Reklama

Ludzie

Architekt Rzeszowa: Chciałbym, aby miasto budowało mądrzej

Z Januszem Sepiołem, architektem miejskim Rzeszowa, rozmawia Antoni Adamski
Dodano: 16.04.2022
62533_sepiol
Share
Udostępnij
Antoni Adamski: Kim jest architekt miejski?
 
Janusz Sepioł: Realnie – doradcą i pełnomocnikiem Prezydenta Rzeszowa do spraw planowania przestrzennego i architektury.
 
Czy Rzeszów – rozwijający się tak szybko, iż wieżowce stawia się nawet na miejskich trawnikach, takiego doradcy potrzebuje?
 
Może warto uświadomić sobie dwa fakty: w Rzeszowie buduje się najwięcej mieszkań w kraju, około 20 na tysiąc mieszkańców. Wyprzedzamy tu Gdańsk i Warszawę, gdzie powstaje ich 17-18. Zapewne będzie tak nadal przez najbliższe dwa-trzy lata. Jednocześnie przy takiej intensywności ruchu budowlanego jesteśmy na ostatnim miejscu w kraju, jeżeli chodzi o pokrycie obszaru miasta Miejscowymi Planami Zagospodarowania Przestrzennego.

Już na pierwszy rzut oka widać, iż buduje się u nas dużo i bez planu…
 
To pokazuje istotę zagrożeń. Jest tajemnicą poliszynela, że inwestorzy, deweloperzy przychodzili do różnych przedstawicieli władz miasta i uzgadniali lokalizację np. wysokiego bloku, a nawet całego osiedla. Urzędnicy otrzymywali polecenie wydania odpowiedniej decyzji, zwanej w skrócie „WZ” – czyli warunki zabudowy. W sytuacji, gdy plany zagospodarowania przestrzennego nie istnieją, a decyzje WZ wydawano bardzo swobodnie i uznaniowo, można było budować nieomal wszystko i nieomal wszędzie. Skutki są widoczne.

Czyżby brakowało w Rzeszowie urbanistów?
 
Tego bym nie powiedział. Przygotowywali oni wiele planów zagospodarowania przestrzennego różnych obszarów miasta, lecz Rada Miasta ich nie uchwalała. Projekty planów starzały się, a po dziesięciu i więcej latach najzwyczajniej nadawały się tylko do kosza. Tymczasem sytuacja uległaby zmianie na lepsze, gdyby choć 40 proc. powierzchni Rzeszowa takie plany posiadało.
 
Minimalny porządek przestrzenny zapewniały jedynie protesty mieszkańców. Tam, gdzie były one energiczne, z budowy wieżowca na miejskim  trawniku rezygnowano. Rady Osiedla zawsze popierały decyzje prezydenta, a nie mieszkańców. Czy  mechanizm rządzenia za pomocą lokalnych konfliktów zniknie?
 
Ruchy obywatelskie są niezwykle ważne i zazwyczaj skuteczne. Problem w tym, że z reguły są to ruchy protestu, a nie ruchy na rzecz jakiejś dobrej zmiany. Niestety, czasem zdarza się także, że są to ruchy niewielkich i egoistycznych grup mieszkańców. 

Mamy za to działania propagandowe: cykliczny Festiwal Przestrzeni Miejskiej. Jego rola jako zasłony dymnej jest nie do przecenienia. Co pan jako architekt Rzeszowa zamierza?
 
Bardzo ważny parametr w regulacji przestrzeni to tzw. wskaźnik terenów biologicznie czynnych, przez co należy rozumieć tereny zielone na działce inwestora. Minimalny udział terenów zielonych w zabudowie wielorodzinnej ustawowo wynosi 25 procent. To bardzo, bardzo mało, naprawdę minimum. W ostatnich realizacjach w Rzeszowie ten wskaźnik właściwie nigdy nie był wyższy. Trzeba go podnieść, odpowiednio w różnych częściach miasta, do 35 – 45, a nawet więcej procent. W czasach PRL-u udział terenów zielonych w osiedlach mieszkaniowych był daleko wyższy. Niestety, duża część tych terenów była sukcesywnie zamieniana na parkingi. 
 
Planuję także podnieść jakość naszej architektury poprzez organizowanie ogólnopolskich konkursów. To sprawdzona, najlepsza droga znajdowania atrakcyjnych rozwiązań. Takie konkursy są zresztą doskonałą promocją miasta. Lepsza jakość WZ-ek, więcej zieleni, mniej „betonozy”, lepsza jakość architektury. Bardzo ważne są także wydawnictwa o dziedzictwie architektonicznym Rzeszowa. Mamy tu dużo dobrej architektury z różnych epok. Trzeba to uświadamiać i promować. 

Na razie buduje się u nas nawet na terenach zalewowych. Nie grozi to żadnymi konsekwencjami.
 
Jest od tych spraw specjalna instytucja  – Wody Polskie, która wydaje zgody na takie realizacje, albo ich odmawia. Jeśli się godzi, to trudno polemizować. Z zasady na terenach zalewowych się nie buduje, chyba że są one skutecznie zabezpieczone inwestycjami przeciwpowodziowymi, np. wałami wysokiej jakości.

Po roku 2004, po wejściu Polski do UE, wiele miast na Podkarpaciu znakomicie wykorzystało środki unijne. Wyjątkiem jest Rzeszów. Wyremontowano wiele starych obiektów kultury. Nie zbudowano ani jednego nowego, może z wyjątkiem osiedlowych domów kultury.
 
Trudno mi oceniać sytuację miast Podkarpacia, ale jeśli idzie o stolice innych województw, to rzeczywiście w ostatniej dekadzie powstało tam wiele świetnych realizacji architektury obiektów kultury. Rzeszów jest przypadkiem wyjątkowym w tym sensie, że są tu wielkie braki do nadrobienia. Jak rozumiem, na razie Rzeszów nie zdefiniował swoich priorytetów w zakresie inwestycji w kulturze.

Brakuje np. muzealnej sali wystaw czasowych o nowoczesnym standardzie. Muzeum miasta Przemyśla zajmuje całą kamienicę rynkową. Muzeum Historii Rzeszowa  – trzy niewielkie pokoiki, w których ekspozycja nie zmieniła się od 20 lat.
 
To prawda. A to na pewno sprawy ważne, przede wszystkim z punktu widzenia budowania tożsamości miasta i dumy mieszkańców. 
 
Mówię o tym dlatego, że jestem przekonany, iż Rzeszów ma wielkie perspektywy rozwoju. Najnowszy raport GUS przewiduje, iż do 2050 roku jedyne miasta, które w istotny sposób zwiększą liczbę mieszkańców, to Warszawa i Rzeszów (przybędzie po 7 proc. ludności). Trzecie miejsce w raporcie zajmuje Wrocław, którego populacja wzrośnie zaledwie o 0.3 procent. Obecnie napływ uchodźców z Ukrainy może te liczby zmienić, ale być może jeszcze dodatkowo wzmocni pozycję Rzeszowa.

Czy Rzeszów znalazł się wśród metropolii?
 
Jeszcze nie. Uplasował się jednak wśród tych stolic województw, które owe metropolie doganiają. W tej „grupie pościgowej” są także Lublin i Białystok. Za to Rzeszów wyprzedził już Opole, Zieloną Górę, Olsztyn i Kielce. 
 
Co jest mocną stroną Rzeszowa?
 
Demografia oraz nowoczesna i mocna baza ekonomiczna. Taka firma jak Asseco, czy wiele innych, zrobiły międzynarodową karierę. Produkty „made in Rzeszow” osiągają wysoki poziom technologiczny. Jeszcze w latach 60. XX wieku miasto nie miało zaplecza naukowego. Dziś uczelnie – państwowe i prywatne – są jego wizytówką. Studiuje u nas także młodzież z zagranicy. To dobra prognoza.

Jak miasto może wspomóc uczelnie?
 
Podam konkretny przykład: założenie ogrodu botanicznego. W Polsce takie uniwersyteckie ogrody mają tylko Warszawa i Kraków (nie licząc dwuhektarowego ogrodu w Lublinie) oraz miasta, które dawniej znajdowały się w państwie niemieckim. Taka inwestycja to naturalne laboratorium dla uczelni, także atrakcyjna baza dla wolontariatu. Ogrody botaniczne zrzeszają się w sieci międzynarodowe. W tym sensie to kolejne „okno na świat” dla  naszych środowisk.

Co jeszcze można utworzyć w Rzeszowie?
Nie ma co tworzyć ad hoc katalogu. Ważne, by były to instytucje, które osiągną wysoki poziom profesjonalny. Nie rekomendowałbym np. tworzenia teatru operowego. Nie widzę też powodu przenoszenia Muzeum Kolejnictwa z Warszawy, tylko dlatego, że mieliśmy w Rzeszowie wielkie lokomotywownie.

Co w zamian?
 
Proponuję myślenie w innej skali  i wykorzystanie miejsca obok ratusza od strony ul. Słowackiego. Na miejscu dwóch zburzonych w czasie wojny kamieniczek chciałbym, by powstała Aula Miejska z salą na około 250 miejsc. Byłoby to miejsce  imprez kulturalnych: spotkań, koncertów itp. Bardzo takiego miejsca brakuje; w naszym klimacie nie zastąpi go plac rynkowy.

Chce pan zlikwidować tak potrzebny w centrum parking?
 
Może trzeba na ten problem popatrzeć inaczej – w śródmieściu każdy skrawek wolnego miejsca będzie wykorzystywany jako miejsce dla samochodów. Może trzeba zmienić politykę transportową i politykę parkowania. Wiele miast takie działania już podjęło. Uważam za rażące zapełnienie pojazdami otoczenia synagog Nowomiejskiej i Staromiejskiej. Miejsca historyczne bardzo na tym tracą. 

 
Fot. Tadeusz Poźniak
 
Dziwi się pan? W Rzeszowie niczego nie da się zrobić profesjonalnie. Wystarczyłoby wybudować wielopoziomowy parking przy ul. Szopena, naprzeciw Szpitala Wojewódzkiego nr 1. Tak zrobił jeden z deweloperów na swoim osiedlu, bo nie miał wyjścia. 
 
Rzeszów wszedł już na ten poziom rozwoju, że musi dorobić się podstawowej infrastruktury dużego, metropolitalnego miasta. Na pewno strategiczne parkingi do niej należą. Ale także nowoczesna biblioteka, duża sala koncertowa, kryte lodowisko i tak dalej. Ważny jest architektoniczny poziom tych realizacji. Chciałbym, by skupiła się na tym Miejska Komisja Urbanistyczno – Architektoniczna, ale jeśli idzie o programowanie inwestycji w kulturze, to ważny jest głos samego środowiska ludzi kultury. Wiem, że ma być powołana w tym zakresie specjalna komisja.

Taka komisja istnieje od niedawna przy prezydencie. W jej skład wchodzą specjaliści z różnych gałęzi kultury. Chodzi o dobre pomysły i promocję miasta. Np. w Białymstoku otwarto niedawno Muzeum Sybiru. Znakomity pomysł. A czym w skali kraju może się pochwalić Rzeszów?
 
Nie mam gotowych recept. Rozumiem, że nad tym będzie pracować komisja. Ale na pewno ważna jest kolekcja z Atelier Janusza, Galeria Dąmbskich, kolekcja judaików, czy wreszcie zbiory, które zostały zgromadzone przez 60 lat działalności BWA. Ważne, jak te kolekcje są wykorzystywane i jak eksponowane, w jakich przestrzeniach i w jakich aranżacjach.

Jak Pan – były marszałek Małopolski – jest związany z Rzeszowem?
 
Urodziłem się w Gorlicach, czyli w dawnym województwie rzeszowskim. Do Rzeszowa jeździłem od najmłodszych lat. Moja ciotka – kierowniczka drogerii – przywoziła stamtąd towar. Często wyruszałem z nią, tłukąc się trzy godziny na pace „Żuka”, ale było warto…

Dlaczego warto? 
 
W Rzeszowie był na przykład świetny sklep z żołnierzykami – w Gorlicach byli nie do dostania.  Takie militarne figurki kolekcjonuję zresztą do dziś. Mam ich ponad dwieście sztuk – wszystkie z epoki napoleońskiej. Przywożę je z zagranicy i sam je maluję, studiując książki o umundurowaniu. Ale wracając do Rzeszowa, był dla mnie – jako chłopaka – atrakcją.
 
A później?
 
W szkole średniej jeździłem tu na finały olimpiad (matematycznej, krajoznawczej i wiedzy o sztuce). To był krok do dalszych wyjazdów. Rzeszów był miejscem, z którego można się było dostać do wielkiego świata: do Krakowa i do stolicy. To stąd przychodziła do nas, do Gorlic, kultura: sztuki wystawiane przez aktorów „Kacperka” i Teatru im. Wandy Siemaszkowej.
 

Janusz Sepioł, ur. 1955 w Gorlicach, ukończył architekturę na Politechnice Krakowskiej i historię sztuki na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pracował kolejno jako: projektant – urbanista w Biurze Rozwoju Krakowa, Architekt Wojewódzki Województwa Małopolskiego i dyrektor Departamentu Planowania Przestrzennego w Urzędzie Mieszkalnictwa i Rozwoju Miast. W latach 1999-202 wicemarszałek, a w latach 2002-2006 marszałek Małopolski. Dwukrotnie radny wojewódzki, a następnie senator VII i VIII kadencji. Autor szeregu opracowań urbanistycznych, w tym Planu Zagospodarowania Przestrzennego i Strategii Rozwoju Małopolski. Członek SARP i Komitetu Odnowy Zabytków Krakowa. Laureat kilku konkursów urbanistycznych i nagród, m.in. Medalu Honorowego Stowarzyszenia Architektów Polskich SARP i  Nagrody im. Jerzego Regulskiego za całokształt działalności. Od listopada 2021 r. Architekt Miejski Rzeszowa.
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy