Reklama

Ludzie

Pedofilia nie dotyczy tylko marginesu społeczeństwa pełnego alkoholu i biedy!

Z Magdaleną Louis, powieściopisarką z Rzeszowa, rozmawia Aneta Gieroń
Dodano: 22.02.2019
44524_louis
Share
Udostępnij
Aneta Gieroń: Dokładnie rok po premierze ostatniej książki „Chcę wierzyć w Waszą niewinność”, ukazała się Twoja szósta powieść „Sonia”. I… po „Poli” oraz „Zaginionych”, którymi przyzwyczaiłaś nas do ciepłych, zabawnych sag rodzinnych, tym razem znów bliżej Ci do literackiej publicystyki. Zabrałaś głos w bieżącej dyskusji o pedofilii. Komentowanie rzeczywistości w literaturze stało się dla Ciebie ważne?
 
Magdalena Louis: Dojrzewam jako człowiek i z biegiem lat nadaję sobie coraz większe prawo, by wypowiadać się w imieniu innych, słabszych, często pomijanych i niezauważanych. Ta książka jest też w sporej części utkana z moich wspomnień i zapisków z czasów, gdy pracowałam jako tłumaczka w brytyjskim wymiarze sprawiedliwości. Trzy główne bohaterki: Sonię, Rózię i Laurę, nakreśliłam na podstawie autentycznych zdarzeń.
 
Książka mówi o dramatycznych doświadczeniach nieletnich dziewczynek – ofiar pedofilii. I, co ważne, mówi o pedofilii jako zjawisku, które zdarza się wśród księży, nauczycieli, ale też w tzw. dobrych rodzinach. Jej premiera jest nieprzypadkowa? Bo nie jest tajemnicą, że problem pedofilii powrócił z nową siłą m.in. kilka miesięcy temu w głośnym filmie „Kler”, który obejrzało ponad 5 mln Polaków, jak i coraz częściej pojawia się we wszystkich mediach.
 
„Sonię” zaczęłam pisać w 2013 roku, kiedy temat nie był jeszcze tak „medialny”.  Dwa wydarzenia sprowokowały mnie do przygotowania takiej właśnie książki.  W 2012 roku obejrzałam relację z otrzęsin w gimnazjum salezjańskim w Lubinie. Byłam wstrząśnięta, że zabawa, gdzie nieletnie dziewczynki zlizują bitą śmietanę z nóg dorosłego mężczyzny, bo to, że był on księdzem, ma drugorzędne znaczenie, nie tylko nie oburzyła rodziców, co więcej, matki tych dzieci krzyczały do kamery, że to nic złego. Nie widziały w takim zachowaniu dyrektora szkoły niczego zdrożnego i upokarzającego dla swoich córek, nazywając „zabawy” tradycją. Dla mnie to był absolutny szok, podobny do tego, jaki około 2012 roku przeżyłam w Wielkiej Brytanii, gdy byłam tłumaczem w sprawie, gdzie matka nie chciała uwierzyć, że konkubent molestuje jej dwie córeczki, bezkrytycznie dając wiarę jego wersji. Nawet po zwolnieniu z aresztu, wbrew zakazowi policji, przyjęła mężczyznę pod swój dach, gdzie mieszkały jego ofiary. Te matki ogromnie mnie wtedy zawiodły, chciało mi się krzyczeć. To był czas, kiedy o pedofilii niewiele się w Polsce mówiło, dziś mówi się więcej, ale przeważnie w kontekście księży i Kościoła, tymczasem to jest tragedia, jaka wydarza się w wielu domach, wśród najbliższych. Ofiary znają sprawców. 
 
Rzeczywistość jest brutalna zeszłym roku dziennikarze radiowi przeprowadzili eksperyment, mający sprawdzić, jak dobrze wyedukowane są dzieci, jeśli chodzi o kontakty z obcymi. Wszyscy byli przerażeni, kiedy okazało się, że spośród 10 dzieci, aż 9 nie miało obaw, by oddalić się z placu zabaw z nieznajomym mężczyzną, który kusił obejrzeniem pieska albo kotka.
 
Doskonale wszyscy pamiętamy sprawę Romana Polańskiego i gwałtu na 13-letniej Samanthcie Geimer. Do dziś szokuje mnie zachowanie matki tej dziewczynki, która przywiozła ją do willi Jacka Nicholsona i pozostawiła z dorosłym mężczyzną, który miał ją fotografować. Absolutnie nie bronię Polańskiego, ale nie znajduję żadnego usprawiedliwienia dla zachowania matki. Nieuważność i nieodpowiedzialność dorosłych jest porażająca. 
 
Dzieci pozostają samotne w swojej tragedii, a dorośli mogą liczyć na wsparcie i zaufanie społeczne…

Dlatego dzieciom oddaję głos w „Soni”. Próbuję znaleźć odpowiedź na pytanie, dlaczego nie wierzymy dzieciom? Oczywiście, konfabulanci zdarzają się zarówno wśród dzieci jak i dorosłych, ale ten niewielki procent nieletnich, którzy mogą rzucić niesłuszne podejrzenia na dorosłych, nie może przysłonić całego obrazu. Trzeba jasno i głośno o tym mówić, molestowane dzieci dają sygnały, wołają o pomoc, swoim zachowaniem proszą o reakcję, choć nie potrafią tego wypowiedzieć słowami. 
 
I dlaczego nikt nie reaguje?
 
Bo zazwyczaj nie dopuszczamy do siebie myśli, że coś tak strasznego może się dziać wokół nas. A już szczególnie, gdy sprawcą jest osoba ciesząca się zaufaniem i szacunkiem: nauczyciel, ksiądz, opiekun, mentor, w końcu wujek, sąsiad, czy partner matki dziecka. To osoby, którym naturalnie wierzymy i wręcz nieprawdopodobnym jest, że mogą krzywdzić. A jednak krzywdzą. 
 
Tym bardziej, że niebezpieczeństwa nie spodziewamy się w najbliższym otoczeniu. 

Ofiary zazwyczaj znają swoich katów. Przypadkowych porwań czy ataków jest stosunkowo niewiele, przeważnie jest to ktoś z najbliższego otoczenia. Boimy się przybyszów z dalekich krajów, obcych, tymczasem największym zagrożeniem dla naszych dzieci może być ktoś, kogo dobrze znamy. 
 
Ta książka ma „uwierać” nas wszystkich?
 
Dzieci są bezbronne. Pedofilia nie dotyczy tylko marginesu społeczeństwa przesiąkniętego alkoholem i biedą, dotyka wszystkich warstw społecznych. A czy ma „uwierać”? Tak, bardzo bym chciała.
 
W „Soni” zwracasz uwagę na ważną rzecz – monitorowanie pedofilów. W Wielkiej Brytanii to funkcjonuje, w Polsce już nie, a Ty nie pozostawiasz złudzeń, że pedofilię, jak chorobę, można wyleczyć – nazywasz ją orientacją seksualną.
 
Nie mam wątpliwości, że pedofilia to orientacja seksualna skierowana na dzieci, nie nadaje się do leczenia jak chorobę, ani jako przestępstwo do resocjalizacji sprawcy. Dlatego tak ważne jest zagwarantowanie bezpieczeństwa dzieciom. Nie mamy wpływu na to, kto jak się zachowa, żeby zaspokoić swoje potrzeby seksualne, ale mamy wpływ na to, co dzieje się z naszymi dziećmi, na co pozwalamy, pod czyją opieką ich zostawiamy itd. W Wielkiej Brytanii wszyscy, którzy zostali skazani za czyny pedofilskie, trafiają do rejestru, a po wyjściu z więzienia muszą systematycznie meldować się na policji. Policja wie, że oni nie przestaną i po odbyciu kary, wrócą do tego, co robili, więc jedynie, co może zrobić, to ich monitorować. Informować także sąsiadów, jeśli mają dzieci w domu, że obok mieszka mężczyzna z wyrokiem za czyny pedofilskie. 
 
To też kolejna Twoja książka, gdzie kobiety absolutnie zdominowały mężczyzn. To one są źródłem zła, ale i siłą napędową oraz jasną stroną życia. Mężczyźni kompletnie za nimi nie nadążają, albo są sprawcami nieszczęść.

Może dlatego, że historia Polski to historia powstań i wojen. Mężczyzna był wiecznie nieobecny, walczył z wrogiem, ginął na wojnie, a kobieta zostawała w domu sama z dziećmi i musiała zaradzić wszystkiemu. Z pokolenia na pokolenia te kobiety stawały się coraz silniejsze. Mocne postaci kobiece w mojej literaturze naprawdę nie są objawem feminizmu, ale tak wygląda rzeczywistość z mojej perspektywy. Od zawsze otaczają mnie wspaniałe kobiety; mocną osobowością była moja babcia, matka, moje siostry, także córka i większość moich koleżanek.
 
W tej historii, która dotyka bardzo bolesnych obszarów naszej rzeczywistości, pojawia się jednak postać, która zdaje się kwintesencją Twojego ukochania jasnej strony życia. Nie sposób nie lubić Eli Srebro.
 
To mój ukłon w stronę amerykańskiego epizodu, który zdarzył się w moim życiu wiele lat temu. Taką Elżbietę Srebro kiedyś poznałam i bardzo chciałam ożywić w książce dowcip oraz nieprawdopodobny urok osoby nie idealnej, ale na pewno wartościowej. Czasem trzeba po prostu „puścić oko” do życia. Tym bardziej, że już chyba naszą narodową specjalnością jest wieloletnia rozpacz po jednej utraconej rzeczy, a zaledwie jednodniowa radość, choćby i z największego sukcesu. Czas zmienić proporcje. Dobro ze złem tańczy od zawsze, warto ten fakt przyjąć do świadomości z nadzieją. 
 
W „Soni” możemy podejrzeć całkiem sporo Twoich nawiązań do pobytu w Nowym Jorku. Znalazło się też wspomnienie rejsu legendarnym TSS Stefan Batory, który już nie pływa z Polski do Ameryki Północnej, a Tobie przed laty udało się jeszcze spędzić dwa tygodnie na Atlantyku w podróży z Montrealu do Gdyni.

Zawsze wiedziałam, że Ameryka, gdzie spędziłam dwa lata, a gdzie wyjechałam jako 19-letnia dziewczyna, musi się znaleźć w którejś z moich książek. Moja mama i siostra przechowują moje listy z Ameryki, jakie do nich słałam w olbrzymich ilościach. Mam nadzieję, że kiedyś moja córka Marysia będzie pokazywać je swoim dzieciom i opowiadać, jak babcia Madzia pisała z Ameryki. 
 
Swego czasu miałam nawet pomysł na książkę poświęconą Ameryce, ale wydaje mi się, że w „Soni” temat został wyczerpany, a samo zjawisko emigracji z Polski do USA jest już tematem nieaktualnym, dużo ciekawsza wydaje się specyfika emigracji do Wielkiej Brytanii. Ten „american dream”, amerykański sen opisany w książce, to zabieg umyślny, mam nadzieję, że zrównoważył nieco dramat dzieci, który jest główną osią fabuły.  
 
Książka powstała nie tylko w czasie, gdy od 5 lat na stałe mieszkasz już w Rzeszowie, ale w zupełnie nowej dla Ciebie sytuacji zawodowej, bo od niedawna jesteś rzecznikiem prasowym i doradcą w Wyższej Szkole Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie. To oznacza, że na kolejną Twoją książkę przyjdzie nam dużo dłużej poczekać, a sama tematyka diametralnie się zmieni? Czego możemy się spodziewać?
 
Moje koleżanki i koledzy z WSIiZ oczekują, że napiszę zabawną książkę o uczelni (śmiech). Ale mówiąc poważnie, mam ogromną ochotę napisać współczesną opowieść o powrocie do domu polskiej dziewczyny z angielskim narzeczonym po 25 latach nieobecności w Polsce. Na pewno będzie pełna dobrego humoru, bo jest we mnie potrzeba napisania komedii, może nawet trochę „czarnej”. Ostatnie dwie książki były dla mnie bardzo ważne, wymagały ogromnego zaangażowania emocjonalnego, ale każdy, kto zna mnie choć trochę, wie, że uwielbiam się śmiać i biesiadować – chciałabym to wykorzystać do zabawnego skomentowania naszej polskiej rzeczywistości w mojej kolejnej książce. 
 
 
Magdalena Louis, rzeszowianka, która w 2005 roku zachwyciła swoim opowiadaniem "Studnia" Jerzego Pilcha i wyróżniona została w ogólnopolskim konkursie Polityki "Pisz do Pilcha". W 2010 roku ukazała się jej debiutancka powieść – "Ślady hamowania", dwa lata później "Pola", zaś "Kilka przypadków szczęśliwych" w 2014 roku ugruntowało jej pozycję na rynku wydawniczym i zamknęło ponad 20 – letni okres życia spędzony na emigracji w Wielkiej Brytanii. W 2016 roku ukazała się jej czwarta powieść, w całości napisana w Polsce, "Zaginione", wydana przez „Świat Książki”. Rok temu dała się poznać jako autorka zbiór reportaży „Chcę wierzyć w Waszą niewinność”. W lutym 2019 roku wydała swoją szóstą książkę – „Sonię”, w której rozlicza sprawców czynów pedofilskich, ale winą i karą obarcza też najbliższych ofiar. 
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy