Reklama

Ludzie

To nie ja wybrałem ratowanie dzieci w Afryce. To Bóg wybrał mnie

Natalia Chrapek
Dodano: 27.03.2019
45088_childers
Share
Udostępnij
Kiedyś, członek gangu motocyklowego zmagający się z uzależnieniami. Dziś, założyciel fundacji Angels of East Africa, który walczy o dzieci z pogranicza Południowego Sudanu i Północnej Ugandy. Sam Childers, jeden z najbardziej kontrowersyjnych kaznodziei świata, niedawno odwiedził Rzeszów i opowiedział o swojej 26-letniej misji ratowania najmłodszych przed głodem i rebelianckimi bojówkami Armii Bożego Oporu. 

 – Obserwuję misjonarzy, którzy przylatują do Afryki na dwa, trzy tygodnie, opowiadają głośno o dobrych rzeczach, ale zaraz po tym wyjeżdżają. Przytrafiają się również organizacje uczące tutejszych uprawiać ogródki. One też nie zostają na długo. Zrozumiałem, że muszę działać inaczej. Dlatego postanowiłem zapewnić ludziom dotkniętym wojną, stabilną przyszłość, bez lęku i cierpienia – mówi Sam Childers. 
 
Nazywają go „Kaznodzieją z karabinem”. Jako jedyny biały człowiek otrzymał w Ugandzie pozwolenie na broń, niezbędną w ochronie sierocińców przed rebelianckimi bojówkami na pograniczu sudańsko-ugandyjskim. To w budowanych przez niego placówkach dzieci znajdują schronienie i pożywienie. Jedno i drugie są często nieosiągalnym luksusem dla miejscowych. Afryka – prześladowana i bezbronna, przez lata była wyniszczana wewnętrznymi konfliktami i naznaczona głodem. 
 
Sam Childers założył fundację Angels of East Africa (Anioły Wschodniej Afryki), która od wielu lat niesie pomoc dzieciom na tych terenach. Budowa sierocińców, nowe miejsca pracy dla młodych kobiet i mężczyzn, wydrążanie nowych studni i remonty już istniejących, edukacja oraz wyżywienie, to tylko niektóre z wielu zadań realizowanych przez kaznodzieję.  
 
„Anioły Wschodniej Arfyki” rozdają najmłodszym 13 tys. posiłków dziennie. W samej stolicy Ugandy, w slumsach Kampali wydawanych jest 2 tys. posiłków każdego dnia. Dla 40 proc. maluchów to jedyna okazja do zjedzenia czegokolwiek.
 
– Zwykle mamy więcej chętnych niż posiłków, które jesteśmy w stanie wydać. Każdego dnia musimy jakiemuś dziecku spojrzeć w oczy i powiedzieć: „Nie wystarczyło, wracaj do domu” – tłumaczy kaznodzieja. 
 
Większa cześć rozdawanej żywności pochodzi z farmy należącej do Sama, która położona jest w środku afrykańskiego buszu, w północnej Ugandzie.  
 
– Gdy uprawiamy nasze pola, okoliczni rolnicy pytają co takiego robimy, jakich używamy nawozów i technik, że otrzymujemy tak obfite plony? Na co ja odpowiadam: „Nic”. Uprawy są w 100 proc. organiczne. Wierzę, że Boża ręka trzyma pieczę nad tym dziełem.
 
 
Sam Childers. Fot. Archiwum Sama Childersa/ www.machinegunpreacher.org
 
Na terenie farmy znajduje się duże centrum szkoleniowe, w którym podopieczni fundacji szkolą się w rolnictwie i gastronomii. Najczęściej znajdują tu schronienie porzucone, zgwałcone kobiety. Samotne, odrzucone przez rodziny, nie mają powrotu do swoich wiosek. Wiele z nich w akcie desperacji wyrusza głęboko w busz i tam czeka na śmierć. Aby zapobiec tak absurdalnym sytuacjom, organizacja Sama uczy je gotować, przyrządzać omlety po hiszpańsku, jajka po benedyktyńsku oraz naleśniki. Dzięki tym umiejętnościom, w przyszłości będą mogły podjąć pracę w kurortach czy hotelach lub założyć własną restaurację.  
 
Fundacja Angels of East Africa jest jedną z nielicznych, która zapewnia swoim podopiecznym edukację aż do ukończenia 26 roku życia, nierzadko posyłając młodzież na uniwersytety. Dla porównania, w większości afrykańskich sierocińców dzieci mogą przebywać tylko do 15 roku życia, później 70 proc. z nich najczęściej trafia na ulicę, bez żadnego wykształcenia i fachu w ręku. W ten sposób wpadają w sidła prostytucji, a nawet niewolnictwa, które nadal jest powszechnym zjawiskiem i jednocześnie ogromnym problemem na kontynencie.  
 
Każdego dnia w Afryce z braku dostępu do wody pitnej umiera tysiące osób, dlatego w  działaniach prowadzonych przez Sama nie brakuje drążenia studni. Do tej pory udało się wybudować 40 nowych obiektów oraz naprawić 24 istniejące. 
 
Kaznodzieja z karabinem
 
Sam Childers przyjechał do południowego Sudanu w czerwcu 1992 roku. To miał być zwykły, pięciotygodniowy pobyt misyjny. Stało się inaczej. Amerykanin wylądował w samym środku działań wojennych. 
 
Jednym z pierwszych widoków, jaki utkwił mu w pamięci, było rozerwane przez minę ciało dziecka. Każdego dnia był naocznym świadkiem ataków Bożej Armii Oporu (Lord’s Resistance Army) dowodzonej przez Josepha Kony’ego, jednego z największych zbrodniarzy wojennych Afryki, który do dziś pozostaje na wolności. 
 
Ugandyjski przywódca prowadził krwawy terror w północnej Ugandzie i południowym Sudanie o ustanowienie teokratycznego rządu, opartego o Dekalog oraz tradycję ludu Aczoli – grupy etnicznej zamieszkującej Sudan Południowy, Ugandę i północną Kenię. Amnesty International szacuje, że rebelianckie bojówki Josepha Kony’ego od początku konfliktu zamordowały 400 tys. osób i uprowadziły 40 tys. dzieci, które były torturowane, gwałcone, sprzedawane w niewolę oraz zmuszane do udziału w rytualnych mordach i siłą wcielane do Armii Bożego Oporu. 
 
– Miałem wybór. Mogłem odwrócić się na pięcie i polecieć z powrotem do domu, albo zostać i zacząć chronić dzieci. Wybrałem to drugie, bo wiedziałem, że muszę zapewnić im bezpieczną przystań. Dlatego zbudowaliśmy pierwszy sierociniec, w samym środku konfliktu wojennego. Placówka funkcjonuje do dziś, jest jedną z największych w Sudanie Południowym – wspomina Sam Childers. 
 
Amerykanin wybudował do tej pory 7 sierocińców, gdzie w każdym schronienie znajduje kilkaset dzieci. Budowa ósmego już się rozpoczęła. Wszystkie obiekty ochraniał i ochrania osobiście… z karabinem AK-47. Stąd też wziął się tytuł głośnego filmu biograficznego „Kaznodzieja z karabinem”, który opowiada o Samie, jego działaniach w Afryce i zaskakującej przemianie. Przydomek „Kaznodziei z karabinem” (Machine Gun Preacher) zyskał również dzięki organizowaniu zbrojnych rajdów na terytoria LRA (Armii Bożego Oporu) w celu ratowania zamieszkujących tam dzieci. Na co dzień w ochronie sierocińców wspomaga go 290 ochroniarzy. 
 
Wierzę, że to nie ja wybrałem Afrykę, lecz Bóg wybrał mnie. Biblia mówi: „Wszyscy jesteśmy powołani, ale tylko kilku podejmuje trud działania”. Przedłożyłem pracę i opiekę nad afrykańskimi dziećmi ponad moją własną rodzinę, która w Stanach Zjednoczonych zawsze miała dach nad głową, jedzenie i samochody. Maluchy w Afryce nie miały niczego – wyjaśnia Sam. – Jeśli spojrzymy dzieciom z sierocińca prosto w twarz, pierwsze, co zobaczymy to ich duże, smutne oczy, potem brak rąk i nóg, ślady po postrzałach i okaleczenia na twarzy. Przy takim widoku ciężko nam pojąć, że one w ogóle jeszcze żyją. A jednak wciąż trwają z nadzieją na lepsze jutro… i my im w tym pomagamy.
 
 
Sam Childers ze swoimi ochroniarzami podczas patrolu. Fot. Archiwum Sama Childersa/ www.machinegunpreacher.org
 
Gangsterska przeszłość
 
Sam Childers urodził się w Dakocie Północnej. Jako kilkunastoletni chłopak był uzależniony od alkoholu, heroiny i kokainy, zaczął też pracować jako ochroniarz przy transakcjach narkotykowych i został członkiem gangu motocyklowego. Na dużą skalę handlował używkami, rozprowadzając je po całych Stanach. Będąc dealerem groził bronią swoim klientom i wdawał się w bójki. Podczas jednej z nich, w barze na Florydzie zginęło wiele osób, on ocalał. Od tego momentu zaczęła się duchowa przemiana gangstera. Przeprowadził się z żoną Lynn do Central City w Pensylwanii, gdzie po rozpoczęciu nauki umożliwiającej zostanie pastorem, założył wspólnotę religijną Shekinah Fellowship Church, która weszła w skład unii Zborów Bożych. Handel narkotykami zastąpił pracą przedsiębiorcy budowlanego w Detroit. 
 
– Pewnego niedzielnego poranka poszedłem do kościoła. Zaczął się modlić nade mną pewien pastor, wypowiadając prorocze słowa: „Pojedziesz do Afryki, będziesz pracował tam w trakcie wojen”. Nie uwierzyłem. Po mszy powiedziałem mu, że nigdzie nie wyjadę, bo co niby miałby robić biały człowiek w samym środku afrykańskiego konfliktu? A on się uśmiechnął i odpowiedział: „Zobaczymy”. Sześć lat później, w 1992 roku wylądowałem w Sudanie – opowiada Amerykanin. – Nie ważne kim jesteś, albo ile masz lat. Jeśli zdecydujesz się oddać swoje życie Jezusowi, On zmieni je zupełnie.
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy