Reklama

Ludzie

“Mężczyzna od kuchni”. Kamil Dobrowolski, pasje oskarowego Mietka

Idalia Stochla
Dodano: 06.05.2018
38660_kamil
Share
Udostępnij
Aktor rzeszowskiego Teatru „Maska”, absolwent Akademii Teatralnej w Warszawie Wydział Sztuki Lalkarskiej w Białymstoku, od kilku lat związany z Rzeszowem, ale pochodzi z Torunia. W filmie węgierskiego reżysera Laszlo Nemesa „Syn Szawła”  Kamil wcielił się w postać Mietka, brutalnego polskiego kapo. Film opowiadający historię więźnia pracującego w oddziałach Sonderkommando w obozie Auschwitz-Birkenau miał swoją premierę w  2015 roku na festiwalu w Cannes, gdzie zdobył Nagrodę Grand Prix. Był również prezentowany na Toronto Internasional Film Festiwal 2015. W 2016 roku został nagrodzony Oskarem w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny.
 
Idalia Stochla: „Nieprzyzwoicie zdolny, wstyd o nim pisać w jednym zdaniu”. To cytat za Magdą Skubisz, pisarką i wokalistką o Tobie.
 
Kamil Dobrowolski: Poważnie? Bardzo miło takie słowa słyszeć. Są budujące i rozbrajające. Chyba nawet bardziej rozbrajające, bo ja sam nigdy tak o sobie nie myślałem. Może dlatego, że jestem kruchym i dość wrażliwym facetem. Ubrałem maskę do życia, by żyło mi się łatwiej! Mam świadomość, że czeka mnie dużo pracy nad samym sobą. Czy jestem zdolny? Nie wiem. Z pewnością dużo już sobie wypracowałem. Pracy się nie boję i ją lubię. Wiem, że wiele jeszcze przede mną. I nie mówię tu wcale o pieniądzach, lecz realizacji pasji czy planów, które gdzieś w tyle głowy się pojawiają.
 
Po roli Mietka zdobyłeś już zawodowy szczyt? 

Tak naprawdę ja swoich marzeń nie rozpatruje tylko w kategoriach aktorskich. Rola Mietka i film „Syn Szawła” to była naprawdę miła niespodzianka od losu. Cieszę się, że się przytrafiła. Dała mi wiele radości, pozwoliła dotknąć świata, którego wcześniej nigdy nie dotykałem. Co nie znaczy, że w takim świecie chciałbym funkcjonować. Teraz z perspektywy czasu myślę, że może gdybym wtedy bardziej się postarał, umiał lepiej sprzedać?!

Chcesz powiedzieć, że nie wykorzystałeś swoich przysłowiowych 5 minut?

To ja Ci odpowiem też pytaniem (śmiech). Wszystko zależy, co chcesz robić w życiu?! Gdybym swoją karierę aktorską chciał budować tylko i wyłącznie na rolach aktora filmowego to istotnie, nie wykorzystałem szansy. Chociażby tej szansy, by zaistnieć na przykład w wielkim świecie filmu. Ale z drugiej strony, biorąc pod uwagę projekty, przy których teraz pracuję, pomysły na siebie, na to, co zamierzam i co chcę robić w życiu, to sądzę, że te 5 minut wykorzystałem. Najlepiej, jak mogłem. Jestem szczęśliwy tu, gdzie jestem!
 
Czyli jednak deski teatru…
 
Tak naprawdę i wielki ekran i role w teatrze. Bo i film i gra teatralna są furtkami. Każda otwiera drogę… tylko do innego rodzaju satysfakcji.
 
Bliżej Ci do widza z siwym włosem czy do malucha siedzącego w teatrze na kolanach mamy?
 
Sławomir Maciejewski, którego poznałem jeszcze jako licealista, powiedział mi -i przyznaję mu rację- młodszy widz reaguje na to, co aktor zrobił, a starszy zauważa, jak to zrobił. Starszy widz docenia kunszt, umiejętności, ale reakcje są bardziej kontrolowane, powściągliwe. Dziecko reaguje żywiołowo. Fajnie jest grać i dla jednych i dla drugich, choćby po to, by mieć możliwość obcować z tymi jakże innymi reakcjami i skrajnie odmiennym odbiorem. 
 
Andrzej Łapicki powiedział kiedyś, że aktor powinien grać dobrze, a „wybitnie” to już zdarza się bardzo rzadko. Jakich aktorów Ty zaliczyłbyś do wybitnych? 
 
Jerzego Stuhra. Jest wybitny i bardzo go cenię. Choć różnie z tą wybitnością bywa?! Masz swoje 5 minut, bo grasz główną rolę. Spektakl ma dużą oglądalność, nie schodzi z afiszy, film bije rekordy kasowe. Ktoś może powiedzieć „wybitna rola”. Ja myśląc o Jerzym Stuhrze myślę już całościowo. Dla mnie wybitny – i nie za jedną rolę!
 
Czy aktorstwo jest rzemiosłem, którego trzeba się wyuczyć, czy wystarczy dar od Boga? Jan Himilsbach był z zawodu kamieniarzem, a zagrał wiele genialnych ról.
 
Szkoła teatralna daje z pewnością technikę, uczy jak się zachować na scenie.  Ale ty sam musisz wypracować, znaleźć sposób, jak sprawić najlepiej, by widz chciał na Ciebie patrzeć. Ja się tego dowiedziałem na warsztatach z techniki Meisnera, gdzie na zajęciach spotykają się właśnie amatorzy z profesjonalistami. Osoby, które szkół aktorskich nie kończyły, z aktorami po szkołach. Na takich zajęciach miałem przyjemność pracować z Simonem Furnessem, wykładowcą Actors Temple w Londynie.
 
Przeprowadzony w 2015 roku sondaż IQS, z okazji Międzynarodowego Dnia Teatru wykazał, że do teatru nie chodzi, co dziesiąty Polak. Tylko 20 proc. badanych deklarowało wyjścia do teatru kilka razy w roku. Trochę to przerażające. 
 
Mamy Netflixa, youtube’a. Bez całej oprawy, z elegancką koszulą i krawatem. Łatwiej, wygodniej. Mamy chyba też złe wzorce. Wielu ludzi na hasło teatr przywołuje w pamięci przymusowe klasowe wyjścia. Ludzie zapominają, jaki rodzaj intensywnego kontaktu mogą spotkać w teatrze. Zdecydowanie trzeba ich na nowo z teatrem oswajać. Dlatego fajną sprawą jest teatr dla najnajów, czyli najmłodszych widzów. Takie spektakle mają dużo wspólnego z zabawą. Operują środkami wyrazu charakterystycznymi dla teatru, ale nie brakuje w nich olbrzymich kolorowych piłek, dużych mapetów, klocków, baniek, kredek, zabawek. Na pierwszy plan wysuwa się zabawa dźwiękiem, kolorem, formą i strukturą otaczających dziecko przedmiotów.  
 
Napisałeś scenariusz rzeszowskiego serialu internetowego „W Pępku Świata”. Wyreżyserowałeś i zrealizowałeś teaser. I wielki szum medialny wokół pępka ucichł.  Doczekamy się w końcu pierwszego odcinka?
 
To temat trochę wstydliwy. Ale bardzo się cieszę, że mogę w końcu na ten temat porozmawiać i powiedzieć dziś rzeczy, których wcześniej żadnemu dziennikarzowi nie mówiłem. Tak, „daliśmy trochę ciała”. Ekipa, z którą pracowałem, miała pasje. Wszyscy mieliśmy pomysł. Niestety, do końca nie wiedzieliśmy, jak się do tego zabrać. Mieliśmy ogrom energii, ale machina pozyskiwania pieniędzy była nam totalnie obca. Kampania crowdfundingowa na „ Polak Potrafi” też nie przyniosła spodziewanych efektów. Wsparło nas tylko 15 osób. Co prawda promocja serialu sama z siebie wskoczyła na właściwe tory i szła świetnie. Wydawało się, że się uda. Ale z czasem, niestety nie ogarnęliśmy wielu kwestii. Wiedzieliśmy, że przy realizacji będzie mnóstwo pracy, ale nie aż tyle… I tu znów wracam do brakujących funduszy. Nie mieliśmy, z czego opłacić ludzi, grafików etc. Zabrakło chyba też dobrego menagera. 
 
 
Fot. Tadeusz Poźniak
 
Gdyby teraz zapukał do Twoich drzwi anioł biznesu i powiedział „Panowie kręćcie”. Podejmiesz wyzwanie? 
 
Pozostawię sobie jakąś przestrzeń na wiarę, że tak istotnie może się zdarzyć. (śmiech) Boję się jednak, że sprawa serialu jest już pogrzebana.
 
W październiku 2017 roku wśród mieszkańców Rzeszowa nagrałeś sondę na temat wyburzenia Pomnika Czynu Rewolucyjnego. Czy dla Ciebie to kontrowersyjna atrakcja Rzeszowa, czy obiekt stanowiący wizytówkę miasta?

Pierwszego dnia, jak przyjechałem z Torunia do Rzeszowa, koleżanka zabrała mnie pod pomnik (śmiech). Niemoralnie byłoby mi dać prawo decydować o jego losach, bo w Rzeszowie mieszkam dopiero 8 lat. Bezapelacyjnie pomnik jest symbolem. Widzisz pomnik, myślisz Rzeszów. Obiekt najurodziwszy z pewnością nie jest, ale przynależy do miasta. Szukanie innych symboli, które są tak ściśle związane z Rzeszowem, to z pewnością lata pracy. Choćby dla najlepszych marketingowców. 
 
Czego brakuje Ci najbardziej w relacjach międzyludzkich? 

Słuchania… Lubimy mówić, nie lubimy słuchać!  Zauważam to teraz jeszcze wyraźniej po warsztatach techniki Meisnera. 
 
Uważasz, że zawód aktora to rodzaj misji, bo dotyka ludzkiej wrażliwości i nadwrażliwości?
 
Każdy zawód można wykonywać z sercem lub bez zaangażowania. Nie chcę zawodu aktora gloryfikować. Jeśli pracujesz uczciwie, dajesz z siebie wiele, bez względu czy jesteś szewcem, krawcową, murarzem czy aktorem, to będziesz miał misję. 
 
Mówi się, że aktorzy wymyślili bankiety po premierze, żeby w oparach alkoholu nie czuć pustki, jaka powstaje po „urodzeniu” roli…
 
Tak, to prawda. W zawodzie, gdzie pracujesz od poniedziałku do piątku, od 8: 00 – 16: 00 ten wysiłek nad pracą się inaczej kumuluje. Idziesz w weekend na piwo, bo chcesz odreagować, zrzucić balast, odstresować się. Omówić z przyjaciółmi np. zrealizowany projekt. W naszym zawodzie mamy „popremierówki”. Ja taką pustkę, o której mówisz, odczuwałem wcześniej, pracując metodą Michaiła Czechowa. 
 
„ (…) I nagle, gdzieś w krzyku rozpaczy, w otchłani piekielnych postaci, znalazłeś swe miejsce i siłę, by podnieść się z kolan i walczyć (…)  

O Jezuuu… o Jezuuu, to fragment wiersza…
 
Kamilowi Dobrowolskiemu „Twój Teatr” Jolanta Redman.
 
Jak Ty go znalazłaś? To wiersz mojej nauczycielki z VII Liceum Ogólnokształcącego w Toruniu. Po latach, gdy przyjechałem do Torunia, odwiedziłem szkołę i otrzymałem „Kryształową łzę” od uczniów. Płakali oni, płakałem ja. Wiele mnie w tej szkole dobrego spotkało. Dostałem szansę rozwoju. A Pani Redman, która uczyła mnie niemieckiego, z którego byłem totalną nogą, bardzo mi sprzyjała. Pisała wiersze… Ehhh, piękny moment.  Muszę wrócić do tego wiersza.
 
Gdzie możemy Cię teraz oglądać? 
 
W teatrze „ Maska” będziemy wznawiać „Piotrusia Pana”. Dwadzieścia kilo później ( śmiech), bo rzuciłem palenie. Gram teraz w spektaklu „Romeo i Julia”. W przyszłym sezonie będzie Zemsta w reżyserii Pawła Aignera.  Już teraz serdecznie zapraszam, bo świetny reżyser i sztuka wymaga od widza większego zaangażowania. 

„Przemyka rankiem do Maski w swoich rustykalnych odzieniach, latem w chłopskich koszulach, a zimą w wojskowym szynelu”…
 
Hahahaha, zostawiłaś wisienkę na torcie! Wiem, kto to napisał, nie znam tej osoby osobiście, ale czytam jej bloga. Rzeszów Zezem!  I wiem, że to o mnie…
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy