, lody. Ale od kilku lat coraz mocniej wkracza także w świat restauratorów i poszerza ofertę o nowoczesną kuchnię, organizację bankietów, przyjęć i catering. Jak podkreśla Agata Śliż, prowadząc restauracje, cukiernię, trzeba stale inwestować. Zatrudniać świetnych kucharzy, jeździć na targi, podglądać najlepszych w branży. Dziś Polacy także wiele podróżują, chcą jeść smacznie i zdrowo.

– Zawsze chciałam zaproponować coś, czego inni nie mieli – uśmiecha się pani Agata. – Dlatego wyruszałam na poszukiwanie nowinek za granicą. Chciałam wiedzieć, co się dzieje w świecie. Do Stanów od 17 lat jeżdżę na zakupy. Tylko po niezwykłe dekoracje, bo ich ciasta to już nic specjalnego. Tam też podglądnęłam tort na fontannie, który do dziś jest w naszej ofercie. Inny przykład – kiedy zaczynałam, w Polsce nie można było dostać foremek na bezy, przywiozłam je więc z Węgier. A foremkę na orzeszki, które również pieczemy od lat i sprzedajemy w dużych ilościach – z Ukrainy. 

Przepis trudno utrzymać w tajemnicy, ale jakości nie da się podrobić

W Keksie wciąż królują wypieki przygotowywane tradycyjnym sposobem. – Drożdżówka czy pączek musi być z mleka, drożdży, jajek i mąki. Takie ciasto drożdżowe już po sześciu godzinach starzeje się. Dlatego wyrabiamy je na nocnej zmianie, aby rano pojechało do cukierni świeże. To handlu nie ułatwia, ale sprawia, że mamy wiernych klientów – podkreśla Agata Śliż. – Oni czują, kiedy do ciasta dodawane jest prawdziwe masło, jajka i czy w serniku jest rzeczywiście ser. Przepis trudno utrzymać w tajemnicy, ale jakości nie da się podrobić.

Dlatego kruche ciasto wciąż przygotowywane jest w ten sam sposób, co w pierwszych latach działalności cukierni. – Popularne wśród klientów kruche ciasteczka pieczemy od początku. Tak, jak 25 lat temu, powstają z ciasta na bazie gotowanych żółtek. Wiele przepisów pochodzi jeszcze od mojej mamy, wiele od nieżyjącej już Genowefy Szerlągowej i pani Juchowej, które uczyły gotowania kobiety z powiatu jasielskiego  – zdradza Agata Śliż i, pokazując na koszyczek z ciasta, pełen kolorowo zdobionych słodkości, dodaje: – A taki właśnie koszyczek był moim pierwszym wypiekiem. Taki sam zrobiłam 60 lat temu, jako dziecko, na zajęcia praktyczne w szkole. Moich rodziców nie było stać na kupienie mi zestawu drogich składników. Przygotowałam więc po swojemu ciasto z mąki i wody. Dziś wiem, że takie ciasto fachowo nazywa się martwe. Ale mój koszyczek zrobiłam w sobie tylko wiadomy sposób i teraz jest on zastrzeżonym prawnie wyrobem firmy.

Keks, szanując tradycję, jednocześnie stale poszerza ofertę. Same torty są w pięćdziesięciu smakach. Firma zatrudnia artystów, którzy „malują” na wypiekach niezwykłe obrazy, rzeźbią w masie, czego efektem są np. takie torty, jak futrzasty kot, którego najeżona sierść została przez zręcznego dekoratora wyczarowana ze słodkiej masy. – Receptury tortów i wszelkich ciast opracowujemy sami – opowiada założycielka marki. – Chmurka malinowa – ciasto z malinami, serkiem mascarpone i bezą, które wśród klientów robi furorę – to dzieło wnuczki i moje. Cukiernictwo to wciąż wielka pasja. Chce mi się wymyślać coś nowego, bo cieszę się tym, co robię. Każdą rzeczą, którą przygotowujemy, każdym klientem, któremu u nas smakuje.

Słodkie smaki ze Sławęcina za sprawą rodziny idą dalej w świat. Wnuczka Agaty Śliż otwiera w Warszawie już kolejną lodziarnię. Druga wnuczka, też warszawianka, idzie w ślady siostry i również stawia na słodki biznes. Pasja widać jest zaraźliwa.

Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy