Reklama

Ludzie

11 czerwca, Wojciech Inglot skończyłby 58 lat

Aneta Gieroń
Dodano: 10.06.2013
4976_Inglot_1
Share
Udostępnij
Absolutny marzyciel. Z niczego zbudował imperium, jedną z największych marek kosmetycznych świata. I to gdzie, w Przemyślu, na kresach Rzeczpospolitej, ledwie 30 lat temu, gdy od prawie 100 lat w kosmetyce niepodzielnie rządzą Amerykanie i Francuzi. Ale dla Wojciecha Inglota nie istniało pojęcie zaścianka, chyba że w głowie. Najważniejsze, żeby chciało się chcieć – powtarzał, choć na pewno nie sobie, bo pracę kochał nad życie. 11 czerwca skończyłby 58 lat. Niestety, 23 lutego 2013 roku zmarł w Przemyślu. 
 
Nieprzyzwoicie skromny, fantastyczny człowiek, świetny facet, po prostu – mówi Barbara Andrzejczyk, prezes Towarzystwa Budownictwa Społecznego w Przemyślu, od ponad 40 lat koleżanka Wojciecha Inglota, z tej samej, matematyczno-fizycznej klasy w II LO w Przemyślu. – I nie mogę uwierzyć, że Jego już nie ma. Znaliśmy się od zawsze, on, ja, mój mąż Czesław. Wychowaliśmy się na Zasaniu i przez te wszystkie lata Wojtek pozostał taki sam. Nie zmieniły go miliony, sukces, wielki świat. W liceum był świetnym chemikiem, ale żadnym kujonem, raczej chłopakiem z otwartą głową, towarzyskim, z wieloma pasjami. Jeszcze nie tak dawno w naszym domu wisiały w piwnicy plakaty Ewy Bem, gdzie Wojtek i mój mąż przed lat mieli swój klub, słuchali jazzu, który Wojtek uwielbiał, Radia Luxemburg, bywało, że  Radia Wolna Europa.
 
Biznes w życiu Wojciecha Inglota pojawił się szybko. Ukończył chemię na Uniwersytecie Jagiellońskim, miał się skoncentrować na pracy naukowej, ale nie dostał się na studia doktoranckie i trafił do laboratorium badawczego krakowskiej Polfy. Bardzo inteligentny, z silnym charakterem, typ lidera nie widział siebie na spokojnym etacie do końca życia. –  To były lata 80., praca w Polfie dla wielu byłaby spełnieniem marzeń, ale nie dla Wojtka. On od zawsze mówił o własnym biznesie, co w tamtym okresie brzmiało jak opowieści fantasy – wspomina Barbara Andrzejczyk. – Być może dlatego, że już na studiach wyjeżdżał do Stanów Zjednoczonych, a w Nowym Jorku miał wujka, chyba architekta.
 
W 1983 roku Wojciech Inglot namówił swoją siostrę Elżbietę, także chemiczkę z wykształcenia, by wspólnie założyli biznes. Kupili część urządzeń z krakowskiej Polfy, w Przemyślu wynajęli piętro w domu jednorodzinnym na siedzibę i tak narodziła się firma Inglot, która zadebiutowała produkcją płynu do czyszczenia głowic magnetofonowych. Kolejnym produktem, który opracowali i wypuścili na rynek, był dezodorant w sztyfcie VIP. W kolejnych latach Wojciech Inglot był przekonany, że szansą dla nich będzie produkcja kosmetyków kolorowych, jakich w Polsce w tamtym czasie właściwie nie było. W 1987 roku pojawiły się pierwsze lakiery do paznokci z Inglota i zaczęła się długa droga sukcesów. Już wtedy był marzycielem i nie bał się ryzykować.
 
Robert Choma, prezydent Przemyśla, świetnie pamięta, jak poznał Wojciech Inglota na przełomie lat 80.  i 90. W Polsce zaczynał się wtedy czas bazarów, straganów, o wielkim biznesie mało kto miał pojęcie, a już na pewno trudno było sobie wyobrazić budowanie renomowanej marki kosmetycznej w Przemyślu, który słyną raczej z przygranicznego handlu z Ukrainą. 
 
Marzyciel, który został kosmetycznym pionierem
 
– Mimo to Wojtek przykuwał uwagę swoją pokorą, wiedzą, inteligencją i wizją tego, co chce robić – mówi prezydent Przemyśla. – Na pewno nie wywoływał skojarzeń z szybkim biznesem w rodzaju pożyczyć miliony a potem je „przekręcić”. Miał w sobie coś z pioniera. I taki pozostał na zawsze. Był pierwszym Polakiem, który otworzył swój sklep przy prestiżowej Times Square w Nowym Jorku. Miał odwagę wycofać swoje produkty z drogerii w latach 90. i od 2001 roku tworzyć słynne „wyspy”, czyli samodzielne stoiska Inglota w centrach handlowych. W 2006 roku w Montrealu w Kanadzie otworzył swój pierwszy zagraniczny salon wyznaczając tym samym zagraniczną ekspansję marki. Dziś Inglot posiada 333 salony w 46 krajach na 6 kontynentach (z czego ok. 160 w Polsce).
 
A przecież plany były i są ambitne, Wojciechowi Inglotowi marzyło się 1000 salonów na całym świecie w ciągu najbliższych kilku lat. Po jego śmierci firmą zarządza najbliższa rodzina, m.in. siostra Elżbieta i brat, Zbigniew Inglot, fizyk, absolwent Uniwersytetu Jagiellońskiego, który wykładał na Uniwersytecie w Getyndze i robił projekty badawcze w CERN, oboje powtarzają, że plany i marzenia brata są najważniejsze. Firma nie zwalnia ani na moment. Wojciech Inglot, gdy żył, nieustannie tworzył i eksperymentował, uwielbiał zamykać się w swoim przemyskim laboratorium i wymyślać nowe receptury.
 
Świat islamu i oddychający lakier do paznokci
 
Rewolucyjny okazał się pomysł z lakierem do paznokci dla muzułmanek zgodny z naukami Koranu. Wojciech Inglot wymyślił oddychający lakier do paznokci O2M, który ma zwiększoną przepuszczalność powietrza i pary wodnej. Choć produkt powstał już cztery lata temu, dopiero w 2012 roku stał się hitem w krajach arabskich. Muzułmanie przed każdą modlitwą muszą dokonać rytualnego obmycia ciała wodą, dotychczas więc modne i religijne muzułmanki przed każdą modlitwą musiały zmywać paznokcie. Lakier Inglota to zmienił, a kiedy jeden z islamskich uczonych ogłosił, że używanie przepuszczającego lakieru jest zgodne z muzułmańskim prawem, arabskie kobiety oszalały na punkcie kosmetycznych salonów z Przemyśla.
 
– Gdyby nie kilka splotów okoliczności  nazwisko Inglota byłoby dziś może kojarzone także z największym wydawnictwem na Podkarpaciu, niewykluczone, że w Polsce – mówi Norbert Ziętal, dziennikarz Gazety Codziennej Nowin, pracujący w Przemyślu. – W 2001 roku Wojciech Inglot planował rozpoczęcie wydawania tygodnika „Czas Przemyśla”. Znakomity dziennikarz, Mariusz Ziomecki i kilku innych ogólnopolskich fachowców z branży medialnej opracowało projekt gazety, sam byłem w niego mocno zaangażowany, w końcu jednak przedsięwzięcie nie doszło do skutku. Wojciech Inglot całym sobą oddał się tworzeniu kosmetycznych „wysp”, ja przestraszyłem się tak ogromnego wyzwania, ale do dziś zastanawiam się, jakby to było, gdyby zdarzenia sprzed dwunastu lat potoczyły się inaczej. Pozostała jednak przyjaźń. Norbert Ziętal od końca lat 90. aż do śmierci Wojciecha Inglota utrzymywał z nim stałe kontakty.
 
– Poznaliśmy się w latach, gdy Inglot był przewodniczącym Rady Miasta Przemyśla i mocno angażował się w prace samorządu. Potem w kolejnych latach nastąpił boom jego interesów za granicą i już tylko bywał w Przemyślu – wspomina Norbert. – Nigdy jednak się nie zmienił. Zawsze odbierał komórki, nawet na końcu świata, a gdy miał chwilę wolną, zapraszał mnie do siebie. Uwielbiał słuchać, otaczać się młodymi ludźmi, miał niezwykle otwartą głowę, była szalenie oczytany. Wystarczyło kilkanaście minut, bym przekonał go, że warto, by Inglot miał swoją stronę na Facebooku. Po jej otwarciu szybko zresztą uzbierała ponad 20 tys. fanów.
 
Jedni kochają pieniądze, inni samochody,  On kochał pracę
 
Dla Wojciecha Inglota najważniejsza była praca, w ostatnich latach w ciągu jednego tygodnia bywał w kilku strefach klimatycznych i czasowych, miał ambicje być na otwarci każdego nowego salonu Inglota na świecie. – Pamiętam jego małą walizkę, z którą nigdy się nie rozstawał. Tam miał witaminy i minerały, których recepturę sam sobie opracowywał i które codziennie zażywał – wspomina Norbert. – Pamiętam, jak we mnie wciskał chociaż jedną tabletkę z witaminami Centrum, bo uważał, że lepiej będę się od tego czuł.
 
Mariusz Ziomecki na łamach portalu „NaTemat” tak wspominał pracowitość Inglota: Jestem od niego zaledwie o kilka lat starszy i muszę przyznać, że nie byłbym w stanie wytrzymać takiego rozkładu dnia, który Wojtek prowadził non-stop. Wszyscy to widzieli i na ile mogliśmy, staraliśmy się o niego zatroszczyć. Problem w tym, że on był bardzo silną indywidualnością. Należał do tych ludzi, którzy nie mówią głośno, że coś ich boli. W miejscach, gdzie spotyka się zarząd Inglota zawsze stoi taka tablica z rozkładem tego, gdzie kto wyjeżdża w najbliższych dniach. Ja czułem śmiertelne zmęczenie, gdy tylko czytałem, co tam napisano. A Wojtek był dodatkowo głównym chemikiem, designerem i strategiem. Praktycznie też najważniejszym negocjatorem.
 
W ostatnich latach nastąpiła eksplozja sukcesu marki Inglot. Jej założyciel był wszędzie pożądany, zapraszany, nagradzany. – A mimo to Wojtek był człowiekiem, który do końca nie obnosił się z sukcesem, boomem marki, on nie lubił bywać, nie przepadał za bankietami, wielkim światem, mediami, dlatego czasem lepiej były znały Płyty Pilśniowe z Przemyśla, czy Sanwil, niż światowe imperium Inglota – dodaje Robert Choma.
 
Normalny facet w dżinsach i koszulce
 
Barbara Andrzejczyk żartuje, że im większe Wojciecha Inglota dotykały zaszczyty, tym większy był to dla Niego „problem”. – On nie znosił blichtru, a marynarkę i krawat traktował jak dopust boży – wspomina licealna koleżanka. – Na zawsze zapamiętam go w dżinsach i sportowej koszulce. Jako normalnego faceta, który przez wiele lat mieszkał w bardzo skromnym, drewnianym domku nad Sanem, bez ochroniarzy i luksusu, który sam sobie robił zakupy w sklepie i który jeździł bardzo normalnymi samochodami. Nawet w ostatnich latach nic się nie zmieniło. Wprawdzie kupił nowy dom, ale żaden nowobogacki pałac z basenami, wybrał zabytkową willę Jadwigę, zrujnowany historyczny obiekt, który wyremontował i uratował od zniszczenia.
 
– Miał świadomość swojej wartości, ale to nigdy nie miało związku z megalomanią, czasem wręcz zdawał się być zażenowany pochwałami, jakie słyszał z każdej strony – twierdzi prezydent Przemyśla. Zależało mu na pracy u podstaw, trwałej zmianie rzeczywistości, rozwoju Przemyśla. – Nie znam nikogo, kto tyle dobrego zrobiłby dla innych ludzi – twierdzi Barbara Andrzejczyk.  – Od lat przyznawane jest stypendium Jego imienia dla najlepszego chemika w II LO w Przemyślu. Gdy zdobył nagrodę im. Jana Wejcherta, 100 tys. zł przekazał na książki dla dzieci z ubogich rodzin, a gdy zbrakło, dołożył jeszcze z własnej kieszeni. Pamiętam, jak klasa mojej najmłodszej córki marzyła o zagranicznej wycieczce. Wojtek nie dał im pieniędzy, ot tak, młodzież wyplewiła i uporządkował teren wokół Jego zakładu produkcyjnego, a w zamian za to zafundował im wyjazd od Włoch i w Alpy. Chciał im pokazać, że najważniejszy jest szacunek do pracy.
 
Lubił i chciał się dzielić. To on współtworzył Regionalną Izbę Gospodarczą i Akademię Przemyską, na bazie której z czasem powstała Państwowa Wyższa Szkoła Wschodnioeuropejska w Przemyślu. Miał ogromne kontakty w świecie polityki i biznesu. Specjalnie dla Niego do Przemyśla przyjeżdżali: Leszek Balcerowicz, prof. Zbigniew Brzeziński i inni.
 
Piękno w parze z innowacyjnymi technologiami
 
Rok 2012 był dla Wojciecha Inglota czasem specjalnych wyróżnień i nagród. Wiosną 2012 r. prezes i założyciel Inglot Cosmetics otrzymał nagrodę Polskiej Rady Biznesu im. Jan Wejcherta. Został jej pierwszym w historii laureatem w kategorii „Sukces”. Pod koniec ubiegłego roku w Jego ręce trafił Wektor 2012. Prestiżowa nagroda przyznawana przez organizację Pracodawcy Rzeczypospolitej i „Puls Biznesu". Wektory są wyróżnieniem za działalność przynoszącą szczególne korzyści polskiej gospodarce oraz za tworzenie klimatu sprzyjającego rozwojowi przedsiębiorczości. Wektor dla Wojciecha Inglota był nagrodą „…za międzynarodową ekspansję firmy oraz udowodnienie całemu światu, że Polska jest krajem, w którym z innowacyjnymi technologiami idzie w parze piękno".
 
Wojciech Inglot był też jednym z najczęściej wymienianych kandydatów do statuetki Najbardziej Wpływowi Podkarpacia 2012 w kategorii „Biznes”, przyznawanej przez nasz magazyn VIP Biznes&Styl. Wprawdzie prezes przemyskiej spółki uzyskał nieco mniej punktów niż Marek Darecki, prezes Stowarzyszenia „Dolina Lotnicza” i Adam Góral, prezes Asseco Poland, mimo to spektakularne sukcesy, zwłaszcza poza granicami Polski uczyniły z Wojciecha Inglota przedsiębiorcę międzynarodowej rangi. 
 
– Tym trudniej uwierzyć, że Jego już nie ma. Mieliśmy tyle planów – mówi prezydent Choma. – Jeszcze w dniu Jego śmierci rozmawiałem z przewodniczącym Rady Miasta Przemyśla o przyznaniu Mu tytuły honorowego obywatela Przemyśla. Namawiałem Wojtka, by zechciał zaangażować się w sponsoring koszykówki, albo piłki ręcznej. Niestety. W tej chwili możemy już tylko uczcić pamięć o Wojtku.  Jego imieniem nazwać ulicę, która prowadzi do Jego firmy, chcielibyśmy też co roku w kilku kategoriach przyznawać Nagrodę Gospodarczą im. Wojciecha Inglota. W tej chwili myślimy o powołaniu kapituły, która opracuje zasady i regulamin konkursu. Znając Wojtka, gdyby żył, broniłby się przed nagrodami i wyróżnieniami, taki był, ale Jego rodzina wyraziła zgodę na taką formę upamiętniana.
 
A Inglot? Zabrakło człowieka, ale marka jest już nieśmiertelna, obecna pod każdą szerokością geograficzną na świecie.
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy