Reklama

Ludzie

Przenoszę media społecznościowe w świat winyli i antykwariatu!

Z Sylwią Chutnik, pisarką, felietonistką, działaczką społeczną, rozmawia Aneta Gieroń
Dodano: 03.12.2018
42892_chutnik
Share
Udostępnij
Aneta Gieroń: Liczba 100, to ulubiona w tym roku liczba w Polsce, a serwis internetowy NOIZZ.pl umieścił Panią w zestawieniu „100 Polek i Polaków, których najbardziej cenimy” uzasadniając: Sylwia Chutnik, pisarka, feministka, aktywistka. Za nachalną promocję czytelnictwa, młodych wydawnictw w „Barłogu literackim” oraz dobrej postawy społecznej. To ta z kolorową grzywką! Choć uważam, że powinno być: „To ta z różową grzywką”. W jakim stopniu Sylwia Chutnik utkana jest z pisarki, aktywistki oraz feministki?
 
Sylwia Chutnik: Moja tożsamość dzieli te wszystkie funkcje, ale rzeczywiście, był taki moment w moim życiu, że musiałam zastanawiać się, kim jestem, bo to oznaczało podział czasu, który mogłam poświęcić pisaniu, albo działalności społecznej – w moim przypadku przez 11 lat prowadzeniu Fundacji MaMa. Wiązało się to z wieloma zabawnymi sytuacjami, chociażby, gdy dzwonili do mnie dziennikarze, a ja nie bardzo wiedziałam, czy chcą rozmawiać z pisarką, czy może jednak z panią prezeską.
 
Dzisiaj rozmawiamy z kim?
 
Z pisarką, nie mam najmniejszych wątpliwości. Choć wielokrotnie zdarzało mi się, zwłaszcza goszcząc w telewizji, że był niemały dylemat, jak mnie podpisać. Na przestrzeni lat te aktywności się u mnie przeplatały, ale pisarstwo zdominowało teraz moje życie. Aktywność społeczna ciągle jest mi bliska, ale nie prowadzę już własnej fundacji. Włączam się w działania innych organizacjach pozarządowych.
 
Pisarstwo najpełniej Panią definiuje?
 
Tak, ale w szerszym znaczeniu, bo mówiąc pisarka, mam też na myśli swoją aktywność jako felietonistka i publicystka. Mam temperament polemiczny, felietonowy, ale mam też w sobie bardzo dużo wyobraźni, która kompletnie jest oddzielona od mojej bieżącej działalności społecznej.  Dla mnie to idealna sytuacja, kiedy społecznie mogę „wyżyć się” w publicystyce, a z drugiej strony napisać bajkę dla dzieci. Dzięki temu wszystko, co chcę powiedzieć, znajduje swoją formę.
 
I jeszcze youtuberka, bo w „Barłogu literackim” wspólnie z dziennikarką Karoliną Sulej wylegujecie się Panie w „barłogu”, czyli w wielkim łóżku opowiadając o książkach, żartując i jedząc, a wszystko to można oglądać na Youtubie.
 
Mamy nadzieję, że ta niecodzienna formuła jest skuteczną zachętą do czytania książek. Szczerze mówiąc, sama najwięcej czytam w łóżku, które traktuję jak mój zakątek.
 
Kora, wokalistka „Maanamu” mawiała, że wszystko, co najważniejsze w naszym życiu zazwyczaj dzieje się w łóżku.
 
To obszar magiczny, jak śpiewała i ja się z Nią zgadzam. Drugim takim moim ulubionym miejscem jest biurko, ale to kojarzy się z pracą. Zazwyczaj piszę przy biurku, a łóżko jest ulubionym miejscem czytania, robienia notatek. Wracając jeszcze do „Barłogu literackiego”, wspólnie z Karoliną Sulej i Anią Kałużą jakiś czas temu prowadziłyśmy w TVP Kultura „Cappuccino z książką”. To był program, gdzie trzy dziewczyny siedziały, gadały o książkach i rozmawiały z pisarzami, ale po trzech sezonach program się skończył, a my z Karoliną, z którą prowadziłyśmy literacką rubrykę w „Wysokich Obcasach”, która też przestała istnieć, uznałyśmy, że szkoda tak nagle zakończyć nasze dyskusje. Zdecydowałyśmy same stworzyć sobie program o książkach – YouTube idealnie się do tego nadawał. Szybko okazało się, że całkiem spora grupa osób nas ogląda. 
 
A wy zaproponowałyście nawet kącik poezji…
 
Tak, na przekór przekonaniu, że ta w ogóle nie jest dochodowa i bardzo mało popularna, chociaż ludzie snobują się na poezję. Wielu boi się poezji uważając, że by ją czytać powinni mieć co najmniej doktorat z polonistyki. A my czytamy poezję i mówimy, co czujemy. Wprawdzie obie mamy kierunkowe wykształcenie i mogłybyśmy pokusić się o naukową analizę i interpretację, sama prowadziłam na uczelni wyższej zajęcia z analizy gatunków i tekstów literackich, więc mogłabym zrobić z wiersza wykład akademicki, ale po co?! Chodzi o to, by możliwie najprostszym i najciekawszym językiem mówić o książkach i poezji.
 
I aż chyba jestem odrobinę zawiedziona, że na Świątecznych Targach Książki w Rzeszowie, nie założyła Pani swojej ulubionej koszulki „Czytaj albo umrzesz”. Nieustannie i wszędzie przypomina Pani, że warto czytać, ale mnie zastanawia, co z tymi, którzy czytają całymi dniami, ale tylko posty na Facebooku?
 
To zależy, jakich ma się znajomych na FB, bo wtedy te posty mogą być bardzo inspirujące (śmiech). Ja z Internetu dowiaduję się wielu wartościowych treści, zależy, jakie kto przegląda strony. Dlatego absolutnie nie neguję mediów społecznościowych, choć bywają okrutne.
 
Promując czytelnictwo zastanawiam się, czy powinniśmy wskazywać wzorce, bo jednak nie przekonuje mnie zachęcanie do czytania kolejnych bestsellerów kolejnych celebrytek. 
 
Wiele osób, które działają na rzecz promowania czytelnictwa, chociażby Beata Stasińska (była szefowa wydawnictwa W.A.B.) uważa, że niekiedy ktoś, kto przeczyta „Pięćdziesiąt twarzy Greya”, po niej może sięgnąć po coś ambitniejszego. Nie sądzę, by było to takie proste, ale uważam, że czytanie ma dziś też inną funkcję, bardzo ważną dla ludzi. Wymaga skupienia. To jest inne skupienie, niż w czasie oglądania serialu, czy spotkania towarzyskiego. W tym szalenie zagonionym świecie, książka na moment pozwala nam zwolnić tempo. Nie będę już przypominać takich oczywistości, jak rozwijanie wyobraźni dzięki czytaniu książek, czy poznawaniu świata. Siedzenie nad książką daje nam po prostu moment wytchnienia.
 
Pani zawsze była uzależniona od książek?
 
Miałam 5 lat, kiedy nauczyłam się pisać i czytać. Pierwszą samodzielnie przeczytaną książką był „Kubuś Puchatek”. Potem była literatura młodzieżowa: Hanna Ożogowska, Małgorzata Musierowicz, w końcu „Muminiki” Tove Jansson, które bliskie są mi do dziś.

To już wiadomo skąd cover photo na Pani profilu na FB.
 
Uwielbiam „Muminki” za tajemnicę, która w nich jest. Pamiętam to uczucie, które mi towarzyszyło czytając tamte historię i postać Włóczykija, którego uwielbiałam za jego niezależność i zazdrościłam mu bycia w ciągłej podróży. Mój tata był muzykiem i podróżował po całym świecie. Walizka od zawsze była ważnym elementem w domu, a dzisiaj wędruję równie często, jak kiedyś mój tata.
 
Równie ważne jak pisanie, promocja czytania, jest też szeroko rozumiana kobieta. Nieustannie upomina się Pani o obecność kobiet w życiu publicznym.  Co dla Pani oznacza słowo feminizm, które w ostatnim czasie nabiera coraz więcej negatywnego znaczenia, niestety.
 
Uważam, że jest bardzo niesprawiedliwe dziejowo, iż kobiety w XXI wieku deprecjonują feministki i ich walkę o prawa kobiet.

Mówimy w ogóle o kobietach, czy o kobietach w Polsce?
 
Mówimy o kobietach w ogóle, bo to wcale nie jest problem tylko polski. Zapominamy, że wiele rzeczy, które dziś możemy robić, jak chociażby dostęp do praw wyborczych, do edukacji, do pracy zawodowej, zawdzięczamy innym kobietom, feministkom właśnie, które nie otrzymały niczego w prezencie, ale skutecznie to wywalczyły. Zanim otrzymałyśmy prawa wyborcze w Polsce w 1918 roku, to walka o prawa kobiet trwała, co najmniej od połowy XIX wieku poprzez emancypantki, sufrażystki, w końcu feministki. Mam wrażenie, że niekiedy tkwimy w XIX wieku, jeśli chodzi o stereotypowe postrzeganie roli kobiety. Mówiąc uczciwie, wcale nie chciałabym jako kobieta nieustannie walczyć, ale uważam, że trzeba głośno mówić, co się myśli i mieć prawo do wyrażania własnych poglądów. 
 
Jako kobiecie, co Pani najbardziej przeszkadza w polskiej przestrzeni publicznej?
 
Dziwne połączenie stereotypów, że kobieta powinna głównie zajmować się domem, a jeśli idzie do pracy, to robi karierę, choć zazwyczaj chodzi o zarabianie pieniędzy na utrzymanie rodziny. Dziwią mnie też te dramatyczne nagłówki: macierzyństwo czy kariera. Samo słowo kariera w połączeniu z kobietą jest kłopotliwe, bo kariera łączona jest sukcesem, a my nie specjalnie lubimy, jaki inni odnoszą sukcesy, a już na pewno nie kobiety. W takich sytuacjach prawie zawsze pojawiają się zarzuty, że na pewno cierpi na tym jej rodzina i dzieci, jeśli w ogóle ma rodzinę.
 
Sama należy Pani do osób, które lubią wychodzić poza własną strefę komfortu?
 
Chodzi o wybijanie się z rytmu przyzwyczajeń, nie lubię rutyny intelektualnej. Choć pewne poglądy mam niezmienne od kilkudziesięciu lat. Od 15. roku życia jestem wegetariankę. Od 17. roku życia tą samą farbą maluje grzywkę na różowo, ale to są decyzje, które kiedyś podjęłam i jestem im wierna. Natomiast jestem otwarta na pojmowanie nieustannie zmieniającego się świata, potrzebuję nieustannego rozwoju. Pamiętam, jak 10 lat temu bardzo dobrze została przyjęta moja debiutancka książka „Kieszonkowy atlas kobiet” – był Paszport Polityki i kilka innych nagród. Odcinając kupony od tamtego sukcesu mogłam iść tym samym tropem, pisząc o tych samych problemach, ale ja tak nie potrafię. Chcę i muszę szukać artystycznego rozwoju.
 
„Kieszonkowy atlas kobiet”, to była książka mocno feministyczna, natomiast ostatnia powieść „Smutek cinkciarza”, jest diametralnie inna od debiutu, a przede wszystkim jest podróżą sentymentalną w czasy Pani dzieciństwa i niejako ukłonem w stronę najbliższych.
 
Ta książka powstała w ramach serii „Na F/Aktach” wydawnictwa „Od Deski do Deski”. Punktem wyjścia była prawdziwa historia zbrodni, która miała miejsce w Polsce i ja wybrałam sobie tajemniczą śmierć tytułowego cinkciarza w Sopocie, ale akcję książki przeniosłam do rodzinnej Warszawy. Dzięki temu mogłam powieść ubarwić wspomnieniami mojej rodziny. Wykorzystałam opowieści mojego taty, który jako perkusista w latach 80. XX wieku grał na dancingach i różnych zabawach w warszawskich lokalach. Wykorzystałam też historię mojej babci, która w PRL-u jeździła na tajemnicze wycieczki, skąd przywoziła m.in. radzieckie złoto oraz słynne tureckie kożuchy. Ona też stała się pierwowzorem żony tytułowego cinkciarza. Wiele osób mówiło potem, że to ją powinnam uczynić główną bohaterką – tyle w niej drzemie temperamentu. Posiłkowałam się również wspomnieniami mojej mamy, która przez wiele lat pracowała w gastronomii i dzięki temu te barwne opowieści mojej rodziny udało się włączyć do literatury. 
 
Akcja powieści koncentruje się wokół tytułowego cinkciarza, ale w książce udało się znakomicie odmalować polskie realia lata 80. XX wieku. 
 
Naukowo zajmuję się antropologią codzienności, więc obyczajowość, codzienność są mi bliskie.
 
PRL dość często pojawia się w Pani pisarstwie. Jest obecny w pracy doktorskiej, w „Smutku cinkciarza”, „W krainie czarów”.
 
W pracy doktorskiej dotykam odległego PRL-u, lat 50. XX wieku, zaraz po śmierci Stalina, ale jeszcze przed „odwilżą”. Urodziłam się w 1979 roku, więc moje dzieciństwo po części upłynęło w PRL-u. Ciągle za mało gruntownie opisujemy te czasy, wydaje się nam, że Polacy dzieli się wówczas na komunistów, albo opozycjonistów. Tymczasem większość ludzi, po prostu próbowała przetrwać ten czas i to właśnie na nich skupiam się we wspomnianych powieściach. Uważam, że to ich życie najlepiej oddaje tamte realia. 
 
W powieściach przebija też tęsknota za czasem, kiedy ta rzeczywistość była smutna, trudna politycznie, ale kiedy ludzie byli sobie bliżsi.
 
Kilka lat temu prowadziłam spotkanie promocyjne książki „Celebryci z tamtych lat”, która opowiadała o życiu towarzysko -uczuciowym znanych polskich aktorów i piosenkarzy z czasów PRL-u. Wśród gości był m.in. Daniel Olbrychski i w pewnej chwili zaczęłam dociekać, jak oni mieli wówczas czas, to ze wszystkim zdążyć. Rano próba w teatrze, w południe obiad w Czytelniku, po południu praca w serialu, wieczorem występ w teatrze, a na koniec dnia spotkanie w SPATiF-ie. Do tego jeszcze wódeczka z kolegami, romanse, a i rodzina w domu i… usłyszałam, że jak to się dzieje, że to my nie mamy dzisiaj czasu, co dało mi bardzo dużo do myślenia. 
 
No właśnie, dlaczego masowo nie mamy dzisiaj czasu?
 
Bo go przetracamy na różnego rodzaju gadżety. Kiedyś była tylko telewizja i ona pochłaniała sporo naszego wolnego czasu, ale dopiero ostatnie lata przyniosły nam model życia online, czyli wiecznie z telefonem komórkowym w ręku i dostępem do mediów społecznościowych. To jest nieustanne bycie dla innych. A ja na przekór temu postanowiłam, że do 40. roku życia kształcę się i cieszę, że z doktoratem zdążyłam przed 40. urodzinami. Studia doktoranckie wymagały skupienia i zaangażowania, co wyszło mi tylko na dobre. Uznałam, że to coś wartościowego. Może nie jest to sexy i na Instagram, choć w przypadku osób, które mnie śledzą na Facebooku i Instagramie, ludzie bardzo ciepło i entuzjastycznie zareagowali na zdjęcie z wydrukowaną pracą doktorską. Dostaję też sporo wiadomości, że mój profil jest bardzo nie Instagramowy, a mimo to ludzie go obserwują. Mariusz Szczygieł, którego uwielbiam i z którym bardzo się lubimy, również prowadzi swój profil na Instagramie w sposób oryginalny. Można powiedzieć, że jesteśmy wśród tych osób, które przenoszą media społecznościowe w świat winyli i antykwariatu. Wypełniamy niszę i okazuje się, że jest nas spora grupa osób.
 
Wracając do feminizmu i Pani ostatniej powieści „Smutek cinkciarza”, to jednak mężczyzna zdominował postaci kobiece i to mężczyzna jest pierwszoplanowym bohaterem.
 
Cały czas muszę iść w różne rejony, dlatego napisałam książkę o mężczyźnie, a właściwie o mężczyznach.
 
Ale Pani męski bohater ma wiele cech mężczyzny XXI wieku – gotuje, sprząta, nawet okna potrafi umyć.
 
To chyba nie do końca jest prawda, bo na spotkaniach autorskich wiele pań w moim wieku wspominało swoich ojców i też mówiło o wspólnych spacerach, gotowaniu, angażowaniu się w życie rodzinne, co potwierdza, że w PRL-u tak do końca źle z mężczyznami nie było i patriarchat nie był jedynie obowiązującym modelem w rodzinach. Co mnie natomiast zastanawia, to fakt, że nawet, kiedy napisałam książkę z mężczyzną w roli głównej i o facetach, to ciągle jestem pytana, dlaczego piszę tylko o kobietach. Tak się kojarzę i koniec.
 
W „Smutku cinkciarza”, ale i „W krainie czarów” o swoich bohaterach pisze Pani z dużą czułością, ale to bardzo smutne historie, ludzi zazwyczaj samotnych, opuszczonych, pokiereszowanych przez życie.
 
Ja zawsze pisze smutnie, już tak mam.
 
Ten świat jest taki przygnębiający?
 
Tak, jest potwornie smutny, co nie oznacza, że jest tylko smutny. Na co dzień często słyszę: „taka Pani jest zabawna i wesoła, a takie smutne książki Pani pisze.” Na pewno jestem melancholijna, co nie znaczy, że nie lubię się śmiać.
 
Dzięki tej czułości, jaką otacza Pani swoich bohaterów, nie sposób nie polubić nawet prostytutki z 30-letnim stażem.
 
Chyba rzeczywiście jestem pochylona w stronę osób, o których zazwyczaj się nie mówi, a jeśli się mówi, to używając jednej tylko narracji. W takich momentach publicystyka do mojego powieściowego pisania bardzo się przydaje, uwypukla pewne problemy, z których być może nie zdawałabym sobie sprawy, albo w ogóle bym ich nie zauważał, gdybym była tylko pisarką. Nie zachwyca mnie, że coraz więcej dostrzegam wokół siebie ironii i cynizmu, gdzie za ironiczną maską próbujemy ukryć emocje.

To jak Pani w tej „warszawce” żyje?
 
Na szczęście jeżdżę tramwajami (śmiech).
 
I gdzie Pani nimi dojedzie?
 
Kończę właśnie tłumaczyć książkę o punk rocku. To tłumaczenie amerykańsko – meksykańskiej pisarki, a sama książka jest dla młodzieży i opowiada o 11-letniej punkówie, jej buncie. Uwielbiam buntowników, a główna bohaterka to taka współczesna Pippi Langstrumpf. To pierwsza książka, którą przetłumaczę, ale podpisuję też umowy na dwie książki. Jedną będzie wznowienie „Cwaniar”, a drugą zupełnie nowa, współczesna powieść o 30, 40-letnich kobietach szukających miłości na Tinderze – mobilnym portalu randkowym.
 
Sylwia Chutnik, pisarka, publicystka, felietonistka, działaczka społeczna. Laureatka Paszportu Polityki, trzykrotnie nominowana do Nagrody Literackiej Nike. Autorka m.in. „Kieszonkowego atlasu kobiet”, „Dzidzi”, „Cwaniar”, „W krainie czarów”, „Jolanty” oraz „Smutku cinkciarza” z 2016 r. Wspólnie z dziennikarką Karoliną Sulej prowadzi na Youtubie  popularnego bloga  „Barłóg literacki”. W listopadzie była gościem na Świątecznych Targach Książki w Rzeszowie, których organizatorem był Develop Investment, zaś Urząd Marszałkowski Województwa Podkarpackiego oraz Urząd Miasta Rzeszowa wsparli je finansowo i objęli honorowym patronatem. 
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy