Reklama

Ludzie

Romantyczna historia miłości Marty i Wacława Wierzbieńców

Jaromir Kwiatkowski
Dodano: 06.11.2012
22_Wierzbieniec_3
Share
Udostępnij
On zapragnął ją poznać, gdy na jej półce w pokoju asystenckim zobaczył taśmy do intensywnej nauki niemieckiego dla zaawansowanych. Ona do dziś pamięta, jak on wykupił na targu wszystkie konwalie – jej ulubione kwiaty – i położył pod jej drzwiami. Ona to prof. Marta Wierzbieniec, dyrektor Filharmonii Podkarpackiej. On – jej mąż Wacław, historyk, profesor Uniwersytetu Rzeszowskiego, rektor Państwowej Wyższej Szkoły Techniczno-Ekonomicznej im. Ks. Broniśława Markiewicza w Jarosławiu.

Miłość do Rzeszowa


Pani Marta pochodzi z Sanoka, pan Wacław – z Jarosławia. Połączył ich Rzeszów. Ona przyjechała tu, by się uczyć w liceum muzycznym. On – by studiować historię w WSP. 
– Rzeszów jest mi miastem niezmiernie bliskim, ponieważ licealne wspomnienia i przyjaźnie są bardzo trwałe. To także wiek, kiedy bardziej zaczynamy dostrzegać świat, który nas otacza – podkreśla pani Marta. Po maturze wyjechała na studia w Akademii Muzycznej w Krakowie, na wydziale wychowania muzycznego ze specjalnością dyrygenta chórów. Gdy była na ostatnim roku, podjęła pracę w WSP w Rzeszowie. Jeszcze bardziej kusząca propozycja nadeszła od prof. Frauke Haasemann, Niemki mieszkającej w USA, którą poznała podczas letniej szkoły chóralnej w St. Moritz w Szwajcarii. – Pani profesor zaproponowała mi, żebym przyjechała do Stanów i została jej asystentką. Odpowiedziałam, że mam pracę w Rzeszowie i chcę tu zostać – wspomina. Pani Haasemann była bardzo zdziwiona i ponawiała później jeszcze tę propozycję.
– Co zadecydowało, że z niej nie skorzystałam? – zastanawia się pani profesor. – Byłam zafascynowana młodzieżą, którą udało mi się skupić w chórze kameralnym, miałam spore możliwości koncertowania z tym zespołem i czułam, że jestem tu po prostu potrzebna. W 1994 r. odbył się jej przewód artystyczny I stopnia, odpowiednik doktoratu. 5 lat później – przewód II stopnia równoznaczny z habilitacją. W 2004 r. otrzymała tytuł profesora „belwederskiego” w dziedzinie sztuk muzycznych, w dyscyplinie dyrygentura.

Rzeszowianin i jarosławianin


Pan Wacław podkreśla, że czuje się jednocześnie rzeszowianinem i jarosławianinem. Będąc na czwartym roku historii na rzeszowskiej WSP podjął jednocześnie studia na etnografii na Uniwersytecie Jagiellońskim. – Gdy ukończyłem studia historyczne i zaproponowano mi pracę asystenta w WSP, przerwałem tamte studia, ale kontaktów z UJ nie zerwałem. Studiów etnograficznych ostatecznie nie ukończyłem – przyznaje. W Rzeszowie obronił pracę magisterską, w 1994 r. obronił pierwszy doktorat w dziejach WSP. Pracę na tej uczelni przez 5 lat łączył z pracą w Międzywydziałowym Zakładzie Historii i Kultury Żydów w Polsce UJ. – Zrezygnowałem z Krakowa ze względu na konieczność skupienia się na habilitacji. To była pierwsza habilitacja na Uniwersytecie Rzeszowskim. Bardzo sobie cenię tę uczelnię, to jest moja Alma Mater – podkreśla. Ciągnie go też do rodzinnego Jarosławia: przez kilka lat był wykładowcą tamtejszej Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej, od 2011 r. jest jej rektorem (w międzyczasie uczelnia zmieniła nazwę na Państwową Wyższą Szkołę Techniczno-Ekonomiczną).

Połączyły ich taśmy do nauki niemieckiego


Jako asystenci w WSP, oboje zamieszkali w akademiku „Laura” na ul. Cichej, gdzie dwa piętra wydzielono na pokoje asystenckie. Jak się poznali? Nad panem Wacławem mieszkała jego koleżanka. Kiedy ją któregoś dnia odwiedził, zainteresowały go taśmy do intensywnej nauki niemieckiego dla zawansowanych, które zobaczył na półce. – Zapytałem, czyje to taśmy – opowiada. – „A, koleżanki, która ze mną mieszka”. Zaintrygowało mnie to, pomyślałem: „jakaś ambitna dziewczyna, chciałbym ją poznać”. No i poznałem… Trudno powiedzieć, że była to miłość od pierwszego wejrzenia. Na pewno jednak zaimponowała mi energia Marty, jej determinacja w dążeniu do celu. Zacząłem się nią fascynować. To było urocze, bo dawało mi też napęd do moich spraw.

Romantyczny historyk


Okazało się, że historyk jest także wielkim romantykiem. Marta Wierzbieniec: – Wacek ujął mnie, gdy położył przed moimi drzwiami naręcze konwalii – kwiatów, które wprost uwielbiam. Chyba był wszędzie w Rzeszowie, gdzie można było je kupić i wykupił wszystkie. „Przekupił” mnie tymi konwaliami – śmieje się. Wacław Wierzbieniec: – Wykupiłem wszystkie konwalie, które były na targu. Przyniosłem je w plecaku. Pobrali się 7 września 1991 r. w Sanoku, u oo. franciszkanów. Związek błogosławił ks. abp Ignacy Tokarczuk. – To było dla nas ogromne przeżycie – mówi pan Wacław. – Doszło do tego tak: zostałem poproszony o napisanie tekstu biograficznego o nim w książce pamiątkowej z okazji 25-lecia jego posługi w diecezji przemyskiej. Jeździłem do niego kilkanaście razy, nagrywałem rozmowy, ks. arcybiskup dawał mi materiały, a ja pisałem i konsultowałem z nim ten tekst. Każda rozmowa z nim dawała mi wielką siłę. To jest człowiek nieprzeciętny, o ogromnej charyzmie, którego bardzo cenię i szanuję. Pewnego razu powiedziałem mu, że mam taką osobę, z którą chciałbym się związać i zapytałem, czy ona może tu przyjechać razem ze mną, by nas ksiądz arcybiskup pobłogosławił. Na co on się wyprostował, wziął gruby kajet, w którym miał zapisane wszystkie terminy, otworzył go i zapytał: „Kiedy chcecie wziąć ślub?”. Podałem datę. „A gdzie?”. „U franciszkanów w Sanoku”. Arcybiskup coś zanotował i powiedział: „Przyjadę”. No i przyjechał ze swoim ówczesnym sekretarzem i nas związał.

Najważniejsza jest rodzina


Oboje przyznają, że mnogość zajęć powoduje, iż ciągle mają za mało czasu dla siebie. – Chyba dlatego nie mamy czasu się sobą znudzić – żartuje pani Marta. – Nie lubimy – mówi – gdy w weekend musimy być zajęci pracą, chcemy mieć soboty i niedziele tylko dla rodziny. Pan Wacław podkreśla, że to, iż są cały czas w ruchu, z jednej strony jest bardzo męczące, z drugiej – pozwala się realizować.  – Im mniej mamy czasu dla siebie, tym mamy większą potrzebę bycia z sobą – mówi. – Gdy pojawia się wolna chwila wieczorem czy w weekend, to jest to cudowne. Wtedy staramy się wyciszyć, odizolować od spraw zawodowych.
Ot i taka romantyczna para, której miłość przeplatana jest muzyką i historią.

Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy