Reklama

Ludzie

Dziadek i babcia: bardziej niż kiedyś nastawieni na realizowanie siebie

Z dr. Leszkiem Gajosem, socjologiem z Wyższej Szkoły Prawa i Administracji w Rzeszowie, rozmawia Jaromir Kwiatkowski
Dodano: 20.01.2020
1855_Gajos
Share
Udostępnij
Jaromir Kwiatkowski: Czy pojęcia „babcia” i „dziadek” oznaczają dziś to samo, co – powiedzmy – kilkadziesiąt lat temu?

dr Leszek Gajos: W sensie rodzinnym oczywiście tak, natomiast w sensie społecznym i kulturowym już nie. I w tym momencie sprawa zaczyna się komplikować, bo tak naprawdę jednoznacznej odpowiedzi na Pańskie pytanie nie ma. Inaczej ta odpowiedź będzie wyglądała, powiedzmy, w Dylągówce czy nawet w Rzeszowie, a inaczej w środowisku wielkomiejskim.

Czy to oznacza, że rola babci i dziadka podlega społecznym przekształceniom, które są wolniejsze na wsi, w małych miejscowościach czy nawet w średnich miastach, takich jak Rzeszów, a szybsze w wielkich aglomeracjach?

Oczywiście. Zresztą, sprawa jest o tyle skomplikowana, że przykład Dylągówki też jest uproszczeniem, bo w tej miejscowości też są zapewne rodziny, które funkcjonują w sposób, który może trudno nazwać nowoczesnym, ale na pewno współczesnym. Wszystko zależy od tego, jak funkcjonuje rodzina na co dzień. Jeśli mamy do czynienia z rodziną nuklearną, czyli dwupokoleniową (rodzice-dzieci), to wtedy w praktyce trudno mówić o roli babci i dziadka, bo sprowadza się ona do kilku wizyt w ciągu roku. Nie ma wtedy więzi emocjonalnej pomiędzy dziadkami a wnukami.

Kiedy ta rola i więź wzrasta?
 
Podstawowa rzecz to ilość czasu spędzonego razem. Taki 5-, 6-latek chłonie autorytety z zewnątrz. Jeśli chodzi do przedszkola, to ma dwa źródła autorytetu: panią przedszkolankę i kolegę z grupy. Natomiast jeżeli ten czas zajmuje babcia i dziadzio, to automatycznie ta przestrzeń jest zagospodarowywana wartościami starszego pokolenia.
 
W jakim kierunku idą zmiany ról babci i dziadka?

W kierunku usamodzielnienia się młodszego pokolenia. Celem młodych małżonków jest jak najszybciej „pójść na swoje”. Wcześniej, w szczególności w czasach komunistycznych, nowożeńcy bardzo często mieszkali długo kątem u rodziców i w sposób naturalny dochodziło wtedy do przekazu międzypokoleniowego.
 
Właśnie. W rodzinie wielopokoleniowej babcia zazwyczaj odgrywała pierwszoplanową rolę, jeżeli chodzi o przekaz wiary i religijności, dziadek był niezastąpiony w przekazie historii rodziny czy historii w ogóle, przekazywał wnukom wiedzę o świecie i mechanizmach, które nim rządzą. Czy ta rola dziadków traci w obecnym czasie na znaczeniu?

Zależy to od tego, gdzie przyłożymy ucho. Moja sąsiadka ma obecnie dwie wnuczki w wieku 3 lat i 1,5 roku, a wcześniej wychowała wnuka, który ma obecnie 13-14 lat. Moja mama i tato pomagali w wychowaniu mojej dorosłej już dziś córki  do piątego roku życia. I widzę, jak silny jest związek emocjonalny i związek wartości pokolenia moich rodziców i pokolenia mojej córki. Takie rodziny oczywiście funkcjonują i jest ich sporo. Natomiast generalnie częściej idziemy w tym kierunku, że rodzina, będąc „na swoim”, jest na tym „swoim” w pełni, zarówno w wymiarze ekonomicznym, jak i kulturowym, społecznym. Proszę popatrzeć choćby na przekaz wartości religijnych. Dla mnie źródłem ich przekazywania była moja babcia, która pilnowała, abym odmawiał pacierz na klęcząco. Dziś przekaz wiary został sprowadzony do katechezy, a na co dzień często bywa tak, że do tych wartości się nie sięga.
 
A dziadkowie, którzy mieszkają osobno, roli przekaziciela nie spełnią.

Oczywiście, bo ich nie ma. Jeśli się przyjeżdża 4-5 razy w roku do babci w odwiedziny, to nie ma na to czasu. Omawia się bieżące sprawy, realizuje się cele wynikające z wizyty, natomiast nie ma czasu na to, by pokazać choćby, jak funkcjonowały rodzinne tradycje. Jeśli nie ma emocjonalnego związku z dziadkami to, siłą rzeczy, przestaje się ich rozumieć. Mówi się: „a, to są zgredy, niech sobie gadają”. Wartości, które mogliby oni wnieść w życie najmłodszego pokolenia, przestają być wartościami żywymi, do których chętnie by się sięgało.
 
Jeszcze niedawno mówiło się, że zwłaszcza babcia, choć dziadek też, to niezastąpiony „wynalazek”, jeżeli chodzi o pomoc w wychowaniu dzieci. Ma to czasami miejsce jeszcze dziś. Choć jest ono bardzo utrudnione czy wręcz zanika tam, gdzie dziadkowie są osobami nadal aktywnymi zawodowo i życiowo.

Okazuje się, że część dziadków z chęcią podejmuje się swojej tradycyjnej roli. Będą utyskiwać, ale jednocześnie będą rekompensować sobie w ten sposób „stracone” czasy młodości. Obserwowałem, jak mój tato zachowywał się w stosunku do mojej córki. Takiej cierpliwości nigdy nie miał wobec mnie.

Czy ta rola dziadków nie ulega jednak ograniczeniu?
 
Obecnie nowocześniejsze i młodsze babcie próbują przeciwko tej tradycyjnej roli protestować. Mówią: „ja swoje dzieci wychowałam, teraz muszę odpocząć”. Uczęszczają na zajęcia Uniwersytetu III Wieku i zajmują się wieloma innymi rzeczami. Trudno mówić, że dzisiejsze starsze pokolenie jest egoistyczne, choć na pewno bardziej niż poprzednie jest nastawione na realizowanie siebie. W przypadku tradycyjnej rodziny jej funkcjonowanie było w pełni podporządkowane celom młodszego pokolenia. Teraz dziadkowie często się od tego uchylają, mówią o młodych: „a niech oni też się pomęczą”.
 
Spójrzmy na koniec w przyszłość. Dziadkowie byli, są i będą, choć ich role będą pewnie nadal ewoluowały. Pana zdaniem, w jakim kierunku?

Myślę, że w kierunku indywidualizmu. Z jednej strony to dobrze, że dziadkowie stają się bardziej podmiotowi, realizują swoje cele, z drugiej – człowieka bez wspólnoty nie ma. Dlatego byłoby dobrze, gdybyśmy mniej mówili o Dniu Babci i Dziadka, a więcej o pełnej rodzinie. A pełna rodzina to najmłodsze pokolenie, rodzice i dziadkowie.
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy