Reklama

Ludzie

Stefania Obara, 98 lat: Bardzo chcieliśmy wolności

Alina Bosak
Dodano: 30.05.2019
45829_obara
Share
Udostępnij

Tradycji żołnierskich człowiek się nie wyprze. – Tato kochał konie. Ujeżdżał w armii „remonty”. Po wojsku został mu ułański mundur, który czasem w niedzielę ubierał – mówi Stefania Obara, pseudonim „Stefa”. Ma 98 lat i niektóre daty uciekają jej pamięci. Ale 1940 rok, kiedy przyszła na służbę do domu lekarza z Tyczyna, bitwę z Niemcami cztery lata później, opatrywanie rannych w Hermanowej, potajemny ślub w kościele na Staromieściu i męża skopanego przez ubeków w areszcie na Jagiellońskiej w 1949 roku, dobrze pamięta. Dlatego mówi: – Teraz żyje się wspaniale.   

Dom w centrum Tyczyna. Przed II wojną światową jeden z ładniejszych w miasteczku. Wysokie sufity, amfiladowy układ pokoi. W jednym był lekarski gabinet. Raz w tygodniu wynajmowany dentyście. W pozostałe dni pacjentów przyjmował właściciel kamienicy – doktor Ludwik Obara. Była tu jeszcze ogromna kuchnia. Jak to przy gospodarstwie z dużym inwentarzem. – W niej uczyłam się gotować „po miejsku” – uśmiecha się Stefania Obara, wdowa po doktorze Ludwiku, sanitariuszka Armii Krajowej o pseudonimie „Stefa”. Drobna postura, śmiejące się oczy. Siwe włosy gładko zaczesane do tytułu i przewiązane czarną tasiemką. Bluzka spięta broszką. Woli stać, kiedy opowiada, wyciąga zdjęcia i zapisaną kaligraficznym pismem kronikę. Na okrągłym, secesyjnym stole pojawiają się też książki. Wspomnienia, które wydała, by przeszłość ocalić od zapomnienia. „Nasze korzenie – ludzie i obyczaje” o codziennym życiu mieszkańców  przedwojennej galicyjskiej wsi. „Chwalebne dziedzictwo” o Akcji „Burza” i bitwie o Tyczyn, które napisała wspólnie z Mieczysławem Skotnickim. I wydany w tym roku „Tryptyk patriotyczy. Od Armii Krajowej do Solidarności w gminie Tyczyn”. W „Tryptyku” Stefania wraca jeszcze do czasów, kiedy wraz z mężem należała do AK, ale przypomina też lata późniejsze, walkę o prawo do nauki religii w szkole w 1960 roku, pierwsze zebrania koła NSZZ „Solidarność” Rolników Indywidualnych w Tyczynie i pomoc internowanym w stanie wojennym. 

– A tu moje wiersze – pokazuje Stefania. Wszystkie patriotyczne. Rymowane komentarze do historycznych wydarzeń. O Orlętach Lwowskich, wrześniu 1939 roku, stanie wojennym … – Zawsze żyłam sprawami Polski – przyznaje. 

Córka żołnierza

Urodziła się 24 stycznia 1921 roku w Straszydlu. Portret rodziców wisi nad kanapą w gościnnym pokoju – ojca Wacława Fornala i matki Anny, z domu Warzybok. On w mundurze żołnierza Wojska Polskiego II Rzeczpospolitej. – Tato czasem w niedzielę zakładał ten mundur. W wojsku otrzymał odznaczenia i był z nich dumny – wspomina Stefania i dodaje, że ojciec kochał konie. Ujeżdżał dla armii remonty, jak nazywano młode konie, których zakupem zajmowała się w wojsku tzw. służba remontu. Wacław Fornal służbę rozpoczynał jeszcze w Armii Austro-Węgier. W 1914 roku trafił na front i ranny w bitwie pod Grochowem trafił do jenieckiego szpitala w Kijowie. Od Sybiru wybawił go bogaty ziemianin Aleksy Chawrywicz Wysocki, zatrudniając jego i trzech innych jeńców do pracy w swoim folwarku w Kujbyszewie. Kiedy wybuchła rewolucja, Wysocki poradził im uciekać. Tak też zrobili i po półrocznej wędrówce dotarli w rodzinne strony. Ale wojna się dla nich nie skończyła. Wacław Fornal wziął jeszcze udział w wojnie polsko-bolszewickiej i dopiero potem mógł zająć się rodziną i gospodarstwem w Straszydlu. Anna urodziła mu cztery córki i syna. 

– Na przedwojennej wsi żyło się bardzo biednie, a kiedy wybuchła II wojna światowa i chłopów zmuszono do oddawania kontyngentów dla niemieckiego wojska, było już bardzo ciężko – wspomina Stefania. Aby zarobić na chleb dla siebie i rodziny, zgłosiła się na służbę w gospodarstwie lekarza w Tyczynie. Doktor Ludwik Obara szukał dziewczyny do pracy przy krowach. – Dodatkowo sprzątałam jego gabinet. W domu zaś porządkami i gotowaniem zajmowała się starsza gosposia. Nad wszystkim miała pieczę mama Ludwika. Ten dom najpierw wynajmował, a potem kupił. Wcześniej także mieszkał tu lekarz. Doktor Dziubek, ale poszedł na wojnę i zginął w Rosji.   

Ojciec Ludwika Obary przykładał wielką wagę do wykształcenia swoich dzieci. Najstarszy syn został księdzem i on pomagał potem młodszym braciom. Wspierał Ludwika finansowo, kiedy ten studiował medycynę we Lwowie.   

– Do pracy przyszłam w marcu 1940 roku. Bardzo się starałam – przyznaje Stefania. – Ludwik zdecydował, że powinnam pomagać w domu, ponieważ gospodyni była już staruszką i ktoś musiał ją zastąpić w kuchni. Gotować „po miejsku” nie umiałam. Doktor kupił książkę kucharską. Czytałam ją i uczyłam się gotować. Trochę podpowiadała mi jego siostrzenica, która tutaj ukrywała się. Działała w Armii Krajowej, a jej męża więziono w obozie. Takie były czasy – mówi Stefania. – Trzeba było się bać. Ale też i walczyć mimo strachu. Miłość do ojczyzny była w nas tak wielka, że nawet trudno ją słowami opisać. 

Mimo to ruch oporu zaczął się organizować bardzo szybko. Już jesienią 1939 roku podjęli się tego wracający z frontu oficerowie. W rodzinnym Straszydlu Stefanii podziemne struktury tworzył żołnierz, który uciekł z obozu jenieckiego. W domu lekarza w Tyczynie także zbierali się działacze podziemia. Ludwik Obara, pseudonim „Rivanol”, w AK był odpowiedzialny za służbę sanitarną. Zorganizował kurs udzielania pomocy medycznej, by każdy pluton miał żołnierza-sanitariusza. – Szybko zostałam wtajemniczona – przyznaje Stefania. – Ludwik od początku miał do mnie zaufanie. W stodole było radio i słuchali Wolnej Europy. W domu odbywał się kurs udzielania pomocy medycznej dla partyzantów. W jednym pokoju mieszkał dokwaterowany Niemiec, a za ścianą myśmy się uczyli, jak opatrywać rannych. Ludzie byli tak spragnieni wolności, że przychodzili na ten kurs z bardzo daleka. Pan Bator aż z Blizianki koło Niebylca. Nie zrażał go ani mróz, ani śnieg. Chciał się uczyć, aby potem tworzyć komórkę podziemia u siebie.         

Ona żołnierzem Armii Krajowej, placówki „Topola” w Tyczynie, została w marcu 1942 roku. Otrzymała pseudonim „Stefa” i jako sanitariuszka włączona została do Wojskowej Służby Kobiet. Kiedy zaczęła się Akcja „Burza”, pomagała mężowi prowadzić szpital polowy dla rannych partyzantów AK, który mieścił się w budynku Szkoły Powszechnej w Hermanowej, od 28 lipca do 7 sierpnia 1944 roku.

Bitwa o Tyczyn

W tym roku minie 75 lat od tamtych wydarzeń. Akcja „Burza” w Tyczynie była jedną z lepiej przygotowanych. Doszło tu do dwudniowej bitwy z Niemcami, zakończonej wyzwoleniem miasta 27 lipca 1944 roku.    

Stefania Obara z domu Fornal i Ludwik Obara, w młodości. Repr. Alina Bosak

Niewiele brakło, a dr Obara i jego wówczas jeszcze gospodyni Stefania, zginęliby już pierwszego dnia bitwy. – Życie zawdzięczamy jednemu z lokatorów, których nam za okupacji dokwaterowano – opisuje Stefania. – W Tyczynie stacjonowało 140 niemieckich żołnierzy. W pałacu mieli kuchnię. Tam też mieszkali oficerowie. A pozostali po domach. U nas też mieszkał taki hitlerowiec całą duszą. Jego ordynans jak wchodził do pokoju, zamaszyście i głośno hailował. Lepszy był poprzedni lokator dokwaterowany nam przez okupanta – kapitan Herman Stoje, Austriak. Wysłano go na front wschodni i to on, listem przysłanym ze Związku Sowieckiego, uchronił nas od śmierci. 

Bo kiedy 26 lipca, rozpoczęła się bitwa o Tyczyn, murowana „Doktorówka” była jednym ze strategicznych punktów. – Trwała strzelanina. Kiedy Niemcy wpadli na nasze podwórku, chcieli nas wszystkich rozstrzelać. W ostatniej chwili wyciągnęłam z szuflady ten list od Stoje. Tam było tylko napisane: „Meine Liebe Stefa, Giena i Doktor”. „Meine Liebe” wystarczyło. Ten list był w tej szufladzie – pokazuje Stefania na komódkę, stojącą obok łóżka. – Dzięki temu nas nie zabili i nie spalili domu. Tego listu już nie mam. Przepadł, kiedy musieliśmy się ukrywać. Rosjanie splądrowali, co się dało. Spalili zdjęcia, wiele pamiątek. Dom został zdewastowany, a jego dawny właściciel przez rok nie mógł w nim mieszkać. 

Bo choć Tyczyn został odbity, to od wschodu już zbliżały się wojska sowieckie. Do wyzwolonego Tyczyna weszli 30 lipca 1944 roku i już na początku sierpnia rozpoczęli aresztowania żołnierzy AK. Złapanych od razu rozstrzeliwano lub zamykano w więzieniu UB w Rzeszowie. 

– Udało nam się wówczas uniknąć aresztowania – mówi „Stefa”. – Byliśmy wtedy w szpital polowym w Hermanowej. Mieliśmy pod opieką 12 rannych żołnierzy. Kiedy jeszcze Niemcy się wycofywali, do szpitala przyjechał goniec z wieścią, że idzie wojsko, wpadliśmy w popłoch, co robić. Wiedzieliśmy, że mogą wejść do szkoły, gdzie był nasz szpital. Ale Ludwik zdecydował, że nie zostawimy rannych. Na szczęście przeszli, nie robią w tym miejscu postoju. 

Rannych z Hermanowej przewieziono wkrótce do szpitala w Rzeszowie. Miasto 2 sierpnia zostało wyzwolone przez Sowietów. Wolności jednak nie było.

– Bezpieka wiedział o naszej działalności w AK. Naszych zabijano – powtarza Stefania. – Ukrywaliśmy się. Ludwik w wielu różnych miejscach, m.in. u brata w Łączkach, u siostry w Strzyżowie. Ja u krewnego w Rzeszowie. Wspólna walka nas połączyła. 19 marca 1945 roku w kościele na rzeszowskim Staromieściu po kryjomu wzięliśmy ślub. Udzielił nam go ksiądz, który również był w Armii Krajowej. Świadkami byli: starsza kobieta, która zamiatała kościół i kościelny. Zaraz potem mąż pojechał do Łączek, a ja do Straszydla. Później wynajęliśmy pokój w Babicy. Dopiero po wyjściu zarządzenia, że akowcy mogą się ujawniać i nie będą karani, wróciliśmy do Tyczyna. 

Przesłuchanie 

Wydane w 1945 roku zarządzenie pomogła dopaść nowym władzom wielu tych, którzy zdecydowali się ujawnić. Tak też się stało w przypadku Ludwika Obary. Aresztowano go w styczniu 1949 roku.

– Wzięli go prosto z ulicy. Pojechał płacić podatek i został zatrzymany. Zamknęli go na Jagiellońskiej. Na UB – opowiada Stefania, którą też zaraz zabrano  na przesłuchanie, ale nie aresztowano. Cały wysiłek włożyła więc w to, by wyciągnąć z więzienia męża. – Aby go zobaczyć, musiałam zdobyć przepustkę na widzenie. Mąż jako lekarz wielu ludziom pomógł, więc również wielu czuło się zobowiązanych, by się odwdzięczyć. Znaliśmy człowieka, którego żona była siostrą Kruczka. Wiecie, kto to był. Prawda? Przez nią zdobyłam przepustkę i wszystkie widzenia. Z kolei brat znajomej położnej był oddziałowym w więzieniu i przez niego podawaliśmy paczki. Na piechotę chodziłam z tymi paczkami do Rzeszowa.  

Dr Obara siedział w areszcie prawie cztery miesiące. Lekarza UB maltretowało. W czasie przesłuchań kopano go po goleniach okutymi butami, z których wystawały gwoździe. Nagiego zamknięto w piwnicy – był luty i potworne zimno. Trzeciego dnia w lochu dostał halucynacji i bił głową o ścianę. Dopiero wtedy omdlałego dano do szpitala. 

W zwolnieniu pomógł list z podpisami mieszkańców Tyczyna i Błażowej, którzy prosili, aby wypuścić z więzienia jedynego w okolicy lekarza. – Ten list i dojście do Kruczka pomogło – uważa Stefania. – Pojechałam po niego z sąsiadem. Całe nogi miał poranione, od stóp do kolan. Długo go leczyliśmy. Nie mógł chodzić. Bolały go już do końca życia, w końcu trzeba je było amputować. 

Ale ducha w nim nie złamano. Nigdy nie zapisał się do partii. Wręcz przeciwnie, razem z żoną organizował w 1960 roku sprzeciw wobec wycofywania lekcji religii ze szkół. Byli za to skazywani na areszt i karani grzywną. Dr Obarę zwolniono z pracy. Mimo to, kiedy nastał czas „Solidarności”, Stefania od razu przyłączyła się do związkowców. Bo tak było trzeba.   

– To były ciężkie czasy. Teraz ludzie mają raj. Nikt ich nie prześladuje, w sklepach jest pełno jedzenia. Ja zaś dziwię się, że jeszcze żyję po tym wszystkim – kręci głową Stefania, której do setnych urodzin brakuje jeszcze tylko dwóch lat. 

***

Stefania Obara jest prezesem Koła Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej w Tyczynie. W maju podarował Archiwum IPN Oddział w Rzeszowie kopie cyfrowe dokumentów i zdjęć rodzinnych z czasów przed II wojną światową, okresu okupacji i życia ówczesnej społeczności Tyczyna. Zbiór Stefanii Obary po opracowaniu będzie udostępniany badaczom historii.  

Przekazanie kopii zdjęć i dokumentów pracownikom rzeszowskiego oddziału IPN: Katarzynie Gajdzie-Bator i Igorowi Witowiczowi. Fot. Alina Bosak

Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy