Reklama

Ludzie

Udar, Parkinson i Alzheimer nie zaczekają na koniec pandemii COVID-19

Z dr n. med. Anną Kozak-Sykałą, neurologiem, ordynatorem Oddziału Neurologicznego i Udarowego w Szpitalu Rejonowym w Przeworsku, rozmawia Aneta Gieroń
Dodano: 27.03.2021
52969_kozak
Share
Udostępnij
Aneta Gieroń: Pani Doktor, ile łóżek jest na Pani oddziale?
 
Dr n.med. Anna Kozak-Sykała: 32.

Ilu lekarzy?
 
4 specjalistów i 1 rezydent. Od ręki chciałabym mieć kilku więcej. Na Podkarpaciu brakuje lekarzy.  W Polsce w 2018 roku na 1000 mieszkańców przypadało 2,4 praktykujących lekarzy. To najniższy wskaźnik spośród wszystkich krajów Unii Europejskiej, dla której średnia wyniosła 3,8. Przykładowo w Niemczech na 1000 mieszkańców przypadało 4,3 lekarzy.
 
Jest jeszcze jedna bardzo niekorzystna tendencja – lekarze coraz częściej rezygnują z pracy na oddziałach szpitalnych. Zniechęca ich duże obciążenie psychiczne, związane z pracą w takim miejscu i mało atrakcyjne wynagrodzenie. Znacznie wyższe zarobki są w sektorze prywatnym.  Zapotrzebowanie na neurologów w opiece ambulatoryjnej jest ogromne. Szpitalne oddziały neurologiczne już dzisiaj mają duże niedobory personelu. W przyszłości będzie jeszcze gorzej. Przykro mi to mówić, bo z przeworskim oddziałem neurologii związana jestem od ponad 30 lat, to moja pierwsza praca, od 20 lat jestem ordynatorem. Przeworsk jest moim rodzinnym miastem i niekiedy żartuję, że szczęśliwa rodzina w powiecie przeworskim, która mnie nie zna. To oznacza, że nikt z bliskich nie ma problemów neurologicznych.  

Jak to koresponduje z polskim społeczeństwem starzejącym się w ekspresowym tempie, w którym liczba osób z chorobami mózgu rośnie lawinowo?
 
Im jesteśmy starsi, tym większy jest odsetek pacjentów z chorobami neurologicznymi, udarami, chorobą Alzheimera czy Parkinsona. Afryka, która właściwie nie ma społeczeństwa w starszym wieku, nie ma problemu z Parkinsonem czy Alzheimerem. Te dominują w społeczeństwach bogatych, starzejących się. Pod opieką neurologów pozostają też osoby z padaczką, która ujawnia się w wieku dziecięcym i nastoletnim, albo po 60. roku życia. W Polsce jest około 400 tys. osób chorujących na padaczkę, na świecie 50 mln, co czyni ją jedną z najpopularniejszych chorób neurologicznych.

Osoby z padaczką doczekały się nawet swojego dnia – od 13 lat 26 marca obchodzimy Lawendowy Dzień.
 
To naprawdę duża grupa osób, która często boryka się z wykluczeniem społecznym, odrzuceniem w swoim środowisku i izolacją. Padaczka ciągle niestety stygmatyzuje, a nie powinno tak być. 80 proc. przypadków padaczki ujawnia się do 16 roku życia i jest to choroba, z którą można normalnie żyć i pracować. Wystarczy odrobinę dobrej woli ze strony społeczeństwa. Napad padaczki trwa około 5 minut i może się zdarzać naprawdę rzadko, np. raz w roku. Mimo to 30 proc. chorych z padaczką nie pracuje, co nie ma absolutnie żadnego związku z kwalifikacjami tych osób, co zazwyczaj z niechęcią i niewiedzą pracodawców. Często nie wiemy, jak zachować się w przypadku ataku padaczki, a to jest dużo prostsze niż udzielanie pierwszej pomocy. Wystarczy zabezpieczyć taką osobę przed urazami, zwłaszcza urazami głowy, czyli ułożyć ją na ziemi, podłożyć poduszkę albo sweter i ewentualnie ułożyć głowę na boku, by uniknąć zakrztuszenia.
 
Inicjatorem Lawendowego Dnia, który obchodzimy od 2008 roku była 9-letnia Cassidy Megan, która napisała list do świata z prośbą, że chciałaby mieć swoje święto. Dzień, w którym otaczaliby ją przyjaciele i nie czułaby się odrzucona. My w tym dniu dekorujemy oddział na fioletowo, pojawiają się fioletowe balony, zakładamy fioletowe ubrania i prosimy wszystkich wokół, by fioletowym akcentem zamanifestowali swoją solidarność z chorymi na padaczkę. Nie wykluczam, że w tym roku, by jeszcze dobitnej zwrócić uwagę na problem i nieść wsparcie wszystkim osobom z padaczką, na lawendowo będziemy świętować w szpitalu przez najbliższe dwa tygodnie.
 
Ilu pacjentów z różnymi schorzeniami neurologicznymi co roku trafia na oddział?
 
 Około półtora tysiąca. Pacjenci udarowi to najczęściej osoby powyżej 60 roku życia. I rzeczywiście, z roku na rok obserwujemy, że liczba coraz starszych pacjentów rośnie, co jest konsekwencją tego, że żyjemy coraz dłużej. W ostatnich latach kardiologia zrobiła ogromne postępy. Wielu pacjentów z chorobami krążenia przeżywa, nie umiera z powodu zawałów czy choroby wieńcowej, ale niestety, choroba naczyniowa postępuje i z czasem dochodzi do zajęcia także naczyń mózgowych, co już jest obszarem działania neurologów. Warto też pamiętać, że w grupie osób z udarami pojawia się coraz więcej pacjentów 30 i 40-letnich. 
 
Średnia wieku osób nieudarowych, czyli stricte neurologicznych waha się od 40 do 50 lat. Choć i 20-latkowie trafiają się na oddziale. 

Wygoda i komfort życia sprawiają, że żyjemy dłużej, ale coraz częściej zapadamy na różnego rodzaju choroby, zaś medycyna potrafi nas leczyć, ale nie wyleczyć?
 
Po części tak. Natura nas wyprzedza, a my nieustannie próbujemy ją gonić. Chociażby pacjenci z cukrzycą, od kilku dekad żyją dłużej i nie umierają na cukrzycę, ale zabójcze są dla nich powikłania związane z cukrzycą. I jeśli coś w historii medycynie jest absolutnym sukcesem, to szczepienia. Dzięki szczepionkom udało się nam całkowicie wyeliminować niektóre choroby zakaźne. W pozostałych przypadkach, medycyna pozwala nam przedłużać życie i poprawiać jego komfort.
 
Tym trudniej uwierzyć, że tak wielu z nas nie chce się szczepić przeciwko COVID-19 dając wiarę teoriom spiskowym o wyrafinowanej inwigilacji za pośrednictwem szczepionki, a jednocześnie masowo korzystamy z mediów społecznościowych, gdzie zamieszczamy prawie wszystkie informacje o sobie. 
 
Odkąd w obrębie powiatu przeworskiego mam dostęp do pełnej dokumentacji szpitalnej pacjenta, w wielu sytuacjach okazuje się to bezcenne. Gdy trafia do mnie osoba z udarem wpisując jego PESEL albo imię i nazwisko, mam natychmiastowy dostęp do całej historii jego szpitalnych pobytów, zażywanych lekarstw i ewentualnych chorób współistniejących. To pozwala mi nawet 20-30 minut szybciej podjąć decyzję związaną z bezpiecznym i skutecznym leczeniem. Gdy pacjent z udarem jest często nieprzytomny, zamroczony, a kontakt z najbliższymi utrudniony, te informacje mogą pacjentowi uratować życie.

Komisja Europejska w ostatnim czasie rekomendowała, by neurologia obok kardiologii i onkologii, była tą dziedziną medycyny, której poświęca się najwięcej uwagi i pieniędzy. Chociażby z tego powodu, że w 2040 roku będziemy mieć na świecie 12 milionów chorych na Parkinsona i lawinowy przyrost nowych zachorowań na Alzheimera.
 
Przyszłością świata jest neurologia – im będziemy starszym społeczeństwem, tym większe będzie zapotrzebowanie na lekarzy neurologów. Zwłaszcza, że nie chodzi nam już tylko o przedłużenie życia pacjentów neurologicznych, ale także o poprawę jakości ich życia. 
 
Niekiedy żartuję, że gorzej jest przyjść do neurologa, niż wziąć ślub, bo tutaj rozwodów nie ma. Zarówno w chorobie Parkinsona, Alzheimera czy po udarze, pacjent do końca życia wymaga opieki neurologa. Niestety, jesteśmy w stanie opóźnić przebieg choroby i zapewnić pacjentowi jak najlepszy komfort w czasie leczenia, ale nie jesteśmy w stanie go wyleczyć. 
 
Dlatego tak ważna jest szybka diagnostyka i rehabilitacja neurologiczna?
 
Tak robi cały świat zachodni, który liczy pieniądze. W Polsce ten sposób myślenia udało się wdrożyć przy chorobach kardiologicznych, kiedy okazało się, że wszystkim opłaca się najbardziej, gdy 50-letni pacjent po zawale ma szanse na powrót do aktywności społecznej i zawodowej, zamiast zamykać go w domu i skazywać na życie z renty czy zasiłku. Dlatego opieka i rehabilitacja medyczna są u nas na dobrym poziomie. W przypadku neurologii wygląda to gorzej.  Może ma to związek z wiekiem pacjentów neurologicznych, którzy są sporo starsi od kardiologicznych i często już na emeryturze.  

Pod względem długości życia Polska w ostatnich latach zbliżyła się do statystyk Europy Zachodniej i aż trudno uwierzyć, że ledwie 100 lat temu średnia długość życia wynosiła około 50 – 55 lat. Na początku XXI wieku to jest około 80 lat, a dla kobiet nawet odrobinę więcej.
 
I o te 30 lat, czyli 1/3 długości naszego życia naprawdę warto walczyć i zabiegać, by jak najdłużej i jak najwięcej osób pozostawało samodzielnych fizycznie oraz psychicznie. Wtedy jest nadzieja, że podobnie, jak emeryci z Niemiec, Włoch czy Hiszpanii będziemy do końca życia aktywni. Musimy jednak diametralnie zmienić naszą mentalność i niejako przestać żegnać się z życiem przechodząc na emeryturę. Nieważne, ile mamy lat, trzeba zmuszać się do wysiłku fizycznego i umysłowego. Zawsze.
 
Doskonale pamiętam dwie pacjentki chore na Alzheimera, obie 75-letnie. Jedna była w stanie chodzić, ubierać się i funkcjonować tylko z pomocą córki. Druga, która całe życie tańczy oraz śpiewa w zespole ludowym, samodzielnie przychodziła do mnie na wizyty i żartowała, że przy życiu trzymają ją cotygodniowe występy, gdy zakłada strój, korale i śpiewa piosenki, które zna od 40 lat, więc nie zapomina słów.
 
Co trzeba robić, by ćwiczyć mózg?
 
Uczyć się i na pewno nie mam tu na myśli rozwiązywania krzyżówek. Najlepiej uczyć się języka obcego, wierszyków albo słów piosenek. Idąc na zakupy starajmy się tworzyć listę w głowie, a czytając jakiś tekst, spróbujmy go opowiedzieć najbliższym. Narząd nieużywany zanika, po prostu. Jeżeli nie ćwiczymy, zanikają nam mięśnie, nie trenowany mózg, też nam szwankuje. Dlatego tak dramatycznie obniża się nasza sprawność umysłowa, gdy przechodzimy na emeryturę. Zwalniamy się wtedy z większego wysiłku intelektualnego, a to okazuje się przekleństwem dla mózgu.
 
Tym, co najbardziej kojarzy się nam z neurologią, są udary. W Polsce około 80 tys. rocznie, z czego około 30 tys. osób umiera. W ostatnim czasie sparaliżowani strachem przed COVID-19, dużo później i w gorszym stanie trafiamy na oddziały udarowe?
 
W 2020 roku liczba udarów na moim oddziale w szpitalu w Przeworsku była o około 40 proc. wyższa niż w latach poprzednich. To wynika też z tego, że w ciągu ostatniego roku przyjmowaliśmy pacjentów również z powiatu rzeszowskiego i łańcuckiego. I niestety, pacjenci docierają do nas później, co w przypadku udarów jest dramatem – im szybciej pacjent zostanie zdiagnozowany i trafi do szpitala, tym lepiej.
 
Ten „złoty czas” dla ratowania osób z udarem, ile wynosi?
 
Najskuteczniejsza pomoc jest możliwa do 4 godzin od wystąpienia schorzenia. Na naszym oddziale każdy lekarz dyżurny ma przy sobie nieustannie telefon, na który dzwonią zespoły ratownictwa medycznego, jeżeli jest podejrzenie udaru. Dzięki temu, taki pacjent nie jest kwalifikowany na Izbie Przyjęć, ale natychmiast trafia do pracowni z tomografią komputerową, a my w tym czasie kontaktujemy się z rodziną i uzupełniamy wywiad co do występujących chorób współistniejących oraz zażywanych leków. Jeżeli potwierdzi się udar, natychmiast podawane są leki trombolityczne, w celu przywrócenia przepływu krwi w zamkniętym lub znacznie zwężonym naczyniu krwionośnym. 

Jakich objawów nigdy nie wolno lekceważyć, bo mogą świadczyć o wystąpieniu udaru?
 
Zazwyczaj mamy do czynienia z jednym z trzech symptomów mówiących o tym, że to może być udar. Asymetria twarzy, zaburzenia mowy lub bełkotliwa mowa oraz niedowład którejś z kończyn. I co najważniejsze, każdy z tych objawy pojawia się nagle i nie ustępuje. Warto też pamiętać, że udary wcale nie są charakterystyczne tylko dla osób w podeszłym wieku. 20 – latków również mieliśmy na oddziale.

Udary częściej występują u kobiet czy mężczyzn?
 
U kobiet. Jednak przy udarze, bez względu na płeć, najważniejszy jest czas, w jakim pacjent dociera do szpitala. Po przekroczeniu 6 godzin pozostaje nam już tylko kompleksowa opieka na oddziale udarowym, gdzie rokowania są zazwyczaj bardzo trudne.  Natomiast dobrze zaopatrzony chory w kluczowych pierwszych 4 godzinach od wystąpienia objawów, czyli gdy są podane leki trombolityczne, albo gdy wykonana jest trombektomia, czyli mechaniczne usunięcie zatoru, pod warunkiem, że mamy do czynienia z dużym naczyniem, daje pacjentowi szansę na powrót do w miarę normalnego życia rodzinnego i zawodowego.

Czas, w jakim pacjent z udarem dotrze do szpitala, zazwyczaj zależy do reakcji rodziny, kolegów z pracy, przechodniów na ulicy?
 
Tak, gdyż taka osoba jest nieprzytomna albo zamroczona i sama nie bardzo wie, co się z nią dzieje. Dlatego tak ważne jest, byśmy umieli szybko reagować. Przed pandemią koronawirusa nieustannie organizowaliśmy pikniki rodzinne, festyny, gdzie mówiliśmy o objawach udaru i jak się w takiej sytuacji zachować. Dużym sukcesem okazały się pokazowe lekcje, jakie przeprowadziliśmy wśród uczniów 5 klas szkół podstawowych. Niestety, wybuchła pandemii i wszelką aktywność musieliśmy zawiesić, ale na pewno do niej wrócimy. Często w domu dzieci przebywają z dziadkami i to właśnie one mogą uratować seniorów. W przypadku jednego z moich pacjentów tak właśnie było, gdy wnuczek wezwał pogotowie, bo zaniepokoiła go bełkotliwa mowa dziadka. Gdy tylko wrócimy do normalności, już mamy plany na piknik rodzinny z udziałem strażaków i prezentacją wozów strażackich, gdyż w Przeworsku jest jedno z dwóch w całej Europie Muzeum Pożarnictwa. A każdy udar to prawdziwy pożar.

Na czym polega fenomen mózgu, bo do fascynacji mózgiem przyznaje się wielu lekarzy i nie tylko?!
 
Zazwyczaj uważamy, że to serce decyduje o naszych emocjach, a tak naprawdę sedno człowieczeństwa leży w mózgu. Nic dziwnego, że fascynuje ludzkość od dawna. A jeszcze 100 lat temu uważano, że mózg kobiety w związku z tym, że mieści się w mniejszej czaszce, jest na pewno gorszy od mózgu mężczyzny. Co więcej, był pogląd, że jeżeli obwód czaszki kobiety jest mniejszy niż 52 cm, kobieta nie może być genialna. Te badanie były o tyle zabawne co wymowne, bo zostały ogłoszone w tym samym roku, w którym Maria Skłodowska-Curie otrzymała pierwszą nagrodę Nobla.
 
Oczywiście, są różnice pomiędzy półkulami mózgu kobiety i mężczyzny, ale one wynikają z charakteru połączeń. U mężczyzn jest ich mniej, ale są grubsze. U kobiet są cieńsze i jest ich więcej. Podobno tym można wytłumaczyć fakt, że kobieta może jednocześnie gotować obiad, rozmawiać z koleżanką i odrabiać lekcje z dziećmi, czyli ma podzielną uwagę. Mężczyźni są natomiast nastawieni na wykonanie jednego zadania. Nie bez znaczenia są też uwarunkowania środowiskowe, bo przecież ciągle nieco inaczej wychowuje się dziewczynki, a inaczej chłopców.
 
Dla mnie najbardziej fascynujące w mózgu jest to, że wiemy, jak działają poszczególne obszary mózgu, natomiast nie mamy pojęcia, jak pracuje całość. Przypuszczam, że mózg jest tak genialnym wytworem, że nigdy do końca nie pozwali zgłębić mechanizmu swojego działania. 

Mózg ciągle Panią zaskakuje?
 
Tak, dlatego nie ma mowy o rutynie w tym zawodzie. Teraz przed neurologami otwiera się kolejny bardzo ciekawy, ale trudny rozdział związany z SARS-CoV-2. Okazuje się, że w większości przypadków, koronawirus penetruje do mózgu. Przypuszczam, że w kolejnych latach pacjentów, którzy trafią do nas z powikłaniami po COVID-19 będzie bardzo dużo. Już w tej chwili mówimy o mgle mózgowej, która objawia się bólami głowy, osłabieniem pamięci, koncentracji, czemu towarzyszy uczucie niepokoju i rozdrażnienia.

Te objawy z czasem ustępują?
 
Tego nie wiemy – zbyt mało pacjentów zostało dotychczas przebadanych. Na razie nie ma też rekomendacji do leczenia. Zanik smaku i węchu w trakcie koronawirusa wskazuje, że wirus zawędrował do opuszki węchowej, czyli do mózgu. I nie wiemy, czy w formie nieaktywnej tam przetrwał, czy też nie. Na pewno liczba pacjentów z objawami zespołu pocovidowego rośnie w sposób dramatyczny.
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy