Reklama

Ludzie

Jak budowano niepodległą Polskę ponad podziałami. Debata BIZNESiSTYL.pl

Alina Bosak, Aneta Gieroń
Dodano: 11.11.2019
40464_debata
Share
Udostępnij
102 lata temu Polska odzyskała niepodległość. Entuzjazm był niebywały. Udało się scalić społeczeństwo. Zorganizowano państwo. Uruchomiono gospodarkę, dźwignięto przemysł i… wybuchła II wojna światowa, a po niej przyszły lata PRL-u, które na kilka dekad zepchnęły Polskę na margines Europy. Lata po 1989 roku to znakomity czas dla Polski i Polaków. Udało się bezkrwawo odzyskać niepodległość i doświadczyliśmy cudu polskiej przedsiębiorczości. Mimo to, dziś jako naród jesteśmy podzieleni jak nigdy wcześniej. A może wszystko jest kwestią proporcji  i punktu widzenia?! Zastanawialiśmy się nad tym podczas debaty BIZNESiSTYL.pl „Na Żywo”, która odbyła się w listopadzie 2018 roku w Instytucie Pamięci Narodowej Oddział w Rzeszowie. Nasi goście: Bogdan Szymanik, właściciel Wydawnictwa BOSZ i dr Dariusz Iwaneczko, dyrektor IPN Oddział w Rzeszowie, starali się uchwycić sedno tego, co stanowi największą wartość 100 lat niepodległej Polski.
 
Dwudziestolecie międzywojenne, PRL i rozpoczęta w 1989 roku historia III Rzeczpospolitej. Co wniosły, z czego nas być może ograbiły, doprowadzając do miejsca, w którym dziś jesteśmy? 
 
Dla Bogdana Szymanika, oczywiste jest, że świętujemy 100 lat odzyskania niepodległości, a nie 100 lat niepodległości. – Okres PRL to czas ograniczonej suwerenności, a wcześniej było jeszcze kilka lat wojennej okupacji – podkreślił właściciel Wydawnictwa BOSZ. – Odzyskanie niepodległości w 1918 roku i budowa II RP to okres dużych sukcesów. Ujednolicono prawo na terenie trzech różnych zaborów. Scalono społeczeństwo, które operowało wprawdzie językiem polskim, ale w różnych odmianach. Zorganizowano państwo, co było szalenie trudne. Uruchomiono także gospodarkę, dźwignięto przemysł – powstał port w Gdyni i Centralny Okręg Przemysłowy, rozwijano przemysł lotniczy. Mimo olbrzymich różnic dwa ówczesne obozy polityczne w sprawach zasadniczych dla Polski potrafiły się porozumieć. Nie brakowało, oczywiście, mankamentów. Byliśmy bardzo biednym krajem. Pod koniec lat 30. XX wieku poziom bogactwa II RP sięgał zaledwie 30 proc. tego, czym dysponowały inne kraje europejskie. 
 
-100 lat temu Polska była zupełnie innym krajem – uzupełnił dr Dariusz Iwaneczko. – W 1918 roku, a właściwie po 1923 roku, bo dopiero wtedy decyzja Rady Ambasadorów zamknęła kwestię przynależności Galicji do Polski i granice II Rzeczpospolitej zostały ustalone, weszliśmy w niepodległość z wielkim dziedzictwem państwa kresowego. Byliśmy krajem wielonarodowym, w którym zamieszkali Polacy, Rusini, Litwini, Białorusini i Żydzi. Po dwudziestoleciu międzywojennym na Polskę spadła wojenna hekatomba. To osobny okres w historii ostatnich stu lat. Niezwykle niszczący. Potężna destrukcja ludnościowa, narodowościowa, społeczna. Polska wyszła z wojny jako zupełnie inny kraj, praktycznie jednolity narodowościowo. W II Rzeczpospolitej dostosowywano systemy społeczne, edukacyjne, uwzględniając wielonarodowość. Niektóre przepisy funkcjonowały jako pewna spuścizna zaboru pruskiego, inne były nowe. Trzeba było scalić trzy dzielnice, trzy różne systemy państwowe, językowe, mentalne. Do dzisiaj odwołujemy się niekiedy do tych podziałów, których początki sięgają XIX wieku i okresu zaborów. One coraz bardziej się zacierają, ale coś zostało z czasów Galicji, Kongresówki i pruskiej Wielkopolski – różnice językowe, stosunek do gospodarki, etosu pracy i wiele innych. Sukcesem w latach 1918-1939 była kodyfikacja prawa i stworzenie podwalin polskiej gospodarki, ale także walka z analfabetyzmem i podniesienie polskiej kultury do rangi kultury europejskiej, co skutkowało tym, że wychowaliśmy pokolenie rocznika ’20 z takimi jego reprezentantami jak Karol Wojtyła, czy Krzysztof Kamil Baczyński.
 
Do „pokolenia 1920” należał także Jerzy Giedroyc, Czesław Miłosz. Wiele wspaniałych postaci, które w czasach PRL-u były ambasadorami Polski za granicą. Byli potrzebni, by przypominać światu o ograniczaniu wolności i suwerenności w państwie bloku wschodniego. O tym, że PRL był generalnie złym okresem w naszej historii, Bogdan Szymanik jest przekonany. – Antykomunizm wyssałem z mlekiem matki. Jako dziecko z AK-owskiej rodziny od małego wiedziałem o zbrodni w Katyniu i kim są komuniści – przyznał podczas debaty. – W czasie wojny Polacy wykazali się większą przyzwoitością niż inne narody. Nie przesadzałbym z dostrzeganiem tylko pozytywnych zachowań, ale faktem jest, że Armia Krajowa była wyjątkiem na mapie okupowanej Europy. W swoich głównych założeniach była również bardzo uczciwa wobec mniejszości, które przecież dla części Polaków stanowiły pewien problem społeczny i w czasie wojny, i w międzywojniu. W warunkach okupacyjnych stworzyliśmy rząd i gigantyczną armię podziemną. 
 
Mimo to konsekwencją wojny było utworzenie Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej uzależnionej od Związku Radzieckiego. – Świadomość, że to nowy, chociaż o innym charakterze okupant, przyszła do ludzi stopniowo – stwierdził Bogdan Szymanik. – Mimo wszystkich mankamentów komunizmu i w tamtym czasie udało się coś pozytywnego osiągnąć. Po przegranej Niemiec, Polaków ogarnął entuzjazm. Odbudowano Warszawę, owszem kosztem innych miast, ale Polska się dźwigała. Pokonano analfabetyzm, w jakimś stopniu odbudowano system ochrony zdrowia. Wielkim osiągnięciem było także uznanie granicy na Odrze i Nysie przez Niemcy Zachodnie w 1970 roku. To według wielu historyków także zasługa Władysława Gomułki, którego za inne rzeczy trudno chwalić. Niestety, gospodarka była absurdalna. W tamtym okresie byłem bezpartyjnym dyrektorem ds. produkcji dużego przedsiębiorstwa państwowego i w 1978 roku głośno mówiłem, że gospodarczo system musi się rozsypać. Była jednak obawa, czy temu upadkowi nie będą towarzyszyć krwawe protesty.
 
Dla właściciela wydawnictwa paradoksem jest fakt, że komuniści bardziej dbali o kulturę niż władze III Rzeczpospolitej, która nastały po przełomie w 1989 roku. – Oczywiście, byli twórcy, których gnębiono, jak np. Zbigniew Herbert, ale generalnie kulturę wspierano. Władza robiła to często z niecnych powodów, chciała ogrzać swój wizerunek przy artystach, ale też według mnie częściej ją widywano w operach i teatrach niż dziś. Powstała wtedy Polska Szkoła Filmowa, Polska Szkoła Plakatu, muzyka Góreckiego, Pendereckiego, Lutosławskiego. Tworzyło wielu wspaniałych poetów i pisarzy: Wisława Szymborska, Adam Zagajewski i inni. Fatalne skądinąd zjawisko cenzury zaowocowało znakomitą satyrą. Kabaret w tamtych czasach był na niebywałym poziomie: Kabaret Starszych Panów, Kabaret Dudek, czy Tey – wyliczał Bogdan Szymanik. Według niego wielu ludzi starało się w PRL-u żyć przyzwoicie, obok oczywiście całej masy, która z władzą kolaborowała.
 
 
Dr Dariusz Iwaneczko. Fot. Tadeusz Poźniak
 
Ad vocem granicy na Odrze i Nysie dr Dariusz Iwaneczko przypomniał, że była ona już w koncepcjach Rządu Rzeczpospolitej na uchodźstwie, jeszcze za czasów premiera Sikorskiego. Gwarantem granic PRL-u i wszystkiego, co się działo, nie był ani Władysław Gomułka, ani Bolesław Bierut czy Edward Gierek, tylko wpierw Józef Stalin, a potem jego następcy. – Lata wojny dokonały niebywałego przewartościowania – podkreślał dr Iwaneczko. – Pokolenie, które urodziło się w zniewolonym zaborami kraju, wywalczyło niepodległość i przeniosło ją do 1939 roku, wpłynęło na cały system wychowania i kształtowania mentalności młodych elit, które wchodziły w dorosłe życie u początków II wojny światowej. Tym ludziom, mającym ogromny potencjał i nadzieję, że wreszcie uda się wybić na niepodległość, uformować nowoczesne państwo i wcielić w życie wartości, o które ich ojcowie walczyli jeszcze w powstaniach, zmiażdżono głowy. Nie dano im możliwości rozwinięcia aspiracji narodowych, kulturalnych, edukacyjnych, gospodarczych. 
 
Podczas debaty przypomnieliśmy dane dotyczące gospodarki. Przed wojną Polska była na podobnym poziomie rozwoju ekonomicznego, co Włochy. Po przełomie w 1989 roku – daleko w tyle za najbiedniejszym państwem Europy Zachodniej. Dr Iwaneczko zgodził się, że erozja PRL-u rozpoczęła się w systemie gospodarczym. Wiedzieli o tym także światli ludzie obozu władzy. Przykładem jest pochodzący z Markowej na Podkarpaciu Józef Tejchma, były wicepremier i minister kultury. – W swoich dziennikach wskazywał, że tego się nie da zreformować – mówił historyk. – Postrzegam okres PRL-u jako tragedię wielu pokoleń. Także tych urodzonych w Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Mieliby o wiele większe szanse spełnienia swoich aspiracji w warunkach wolnego, niepodległego państwa. Państwa, które uważaliby za swoje, którego nie musieliby kontestować w takiej formie, jak kabaret czy zorganizowana działalność opozycyjna, za którą szło się do więzienia, a można było także stracić życie, czego przykładem jest ks. Jerzy Popiełuszko. I to mówimy o latach późniejszych, bo stalinizm był hekatombą dla polskich elit. 
 
Według dyrektora rzeszowskiego oddziału IPN, PRL to czas straconych możliwości, chociaż i on dostrzega siłę intelektualnego dorobku tamtego okresu. – To niezaprzeczalne. Trudno sobie wyobrazić polską kulturę bez Krzysztofa Komedy, Sławomira Mrożka, Czesława Miłosza, Romana Polańskiego. Wyemigrowali, ale w warunkach Polski Ludowej rozpoczynali swoją twórczość i nie zrezygnowali ze swojej tożsamości, która została ukształtowana przez polskość, konglomerat ludzi żyjących na tej ziemi. Ale to nie sukces PRL-u, ale ludzi.
 
Na przykładzie ostatniego polskiego stulecia widać, że budowanie państwa nie jest łatwym zadaniem. Rząd II RP zmienił się kilkanaście razy – łącznie z Ignacym Daszyńskim, który był premierem 3 dni, premierów było 20! Po 1989 roku, zaczynając od Tadeusza Mazowieckiego – 16! – Uczyliśmy się. Po 123 latach niewoli tworzenie państwa to niełatwy proces – konkludował Bogdan Szymanik, ale też nie zaprzeczał, że to uczenie przypomina niekończącą się historię. – Taka jest demokracja – ripostował dr Iwaneczko. 
 
Sukces III RP to zasługa nie władzy, ale ogromnej przedsiębiorczości ludzi
 
III RP nie udało się uniknąć porażek, ale to wreszcie niezależny, suwerenny kraj. – Bezkrwawe odzyskanie niepodległości to niebywałe osiągnięcie Polaków. Doświadczyliśmy także cudu przedsiębiorczości – oświadczył właściciel Wydawnictwa BOSZ. – Stało się coś niesłychanego. Za granicą w przeszłości szydzono, że dać Polakom gospodarkę to jak małpie zegarek. Świat zachodni nie wierzył, że sobie poradzimy. Tymczasem to, co 2,5 mln ludzi, którzy stworzyli przedsiębiorstwa prywatne, zrobiło, to absolutny fenomen w skali europejskiej. Z tego powinniśmy być dumni. W 1918 roku PKB na mieszkańca Polski stanowiło 31 proc. tego co przypadało na obywatela Zachodniej Europy. W 2018 roku jest to już 67 procent! Dźwignęliśmy się w sposób niebywały i wygląda na to, że będziemy dalej się dźwigać. To zasługa nie władzy, ale ludzi, którzy wykazali się ogromną przedsiębiorczością. Zaczynali od drobnych firm, dziś mają wielkie przedsiębiorstwa. 
 
Bogdan Szymanik zauważył, że samorządy to także nasz sukces z ostatnich lat. – Jestem wielkim zwolennikiem samorządów, choć uważam, że powiaty są zbędne – mówił. – Powinny być mocne gminy i województwa. A dostrzegam, że PiS dąży obecnie do centralizacji władzy, to błąd. Zdecentralizowane państwo jest mocniejsze, sprawniejsze i mniej skorumpowane. Chciałbym, byśmy dążyli do modelu szwajcarskiego, gdzie ponad 70 proc. dochodów wypracowywanych w określonym samorządzie tam zostaje, a mniejsza część przelewana jest do centrali. W Polsce jest dokładnie odwrotnie. Efekt końcowy jest taki, że mamy „dzielenie po uważaniu” i albo burmistrz ma „chody” w centrali, albo jest z innej opcji politycznej i ma wieczne problemy ze zdobyciem dofinansowania z ministerstwa. A przecież w samorządach powinni być gospodarze i jak najmniej polityki – dodał.
 
Dla Bogdana Szymanika największym błędem jest zachowanie tak demoralizujących reliktów komunizmu, jak nepotyzm i karierowiczostwo bez kompetencji. Powiedzenie: „Nie matura, lecz chęć szczera zrobi z ciebie oficera” staje się ponownie w Polsce aktualne. Legitymacja partyjna, kontakty decydują o awansie – stwierdził biznesmen. – Zaraz po 1989 roku miałem takie naiwne przekonanie, że to się skończyło i tylko kompetencje i kwalifikacje zaczną decydować o awansie. Tymczasem to wciąż specjalność wielu partii, a kariera Misiewicza jest jednym ze znakomitych przykładów, jak pomocnik aptekarza może wejść na szczebel ministerialny. Skutki tego są dramatycznie złe nie tylko dla działania państwa, ale także od strony moralnej. Rzeszom ludzi młodych wpaja się w ten sposób do głowy, że nie nauka i indeks, ale legitymacja partyjna są pewniejszą ścieżką awansu. Nie dopracowaliśmy się sposobu na wejście najzdolniejszych naszych ludzi do polityki. Wchodzi do niej zbyt wiele osób miernych, biernych, ale wiernych, którzy wcześniej nie osiągnęli niczego. Marzę, by kiedyś o awansie w Polsce decydowały tylko kwalifikacje, umiejętności i osiągnięcia.

Druga rzecz, którą przegraliśmy, to „Solidarność”. Świat dzisiaj myśli, że komunizm zburzyli Niemcy murem berlińskim. Nie potrafiliśmy w Polsce porozumieć się, by tym sukcesem, jakim była „Solidarność”, chwalić się na całym świecie. A mogła ona stać się naszą najważniejszą marką. 
   
Czy pozostające wiele do życzenia kwalifikacje polityków to jednak tylko polska specjalność? Partyjnych karierowiczów nie brak przecież także w innych państwach. – Martwmy się naszą Polską – upierał się Bogdan Szymanik. 
 
– Bez wnikania w mankamenty poszczególnych ekip politycznych, w zaniechania i zaniedbania, Polska w ciągu ostatnich prawie 30 lat ogromnie się rozwinęła i mnie to cieszy – mówił dr Dariusz Iwaneczko, a wątpiącym radził wycieczkę na Ukrainę. – Tam można zobaczyć, jak Polska wyglądała 30 lat temu. Kiedy u nas trwa progres, u nich jest stagnacja. Gdy rozpocząłem pracę w 1992 roku w Urzędzie Wojewódzkim w Przemyślu, odbyła się tam narada poświęcona budowie autostrady przez Podkarpacie. Jeden z ówczesnych wicewojewodów, pokazując planowany przebieg drogi, powiedział, że budowa autostrady między Przemyślem a Rzeszowem przewidziana jest na 2015 rok. To brzmiało jak SF. Wtedy nikt nawet nie sądził, że będziemy członkiem Unii Europejskiej, że dostaniemy duży zastrzyk finansowy z środków unijnych, że rozpędzona gospodarka pozwoli na angażowanie w te inwestycje własnych środków budżetowych. Jeśli ktoś nie dostrzega, jak bardzo zmieniły się nasze wioski i miasta, jest ślepy. To nasz sukces. Polska się bardzo zmieniła. Stała się krajem bardziej świadomym na scenie politycznej Europy. Wreszcie wykorzystujemy szanse, o których mówiło się w okresie międzywojennym. Myślę o budowaniu sojuszy z małymi krajami europejskimi, które zawsze były nam życzliwe – o Grupie Wyszehradzkiej i idei Trójmorza – mówił dr Iwaneczko. – Rozmawiamy z nimi o wspólnych interesach. Wzrósł też poziom świadomości Polaków, zaangażowanie w projekty i akcje społeczne, działalność charytatywną. 
 
– A mnie do szału doprowadza, że niecałe 50 proc. Polaków bierze udział w wyborach – zauważył Bogdan Szymanik. – Są kraje, chociażby Belgia, gdzie głosowanie jest obowiązkowe oraz takie, gdzie ponad 70 proc. obywateli oddaje swój głos bez obowiązku formalnego uczestnictwa w wyborach, co warte jest naśladowania. Każdy obywatel ma jeden, ale silny głos wyborczy i powinien z niego korzystać. Dlatego, gdy ktoś prowadzi ze mną emocjonalną rozmowę o gospodarce, albo polityce, zawsze pytam: Głosowałeś? Skoro nie, nie mamy, o czym rozmawiać! Krytykować zawsze jest co, ale nie biorąc udziału w głosowaniach, tracimy prawo do krytyki.
 
Czy jako kraj nadal balansujemy między Wschodem a Zachodem? Czy przyłączenie się do Unii Europejskiej, skorzystanie z jej wsparcia finansowego, oznacza, że obraliśmy kurs na Zachód?
 
– Wejście do Unii Europejskiej, NATO uważam za ogromne sukcesy – mówił Szymanik. – Momentami zaczynam jednak wątpić, czy my wciąż jesteśmy na Zachodzie. Bolą mnie inwektywy w polityce zamiast dyskusji i poszanowania dla odmiennego zdania. W biznesie nikt tak nie funkcjonuje. Nikt nie siada do rozmowy z partnerem w interesach, by powiedzieć mu: jesteś głupim łobuzem. Raczej stwierdza: mamy pewien problem do rozwiązania. Nie wspomnę już o języku dyplomacji. W ostatnim czasie miałem zaszczyt pracować przez kilka miesięcy z prof. Adamem Rotfeldem, byłym ministrem spraw zagranicznych i wiem, jak wygląda profesjonalna dyplomacja. My natomiast, jeśli chodzi o politykę zagraniczną, jesteśmy trochę w rozkroku. Bez względu na polityczne podziały musimy umieć wypracować spójne stanowisko w najważniejszych dla Polski sprawach. A za takie uważam nasze członkostwo w NATO i Unii Europejskiej, wspieranie demokracji oraz wzajemny szacunek dla ludzi o różnych poglądach.
 
Dyrektor Iwaneczko, zwrócił uwagę, jak różnie można interpretować pojęcie naszej przynależności do Zachodniej Europy i związane z tym wątpliwości. – Wiele zachowań, które są charakterystyczne dla dzisiejszej Zachodniej Europy, w moim przekonaniu jest zaprzeczeniem fundamentu idei, które legły u podstaw integracji europejskiej tworzonej przez takie osoby jak: Alcide de Gasperi, Konrad Adenauer, Robert Schuman, czy Charles de Gaulle – wyliczał. -To byli ludzie pogranicza, wychowani w środowisku co najmniej dwunarodowościowym, a jednocześnie głęboko wierzący katolicy. Dziś mamy zaprzeczenie tamtych wartości, a to czemu hołduje współczesna Europa Zachodnia, w Polsce uważamy za antywartości.
 
Pytanie, co my z naszymi wartościami, z naszą tożsamością narodową wyrosłą z kultury i historii, jesteśmy w stanie Europie zaoferować?

– Wspominaliśmy o niewykorzystanej legendzie „Solidarności”, nie wiem tylko, czy powinniśmy iść w te same ślady, czy może znaleźć takie rozwiązanie, które pozwoli nasze wartości moralne i etyczne zaszczepiać w kulturze ogólnoeuropejskiej. Bo pod względem sytemu gospodarczego, wolnego rynku, rozwiązań demokratycznych, czy instytucjonalnych możemy się porównywać z wieloma krajami Europy Zachodniej – dodał historyk. 
 
Co nie do końca jest takie oczywiste, bo patrząc jak bardzo w ostatnich latach polityka zdominowała administrację publiczną w Polsce, trudno mówić, że wsparcie dla profesjonalizmu w Polsce jest na podobnych poziomie, jak w innych krajach Unii Europejskiej.
 
– Może to gorzkie pocieszenie, ale poszczególne rządy II Rzeczpospolitej i ich ministrowie też otaczali się fachowcami ze swojej partii – kontynuował dyrektor IPN w Rzeszowie. 
 
Właśnie, fachowcy, a dziś w przestrzeni publicznej w Polsce mamy nie tylko nepotyzm polityczny, co przede wszystkim promocję najsłabszych, najmniej utalentowanych osób, ale bezwzględnie posłusznych partyjnym liderom i strukturom.
 
– Przez ostatnie 3 dekady, rzeczywiście nie wykorzystaliśmy szansy na zbudowanie elit państwowych – przyznał dyrektor. – Na początku lat 90. XX wieku pojawiła się ustawa o służbie cywilnej, powstała znakomita Krajowa Szkoła Administracji Publicznej, mimo to nie udało się stworzyć mechanizmów promujących najlepsze rozwiązania i postawy w administracji publicznej. Nie mam jednak wątpliwości, że dzisiaj dobre państwo, to silne państwo, które bez względu na niuanse polityczne, światopoglądowe, czy kwestie przynależności do różnych koterii oraz grup, bierze w obronę swojego obywatela w każdym aspekcie – indywidualnym i społecznym. 
 
Mówiąc o wartościach moralnych i etycznych, które Polska może wnieść do Europy, może czas, byśmy w końcu nauczyli się politycznej skuteczności w walce o polskie interesy. Już Witold Gombrowicz w  Dzienniku 1955 pisał: „Byłoby fatalne gdybym, wzorem wielu Polaków, delektował się niepodległością 1918-1939, gdybym nie śmiał zajrzeć jej w oczy z najzimniejszą bezceremonialnością. (…) Powietrze wolności zostało nam dane, abyśmy przystąpili do rozprawy z wrogiem bardziej dręczącym niż dotychczasowi ciemiężcy – z sobą. Po zmaganiach z Rosją, z Niemcami, czekał nas bój z Polską. Póki byliśmy pochłonięci buntem przeciw obcej przemocy, pytania: kim jesteśmy? co mamy z siebie zrobić? jak gdyby zasnęły – ale niepodległość zbudziła śpiącą w nas zagadkę.” 
 
Mickiewicz zaklął nas w kulturze romantyzmu, mesjanizmu. Gombrowicz chciał, by w kształtowaniu Polaków kultura korespondowała z myśleniem politycznym. Ale w sytuacji, kiedy ciągle nie dogadaliśmy się między sobą, co do swojej tożsamości, czym chcemy zachwycać Europę?!
 
 
Bogdan Szymanik. Fot. Tadeusz Poźniak
 
– Zaszczepiajmy nasze ideały i tożsamość narodową w Europie, ale róbmy to cieniutką igłą, a nie kijem bejsbolowym, jak to robią aktualni dyplomaci w kierunku naszych potencjalnych przyjaciół. Dyskutujmy, a nie radykalizujmy się w agresywnych wypowiedziach, uważając, że zawsze mamy rację – dodał Bogdan Szymanik.
 
Postacie, które kształtowały i kształtują naszą tożsamość narodową
 
To, co jednak najbardziej działa na naszą wyobraźnię, mówiąc o 100 latach niepodległej Polski, to osoby, które ukształtowały naszą tożsamość narodową i są symbolami ostatnich dekad.
 
– Józef Piłsudski oraz Ignacy Paderewski, bezdyskusyjnie – stwierdził Szymanik. – Także Jerzy Giedroyc, Jan Nowak-Jeziorański, którzy promowali nas na świecie i dawali cień nadziei na odzyskanie niepodległości. W ostatnich latach symbolem naszej wolności pozostaje dla mnie Lech Wałęsa, przy wszystkich jego mankamentach, które dostrzegam. Warto też pamiętać o pierwszym rządzie premiera Tadeusza Mazowieckiego i sporej grupie ekonomistów zarządzających naszą gospodarką, że wymienię: Leszka Balcerowicza, Jerzego Hausnera, czy Marka Belkę. Nie najgorszych mieliśmy też prezesów Narodowego Banku Polskiego.
 
Także dla dyrektora Dariusza Iwaneczko, Józef Piłsudski jest postacią legendarną, która mocno działała na wyobraźnię Polaków również w okresie wojennym i powojennym, gdy nie można było mówić o nim wprost jak o bohaterze. – I oczywiście, Roman Dmowski – wskazał dyrektor IPN w Rzeszowie. –  Zarówno formacja narodowa, jak i myśl sanacyjna przez ostatnie 100 lat naszej historii są nieustanną inspiracją dla różnych osób i środowisk, które próbują lepiej, choć zwykle gorzej im wychodzi, nawiązywać do wartości prezentowanych przez te dwa środowiska.
 
– Obaj byli wielkimi patriotami, możemy się nie zgadzać z niektórymi ich poglądami, ale Polska była dla nich rzeczywiście najważniejsza – potwierdził Bogdan Szymanik.
 
– I jeszcze ludzie kultury kształtowali i kształtują elity. Kultura jest uniwersalna i nie powinna podlegać kwalifikacjom politycznym, a jednocześnie ma dar odmieniania ludzi, zarówno poprzez muzykę, film, czy literaturę – stwierdził dr Iwaneczko.
 
– Szkoda tylko, że większość Polaków niczego nie czyta. Jesteśmy na 4. miejscu od końca, jeśli chodzi o czytelnictwo w Unii Europejskiej i na 4. miejscu od końca pod względem innowacyjności. Jeśli przeciętny Polak kupuje 1 książkę rocznie, a Niemiec 12, to kiedyś on wygra z nami konkurencję – zauważył właściciel Wydawnictwa BOSZ. – Jednocześnie nie mam wątpliwości, że polskie elity kulturalne, a te ciągle jeszcze czytają, i w czasach komunizmu i pokomunistycznych odgrywały oraz odgrywać będą wielką rolę.
 
Na przestrzeni lat spoiwami, które pozwoliły przetrwać Polakom jako naród, były język, wiara i kultura. Co będzie spoiwem w przyszłości?
 
– Kultura i korzenie będą miały decydujące znaczenie – uznał Bogdan Szymanik. – Wiara i Kościół są obecnie w Polsce w trudnej sytuacji i na pewno sporo straciły w oczach wielu Polaków. Kościołowi brakuje przywództwa na miarę wielkich postaci z przeszłości: Adama Sapiehy, Stefana Wyszyńskiego, Karola Wojtyły, czy na Podkarpaciu – Ignacego Tokarczuka. A wiara dla większości ludzi jest moralnym fundamentem, bez którego morale w narodzie się chwieje. Szkoda tym bardziej, że Kościół miał w przeszłości swój wielki udział w odzyskaniu niepodległości w1989 roku. Tego nie wolno zapominać, tak samo jak krytykując Wałęsę, nie zapominajmy, co dobrego zrobił. 
 
– Najistotniejszym elementem, który będzie nas spajać w przyszłości, to budowanie przyjaznego, silnego państwa polskiego. Jestem państwowcem i uważam, że państwo powinno być silne w potrzebach indywidualnych i społecznych obywatela. Jeżeli my, Polacy będziemy dobrze się czuli w swoim kraju, jeśli sami stworzymy sobie warunki, by tutaj realizować się na miarę swoich ambicji, nie będziemy szukać innych rozwiązań w Szwecji, Wielkiej Brytanii, czy w Niemczech. To jest współczesny patriotyzm, budowanie instytucji w granicach Rzeczypospolitej, które będą nam samym służyć – stwierdził dr Iwaneczko.
 
Ale czy jest to możliwie, w sytuacji, kiedy tak bardzo jesteśmy dziś podzieleni? I aż szkoda, bo jak przypomniał prof. Michał Kleiber, były prezes Polskiej Akademii Nauk, zbudowanie niepodległej Polski po 123 latach niewoli było możliwe również dlatego, że ludzie reprezentujący różne obozy: lewicy niepodległościowej, narodowy i ludowy – potrafili się porozumieć w sprawach najważniejszych. Czy obecnie w interesie przyszłej Polski, ludzie reprezentujące różne obozy będą się w stanie porozumieć?
 
– Polakom brakuje dziś osoby, która będzie ikoną. Potrzeba nam Mężów Stanu. Po odejściu Jana Pawła II nie mamy postaci jednoznacznie pozytywnej, a podział społeczeństwa jest dramatycznie zły – stwierdził właściciel wydawnictwa.
 
– Podziały społeczne są też wśród Francuzów, Austriaków, czy Brytyjczyków. To normalne w krajach demokratycznych i mnie to nie przeraża – ripostował Dariusz Iwaneczko. –  Za 10 lat może będą inne partie, ale nadal będziemy się dzielić. Najważniejsze jest, byśmy byli strażnikami wartości, które dla każdego Polaka są ważne i niezmienne. Wokół których będziemy budować naszą państwowość, gospodarkę, system społeczny, kulturę i edukację. Wtedy będziemy szli w dobrym kierunku i będziemy się dogadywać.
 
Dr Iwaneczko przypomniał, że Polacy poczytują dziś za bardzo pozytywny fakt, że przed laty ludzi o tak odmiennych poglądach przyłożyli dłonie do jednego „pługa”, jakim były nasze zabiegi o niepodległość. A przecież Józef Piłsudski powiedział: zarazą jest dla Polski, że w jednym momencie urodziło się tylu wybitnych ludzi. – Dlatego uważam, że nie trzeba nam dzisiaj wybitnych postaci, nie trzeba nam Piłsudskiego, bo mamy taką mentalność, że łączymy się w sytuacjach krytycznych. Tak  było w 1918, 1920, w 1980, czy w 1989 roku – dodał historyk.
 
– A ja się z tym nie mogę zgodzić – stwierdził Bogdan Szymanik. – Obecna sfera publiczna wzbudza mój największy niepokój. Poziom dyskusji politycznej jest żenujący i taki być nie powinien. Nasi politycy zachowują się wyraźnie poniżej średniej europejskiej. Dużo podróżuję po świecie i w rozmowach z partnerami biznesowymi słyszę słowa zaniepokojenia tym, co dzieje się w Polsce. Przez całe lata mówili o nas z podziwem, a od 2 lat dostrzegam nieufność. Mam nadzieję, że w którymś momencie wejdą do polityki zagniewani światli ludzie, którzy zaczną porządkować nasz Kraj. 
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy