Reklama

Ludzie

Prof. Daniel Słyś: Cenię sobie naukę uprawianą w symbiozie z biznesem!

Z prof. dr. hab. inż. Danielem Słysiem, kierownikiem Katedry Infrastruktury i Gospodarki Wodnej na Wydziale Budownictwa, Inżynierii Środowiska i Architektury Politechniki Rzeszowskiej, rozmawia Aneta Gieroń
Dodano: 23.07.2018
40219_Slys
Share
Udostępnij
Aneta Gieroń: Gdy w wieku 42 lat otrzymuje się tytuł naukowy profesora nauk technicznych, pojawia się pytanie: co dalej? Jak inspirować się do działania, by nie okazało się, że skoro naukowe marzenie zrealizowało się tak szybko, to pojawia się problem z wyznaczaniem kolejnych celów. Jest pokusa, by odcinać kupony od tego, co już udało się osiągnąć?
 
Prof. dr hab. inż. Daniel Słyś: W ogóle nie mam takiego problemu. Cierpię tylko na brak czasu (śmiech). Mam wiele bardzo różnych pomysłów, poczynając od tych naukowych, poprzez społeczne aż po biznesowe, i wszystkie chciałbym jak najszybciej zrealizować. Uwielbiam pracować, to mnie cieszy i dodaje jeszcze więcej energii.
 
Przy czym nauka była i jest najważniejsza?
 
Zdecydowanie tak. Wielka w tym zasługa mojego do niedawna szefa, prof. Józefa Dziopaka, wspaniałego naukowca i człowieka, który od lat nieustannie mnie dopinguje, a ja patrząc na jego aktywność i sukcesy, zawsze starałem się nie pozostawać w tyle. Pamiętam, że po uzyskaniu tytułu doktora habilitowanego sądziłem, że to jest taki moment, od którego czas zacznie płynąć wolniej. Bardzo się myliłem. Już kilka dni po habilitacji prof. Dziopak zaczął mnie dopingować do większej aktywności i kolejnych badań. Wtedy zrozumiałem, że tak już będzie zawsze, i dobrze. Od początku mojej pracy na uczelni był dla mnie mentorem i partnerem naukowym. Dziś mam świadomość, jak ogromne miałem szczęście, że już na starcie naukowej kariery nasze drogi się skrzyżowały. 
 
To oznacza, że profesurę należy traktować nie tyle jako zaspokojenie Pańskich ambicji, co początek nowej drogi?
 
Chciałbym, żeby to był start do jeszcze większych wyzwań. Na pewno będę się o to starał w kolejnych latach.
 
Na koncie ma Pan około 200 publikacji, 150 wypromowanych magistrów i inżynierów oraz 3 doktorów nauk technicznych. Do tego kilkadziesiąt zgłoszeń patentowych i patentów.
 
Praca naukowa jest moją pasją. Na Politechnice Rzeszowskiej mam znakomite środowisko do uprawiania nauki. Otacza mnie spora grupa utalentowanych młodych ludzi, zarówno po doktoratach, jak i przed obroną doktorską, jest też prof. Dziopak. To wszystko powoduje, że chce się pracować, a jedyne na co mogę narzekać, to brak czasu.

Co najczęściej jest przedmiotem Pańskich badań?
 
To szerokie spektrum zagadnień, poczynając od inżynierii i infrastruktury środowiska po elementy wpasowujące się w tak dziś modne „smart city”, systemy energooszczędne, alternatywne źródła wody, czy odzysk ciepła odpadowego w instalacjach i sieciach kanalizacyjnych. We wspólnej pracy najważniejsza jest dla mnie otwartość umysłu. Często dyskutujemy, wymieniamy się opiniami, nie zasklepiamy w jednym temacie. I gdy spojrzeć na nasze patenty, to rzuca się w oczy, że zakres naszych naukowych zainteresowań jest naprawdę szeroki.
 
Profesor społecznik? Trochę mnie Pan zaskoczył.
 
Wydaje mi się, że ważną rolą ludzi nauki powinna być szeroko pojęta edukacja, chęć pokazywania ludziom nowego spojrzenia na świat. Mnie jest bliska ochrona środowiska i infrastruktura, dlatego tymi zagadnieniami staram się zainteresować wszystkich tych, którzy mnie otaczają. Ciągle mam za mało czasu, ale coraz częściej myślę o tym, by zaangażować się w jakiejś formie w ruch miejski, promować najlepsze rozwiązania, które mogą ułatwić nam życie, a jednocześnie zadbać o otaczającą nas przyrodę. Chciałbym, abyśmy jako społeczeństwo byli dużo bardziej świadomi w tematyce ochrony środowiska. Ubolewam, że tak trudno jest nas przekonać do myślenia przyczynowo- skutkowego. Sporo mówi się o zanieczyszczeniu powietrza, o spalaniu odpadów w kotłach domowych, a nikt specjalnie nie bierze sobie tego do serca. Nie chcemy przyjąć do wiadomości, że dziś z naszego komina uwalniamy toksyczne związki, a jutro nasze dziecko, albo ktoś nam bardzo bliski, może walczyć o życie z chorobą nowotworową. Dopóki nie zrozumiemy, że trując środowisko, szkodzimy sobie i swoim najbliższym, dopóty nie ma co liczyć na spektakularną poprawę naszych proekologicznych zachowań.
 
Mówiąc o ruchu miejskim myśli Pan bardziej o Krośnie, czy o Rzeszowie? W tym pierwszym mieście Pan się urodził, wychował i do dziś mieszka, ale z Rzeszowem od ponad 20 lat wiąże Pana Politechnika Rzeszowska.
 
Dla mnie oba te miasta są bardzo ważne. Wiele dobrego spotkało mnie w Rzeszowie, ale dom rodzinny jest w Krośnie. Jestem przywiązany do tego miasta, dobrze się tam czuję, choć dostrzegam też liczne zalety Rzeszowa, który stwarza coraz większe możliwości rozwoju. Kibicuję obu tym miastom i wierzę, że będą się energicznie rozwijać, a jeśli uda mi się dołożyć do tego jakąś moją cegiełkę, będę bardzo z tego zadowolony.
 
Bliskie relacje nauki z biznesem! To od lat powtarzane deklaracje środowiska naukowego, ale na pobożnych życzeniach zwykle się kończy. Pan podkreśla, że coraz częściej i chętniej spogląda w kierunku biznesu.
 
Tutaj są dwie szkoły: jedna twierdzi, że nauka niekoniecznie powinna być łączona z biznesem, druga promuje zgoła coś innego, że to biznes wymusza i napędza postęp i rozwój badań.  Bliższa jest mi raczej ta druga szkoła. W naszym przypadku współpraca z firmami biegnie poprzez nasze patenty, ale i naszą aktywność biznesową. Sam od lat prowadzę działalność gospodarczą i bardzo mnie to dopinguje. Mam wiele pomysłów i może w przyszłości chciałbym się zaangażować w jakimś stopniu w biznes. Myślę, że chodzi tutaj o chęć sprawdzenia się. Miło jest widzieć zastosowane w życiu codziennym rozwiązania, które jeszcze nie tak dawno istniały tylko na papierze.
 
 
Od prawej: prof. Daniel Słyś i Aneta Gieroń. Fot. Tadeusz Poźniak
 
25 zgłoszeń patentowych i 16 uzyskanych patentów. Z czego jest Pan najbardziej dumny?
 
Myślę, że z rozwiązania, które stworzyliśmy wspólnie z prof. Józefem Dziopakiem, potocznie nazywanego „kanałem retencyjnym”. Ogólnie rzecz ujmując, urządzenie to służy do efektywnego regulowania przepływów ścieków w systemach kanalizacyjnych. Wynalazek został wdrożony w Rzeszowie na osiedlu Krakowska-Południe w 2015 roku. W ramach pierwszego etapu prac wykonano innowacyjny kanał retencyjny o średnicy 2,4 m i długości 150 m. Obecnie realizowany jest drugi etap inwestycji o podobnych parametrach technicznych. Podobne rozwiązanie, tylko w zupełnie większej skali, przewidziano do realizacji m.in. w projekcie odwodnienia osiedla Drabinianka w Rzeszowie. Wartość inwestycji to kilkadziesiąt mln zł.
 
Coraz częściej mamy problem z wodą deszczową, i co ciekawe, zarówno z jej nadmiarem, jak i brakiem. W tej chwili, po zmianie przepisów, wiele miast przebudowuje swoją gospodarkę wodną, tradycyjna przestaje być akceptowalna przez społeczeństwo, a i finansowo jest ona coraz bardziej obciążająca dla budżetów samorządów. Borykamy się zarówno z suszami, jak i powodziami. Zaburzyliśmy bardzo istotnie równowagę, jeśli chodzi o bilans wodny, poprzez urbanizację i uszczelnienie zlewni, skracając w ten sposób zdecydowanie drogę od opadu do odbiornika. Dawnej woda deszczowa, przepływając przez grunt, całymi tygodniami dopływała do rzeki. Dziś w miastach wszystko płynie po uszczelnionych terenach i po kilku godzinach, a czasami i kilkudziesięciu minutach, jest już w rzece. Stąd gwałtowne wezbrania wód i powodzie. Społeczeństwa zachodnie już dawno zrozumiały, po pierwsze, że woda deszczowa to cenny surowiec, po drugie, że najlepszym sposobem jej gospodarowania jest tworzenie zrównoważonych systemów odwodnieniowych opartych na retencji, infiltracji i gospodarczym wykorzystaniu,  równocześnie z dużą dbałością o krajobraz, który nas otacza.
 
W tej chwili w katedrze prowadzimy również badania w kierunku rozwoju urządzeń do odzysku ciepła odpadowego ze ścieków. Myślę, że jesteśmy pionierami w Polsce. Zgłosiliśmy już kilka rozwiązań wymienników do ochrony patentowej. Idziemy w kierunku rozwiązań indywidualnych, wykorzystywanych w mieszkalnictwie. Pracujemy nad tym od kilku lat i zmierzamy właśnie do badań laboratoryjnych, w których zajmiemy się kwestiami technicznymi. Mam nadzieję, że wkrótce otrzymamy gotowy produkt, który będzie można zaoferować firmom i wejdzie on do seryjnej produkcji.
 
Nastawimy się na rozwiązywanie istniejących problemów, tak, by choć w części ochronić środowisko naturalne przed postępującą degradacją. Ten pierwiastek praktyczny jest bardzo ważny. Cenię sobie naukę uprawianą w symbiozie z biznesem.
 
Pan pamięta, kiedy pojawiła się taka autentyczna fascynacja nauką?
 
W trakcie studiów na Politechnice Rzeszowskiej.
 
Sam wybór kierunku – inżynieria środowiska, to był bardzo świadomy wybór?
 
Prawdę mówiąc, nie. Jestem absolwentem technikum budowlanego, ale zawsze pociągała mnie historia i muzyka rockowa. Odkąd pamiętam, mam wiele pasji (śmiech). Aczkolwiek muzyki rockowej nigdy nie traktowałem w kategoriach sposobu zarabiania na życie. Po maturze bardzo poważna była myśl, by wybrać studia historyczne. Przesądził jednak przypadek i znalazłem się na studiach na Politechnice Rzeszowskiej. Na szczęście szybko narodziła się fascynacja nową dziedziną wiedzy. Pomogły pewnie także moje zainteresowania przyrodnicze i fascynacja górami, którą dziś staram się zaszczepić u moich trzech synów: Tymoteusza, Mikołaja i Jeremiasza.  To wszystko ułożyło się w spójną całość. Dziś z perspektywy czasu doceniam, jak wiele w moje życie wniosła naukowa pasja.
 
W uprawianiu nauki co najbardziej Pana inspiruje?
 
Wolność. To dla mnie bardzo ważna wartość. Wolność umysłu, wolność działania, kreacja. Tworzenie uszczęśliwia, nie mam co do tego wątpliwości. Przy czym mam świadomość, jak ważna jest samodyscyplina.
 
Kończąc studia nie miał Pan wątpliwości: wybrać pracę w biznesie, gdzie od razu można nieźle zarabiać, czy jednak zostać na uczelni?
 
Miałem takie pokusy. Lubię działanie, nuda nie jest moją specjalnością, o czym doskonale wiedzą moi współpracownicy i rodzina. Szybko wdrażam w życie swoje pomysły. Zaraz po ukończeniu studiów, gdy nie od razu rozpocząłem pracę na uczelni, przez kilka miesięcy byłem blisko, by związać się z biznesem. Szybko jednak w moim życiu pojawiła się praca asystenta na Politechnice Rzeszowskiej i to mnie absolutnie zachwyciło. Od początku też wiedziałem, że nie chcę w nauce powielać schematów.
 
Od początku też woda i energia zdominowały Pańską działalność naukową.
 
Nawet bardziej woda. Może dlatego, że jest tak powszechna, częstą ją banalizujemy, albo wręcz zapominamy o niej. Większość z nas częściej nie wyobraża sobie życia bez telefonu komórkowego, bo wydaje nam się, że woda nie jest już tak niezbędna, co jest absurdem. Bardziej jesteśmy zaniepokojeni, gdy nie mamy zasięgu w telefonie, niż wody w kranie. Wynika to z powszechności wody – wydaje nam się, że to coś oczywistego, a to absolutnie mylne przekonanie.
 
Polska, jeśli chodzi o dostępność wody pitnej, jest na poziomie Syrii, Egiptu i innych pustynnych krajów arabskich. To prawda?
 
Tak! W tej chwili na statystycznego Polaka przypada 1500 m³ wody rocznie. To bardzo mało. Przeciętny Europejczyk ma jej 3 razy więcej. Na to składa się bardzo wiele czynników. Z jednej strony sytuacja klimatyczna – opady są, ale jest ich w naszym kraju coraz mniej i mają coraz bardziej gwałtowny przebieg. Zła jakość wody, bo co z tego, że mamy wodę, ale niezdatną do wykorzystania. W końcu brak działań związanych z oszczędnością i wykorzystaniem alternatywnych źródeł wody, jak choćby wody deszczowej, ciągle przez nas niedocenianej. Sporo się zmieniło w ostatnich latach, jeśli chodzi o oszczędność wody na poziomie przemysłu, trochę gorzej jest w innych dziedzinach naszej aktywności. Masowo podlewamy grządki i rabaty wodą z sieci o bardzo wysokiej jakości, a szkoda, bo znakomicie nadaje się do tego deszczówka. Korzyść tym większa, że mniej płacimy w rachunkach za wodę i kanalizację. Nierozsądnie też gospodarujemy jej wykorzystaniem w codziennym użyciu – na pewno można by jej zużywać dużo mniej.
 
Korzystając z doświadczeń innych, jakie rozwiązania warto, by w najbliższym czasie pojawiły się także w Polsce?
 
Brakuje mi interdyscyplinarnego spojrzenia na wodę, zwłaszcza w miastach. Zbyt często traktowana jest, jak coś niepotrzebnego – „ w rurę i do rzeki”. A jest wiele ciekawych przykładów  racjonalnego podejścia do gospodarki wodnej, choćby w aspekcie architektury krajobrazu i poprawy środowiska życia ludzi w miastach. Na tym też polega idea smart city, o której tak dużo się mówi, ale niekoniecznie się ją realizuje.
 
Na najbardziej elementarnym poziomie, co każdy z nas może zrobić, by poprawić gospodarkę wodną?
 
W pierwszej kolejności wystarczy postawić zbiornik na wodę deszczową, który kosztuje grosze, i wykorzystywać tę wodę do prac gospodarczych: podlewania ogrodu czy mycia kostki brukowej. Od zawsze jesteśmy przyzwyczajeni, że żyjemy w pięknym przyrodniczo kraju, zwłaszcza w takim regionie jak Podkarpacie i wydaje się nam, że tak będzie zawsze. Beztrosko budujemy domy w dolinach rzek, bez opamiętania zaśmiecamy lasy oraz rzeki i wydaje się nam, że natura nigdy nie wystawi słonego rachunku. Sama zaś ekologia i ochrona środowiska naturalnego kojarzy się nam z fanaberią młodzieży z dużych miast.
 
Od lat kolekcjonuje Pan też stare fotografie i kartki pocztowe związane z Podkarpaciem.
 
Fascynacje fotograficzne towarzyszą mi od szkoły średniej. Najpierw czynnie uprawiałem fotografię, a teraz bardziej realizuję się jako kolekcjoner. Zbiór przedwojennych kart pocztowych liczy kilkaset sztuk, jest wśród nich wiele bardzo pięknych wiodoków Krosna, Iwonicza-Zdroju, Rymanowa, a także Rzeszowa. Zbieram też fotografie związane z II wojną światową, na których utrwalone jest właściwe całe Podkarpacie. Kolekcja cenna, bo wykonana w większości przez żołnierzy niemieckich stacjonujących na tych ternach w czasie okupacji. Od kilku lat noszę się z zamiarem, by w wydawnictwie albumowym pokazać je szerzej i nadać im drugie życie.  W zbiorach mam chociażby zdjęcie z podpisania aktu kapitulacji Lwowa, są świetne fotografie krośnieńskiego lotniska, wiele obrazów dokumentujących życie codzienne okupowanego kraju. Nostalgiczne są obrazy ze świata, którego już nie ma –liczne fotografie Żydów zamieszkujących przed wojną na tych ziemiach, targi na rynkach miejskich w czasie okupacji, czy wiejskie zagrody. 
 
Od jakiegoś czasu powróciłem też do zbierania płyt winylowych, które uwielbiam słuchać. Moda na płyty winylowe ma się coraz lepiej  i cieszy mnie to, bo znowu można je bez problemu kupić. A muzyka odtwarzana z winyla jest zdecydowanie lepsza niż z innych nośników. Wymaga też pewnej celebry i zaangażowania w jej odtworzenie. Ostatnio powiększam kolekcję płyt Tadeusza Nalepy, którą otrzymałem od ojca, a na której się wychowałem. Winyli nie da się słuchać w pośpiechu, byle jak i to jest w nich najpiękniejsze. 
 
Wychodzi Pan z założenia, że nauka zobowiązuje…
 
Uważam, że warto, a nawet trzeba mieć pasje. Na pewno pomaga mi dobra organizacja. Nie mam też problemu z łączeniem bardzo różnych światów zainteresowań. Nie jestem idealnie systematyczny, ale już sprawne planowanie jest mi bliskie. Miejsce, w którym dziś jestem, to wypadkowa szczęścia, czasu i ludzi, których udało mi się spotkać na swojej drodze. 
 
Największe wyzwanie na najbliższy czas?
 
Większa aktywność w biznesie. Bardzo chciałbym się w tym sprawdzić, w trochę szerszym zakresie niż dotychczas. Wiem, że będzie trudno, ale ja lubię mierzyć się z trudnościami. Biznes wymaga trochę innych talentów niż nauka, ale wierzę w przedsiębiorczość opartą na nowych technologiach i innowacyjnych rozwiązaniach. W szufladzie mam sporo pomysłów i żal mi nie spróbować wcielić ich w życie. Tym bardziej, że co rusz czytam w prasie o interesujących rozwiązaniach, które znalazły zastosowanie w codziennym życiu, a ja już od kilku lat o nich myślałem. Teraz jest chyba ten czas.
 
Prof. dr hab. inż. Daniel Słyś, kierownik Katedry Infrastruktury i Gospodarki Wodnej na Wydziale Budownictwa, Inżynierii Środowiska i Architektury Politechniki Rzeszowskiej. W 2004 r., mając 28 lat, obronił pracę doktorską „Modelowanie wielokomorowych zbiorników grawitacyjno – pompowych” na Akademii Górniczo–Hutniczej w Krakowie. Pracę habilitacyjną „Retencja zbiornikowa i sterowanie dopływem ścieków do oczyszczalni” przedstawił w 2011 roku na Politechnice Wrocławskiej. W styczniu 2018 roku postanowieniem prezydenta RP uzyskał tytuł naukowy profesora nauk technicznych, tym samym zostając jednym z najmłodszych profesorów w Polsce. W 50-letniej historii Wydziału Budownictwa, Inżynierii Środowiska i Architektury Politechniki Rzeszowskiej, Daniel Słyś jest też drugim absolwentem z tytułem profesora belwederskiego oraz pierwszym na kierunku Inżynieria Środowiska. Za działalność innowacyjną na arenie międzynarodowej został pięciokrotnie uhonorowany Nagrodą Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Piętnaście razy otrzymywał Nagrodę Rektora Politechniki Rzeszowskiej za wyróżniającą się pracę naukową i dydaktyczną. Profesor Słyś wielokrotnie reprezentował też Polskę i Politechnikę Rzeszowską na światowych wystawach wynalazków m.in. w Genewie, Seulu i Brukseli. 
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy