Reklama

Ludzie

Tadeusz Ferenc: Jeszcze nie zdecydowałem, czy wystartuję w wyborach

Z Tadeuszem Ferencem, prezydentem Rzeszowa, rozmawia Aneta Gieroń
Dodano: 04.10.2017
35203_ferenc
Share
Udostępnij
Aneta Gieroń: Panie Prezydencie, pamięta Pan jesień 2002 roku? Jako  kraj szykowaliśmy się do wejścia do Unii Europejskiej, co nastąpiło dwa lata później, a Pan w 2002 roku wkroczył do rzeszowskiego Ratusza i tak mija 15 lat w fotelu prezydenta. Po prawie czterech kadencjach, jaką wystawiłby Pan sobie ocenę?
 
Tadeusz Ferenc: Chyba nie chciałabym jeszcze wystawiać sobie ocen – ciągle mam obrazy przed sobą i wyzwania. To co za mną, jest już skończone. Interesują mnie plany na przyszłość. Cieszy wyremontowany Rynek, ulica  3 Maja z oknem czasu, przy którym zatrzymują się ludzie, a dzięki temu historia tego miasta żyje. Przyjeżdżają do nas ludzie z całego świata i nie mogą się nadziwić, jak bardzo wyładniało, odmieniło się miasto w ostatnich latach. 
 
Powodem do dumy jest większy powierzchniowo Rzeszów, wzrost liczy mieszkańców w stolicy Podkarpacia, coraz większa liczba rodzących się dzieci w mieście, nowe szkoły i domy kultury, infrastruktura podziemna i nadziemna. A co najważniejsze, mieszkańcy Rzeszowa utożsamiają się z tym miastem. Swego czasu były złośliwe wypowiedzi: "Rzeszów przy Łańcucie, albo „miasteczko”, które w 12 minut można objechać rowerem". Przez ostatnich 15 lat Rzeszów bardzo się rozrósł, a ten rozwój ciągle trwa. Budują się nowe osiedla, pojawiają się nowi mieszkańcy, a ich energię czuć w Rzeszowie – zazwyczaj są to bardzo aktywne osoby, które inicjują nowe przedsięwzięcia w mieście.
 
Nie dokonując oceny wprost, ponad dwukrotnie powiększona powierzchnia Rzeszowa w ostatnich latach, to jedno z najważniejszych Pana osiągnięć jako prezydenta?
 
Gdy rozpoczynaliśmy proces poszerzania Rzeszowa, marzyłem, by udało się podwoić powierzchnię, a udało się nawet więcej. Było niespełna 54 km kw., obecnie jest 120,4 km kw., a i tak ciągle mam niedosyt. Podobnie było z budżetem. Gdy w 2002 roku zostałem prezydentem, budżet miasta był na poziomie 370 mln zł, a czymś nieosiągalnym zdawało się przekroczenie miliarda zł. W 2017 roku budżet wynosi ponad 1 mld 300 mln zł.
 
Dynamiczny rozwój powierzchni Rzeszowa następował do 2010 roku. W ostatnich latach gminy wyrażają swoją niechęć do przyłączania się do miasta. Dopiero w 2017 roku dołączona została Bzianka. Na razie poszerzanie granic stolicy województwa jest odłożone na potem, a miasto skoncentruje się na rozwoju przyłączonych terenów?
 
Nie rezygnuję z poszerzania Rzeszowa, to bardzo ważne i w tym temacie pozostaję nieugięty. Gdyby do Rzeszowa w ostatnich 15 latach nie zostały włączone sąsiadujące z nim miejscowości, nie byłoby gdzie wydawać pieniędzy unijnych, jakie do nas spływały od 2004 roku. Proszę spojrzeć na aktualnie realizowane inwestycje: rozbudowa ulicy Sikorskiego – kiedyś był to teren należący do Tyczyna, rozbudowa ulicy Podkarpackiej – przed 2008 roku należała do wsi Zwięczyca. W Budziwoju powstał nowy dom kultury, sale gimnastyczne, w Przybyszówce potężne osiedle mieszkaniowe, szkoła, przedszkole. Tego wszystkiego najprawdopodobniej by nie było, gdyby nie poszerzenie granic miasta.
 
Choć nie brakuje opinii, że zamiast przyłączać nowe tereny, lepiej skoncentrować się na modernizacji i urbanizacji już dołączonych wiosek. 
 
Nie zgadzam się z tym. Nowych terenów jest ciągle za mało w Rzeszowie. W ostatnich latach w nowo przyłączone miejscowości Rzeszów zainwestował 880 mln zł! Gdzie bym to wbudował w starym Rzeszowie?! Dlatego nie przestaję planować i zabiegać o gminę Trzebownisko chociażby. Chciałbym wybudować drogę dojazdową do lotniska w Jasionce, ale póki tych terenów nie ma w Rzeszowie, nie ma mowy o żadnych miejskich inwestycjach na tych terenach. 
 
Przez ostatnich 15 lat krytycznych ocen prezydentury Tadeusza Ferenca też nie zabrakło. 
 
To już mieszańcy Rzeszowa muszą ocenić,  bo ja mam zawsze niedosyt. Nieodmiennie od lat jeżdżę po Rzeszowie o różnych porach dnia i nocy doglądając, co się dzieje w mieście. To już się pewnie nigdy nie zmieni.  
 
W ostatnim czasie na łamach VIP-a dyskutowaliśmy o zaletach i wadach Rzeszowa i nasi rozmówcy na plan pierwszy wysuwali dość krytyczną ocenę poczynań miasta, jeśli chodzi o politykę przestrzenną. Brak Miejscowego Planu Zagospodarowania Przestrzennego, który obejmowałby większą część Rzeszowa. Zabudowa doliny Wisłoka też nie wzbudza zachwytu.
 
Zawsze znajdą się osoby, którym nic się nie podoba i zawsze będą krytykować poczynania władz Rzeszowa. Gdy budowałem fontannę multimedialną krytyki było co niemiara, także wśród radnych. Po jej otwarciu, wszyscy byli zachwyceni i przytakiwali, jak bardzo była to potrzebna  inwestycja. Pozwolenie na budowę wieżowca Capital Towers też całymi miesiącami było opisywane jako wyjątkowo szkodliwe dla miasta, a rzeczywistość pokazuje, że nic bardziej mylnego. Budynek wrósł w architekturę miasta, na skrzyżowaniu ulic nie powstała stacja paliw, jak to było w miejskich planach i chyba większych powodów do narzekania dziś nie ma. Trzeba też pamiętać, że miasta przechodzą przez różne etapy rozwoju. W ostatnich latach w Rzeszowie bardzo dużo się inwestuje, buduje, powstaje wiele budynków mieszkalnych i biurowych. Wiele z nich pewnie nigdy by nie powstało, bo plan by nie pozwalał. A przecież Rzeszów rozwija się z małego miasta w ośrodek metropolitalny i decyzje władz miasta też muszą być szybkie, przystające do  bardzo szybko zmieniającej się rzeczywistości. 
 
W ostatnim czasie odebrałem telefon od mieszkańca Rzeszowa, oburzonego, że na sąsiadujących z nim terenach w Rzeszowie nie wolno budować, bo dziś biegają tam zające, a planowane bloki mieszkalne zniszczą przyrodę. Cóż, wielkomiejskość ma też swoje wymagania. Na obecnym etapie rozwoju Rzeszowa musi być w mieście infrastruktura, a ja się nie boję podejmować trudnych decyzji. 
 
Tym bardziej musiała zaboleć porażka związana z budową południowej obwodnicy Rzeszowa.
 
Nie będę ukrywał, że bardzo zależało mi na budowie tej drogi i na pewno nie odpuszczę tego tematu. Jak tylko pojawią się pieniądze, będę do tej inwestycji wracał. Obwodnica miała połączyć al. Sikorskiego z ul. Podkarpacką. Budziwój miał szansę wzbogacić się o piękną, nowoczesną drogę – taką, jakie buduje się teraz w świecie. Niestety, na razie inwestycji nie będzie. 
 
A będzie jeszcze taka okazja?! Koszt budowy obwodnicy to ok. 400 – 450 mln zł. Na samodzielną realizację zadania miasto nie ma szans. Rok 2017 też już pokazuje, jak kurczy się czas na zdobycie pieniędzy unijnych.
 
Za wszelką cenę będę dążył do jej realizacji – ona jest bezwzględnie potrzebna. Tak, wiem, ludzie się oburzają, że coraz więcej dróg, coraz więcej samochodów, coraz większe korki. Ale nie ma rozwoju miasta, także Rzeszowa, bez nieustannego rozwoju dróg i dopływu nowych osób.
 
Lata 2007 – 2015 były czasem, gdy w większości polskich miast powstało dużo, nie tylko infrastrukturalnych inwestycji za unijne pieniądze – muzea, biblioteki, opery, aquaparki – krótko mówiąc miejsca do spędzania czasu przez całe rodziny. Nie żal, że w Rzeszowie żaden taki "pomnik" nie powstał, gdzie można byłoby przyjemnie, inteligentnie spędzać czas przez cały rok?
 
Uważam, że w Rzeszowie rodziny mają, gdzie atrakcyjnie spędzać czas. Jest 17 domów kultury,  powstało bardzo wiele restauracji, nie mam wątpliwości, że jesteśmy atrakcyjnym miejscem do życia. A aquapark? Zdania są podzielone, gdyż koszty utrzymania takich obiektów są tak duże,  że większość gmin ma z tym problem. Często w ministerstwach w Warszawie słyszę, jak w innych miastach nie ma pieniędzy na budowę przedszkoli i żłobków, bo pieniądze pochłania bieżące utrzymanie ogromnych basenów, a u nas miejsca dla najmłodszych rzeszowian są budowane i będzie ich jeszcze więcej.
 
Rzeszowskie Centrum Nauki na wzór warszawskiego Centrum Kopernika na pewno byłoby tańsze.
 
Dlatego z tego pomysłu nie rezygnujemy. Bardzo poważnie rozważamy zaadaptowanie na ten cel terenów kolejowych przy ulicy Kochanowskiego, chcemy też zabiegać o dofinansowanie unijne. Nie mam wątpliwości, że takie miejsce w Rzeszowie jest bardzo potrzebne. Ale jeszcze raz powtórzę: na takim etapie rozwoju, na jakim w ostatnich latach był Rzeszów, najważniejsze było budowanie infrastruktury i otwarcie się na inwestorów.
 
 
Tadeusz Ferenc. Fot. Tadeusz Poźniak
 
Dlatego też każda z czterech kadencji powinna być trochę inaczej oceniana?
 
Dla mnie najważniejsze jest, by rzeszowianie nieustannie chcieli więcej i więcej. Budować! Do góry i wszerz – na tym mi zależy od 15 lat.
 
Przez te 4 kadencje zmieniało się też poparcie wyborców dla Pana prezydentury. Pierwsze wybory wygrał Pan w drugiej turze otrzymując nieco ponad 52 proc. głosów. W 2006 roku było już ponad 77 proc. głosujących na Pana, w  2010  był spadek i tylko  53 proc. głosów poparcia, ale w 2014 roku, gdy po raz czwarty wybrano Pana na urząd prezydenta Rzeszowa, było już  66 proc. głosów wyborców w pierwszej turze głosowania.
 
Wybory w 2010  roku były dla mnie najtrudniejsze, ale też kampania wyborcza była wtedy bardzo brutalna.  Zwłaszcza w jednej z lokalnych gazet, gdzie ukazało się wiele nieprawdziwych o mnie informacji. Do dziś pamiętam publikacje, jakoby na łączniku do autostrady od ronda Kuronia miasto straciło 60 mln zł, a myśmy na ten łącznik zdobyli 92 mln zł dofinansowania.  Z drugiej strony, jestem bardzo wdzięczny rzeszowianom, że od tak wielu lat pozwalają mi trwać w ratuszu, więc chyba doceniają to, co robię. Jestem jednym z najdłużej urzędujących prezentów w Polsce, który jest jednym z najstarszych włodarzy, i to w mieście, które jest zaliczane do najmłodszych w kraju ze średnią wieku 39 lat. Tak wynika ze statystyk Unii Miast Metropolitalnych.
 
Ma Pan opinię sprawnego PR-owca, który radził sobie z różnymi politykami z różnych partii, ale wielu miało Panu za złe poparcie Bronisława Komorowskiego na prezydenta Polski.
 
Nie jest tajemnicą, że moją partią jest "Partia Rzeszów", ale przez tych 15 lat musiałem nauczyć się współpracować z różnymi rządami i politykami, a nie jest to łatwe i nigdy nie było. Uważam, że z każdym trzeba rozmawiać, w każdym człowieku dostrzegać przyjaciela.
 
Dla mnie najważniejsza jest budowa Rzeszowa i jestem otwarty na rozmowy z każdym politykiem ponad podziałami. Ostatnio panią minister edukacji, Annę Zalewską, zawiozłem do pięknej, nowej szkoły przy ulicy Błogosławionej Karoliny, bo uważam, że to jest nasz wspólny sukces. Była zachwycona. 
 
Podobnie było po ostatnim Wschodzie Kultury, który z wielkim sukcesem odbył się w czerwcu w Rzeszowie. Z ministrem kultury, prof. Piotrem Glińskim udało się nam nawiązać bardzo ciepłe relacje. Staram się szanować każdego, dlatego w polityce jestem otwarty na dialog.
 
W 2017 roku Rzeszów ma rekordowy budżet – ponad 1,3 mld zł. 368 mln zł na inwestycje, a zadłużenie na poziomie 744 mln zł. Czy w kolejnych latach, gdy pieniędzy unijnych może być coraz mniej, ta dynamika będzie nam spadać?
 
Chciałbym realizować inwestycje, które zapewniałyby dalszy rozwój, czyli wsparcie dla nauki i biznesu. Pilnować inwestycji w infrastrukturę, by nadal ściągać nowych mieszkańców i inwestycje.  Chcę wierzyć, że jesteśmy na takich torach rozwoju, że w kolejnych latach miasto sobie poradzi. W tym roku nie zaciągaliśmy żadnych kredytów. Dochody  mają dobrą dynamikę: PIT ponad 7 proc., CIT ponad 31 proc., podatek od czynności cywilno – prawnych ponad 20 proc. Sytuacja finansowa Rzeszowa jest dobra, zadłużenie umiarkowane. Miasto jest dobrze zarządzane, a gospodarka rozwija się szybko. Przybywa mieszkańców oraz firm. Co roku coraz więcej pieniędzy jest przeznaczanych na inwestycje miejskie. Potwierdzają to też oceny ratingowe. Międzynarodowa firma Fitch Ratings wiosną tego roku podniosła międzynarodowe, długoterminowe ratingi Rzeszowa dla zadłużenia w walucie zagranicznej i krajowej z „BBB” do „BBB+”. W ciągu tych 15 lat, jakie spędziłem w Ratuszu, nie było ani jednego dnia, by był problem z płatnością w miejskiej kasie. 
 
Panie Prezydencie, za rok wybory samorządowe. Wystartuje Pan na piątą kadencję?
 
Jeszcze nie zdecydowałem, choć żona i córka bardzo mnie namawiają, bym już pożegnał się z fotelem prezydenta. Przed nami ostatni rok obecnej prezydentury, a ja ciągle mam dużo nowych pomysłów. Rozpoczynam właśnie spotkaniami z mieszkańcami rzeszowskich osiedli i nie przejmuję się, że znów pewnie będą mówić na mieście, że "banda Ferenca" jeździ przed wyborami. Niech mówią. Jeżdżę, bo od zawsze spotykam się z ludźmi i do kiedy będę prezydentem Rzeszowa, będę to robił.
 
Gdy nie tak dawno podpisywał Pan deklarację o współdziałaniu Unii Miast Metropolitalnych w dziedzinie migracji, nie obawiał się Pan, jak to wpłynie na wyborców w przyszłorocznych wyborach prezydenckich? Większość Polaków jest przeciwna przyjmowaniu uchodźców.
 
Od zawsze interesuję się historią i szanuję politykę obecnego rządu, ale swoje zdanie na temat przyjmowania migrantów również posiadam. Uważam, że moglibyśmy przyjąć chrześcijan z objętej wojną Syrii. Swego czasu przez 3 lata  pracowałem w Afryce, miałem kontakt z ludźmi różnego koloru skóry, nacji i wyznania, i muszę powiedzieć, że zaprzyjaźniłem się z większością z nich. 
 
W przyjmowaniu uchodźców dostrzega Pan korzyści?
 
Uważam, że chodzi tu o wymiar ludzki – pomaganie jest bardzo ważne, ale i na pewno zyskałoby na tym miasto. Kontakt z całym światem zmusza do myślenia, inspiruje nowe pomysły, pobudza do szukania nowych rozwiązań. Od każdego zawsze można się czegoś nauczyć. Słuchanie ludzi zawsze przynosi efekty, nawet gdy toczą się zażarte spory. Bo tylko dialog i otwartość na świat pozwalają na podjęcie najlepszych dla Rzeszowa decyzji.
 
Tadeusz Ferenc, urodzony w 1940 r. w Rzeszowie. Poseł na Sejm IV kadencji, a od 2002 r. prezydent Rzeszowa. W 1975 r. ukończył studia na Wydziale Ekonomicznym Akademii Ekonomicznej w Krakowie. Od 1956 do 1963 r. pracował jako robotnik w WSK Rzeszów, do 1972 był kierownikiem magazynu, a w latach 1972–1981 pełnił funkcję zastępcy dyrektora przedsiębiorstwa Transbud Rzeszów. Od 1981 do 1984 r. był kierownikiem w Budimexie, następnie zastępcą dyrektora Rzeszowskich Zakładów Naprawy Samochodów. W latach 1985–1991 kierował Miejskimi Zakładami Budownictwa Mieszkaniowego. Od 1993 do 2001r. był prezesem Spółdzielni Mieszkaniowej "Nowe Miasto". Od 1964 r. do rozwiązania należał do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. W 1990 r. wstąpił do SdRP, a w 1999 do Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Zasiadał we władzach wojewódzkich tych partii.
W  2011 i 2015 roku bezskutecznie ubiegał się o mandat senatora. Odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski za wybitne zasługi dla rozwoju samorządu terytorialnego w Polsceoraz  Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski za wybitne zasługi w działalności samorządowej i społecznej. Od 2017 roku jest doktorem honoris causa Politechniki Rzeszowskiej. 
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy