Reklama

Ludzie

Bronią praw autorskich, dając sobie odebrać wolność słowa – ACTA2

Z Michałem Dydyczem, prezesem Polskiej Partii Piratów rozmawia Alina Bosak
Dodano: 28.03.2019
45119_acta
Share
Udostępnij
Alina Bosak: Jak to teraz będzie? Parlament Europejski przegłosował ACTA 2 – unijną dyrektywę o prawach autorskich, nazywaną też ustawą o cenzurze Internetu…

Michał Dydycz: Nikt do końca nie wie. Dyrektywa nakłada obowiązki, ale jak ustawodawstwo poszczególnych państw będzie ją wprowadzać, nie wiadomo.
 
Sprzeciw budzi tzw. Artykuł 13 (po zmianach jest to Artykuł 17), który wprowadza odpowiedzialność właścicieli serwisów internetowych za treści tworzone przez czytelników i filtrowanie ich pod kątem praw autorskich. 

To przeniesienie odpowiedzialności za treści na właścicieli serwisów de facto oznacza blokowanie swobodnego przepływu informacji. Przy dużych ilościach treści żaden właściciel platformy nie jest w stanie kontrolować, czy stanowią one jakieś nadużycia lub łamią prawa autorskie. Będzie więc musiał działać prewencyjnie i blokować treści, które przez system zostaną jako takie rozpoznane. Odpowiednie  algorytmy będą je wychwytywać i blokować, zanim jeszcze jakikolwiek sąd uzna, czy zarzut jest słuszny. Będzie to cenzura prewencyjna. Nie ma technologicznej możliwości, by inaczej to nadzorować. Wiele platform z powodu tej dyrektywy zapowiedziało także wyłączenie komentarzy. Do tej pory było tak, że jeśli coś wrzucałeś do Internetu, to ty byłeś za to odpowiedzialny. A teraz tak samo odpowiedzialni staną się pośrednicy, właściciele serwisów. Mając forum internetowe, aby je utrzymać, z obawy przed sankcjami, albo będziesz blokować użytkownikom pewne treści automatycznie, albo zostanie ci „ręczna” moderacja i zatwierdzanie każdego postu. Inaczej ryzykujesz. Tak zabijane są kanały komunikacji. Przecież ludzie, którzy zarządzają wieloma forami dyskusyjnymi społecznie, nie poświęcą jeszcze więcej dodatkowego czasu, żeby weryfikować treści. Cała komunikacja, wymiana poglądów i informacji w Internecie zostaje zaburzona.
 
Wielu artystów uważa jednak, że ACTA 2 wreszcie kończy z okradaniem twórców w Internecie. Urszula Dudziak, Tomek Lipiński publicznie mówią o dobrodziejstwie tej dyrektywy. Rozumiem, że oburza ich, że na takich platformach jak Facebook można odtworzyć ich piosenkę. Facebook na tym zyskuje, więc powinien im płacić…

Ale prawo ich chroni. Nie wolno wrzucać na fora i portale treści, których praw autorskie są zastrzeżone, a my nie mamy zgody na ich wykorzystanie. Jeśli zobaczysz, że twój utwór jest bezprawnie udostępniony, możesz wszcząć normalną procedurę sądową wobec osoby, która według ciebie naruszyła twoje dobra osobiste. Sąd rozstrzyga, czy te dobra zostały naruszone czy nie. Tymczasem unijna dyrektywa o prawach autorskich zaprzecza zasadzie domniemania niewinności. Nie ma technologicznych możliwości, aby realizować ją inaczej niż poprzez filtrowanie treści i osądzanie użytkownika jeszcze zanim on je w Internecie umieści.  
 
Właśnie przed prewencyjną cenzurą najmocniej ostrzegają przeciwnicy ACTA 2?      

Tak. Już samo zamknięcie niektórych forów, a więc wycięcie możliwości komunikacji z obawy przed odpowiedzialnością, także można uznać za ograniczanie swobody wypowiedzi. 
 
Jak mogą działać algorytmy „pilnujące” praw autorskich?

Na YouTube jest przykład algorytmu filtrującego treści, tzw. Content ID. Prawie dwa lata temu ukazała się raport europosłanki Julii Redy, który pokazywał, jak kuriozalnie te algorytmy działają. Przykładowo, robisz filmik, w którym słychać miauczenie kota, algorytm porównuje go z innym, podobnym materiałem i na podstawie miauczenia kota kwalifikuje całe twoje nagranie do plagiatów. Youtuberzy już teraz skarżą się, że nagrywając live stream (nagranie udostępniane w sieci „na żywo” – AB), w którym komentują jakąś rzeczywistość, zdarzają się blokady i usunięcia, bo podczas nagrania na ulicy np. mijali kawiarnię, z której płynęła muzyka. System nie rozpoznaje, czy kawałek muzyki jest nagrany w takich właśnie okolicznościach, czy może wykorzystany specjalnie, ale jako pastisz, parodia, nie zna też prawa cytatu, co przecież jest już dozwolone.  
 
Teraz sieć ma być jeszcze czujniejsza. W Katowicach protestowało przeciw temu tylko 200 osób, a w Hamburgu, czy Berlinie po kilkadziesiąt tysięcy. Może protest przeciw ACTA 2 nie był wystarczający, bo skoro i tak permanentnie jesteśmy podglądani, śledzeni i manipulowani przez Internet, to jakiś nowy, rozwinięty system filtrujący treści, na nikim już nie robi wrażenia. Z drugiej strony, trudno też wyobrazić sobie tak mechanizm, który wychwyci każde złamanie praw autorskich! 

Nie ma centralnej bazy wszystkich utworów. System filtrowania treści w Google działa w ten sposób, że twórca czy też właściciel praw musi zgłosić utwór do takiej ochrony. Prawda jest taka, że przy realizacji tej dyrektywy pojawia się masa problemów, które nawet nie wiadomo, jak rozwiązać. Jest ona tak niejasna i tak niedostosowana do świata technologicznego, że właściwie jedyną formą jej „uczciwej” realizacji jest w ogóle wyłączenie możliwości publikacji przez użytkowników, zwykłych ludzi, którzy nie są w stanie udowodnić, że treść jest autorska, czy też, że na wszystkie publikowane materiały posiadają licencję. Zabija się całą kreatywność i cały sposób, w jaki budowaliśmy Internet. Cały fenomen tzw. Web 2.0, czyli kreślenia serwisów internetowych, w których podstawową rolę odgrywa treść generowana przez użytkowników, przez tę dyrektywę zostaje rozbity.   
 
Otworzono furtkę do zmian, których wpływ na każdego użytkownika Internetu może być gigantyczny?

Tak. Gdybym miał wdrożyć tę dyrektywę jako właściciel jakiegoś niewielkiego serwisu, na którym, dajmy na to 5 tysięcy użytkowników wymienia się informacjami, jakimiś materiałami, filmikami, to ten serwis po prostu zlikwidowałbym. Nie zaryzykuję pozwu, bo taki serwis prowadziłem niemal hobbystycznie, dając ludziom przestrzeń do dyskusji i zarabiając parę groszy na reklamach.
 
Cały czas mówimy o Artykule 13…

Który stał się Artykułem 17. 
 
No właśnie, a również sporny Artykuł 11 dyrektywy o prawach autorskich stał się Artykułem 15. To dezorientuje tych, którzy chcą się czegoś o ACTA 2 dowiedzieć.

Proces legislacyjny tej dyrektywy pokazuje właśnie, jak potraktowano głos społeczny. W chwili, kiedy większość serwisów, m.in. Wikipedia, w wielu krajach europejskich, ogłosiły jednodniowy blackout i informowały, że jest to protest przeciwko ACTA 2 i Artykułom 11 oraz 13, Parlament Europejski wypuścił tekst dyrektywy z poprawkami, w którym zmieniono numery artykułów.  
 
Wikipedię i inne serwisy naukowe ostatecznie z obowiązku nakładanego przez Artykuł 13 wyłączono.

Tak, ale są wątpliwości, czy nie będzie miał on zastosowania do Wikimedii. Natomiast muszę podkreślić, że były różne wersje dyrektywy i dopiero nasz nacisk – organizacji skupionych w ruchu przeciwko ACTA 2 – spowodował wyłączenie z niej encyklopedii internetowych, czy startupów, a więc portali funkcjonujących krócej niż 3 lata. Wikipedyści jednak do końca popierali sprzeciw wobec dyrektywy, bo również należą do użytkowników, którzy tworzą internetowe treści i rozumieją, jak funkcjonuje Web 2.0. Są ludzie, którzy nie tylko chcą zarabiać, ale również upowszechniać wiedzę, oddawać część swojego zaangażowania innym, nie wszystko sprzedawać, ale częściowo udostępniać, by żyło. Dyrektywę oprotestował więc twórca Wikipedii oraz sprawozdawca przy Komisji Praw Człowieka ONZ, który stwierdził, że łamie ona prawa człowieka. Dyrektywę oprotestowało wiele organizacji. Nie jako całość dokumentu, bo są w niej też dobre rzeczy. Sprzeciw budzi Artykuł 11, 13, a także 12, który wg niektórych interpretacji, może powodować, że twórca sam będzie musiał płacić tantiemy platformie, na której umieści utwór. Niestety, zmiany, które wprowadza dyrektywa dla wielu ludzi są niezrozumiałe. Wydaje im się, że Internet zawsze coś wymyślał i sobie radził. Ale to dlatego, że przez ostatnich kilkanaście lat nie było w nim tak mocnych regulacji, które zaburzałyby jego funkcjonowanie. Użytkownicy wyznaczali trendy. 
 
W jaki sposób wolności w Internecie zagraża Artykuł 11, wprowadzający tzw. „podatek od linkowania”, czyli wynagradzanie za powoływanie się na materiały z innych źródeł? Sprawi on, że Google News czy Facebook, będą mieć obowiązek odprowadzania opłat na rzecz wydawców prasy i co z tego?

Taki portal jak Google News agreguje zajawki do newsów z różnych portali po to, aby użytkownik widział, co się gdzie dzieje i wybrał to, co go interesuje. Przecież po kliknięciu w taki news przechodzi się już do portalu, który treść zamieścił. Wielkie korporacje mediowe stwierdziły, że popularność Google News żeruje w ten sposób na ich informacjach.
 
To tak jakby kiosk oskarżać o pokazywanie okładek na wystawie… Zajawkę w Google News można też traktować jak darmową reklamę.

Owszem. Niewykluczone, że tak też będą podpisywane teraz licencje na te zajawki. Wydawca, aby zyskać taką reklamę, może przecież udzielić licencji gratis. To nas nie obchodzi. Niebezpieczeństwo polega na tym, że teraz w Google News można było znaleźć zajawki do mediowych gigantów, jak i niewielkich portali. Pytanie brzmi, czy Google będzie teraz chciał podpisywać tysiące licencji z medialnymi płotkami? Czy może da sobie spokój i po prostu przestanie zajawiać ich informacje, a użytkownikowi ograniczy wybór wyłącznie do informacji od gigantów? W Hiszpanii i w Niemczech parę lat temu wprowadzono takie bardziej restrykcyjne prawo, nakładające obowiązek opłat dla serwisów gromadzących zajawki do innych portali.  Serwisy przestały umieszczać odnośniki do innych portali, co spowodowało spadek ruchu na tych portalach. Skończyło się na udzieleniu darmowych licencji. Takim agregatorem treści w Polsce jest np. Wykop, gdzie zajawki ciekawych artykułów jedni internauci polecają innym.
 
Wydawcy celowo wklejają na Wykop linki, aby ściągnąć internautów na swoje portale. 

Teraz właściciel Wykopu będzie musiał albo serwis wyłączyć, albo podpisać z całym Internetem umowę licencyjną. 
 
Więc wejdę na Facebooka i nie znajdę tam wszystkiego?

Nie znajdziesz. Dziwię się, że Europa zazdrości Facebookowi dochodów. Trzeba było te miliardy, które poszły na startupy i rynki IT w Unii, przeznaczyć na zbudowanie konkurencyjnego portalu tego typu w Europie. Trzeba się zastanowić, w jakim kierunku zmierzamy.
 
A Ameryka nie chroni tak praw autorskich, jak chce chronić Europa?

Nie. Nasza dyrektywa jest pierwszą na świecie, która wywraca Internet do góry nogami.
 
A Chiny?

Tam jest otwarta cenzura i rankingowanie obywateli. Przy tej dyrektywie wszyscy zapomnieli o użytkownikach. To, że bije się Facebook z medialnymi koncernami, to nas nie interesuje. My walczymy o wolny przepływ informacji. Dla pokoleń żyjących z Internetem na co dzień te obostrzenia to tak jakby ktoś stanął teraz obok nas i wyłapywał, czy nie powiem czegoś, co łamie prawa autorskie i od razu to zagłuszał.  
 
Owo działanie prewencyjne – zagłuszanie jeszcze przed publikacją – to rzeczywiście cenzura.

A my w Konstytucji mamy zapis w Artykule 54, że cenzura prewencyjna jest zabroniona.
 
Na ratyfikację dyrektywy kraje członkowskie mają 24 miesiące. Jak to zrobimy?

Nie wiem. Konstytucja nas chroni. Koledzy protestujący przeciw ACTA 2 w innych krajach dziwili się, że mamy to zagwarantowane w ten sposób, że jesteśmy tak wolnościowym narodem. W Niemczech przepływ informacji już teraz jest bardziej ograniczony niż u nas. Na dyrektywie najbardziej zależało organizacjom zbiorowego zarządzania, a nie pojedynczym autorom. Tak świetni twórcy, jak youtuberzy, którzy kręcą nawet filmy dokumentalne, prowadzą wywiady, np. Rafał Gębura, autor  najlepszego internetowego talk-show pt. 7 Metrów pod ziemią, sprzeciwiają się zapisom dyrektywy o prawach autorskich.  
 
A Ty jesteś za całkowitą wolnością przepływu informacji?

Tak. Boisz się o swoje prawa autorskie? Ok, nagraj piosenkę, trzymaj na dysku w komputerze i nie wpuszczaj na YouTube. Trochę dziwię się twórcom, którzy są za ACTA 2. Bronią zaciekle praw autorskich, a  nie widzą, że ograbia ich się ze znacznie ważniejszych – z wolności i swobody przepływu informacji.         

 
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy