Reklama

Ludzie

Włodzimierz Bodnar: Amantadyna działa na COVID-19

Z Włodzimierzem Bodnarem, lekarzem z Przemyśla, który jako pierwszy zaczął COVID-19 leczyć amantadyną, rozmawia Antoni Adamski
Dodano: 28.01.2021
52592_bodnar
Share
Udostępnij
Antoni Adamski: Kilka dni temu został Pan za swoje medyczne osiągnięcia uhonorowany Laurem Ziemi Przemyskiej. Niestety, nie są one jeszcze na tyle cenione, by oddać pod Pana opiekę oddział COVID-19 miejscowego szpitala. Po to, aby mógł Pan pokazać skuteczność leczenia amantadyną.

Lek. Włodzimierz Bodnar: Przepisy na to nie pozwalają…
 
Czyżby władze nie miały do Pana zaufania?
 
Przypomnę fakty, do opinii publicznej należy ich ocena. Amantadyna (chlorowodorek amantadyny) jest od 60 lat stosowana do leczenia grypy typu A; później była włączona przeciw chorobie Parkinsona. Od marca 2020 roku używam jej do walki z COVID-19. Ponieważ rezultaty były nadspodziewanie dobre, od września 2020 zwiększyłem dawkę. Zwiększyła się tym samym skuteczność leku. Wyleczyłem ponad 1 tysiąc osób, w tym samego siebie. Także wiceministra sprawiedliwości, Marcina Warchoła, który na Twitterze oświadczył, iż: „amantadyna działa na COVID”.

Niestety nie wyleczył Pan, ani nie przekonał ministra zdrowia. Resort wciąż piętrzy trudności… 
 
Dzięki mojej metodzie Polska mogłaby stać w światowej czołówce państw walczących z pandemią. Powszechne stosowanie amantadyny spowodowałoby masowe wyzdrowienia. Lek działa już w czasie 48 godzin od podania. Po tygodniu pacjent zdrowieje. Od marca ub. r. dobijałem się do Ministerstwa Zdrowia, do profesorów oraz instytutów naukowych. Spotykałem się z milczeniem, odmową, czasem wręcz arogancją. To tak jakbym uderzał głową w beton.
 
Co stało na przeszkodzie?
 
Procedury leczenia, które nie przewidują stosowania amantadyny w walce z COVID-19.

To chyba nic dziwnego. COVID-19 jest nowym wirusem, jego pandemia, która objęła cały świat– nowym zjawiskiem, z którym nikt dotąd nie umiał sobie poradzić. Od końca ub. r. mamy szczepionki. Czy warto więc mówić o amantadynie? 
 
Warto i trzeba. Zanim poprzez szczepienia wykształcimy masową odporność społeczną na tego wirusa, Polacy wciąż masowo umierają. Mamy jeden z najwyższych w Europie wskaźnik śmiertelności. Dotyczy on wszystkich zgonów. Nikt nas nie leczy. Przychodnie są zamknięte, do specjalistów dostać, a nawet dodzwonić się nie sposób. Szpitale zamieniają się w umieralnie. Tzw. teleporady to fikcja, niezgodna z przysięgą Hipokratesa. Nikt bowiem nie jest w stanie przebadać, skonsultować i wyleczyć nas „na telefon”.  W trudnych czasach lekarz nie może uciekać przed pacjentem. Moja poradnia w Przemyślu – jako jedna z nielicznych – cały czas jest otwarta. Wszyscy specjaliści przyjmują chorych. Oprócz tego otworzyłem niedawno punkt szczepień na COVID. W prywatnej przychodni mogę legalnie stosować amantadynę, lek dopuszczony na rynki europejskie w I połowie XX wieku. 

Nie pociesza mnie fakt, iż ludzie umierają zgodnie z przestarzałymi procedurami. Sytuacja jest wyjątkowa. Co więc przeszkadza w masowym wprowadzeniu amantadyny do leczenia?
 
Za granicą w wypadkach zagrożenia lub pandemii lek warunkowo dopuszcza się po przebadaniu 400 przypadków lub po publikacji naukowej jakiegoś specjalisty. Ja taką publikację (w języku angielskim) złożyłem w zagranicznym periodyku medycznym. Ma ukazać się niebawem, zaś wcześniej – jej wersja elektroniczna. W światowej literaturze jest zaledwie kilka publikacji na ten temat. W sytuacji wyjątkowej różne społeczności podejmują – dla wspólnego dobra – nietypowe działania. U nas procedurę leczenia musi zatwierdzić Polskie Towarzystwo Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych na podstawie wieloletnich badań. 

Zarzucają Panu brak potwierdzenia skuteczności amantadyny w walce z COVID na kilku tysiącach przebadanych klinicznie pacjentów. Z kolei nie może Pan wykonać takich badań w prywatnej przychodni. Błędne koło. 
 
Ministerstwo Zdrowia obiecało powołanie dwóch zespołów badawczych. Już wiem, że jeden z nich, który został podany do publicznej wiadomości, będzie badał aspekty niezwiązane ze sprawą i z moim schematem. Drugi zespół na razie nie powstał. Wierzę, iż taki zespół zostanie niedługo powołany. Postawiłem wyzwanie całemu systemowi opieki zdrowotnej. Wierzę, iż moja metoda przyniesie wymierne korzyści i to nie tylko w skali ogólnopolskiej. Co szkodziłoby Polsce – choć nie mamy własnej szczepionki – zrobić interes na walce z COVID-em?
 
Podobno bogactwo Stanów Zjednoczonych bierze się stąd, iż każdy człowiek wprost z ulicy może dostać się do właściciela firmy i przedstawić mu swój pomysł czy wynalazek. Jak z tego wynika, Polska wciąż pozostaje krajem biednym. Czy to się zmieni?
 
Przeszkodą pozostaje tylko nędza umysłowa i bezinteresowna zawiść. W ciągu ostatnich miesięcy skontaktowało się ze mną kilkuset lekarzy (w tym także tych z tytułami profesorskimi). Przeważająca większość pracuje w prywatnych przychodniach lub została skierowana do pracy na oddziałach COVID. Z tej liczby kilkudziesięciu z nich te kontakty stale podtrzymuje. Chcą się uczyć, brakuje im doświadczenia w tej nowej przecież dziedzinie leczenia. Jestem oblegany przez pacjentów. Dziennie przyjmuję 30-40 osób. Do tego odbieram z setkę telefonów dziennie: od rana do późnych godzin wieczornych. Prowadzę leczenie tych, którym zapisałem amantadynę.
 
Pacjenci przyjeżdżający z najbardziej odległych regionów kraju obsypują pana pochwałami nazywając „Judymem naszych czasów”. Inni twierdzą, że chce Pan na amantadynie zbić majątek. 
 
Pochwały podbudowują moją wiarę w sens tego, co robię. W mojej przychodni obowiązują stawki ogólnie przyjęte: wizyta kosztuje 150 zł, a konsultacje telefoniczne są bezpłatne. Na amantadynie nie da się zbić majątku. To lek na produkcję, którego licencje już dawno wygasły. Pod innymi nazwami handlowymi produkują go liczne kraje: Rosja, Ukraina, Czechy, Słowacja, Niemcy, Francja, Holandia, Anglia, Irlandia, Hiszpania, a także Stany Zjednoczone i Kanada. Dzieje się tak dlatego, iż jest on skuteczny w swoich tradycyjnych zastosowaniach. Nowością pozostaje moje odkrycie: zastosowanie amantadyny jako leku przeciw COVID-19. Jak z tego wynika, nie dostanę od światowego koncernu farmaceutycznego grantu na wdrażanie tego specyfiku. Żadna z firm nie sfinansuje też moich badań klinicznych. (Może to zrobić tylko państwo, kierując się interesem swoich obywateli.) Fundusze koncernów farmaceutycznych pójdą na badania nowych leków. Z tego powodu w świecie medycyny i biznesu istnieje opinia, iż „nie opłaca się” leczyć amantadyną. Jest to lek stosunkowo tani. Opakowanie zawierające 50 kapsułek po 100 mg kosztowało jeszcze niedawno 20 zł, w obecnej sytuacji podrożało do 60 zł.
 
Sprawdzałem w aptece: amantadynę można dostać tylko na receptę i tylko jako lek przeciw grypie A i chorobie Parkinsona. Pana doświadczenia zostały w chwili obecnej zablokowane. Dlaczego?
 
Nie mnie o to pytać. Odkryłem skuteczną metodę leczenia. Chcę ratować przed śmiercią ludzi, którzy są zdani sami na siebie. Bo państwowa – oficjalna służba zdrowia pozbawiła ich dostępu do leczenia. Biznes również potrafię prowadzić, o czym w Przemyślu wszystkim wiadomo. Inwestuję zarobione w zawodzie lekarskim pieniądze; mam do tego prawo. 

Jakie są przeciwwskazania i skutki uboczne w stosowaniu amantadyny?
 
Po pierwsze nie należy mylić skutków ubocznych z działaniem niepożądanym leku. Bo pierwsze oznacza trwałe uszkodzenie, a drugie mija po odstawieniu leku. W przypadku skutków ubocznych, było już wiele badań klinicznych, które wskazują, że jest to poziom placebo. Czyli go nie ma. Co do efektów niepożądanych, one mogą się pojawiać sporadycznie (z moich doświadczeń to 5 proc. pacjentów), ale można je minimalizować innymi lekami. Tylko 2 proc. pacjentów nie może stosować leku ze względu na przeciwwskazania. Wszystko opisałem w swoim schemacie leczenia.

Kto nie może brać szczepionki przeciw COVID?
 
Nie zajmowałem się badaniem szczepionki, więc nie chciałbym się wypowiadać bezpośrednio. To, o czym warto pamiętać, to że nie u wszystkich szczepionka spowoduje wytworzenie się przeciwciał: dotyczy to głównie osób w podeszłym wieku. Trzeba też pamiętać, iż szczepionka ma charakter sezonowy. Ponieważ wirus mutuje, w następnym roku może już nie być skuteczna. Czy będzie skuteczna na inne istniejące dziś, jeszcze groźniejsze odmiany wirusa COVID-19? Trudno odpowiedzieć na to pytanie. Jest jeszcze inne zagrożenie, którego nie można zlekceważyć. Wielu ozdrowieńców umrze niestety za kilka lat. COVID-19 powoduje bowiem poważne problemy neurologiczne oraz włóknienie, czyli zmniejszenie się płuc. Amantadyna działa nie tylko przeciwwirusowo, lecz także przeciwobrzękowo i przeciwbakteryjnie, a także regenerująco na płuca. Lek ten likwiduje uboczne skutki przebytego COVID – pod warunkiem, że zostanie podana szybko. Najlepiej na początku choroby. Staramy się także leczyć tzw. „ozdrowieńców” do dwóch miesięcy po pierwszych objawach.

Skąd najpierw milczenie, a później kiepskie opinie o Pana metodzie w resorcie zdrowia? 
 
Doradcy rządowi rozpowszechniają opinię, iż jestem szarlatanem. To łatwe, bo obmawianie nic nie kosztuje. Nikt dotąd jednak nie zakwestionował stosowanej przeze mnie metody leczenia. Nikt nie starał się nawet udowodnić, że jest niewłaściwa. To tak, jakbym bił się z powietrzem. Świat medycyny jest zhierarchizowany i powiązany z koncernami farmaceutycznymi. Przypuszczam, iż taka może być przyczyna moich niepowodzeń. 

Twórca antyseptyki Ignaz Semmelweis (1818-1865) badał przyczyny śmierci kobiet w czasie połogu. Odkrył, iż mycie rąk i dezynfekcja narzędzi chirurgicznych znacząco zmniejsza ilość zgonów. (Nie wiedziano wtedy, iż istnieją wirusy i bakterie.) Semmelweis został przez kolegów – lekarzy oraz przez sławy medyczne wyśmiany i przed śmiercią popadł w chorobę psychiczną. Do jego metod powrócono w 1877 r. Bolejąc nad wysoką śmiertelnością położnic pisał: „to uczyniło mnie tak nieszczęśliwym, że życie wydawało się bezwartościowe”. Nie boi się Pan o losy swojego odkrycia?
 
Wprost przeciwnie, jestem optymistą. Śmierć w czasie pandemii zbiera jeszcze większe żniwo. A ja jej za pomocą amantadyny potrafię skutecznie zapobiegać. Wierzę, że będę mógł czynić to w skali całego kraju. A później – w skali Europy. Kto nie ma marzeń, ten ich nie realizuje.
 
 
Co o leczeniu amantadyną COVID-19 sądzi dr n. med. Wojciech Domka, prezes Okręgowej Izby Lekarskiej w Rzeszowie:
Zgodnie z Ustawą o zawodach lekarza i lekarza dentysty, lekarz ordynując leczenie powinien kierować się stanem pacjenta, aktualną wiedzą medyczną oraz wskazaniami do zastosowania danego leku, które są szczegółowo opisane w tzw. charakterystyce produktu leczniczego. Powszechnie wiadomo, że wiele cząsteczek chemicznych wykazuje pozytywne działanie w innych schorzeniach niż te, które zostały opisane w ChPL. Czasem fakt ten stwierdzono na etapie badania naukowego nad lekiem, czasem w trakcie badania klinicznego leku w okresie przedrejestracyjnym, a czasem takich obserwacji dokonują lekarze w trakcie leczenia chorych, kiedy lek jest już zarejestrowany i dostępny na rynku. Każdy lekarz, który zauważy tego typu korelacje, zarówno pozytywne jak i negatywne, powinien poinformować o tym producenta. Może też pokusić się o przeprowadzenie eksperymentu medycznego, którego celem będzie ocena, zwykle na dużej grupie pacjentów, czy jego obserwacje są prawidłowe, czy też były zdarzeniami jednostkowymi, nieznamiennymi statystycznie. Aby przeprowadzić taki eksperyment, należy opracować protokół badania oraz uzyskać zgodę komisji bioetycznej działającej m.in. przy każdej Okręgowej Izbie Lekarskiej. Komisja bioetyczna przed wydaniem zgody analizuje każdy tego typu projekt pod kątem bezpieczeństwa oraz praw pacjenta.
 
Z tego, co mi wiadomo, dr Bodnar przed ukazaniem się informacji w prasie o pozytywnym wpływie amantadyny w leczeniu pacjentów zakażonych wirusem Covid Sars 2, nie występował z wnioskiem o zgodę na badanie kliniczne do komisji bioetycznych przy Izbach Lekarskich. Nie wiem, czy zrobił to do dnia dzisiejszego. Oznacza to, że wszelkie informacje dr Bodnara nt. amantadyny są niestety tylko i wyłącznie jego obserwacjami niepotwierdzonymi żadnymi właściwymi dla tego typu sytuacji badaniami. Nie wyobrażam sobie, aby kolega Bodnar prowadził badanie bez zgody komisji bioetycznej. Po drugie, informacje podawane przez media i potwierdzane przez dr Bodnara mogły spowodować nadmierne zainteresowanie amantadyną wśród ludzi, którzy chcieli zakupić ją na wszelki wypadek, a to z kolei mogło doprowadzić do braków leku dla pacjentów rzeczywiście potrzebujących i stosujących przewlekle amantadynę zgodnie ze wskazaniami wymienionymi w ChPL. Przemawia za tym komunikat Ministra Zdrowia z 30.11.2020 r. mówiący o ograniczeniach stosowania i sprzedaży amantadyny. Po trzecie, każdy lekarz ma obowiązek leczyć pacjenta, pocieszać go w cierpieniu i dawać nadzieję, ale nadzieja ta musi być oparta na racjonalnych przesłankach. W moim przekonaniu jest rzeczą niedopuszczalną, aby na podstawie wyłącznie własnych, niepotwierdzonych należnymi badaniami obserwacji, rozbudzać zbyt duże nadzieje. W tym, niestety pomogły dr. Bodnarowi media. I po czwarte. Nie umiem zrozumieć, na jakiej podstawie dr Bodnar twierdzi, że wyleczył kilkudziesięciu chorych. Teoretyzując, mógłby tak twierdzić jedynie w sytuacji, kiedy śmiertelność w zakażeniu COVID byłaby 100 proc., a po leczeniu amantadyną, co najmniej części zakażonym pacjentom udałoby się przeżyć. W mojej ocenie, opinia dr. Bodnara powielana wielokrotnie przez media i niestety niektórych przedstawicieli życia społeczno-politycznego jest absolutnie nieuprawniona i może przynieść szkody społeczne.
 
Nie potrafię dzisiaj odpowiedzieć, czy amantadyna pomaga w leczeniu pacjentów zakażonych wirusem COVID. Być może tak. Być może dr Bodnar ma rację. Jednak dopóki nie uzyskamy wiarygodnych wyników po prawidłowo przeprowadzonym badaniu, nie wolno twierdzić, że amantadyna u tych chorych działa. I nie wolno jej u tych chorych stosować. Gratuluję koledze Bodnarowi zaangażowania i przenikliwego myślenia. Jeżeli okaże się, że amantadyna rzeczywiście działa u pacjentów zakażonych COVID, będę chciał jako jeden z pierwszych złożyć mu gratulacje.
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy