Reklama

Ludzie

Dawny Rzeszów. Dzieje firmy kupieckiej I. Schaitter i Spółka

Antoni Adamski
Dodano: 01.01.2021
51206_skl
Share
Udostępnij
Od 1780 do końca 1949 roku działał w Rzeszowie sklep, w którym – jak podkreślali klienci – „można kupić wszystko”. Kolejne pokolenia właścicieli zapisały się w historii miasta, byli gorącymi patriotami: polskimi i miejscowymi, prowadzili ożywioną działalność gospodarczą, społeczną, charytatywną, wspierali rozwój sztuk pięknych. Śmierć Ignacego Schaittra (1805 – 1885) odnotował nawet „Tygodnik Rzeszowski”: „umarł…ojciec nasz… jeden z najuczciwszych ludzi”. I tak dzieje firmy kupieckiej I. Schaitter i Spółka obejmują 170 lat.
 
W 1780 r. otworzył sklep na rzeszowskim Rynku Jakub Holzer – emigrant z południowego Tyrolu. Sklep mieścił się w kamienicy nr 15 (wylot Rynku na ul. Mickiewicza, tam przez powojenne dziesięciolecia mieściła się apteka, obecnie całą kamienicę zajmuje Empik), a później na rogu dzisiejszych ulic: Przesmyk i Baldachówka. W końcu XVIII stulecia zawitał do Rzeszowa jego krajan – Tomasz Schaitter, który podjął pracę w sklepie Jakuba. Z czasem ożenił się z jego córką Karoliną Holzer i z rodziną przeniósł się do Krosna, gdzie prowadził własny sklep. W 1824 r. Tomasz odkupił rzeszowski interes od brata żony – Ludwika. Dziesięć lat później przeniósł sklep do kamienicy przy ul. Farnej 18 (późniejszy adres: Kościuszki 7, tam gdzie obecnie znajduje się kawiarenka „Murzynek”).  Rozbudowane zostało zaplecze sklepu, które sięgało do obecnej ul. Dymnickiego. Mieściły się tam budynki magazynowe, a także ogród z oranżerią i dwoma altanami. Ta murowana z wejściem obramowanym kolumienkami zachowała się do dziś. Cały teren określano mianem „szajtrówki”. 
 
W roku  1835 interes przeszedł w ręce Ignacego, syna Tomasza,  znakomitego gospodarza, świetnego zarządcy, a także działacza społecznego, który w ciągu kilku lat podwoił zysk firmy, choć czasy nie sprzyjały rozwojowi handlu. W 1842 r. miał miejsce wielki pożar Rzeszowa. Połowa z 7 tysięcy mieszkańców miasteczka straciła dach nad głową. Rok 1848 przyniósł Wiosnę Ludów i kryzys walutowy. Ignacy Schaitter energicznie zaangażował się w działalność społeczną.  Zasiadał w różnych gremiach, np. zarządu Domu Ubogich, Wydziału Miejskiego oraz dwóch Kas Oszczędności. Starał się o poprowadzenie linii kolejowej Wiedeń – Kraków – Lwów przez Rzeszów. Oddano ją do użytku w 1858 r. Wcześniej towary trzeba było przewozić wozami konnymi, a to podrażało transport i wymagało budowy dużych magazynów. Firma współpracowała z trzystoma dostawcami z  całej Europy. Połowę  z nich stanowili wytwórcy wiedeńscy. 
 
Ignacy był człowiekiem wielkiej kultury osobistej: został członkiem wiedeńskiego Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych oraz Towarzystw: Tatrzańskiego i Zoologiczno-Botanicznego w Wiedniu. Był właścicielem jednej z największych kolekcji, liczącej 23 842 okazy przyrodnicze, w tym 1153 ptaki. W 1874 r. przekazał swój zbiór owadów szkole w Kolbuszowej. Kolekcję dotyczącą historii naturalnej sprzedano po śmierci Ignacego słynnemu zakładowi wychowawczemu oo. jezuitów w Chyrowie za kwotę 4 tys. guldenów.
 
W sklepie Schaittrów można było kupić towary specjalistyczne:  przybory myśliwskie, proch strzelniczy, materiały wybuchowe (sic!), trucizny oraz inne substancje chemiczne, w tym aptekarskie. Te wojskowe wymagały specjalnych zezwoleń Obwodowej Komendy Garnizonu Artylerii we Lwowie czy Składu Zbrojenia Artylerii w Przemyślu. Dystrybucja materiałów aptekarskich (surowce, narzędzia, preparaty oraz trucizny – zamknięte w specjalnych szafkach i ewidencjonowane  przy sprzedaży) wzbudzała protesty aptekarzy, dla których handel Schaittrów stał się poważną konkurencją. Wielokrotnie interweniowali oni w Wiedniu w tej sprawie. W rezultacie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Handlu wydało w 1886 r. specjalne rozporządzenie. Regulowało ono, jakie produkty mogły być sprzedawane poza aptekami, po uzyskaniu specjalnego zezwolenia.
 
 
Rep. Tadeusz Poźniak
 
W II połowie XIX stulecia wprowadzono nowe asortymenty produktów, m.in. atramenty, podwójnie rafinowany olej mineralny oraz olej palny, lakier do skór, oliwę włoską, produkty kolonialne: bogaty zestaw kawy, czekolady, herbaty – a wszystko w najlepszym gatunku. (Mimo to po I wojnie światowej smakosze herbat zaczęli  narzekać, iż straciły one swój aromat i smak. Były bowiem transportowane wyłącznie drogą morską, a nie – jak dawniej – „jedwabnym szlakiem” na grzbietach wielbłądów.) Z biegiem lat coraz większą grupę klientów stanowili rolnicy, dla których zaopatrywano się w najlepsze gatunki nasion oraz leków dla zwierząt. 
 
Z biegiem lat zwiększała się sprzedaż nafty, dla przechowywania której zbudowano magazyn przy ul. Krakowskiej. W dwudziestoleciu międzywojennym wraz z rozwojem motoryzacji zaistniała konieczność budowy stacji benzynowych. W roku 1925 następca Schaittrów – Michał Gottman (który odkupił interes wraz z nazwą firmy) wystąpił do starostwa o koncesję na wybudowanie pierwszej w Rzeszowie stacji benzynowej. Po otrzymaniu zezwolenia postawił ją na pl. Farnym.  Była to budka na planie kwadratu z dystrybutorem poruszanym za pomocą ręcznej dźwigni. Wkrótce powstała druga stacja na placu Wolności, w pobliżu ul. Lwowskiej – przy trasie wylotowej prowadzącej na wschód. Do przechowywania benzyny służył specjalny podziemny zbiornik zbudowany na stacji kolejowej Rzeszów – Staroniwa. Miał on pojemność dwóch cystern. 
 
Nowy asortyment firmy stanowiły artykuły służące do odbudowy i remontu budynków zniszczonych w czasie działań wojennych: cement portlandzki, farby, lakiery, barwniki, a także produkty spożywcze, których po wojnie na co dzień brakowało. Były to, m.in. sery, wędliny, mąka, kasza, drożdże a także ich tańsze zamienniki: kawa zbożowa, keksy, jarskie kotlety, amoniak w proszku, proszki jajowe czy mydła  „zastępcze”. Od czasu rozpowszechnienia aparatów fotograficznych sklep sprzedawał bogaty zestaw klisz i chemii służącej do wywoływania filmów. Można tu było także nabyć aparaty fotograficzne. Sam Michał Gottman miał ich kilka, ponieważ pasjonował się fotografią. W sklepie była ciemnia służąca do pakowania materiałów światłoczułych. Modne stały się nowinki technologiczne jak: maszyny do pisania, kasy kupieckie, które dziś nazwalibyśmy fiskalnymi, automatyczne wagi stołowe itp. Rozwój motoryzacji spowodował konieczność sprowadzania części zamiennych do samochodów (tylko Forda), opon, łatek do dętek, olejów i smarów. 
 
Nie można zapomnieć o alkoholach w szerokim zestawie: od wódek i likierów Baczewskiego ze Lwowa, po rum, śliwowicę i arak; w II połowie XIX w. zwiększyła się sprzedaż francuskich win i koniaków oraz szkockiej whisky. Nowy właściciel Michał Gottman uzyskał zgodę Kurii Biskupiej w Przemyślu na sprzedaż mszalnych win z krakowskiej firmy Grossego (Schaitterowie nie mieli takiego pozwolenia). W czasie II wojny światowej szlachetne alkohole oraz towary kolonialne w pierwszej kolejności ulegały konfiskacie. Jednym z pierwszych zarządzeń władzy „ludowej” było wstrzymanie dostawy win mszalnych z Krakowa. Michał Gottman przewidział ten zakaz. Transport – dzięki pomocy kapelana o. Marka Pociechy – odbywał się samochodem wojskowym w skrzyniach tak, by żołnierze nie byli świadomi tego co przewożą.
 
Lokal przy ul. Kościuszki, w którym w latach 1834 – 1939 mieścił się sklep kilku pokoleń Schaittrów i ich następcy Michała Gottmana, składał się z wielu pomieszczeń. We frontowym stały ozdobione toczonymi kolumienkami, przeszklone szafy z towarami; po przeciwnej – szafy z szufladami; w głębi – błyszczący polerowaną  miedzią piec (na węgiel drzewny) do palenia kawy. W pomieszczeniach  na zapleczu składano towary pierwszej potrzeby; osobny pokój służył do magazynowania produktów łatwopalnych (benzyna, nafta, smary) a także proch, naboje i akcesoria myśliwskie. W piwnicach przechowywano wina, wody mineralne oraz kwasy. W dwukondygnacyjnym magazynie na dole składano chemikalia, na górze towary lżejsze (zioła, kwiaty, suszone owoce), zaś pod samym sufitem te najbardziej zagrożone przez gryzonie. Na zewnątrz od strony ul. Słowackiego zbudowano magazyn służący do przechowywania dużych zapasów towarów – głównie w beczkach i butlach. Stały tam także dwie stajnie dla koni i „szklarnia” do przechowywania zapasów butelek a także szkła laboratoryjnego i aptecznego.
 
Michał Gottman od dawna myślał o zbudowaniu kamienicy mieszczącej nowy lokal sklepowy. Pierwotnie miała ona powstać przy placu Farnym. W momencie, gdy rozpoczął budowę, dowiedział się o planach zbudowania w tym miejscu pomnika Leopolda Lisa-Kuli. Po wizycie Gottmana u marszałka Edwarda Rydza-Śmigłego doszło do zamiany działek. W zamian za tę przy pl. Farnym kupiec otrzymał inną – przy ul. Grunwaldzkiej. Trzypiętrowa ogromna, nowoczesna kamienica została zbudowana w latach 1937-38. W trzypiętrowym budynku zamieszkali pracownicy Państwowych Zakładów Lotniczych. Na początku następnego roku nastąpiły przenosiny sklepu z ul. Kościuszki. Nowy lokal był dwukrotnie większy od poprzedniego, miał sześć witryn (poprzedni dwie) i windę towarową. Przed wybuchem wojny właściciel nie zdążył wykonać zdjęć wnętrza lokalu. Zapamiętał je Jerzy Gottman, lat 85, syn  Michała:
 
– Lokal utrzymany był w kolorach zieleni i wiśni. Pod sufitem zawieszono podświetlony witraż z wizerunkiem Matki Boskiej Częstochowskiej. Rozbudowane zostały wszystkie działy istniejące w sklepie przy ul. Kościuszki, w tym duma ojca: dział fotograficzny. On sam bardzo się nią interesował. Miał aparaty na klisze formatu 6 x 9 i 9 x 12. Sam skonstruował powiększalnik i zajmował się wywoływaniem zdjęć. Już w czasie I wojny sprawował funkcję fotografa wojskowego na froncie lwowskim. Kiedyś w czasie płukania negatywów zaskoczył go alarm i nagły wymarsz. Na rozkaz dowódcy wszyscy żołnierze kompanii nieśli w ręku niewysuszone klisze, które dzięki ich pomocy udało się ocalić. Do dziś pozostało  jedno pudełko klisz wojennych ojca.
 
Pan Jerzy Gottman oprowadza mnie po poddaszu kamienicy przy ul. Grunwaldzkiej, gdzie zmagazynował pamiątki po sklepie ojca. Zachowało się nadspodziewanie wiele: począwszy od drzwi wejściowych i witraża z Matką Boską, poprzez dwie zdobione secesyjnym ornamentem kasy „National” produkcji amerykańskiej, dwa miedziane zbiorniki z kranikami służące do przechowywania nafty. Obok rynienka do suszenia kawy i piecyk do jej palenia i młynek z dużym kołem zamachowym do mielenia ziaren. Pozostały także napisy z nazwami działów oraz torebki firmowe. Nieopodal radioodbiornik „Philips”- najnowszy przedwojenny model, ukrywany w sklepie przez całą okupację.
 
 
Fot. Tadeusz Poźniak
 
– Pamiętam noc sylwestrową roku 1949 – mówi Jerzy Gottman. – Ojciec po raz ostatni obchodził pomieszczenia sklepowe. Z Nowym Rokiem 1950 interes został upaństwowiony. Nie dało się go dłużej utrzymać. Najpierw przyszły zarządzenia o wysokości cen maksymalnych. Później domiary, czyli niespodziewanie nakładane ekstra podatki. W końcu przesłuchania w UB, którym towarzyszyły całodzienne rewizje. Tym ostatnim przyglądałem się jako chłopiec. Po zamknięciu sklepu ojciec został bez środków do życia. Wyprzedawał wszystko: meble, dywany, obrazy, wyposażenie sklepu. Rodzinie towarzyszyła opinia „elementu niepewnego”. Ja sam nie mogłem rozpocząć studiów – wspomina.
 
Ze wspomnień starszego subiekta, Stanisława Atamana
 
W roku 1950 po likwidacji interesu spisał swe wspomnienia Stanisław Ataman, wieloletni sprzedawca w sklepie Schaittrów i Gottmana. Stanisław Ataman urodził się w 1909 r. Jako 13 – letni chłopiec przyjechał do Rzeszowa i rozpoczął pracę w sklepie Schaittrów, gdzie przeszedł wszystkie stopnie kariery: od pomocnika po starszego subiekta.  Trzytomowy maszynopis pod tytułem „Stara firma” znajduje się w Muzeum Okręgowym w Rzeszowie. Inny egzemplarz przechowuje wrocławskie Ossolineum, które zamierzało go opublikować. Wycofało się z tych planów na początku lat 90. XX wieku, kiedy do księgarń wkroczyły prawa wolnego rynku. Może „Stara firmą” zainteresuje się jakieś regionalne wydawnictwo? Sam Ataman przytacza w maszynopisie obiegowe powiedzonko: „U Schaittra kupić można wszystko” – mówili rzeszowianie. Były tu artykuły spożywcze gospodarstwa domowego, artykuły apteczne i drogeryjne, przybory myśliwskie i amunicja oraz wiele innych. Istniał także asortyment sezonowy – wymienia Ataman. Na przełomie grudnia i stycznia był duży popyt na kadzidło. W lutym – na świece gromniczne oraz na wosk i knoty, w marcu lub kwietniu – na artykuły związane z Wielkanocą, w lecie – na aparaty i klisze fotograficzne, środki antymolowe, farby i lakiery, w lipcu – na nasiona, w sierpniu i wrześniu – na zaprawy nasienne przed siewami zbóż, w końcu października – na światła nagrobkowe. Później  – św. Mikołaj oraz Święta – gorący okres dla kupców.
 
Przechowywano stare zapasy czyli towary, które można było szukać „ze świecą”. Tu lutnicy nabywali  barwniki do instrumentów (smoczą krew, gumigutę, żywicę sandarakową), malarze –najlepsze pigmenty (karmin, cynober, kobalt), a lekarze i farmaceuci – rzadkie składniki leków.
 
Praca zaczynała się o godz. 3 nad ranem. Przed otwarciem trzeba było porozlewać benzynę i naftę, palić kawę itp. Sklep zamykano późnym wieczorem, ale paliwo do automobili sprzedawano przez okrągłą dobę. Dlatego subiekci dostawali wyżywienie na miejscu. Było ono dobre i obfite, aby nie podjadali sklepowych zapasów – wspomina Stanisław Ataman. 
 
Trudno wymienić towary, którymi firma nie handlowała. Subiekci mieli surowy zakaz mówienia klientowi, że czegoś brakuje. Jeżeli towaru rzeczywiście nie było na składzie sprzedawca przepraszał i mówił, że idzie szukać w magazynie. W tym czasie wymykał się bocznym wyjściem i dokonywał zakupu w sąsiednim sklepie. Po czym wręczał towar klientowi, nie doliczając nic do ceny. 
 
Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna w Rzeszowie zrealizowała projekt pod nazwą „I. Schaitter i Spółka”, którego elementem była cyfryzacja materiałów archiwalnych i zdjęć związanych z działalnością tej jednej z najdłużej działających rzeszowskich firm. Ponad 800 dokumentów udostępnionych przez Jerzego Gottmana oraz Agnieszkę Schaitter zostało zeskanowanych, opracowanych oraz udostępnionych na specjalnie utworzonej stronie internetowej www.schaitter.rzeszow.pl
 
Wśród prezentowanych na stronie źródeł znajdują się, m.in. rękopisy, druki ulotne, dokumenty urzędowe, księgi finansowe, umowy, listy, mapy, szkice, cenniki oraz zdjęcia. Materiały nieznane szerzej, a udostępnione online w wersji cyfrowej, zgodnie z założeniem autorów projektu, mają służyć zainteresowanym osobom  do badań nad historią Rzeszowa i regionu począwszy od XVIII, aż do lat 40. XX wieku.
 
Na stronie internetowej zamieszczono również obszerny tekst – z którego korzystał autor tego artykułu – poświęcony historii firmy autorstwa Agaty Rak-Wilczakowskiej oraz Agnieszki Terchy – pracowników WiMBP oraz nagranie wywiadu z Jerzym Gottmanem, poświecone jego wspomnieniom o ojcu, firmie kupieckiej i dawnym Rzeszowie. 
 
Okazją do zaprezentowania ciekawej historii firmy „I.Schaitter i Spółka” jak i dziejów zasłużonych dla miasta rodów Schaitterów i Gottmanów, były wystawy zorganizowane w budynku WiMBP w Rzeszowie przy ul. Sokoła 13 w 2018 i 2019 roku. Cieszące się dużym zainteresowaniem ekspozycje, prezentowały unikatowe dokumenty, zdjęcia, a także wybrane eksponaty ocalałe ze sklepu Schaitterów. 
 
Pisząc teks korzystałem z prac:
 
– Agnieszki Terchy, Schaitterowie – kupcy i społecznicy
– Agaty Rak-Wilczakowskiej, Firma w rękach Michała Gottmana
oraz ze strony internetowej www.schaitter.rzeszow.pl
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy