Reklama

Ludzie

Herba: Wiem, jak się dostać do rzeszowskich bloków i sobie poskakać

Z Krystianem Herbą, rzeszowskim trialowcem, pięciokrotnym rekordzistą Guinnessa i finalistą 2. edycji "Mam talent", rozmawia Natalia Chrapek
Dodano: 04.03.2019
44666_patrzy
Share
Udostępnij
Natalia Chrapek: Ponad tydzień temu poprawiłeś swój dotychczasowy rekord, zdobywając rowerem szczyt biurowca Rondo 1. Pokonałeś 37 pięter i 842 schody – wszystko w niecałe 16 minut.  
 
Krystian Herba: W 2018 roku pierwszy raz wskoczyłem na Rondo 1. To jeden z najwyższych warszawskich biurowców. Co roku odbywa się tutaj bieg po schodach, w którym biorą udział zawodnicy z kilkunastu krajów świata. Oni zdobywają budynek, biegnąc, ja zapragnąłem wskoczyć na niego swoim rowerem. Chociaż byłem przeziębiony i nie czułem się najlepiej, udało mi się osiągnąć swój cel w 18 minut 2 sekundy. Nie byłbym jednak sobą, gdybym tego rekordu nie poprawił. 23 lutego br. wróciłem tam ponownie i, skacząc na trochę cięższym rowerze niż ostatnio, poprawiłem wynik o 2 minuty. Zdobyłem szczyt w 16 minut.   

Skacząc na rowerze po schodach, zdobywasz najwyższe budynki świata. Eureka Tower w Australii, Willis Tower w Chicago czy Taipei 101 w Tajwanie to tylko kilka z wielu, które udało Ci się poskromić. Na pewno na celowniku masz już nowe obiekty…
 
Kilka miesięcy temu wymyśliłem sobie kolejny projekt. Tym razem padło na najwyższe budynki na Litwie, Łotwie, w Estonii i Czechach. Ciekawi mnie ten ostatni kraj i jego najwyższy drapacz chmur, czyli  111-metrowy wieżowiec AZ Tower w Brnie. Planuję go poskromić już wkrótce, bo 27 kwietnia. Podobno jest tam 561 schodów do pokonania. Liczę, że wyrobię się w czasie poniżej 11 minut. Łatwo nie będzie, nigdy nie jest. Skakanie  na rowerze to 5 razy większy wysiłek niż chodzenie po schodach na nogach. Do takiego wyzwania trzeba się porządnie przygotować. 
 

Fot. Archiwum prywatne Krystiana Herby
 
Jak ty to robisz? Ludzie jeżdżą na rowerze, a ty na nim skaczesz, i to po klatkach schodowych. 
 
Pokonuję każdy schodek na rowerze, nie podpierając się nogami, ani nie dotykając ścian rękami. Tylko opony są elementem, którym mogę dotknąć czegokolwiek. Muszę cały czas stać na rowerze i utrzymywać równowagę. Nie jest łatwo, szczególnie, gdy np. przy 20 piętrze pot spływa do oczu, nie można nawet otrzeć czoła rękawiczką, bo ta jest równie mokra. To rzutuje na słabszy chwyt kierownicy. Zdarzały mi się momenty, że miałem dość.  Były takie chwile w Chicago, gdy zdobywałem Willis Tower – wieżowiec o 169 piętrach. Musiałem pokonać rowerem 3461 schodów. Na miejscu okazało się, że są bardzo strome i trudne technicznie. To był dla mnie trzykrotnie większy wysiłek, niż pokonywanie schodów w Rzeszowie. W momentach załamania, nie dopuściłem jednak do siebie tzw. efektu ściany. Można go zaobserwować w maratonach, gdzie zawodnicy w momencie kryzysowym nie są w stanie zrobić ani jednego kroku więcej, siedzą, leżą, a nawet się czołgają. Zderzenie z tą ścianą to nic innego jak konsekwencja złego przygotowania się. 

Skakanie po klatkach schodowych musi być wielkim wysiłkiem dla twojego organizmu. Chyba, że zdążyłeś go już zahartować. 
 
Jestem trialowcem od 25 lat. Zauważyłem, że mój organizm przystosował się już do tego wysiłku. Kiedy skaczę na rowerze, to właściwie nic mnie nie boli. W tym sporcie można nabawić się szczególnie kontuzji w momencie, gdy nie zderzę się w sposób kontrolowany z podłożem, ale takie rzeczy zdarzają się tylko w przypadku skoków z wysokości i innych akrobacji. Zawsze na treningu staram się stopniować poziom trudności, dzięki temu nie nadszarpuję swojego zdrowia.  
 
Jak wygląda twój trening?
 
Sześć tygodni temu zmieniłem swoje plany treningowe. Do tego czasu, oprócz skakania po schodach, robiłem dziennie dodatkowo od 100 do 500 pompek i biegałem. Narzucałem sobie w ten sposób trening mocno interwałowy, czyli siłowo-wytrzymałościowy. Od ponad miesiąca skupiam się tylko na skakaniu po schodach. Trenuję zwykle 5 razy w tygodniu, pokonując na każdym treningu do ok. 160 pięter. Ta forma ćwiczeń okazała się dla mnie o wiele korzystniejsza, dzięki niej poprawiam swoje wyniki o kolejne bezcenne minuty. 
 
Rzeszowska architektura sprzyja skakaniu po schodach na rowerze?
 
Zdecydowanie (śmiech). Kiedyś robiłem to legalnie, teraz trochę mniej legalnie. Mam swoje metody jak się do rzeszowskich bloków dostać. Najpierw piszę na Facebooku, czy moi znajomi w danym budynku mieszkają – to najłatwiejszy sposób na zdobycie kodu do klatki schodowej. Jeśli to się nie sprawdza, to czasami tak po prostu pytam napotkanych pod blokiem mieszkańców. Pomocne są też panie sprzątające, które są moim łącznikiem ze spółdzielnią mieszkaniową. Skacząc po schodach, niczego nie niszczę, a moje opony nie zostawiają śladu. Jedyne, co robię, to jeżdżę windą. W dół. Ten nielegalny sposób (śmiech) jest szybszy i oczywiście daje mi większą satysfakcję. Trenuję we wszystkich wysokich budynkach w mieście – tam, gdzie tylko to możliwe. 
 
 
Fot. Archiwum prywatne Krystiana Herby
 
Żeby być cichym i precyzyjnym w skakaniu po schodach, potrzebujesz specjalistycznego sprzętu. Jaki jest najbardziej skoczny rower w mieście? 
 
Rowery do trialu  nie mają siodełek. Na nich się skacze, nie siedzi. Sprzęt musi być bardzo lekki. Mój rower waży 7,2 kilograma. To hiszpański produkt, wykonany z włókien węglowych, które są niesamowicie wytrzymałe. Do tej pory na rynku nie ma lepszych modeli.  

Jak ludzie reagują na dorosłego mężczyznę, skaczącego na rowerze? 
 
Najczęściej pozytywnie. Czemu miałoby być inaczej? Przecież niczego nie dewastuje, staram się skakać precyzyjnie, co sprawia, że uderzenia opon są ciche i delikatne. W pewnym bloku mam nawet zaprzyjaźnioną rodzinę, która za każdym razem zaprasza mnie na herbatę. To bardzo miłe, od razu człowiekowi przybywa sił.  

Co daje Ci skakanie na rowerze? Poczucie wolności, adrenalinę? 

To dla mnie ogromna satysfakcja. Zdobywając rowerem kolejne szczyty budynków, czuję się tak, jak himalaista, który właśnie zdobył największą górę. Już od dziecka interesowało mnie skakanie na rowerze. W latach 90-tych mój tato, założył sklep rowerowy. Pracował u niego chłopak, który znał podstawy trialu. Imponował mi. Szybko skonstruowałem swój pierwszy dwukołowiec, by skakać tak jak on. Wtedy rowery były bardzo modne. Pamiętam, jak w niedzielne przedpołudnia spotykaliśmy się w kilkanaście osób i wyruszaliśmy w długie trasy. Nie przeszkadzał nam nawet kilkunastostopniowy mróz.  
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy