Reklama

Ludzie

Grzech naszego zapomnienia. Żydzi w Podkarpackiem

Z Andrzejem Potockim, regionalistą, autorem książki o Żydach w Podkarpackiem, rozmawia Antoni Adamski
Dodano: 03.06.2019
45944_Potocki
Share
Udostępnij
Antoni Adamski: Kiedy zainteresował się Pan losami Żydów?

Andrzej Potocki: Urodziłem się w Rymanowie, sto metrów od cmentarza żydowskiego. Było to wspaniałe miejsce dla dziecięcych zabaw: opuszczone i tajemnicze. Wśród dzikiej roślinności zachowało się tam jeszcze 800 maceb, w tym najstarsza z 1616 r., otoczona nagrobkami z XVIII wieku. Później przez trzy lata mieszkaliśmy w Rynku, w pożydowskim domu nieopodal synagogi. W końcu lat 60. ubiegłego wieku po raz pierwszy zobaczyłem chasydów. W czarnych chałatach, okrągłych futrzanych nakryciach głowy, z długimi brodami, wydawali się przybyszami z innego oświata. Jak się okazało, była to delegacja z Izraela, której zadaniem było przeniesienie ciała rabina Hirsza Horowitza i jego żony z Rymanowa do Izraela. Jak ustaliłem później, pochowano go na cmentarzu Bnei Brak w ortodoksyjnej dzielnicy Tel Awiwu Kiryat Wyznitz. Rymanowski rabin, potomek cadyków, spoczywa w ohelu cadyków Hagerów. A to dlatego, że Sara, jego żona, wywodziła się z tego rodu. 
Jego syn, ostatni rabin rymanowski Alter Horowitz, trafił do niemieckiego obozu śmierci w Auschwitz. Udało mu się stamtąd wydostać i złapany na Węgrzech znów został przywieziony do Auschwitz. Jego druga ucieczka także się powiodła i dotarł aż do Oradei, gdzie jego wuj był cadykiem. Ponownie ujęty, znów trafił do Auschwitz, gdzie został zamordowany trzy dni przed wyzwoleniem obozu.
 
A później?
 
Moje życie związane było z dwoma wspaniałymi synagogami. Dzieciństwu towarzyszyły ruiny tej rymanowskiej, zbudowanej z rzecznych kamieni, otoczaków oraz z palonej cegły. W bryłę korpusu wmurowano wysmukłą okrągłą wieżyczkę, która mogła służyć jako więzienie dla Żydów (kahał rządził się własnymi prawami). Synagoga została odrestaurowana dopiero po roku 2000, gdy po dziesięcioleciach wrócili tu żydowscy pielgrzymi. Druga to renesansowa synagoga w Lesku i największy w województwie cmentarz żydowski z dwoma tysiącami maceb. 72 z nich pochodzą z XVI -XVII w. W 1977 r. jako dyrektor Bieszczadzkiego Domu Kultury urządziłem w tej synagodze istniejącą do dziś galerię, w której m.in. są eksponowane prace bieszczadzkich twórców. 
 
Opowiadał mi Pan kiedyś o tym, jak Pana matkę uratowali Żydzi.
 
Gdyby postawić pytanie, czy w czasie ostatniej wojny Żyd ocalił życie jakiegoś Polaka, odpowiem twierdząco. Była to moja matka, która 28 czerwca 1940 r. została wywieziona ze Lwowa przez Sowietów za Ural. W Tobolsku spotkała dwie Żydówki, które się nią zaopiekowały. Jedna pochodziła z Warszawy, druga z Łodzi. Jedna była właścicielką pierzyny, druga miała skrzypce. Nie muszę tłumaczyć, jakie znaczenie miała w tamtym klimacie pierzyna. Gra na skrzypcach zaś podnosiła na duchu i pomagała przetrwać. Matka miała wtedy 16 lat i sama – bez ludzkiej pomocy – skazana byłaby na śmierć. Żydówki miały po 19 lat. Ich bezinteresowną dobroć i życzliwość zapamiętała do końca życia.
 
Ilu Żydów mieszkało na Podkarpaciu?
 
W 1870 r. w miastach powiatowych Galicji Żydzi stanowili 42 procent ogółu mieszkańców (rzymscy katolicy kolejne 42 proc., a grekokatolicy prawie 16 proc.). Pod koniec XIX w. w Dębicy, Dukli, Tarnobrzegu odsetek Żydów przekraczał 80 proc. W takich miejscowościach jak Kolbuszowa, Lesko, Lutowiska, Niebylec, Mielec, Przeworsk, Rzeszów, Sanok, Sieniawa, Strzyżów, Sokołów Młp., Tarnobrzeg i Ustrzyki Dolne stanowili ponad połowę mieszkańców. W niektórych Żydzi sprawowali funkcję burmistrza. Nie oznacza to, że żyło im się dobrze. W latach 1881-1910 z Galicji wyemigrowało z powodów ekonomicznych prawie ćwierć miliona Żydów – głównie do Stanów Zjednoczonych. W 1880 r. w Nowym Jorku mieszkało osiemdziesiąt tysięcy Żydów. W 20 lat później było ich tam milion. W Rzeszowie ich liczba spadała z ponad 50 proc. na przełomie XIX/XX w. do 30 proc. w 1939 r., gdy w związku z budową fabryk COP do miasta przybyła kadra techniczna i robotnicy. W roku 1945 ze 140 tys. żydowskich mieszkańców Podkarpacia ocalało ok. 1600 osób. Z 15 tys. żydowskich mieszkańców Rzeszowa ocalało 250 osób. Po powrocie z więzień i obozów, po wyjściu z ukrycia okazało się, że nie są już u siebie. Ich majątki przejęli Polacy. Żydzi wyjechali na Ziemie Odzyskane. Wielu z nich po kilku latach znalazło się w Stanach Zjednoczonych lub w Izraelu, gdzie stowarzyszenie dawnych mieszkańców Reiszy (żydowska nazwa Rzeszowa) liczyło ok. 1500 osób.

Prof. Jan Grabowski z Uniwersytetu w Ottawie oraz Centrum Badań nad Zagładą Żydów w Warszawie twierdzi, iż do milionów zgładzonych przez hitlerowców w czasie Holocaustu należy doliczyć 200 tys. Żydów zabitych przez Polaków. Co można powiedzieć o tych danych?
 
Trzeba przede wszystkim zadać pytanie, czy są to dane prawdziwe. Jeżeli w czasie okupacji Żyd natknął się na Niemca, to automatycznie skazany był na śmierć. Jeżeli spotkał Polaka, miał szansę przeżycia. W Generalnym Gubernatorstwie (czyli w czterech dystryktach: warszawskim, krakowskim, radomskim i lubelskim) Polacy ocalili ok. 9 tys. Żydów. A to znaczy, że by uratować bliźniego, kładli na szalę życie swoje, swoich dzieci, przyjaciół, znajomych. Za przechowywanie Żyda groziła na terenie Polski kara śmierci. W krajach Europy Zachodniej – grzywna lub kara administracyjna. Sytuacja była nieporównywalna. W ocalenie tych 9 tysięcy było zaangażowanych nawet milion Polaków.

Ilu Żydów zabili Polacy?
 
Przytoczę dane z Rymanowa, gdzie Polacy zabili ich troje, dwóch wydali władzom niemieckim. Nieznane są losy kolejnych dwóch. To zaledwie pół procent przedwojennej ludności żydowskiej tego miasteczka. W skali kraju mogło to być 15 – 30 tys. ofiar. Liczba 200 tysięcy zamordowanych, podana przez prof. Jana Grabowskiego, nie znajduje pokrycia w faktach.  
 
Byli także bohaterowie, takie rodziny jak Józef i Wiktoria Ulmowie z Markowej. 24 marca 1944 r. na skutek donosu niemieccy żandarmi zabili szesnaście osób, w tym ośmioro członków dwóch ukrywających się żydowskich rodzin oraz ośmioosobową rodzinę Ulmów. Wiktoria była w zaawansowanej ciąży, co dla zbrodniarzy nie miało żadnego znaczenia. Wszyscy pozostali Żydzi, ukrywani przez inne chłopskie rodziny w Markowej, ocaleli.
 
Nie jest to prawda, gdyż po egzekucji następnego ranka na polach odnaleziono dwadzieścia cztery ciała Żydów. Zostali oni pomordowani  przez samych chłopów – chłopów, którzy ukrywali ich w ciągu dwudziestu miesięcy – pisze Jehuda Erlich. Inna wersja mówi o 28 ofiarach. W niesłychanym zdziczeniu wojennym i powojennym z postawą ofiary za bliźniego (Józef Ulma wzorował się na ewangelicznym miłosiernym Samarytaninie) kontrastował rabunek i zbrodnia. Jedwabne nie należy tu do wyjątków, bo w kilku innych miasteczkach Podlasia doszło do podobnych mordów dokonanych przez Polaków na Żydach. Ale przecież także bardzo znamienny jest fakt zamordowania 16 Żydów w Gniewczynie Trynieckiej koło Przeworska, do którego przyczyniło się kilku miejscowych Polaków.
 
Zbrodni nic nie jest w stanie usprawiedliwić. Motywy mordu w Jedwabnem pokazuje odnalezione w grobie popiersie Lenina. Żydzi musieli dźwigać je w „pochodzie hańby”, jaki poprzedzał ich egzekucję. Ze wspomnień wynika, iż Żydzi stawiali bramy tryumfalne na powitanie Armii Czerwonej i gorliwie współpracowali w komunistami. Po wojnie Żydzi stanowili 20 procent kadr w organach bezpieczeństwa PRL. Byli więc postrzegani jako pełnomocnicy i reprezentanci władzy komunistycznej.
 
Trzeba pamiętać, że przez wieki Żydzi żyli obok Polaków, a jednak osobno. Szukali rekompensaty dla swojego wyobcowania. Dla wielu z nich była to asymilacja. Doskonale wykształceni, w ten sposób wchodzili do elity polskiego społeczeństwa. Występowali z gmin żydowskich, przyjmowali chrzest. W okresie międzywojennym innym sposobem przezwyciężania izolacji były, obce większości Polakom, przekonania komunistyczne. Po triumfalnym pochodzie Armii Czerwonej po 1944 r. niewielka część Żydów weszła do elity władzy „ludowej”, plasując się ponad polskim społeczeństwem. 
 
 
Synagoga przy ul. Słowackiego w Przemyślu. O obydwie synagogi, tę w Rzeszowie, i tę w Przemyślu, nie dbają ani Żydzi, ani Polacy. Fot. Archiwum VIP Biznes&Styl

Czy ta izolacja była przez wieki zjawiskiem trwałym?

Nie, w żadnym wypadku. Nasza historia odnotowała wielu Żydów – polskich patriotów. Wszyscy w Rzeszowie znają postać Leopolda Lisa-Kuli, mianowanego pośmiertnie przez Józefa Piłsudskiego pułkownikiem. Rokrocznie uroczystości patriotyczne odbywają się przed jego pomnikiem na pl. Farnym. Tymczasem zupełnie nieznana jest sylwetka Stanisława Wiktora Reicha (1888-1916). Jego rodzina była uważana za spolonizowaną i bardzo patriotyczną. Stanisław Wiktor był synem rzeszowskiego adwokata i działacza społecznego Samuela. Ukończył I Gimnazjum w Rzeszowie i studia prawnicze na uniwersytecie w Wiedniu. Po wybuchu I wojny światowej wstąpił do II Brygady Legionów J. Piłsudskiego. Walczył w Karpatach nad Styrem i Stodochem. Zginął dość przypadkowo pod Kostiuchówką na Ukrainie, gdzie kilka miesięcy później rozegrała się jedna z największych bitew Legionów. Najpierw pochowany został na cmentarzu 3. pułku piechoty Legionów nad Styrem. Później jego ciało zostało przeniesione do Rzeszowa i złożone na cmentarzu żydowskim. Uroczystość, która miała miejsce 28  maja 1916 r., stała się wielką manifestacją patriotyczną. Za swe wojenne zasługi Reich został uhonorowany Krzyżem Niepodległości oraz (pośmiertnie) Srebrnym Krzyżem Orderu Virtuti Militari V klasy. Te same odznaczenia otrzymał Leopold Lis-Kula, chowany w 1919 r. z takimi samymi honorami. Lis-Kula był kawalerem, nie miał żadnego wykształcenia, nie zdążył jeszcze założyć rodziny. Reich oddał nie tylko swoje życie, osierocił także rodzinę.
 
Niewiele słyszałem o Reichu. Czyżby w Rzeszowie pamięć historyczna zależała od narodowości, na zasadzie: „o Polaku pamiętamy, iż był bohaterem, o Żydzie pamiętać nie warto”?
 
 Myślę, że panuje u nas pod tym względem pełna „demokracja”, czyli brak pamięci historycznej o mieście. A więc zarówno o Polakach, jak i o Żydach. Muzeum Historii Rzeszowa mieści się przy ul. Baldachówka w dwóch salkach i przedsionku. II wojnie światowej poświęcono jedną gablotkę. Tak jest od chwili założenia w 2002 roku i ta szczupłość miejsca nikomu nie przeszkadza: ani władzom kulturalnym, ani mieszkańcom Rzeszowa. 
 
W Przemyślu historię miasta można obejrzeć w dużej kamienicy rynkowej. Niedługo zostanie ona poszerzona o ekspozycję w drugiej kamieniczce. W Rzeszowie, po wyprowadzeniu Archiwum Państwowego z Synagogi Staromiejskiej, istniała szansa na stworzenie ekspozycji poświęconej historii Żydów. Nikt nawet takiej możliwości nie wziął pod uwagę, choć zbiory judaików są u nas niezłe. Opuszczone synagogi: te największe i najwspanialsze, powoli popadają w ruinę.
 
W siedzibach gmin, np. w Czudcu, Strzyżowie czy Niebylcu, miejscowe władze wykupiły synagogi. Zostały one wyremontowane i służą jako biblioteki. W Rzeszowie tylko Synagoga Nowomiejska pełni funkcję instytucji kulturalnej. W Przemyślu dwie synagogi powoli zamieniają się w ruinę i nikomu: ani Żydom, ani Polakom, nie zależy na tym, by je ocalić.
 
Czy na Podkarpaciu spotykamy się z antysemityzmem?
Nie. Panuje za to inercja. W większości przypadków brak pomysłów na to, co począć z żydowskim dziedzictwem kulturalnym. Nie jest ono nikomu do niczego potrzebne. 

Czy Żydzi wracają do Polski?
 
To rzadkie, pojedyncze przypadki. Takie jak Małki Shacham Doron, izraelskiej nauczycielki i dziennikarki, która w roku 2014 w Rymanowie odkupiła dom przy ul. Sanockiej 2, w którym przed wojną mieszkał jej pradziadek Abraham Stary. Był on radnym miejskim oraz właścicielem kilku piekarni. Małka, co trzeba podkreślić, odkupiła ten dom, a nie zabrała poprzednim właścicielom, którzy weszli w jego posiadanie nabywając tzw. mienie komunalne, które rzekomo nie miało właściciela. W wyremontowanym budynku Małka otworzyła Dom Żydowski, w którym ekspozycja przypomina przeszłość miasteczka ważnego dla religii i kultury obu naszych narodów. Z Rymanowa pochodzi laureat nagrody Nobla Izydor Izaak Rabi. Co roku w styczniu jest też uczestniczką Międzynarodowego Dnia Pamięci o Ofiarach Holocaustu na Podkarpaciu, którego pomysłodawcą i głównym organizatorem jest prof. Wacław Wierzbieniec z Instytutu Historii Uniwersytetu Rzeszowskiego, a od 2012 r. włączył się w jego organizację także IPN Oddział w Rzeszowie. W tym roku obchody Międzynarodowego Dnia Pamięci o Ofiarach Holocaustu odbyły się w ponad 70 miejscowościach Podkarpacia.
 

Andrzej Potocki, "Po tak wielu zostało tak niewiele, Żydzi w Podkarpackiem", Wydawnictwo LIBRA.PL, Rzeszów 2019. Książka o Żydach, którzy niegdyś zamieszkiwali tereny województwa podkarpackiego. Jest istotnym przypomnieniem, ale także swoistym hołdem oddanym starszym braciom w wierze. 
 
Publikacja ta pojawia się na rynku wydawniczym 15 lat po swojej pierwszej odsłonie. W tym czasie zyskała znacznie na zawartości merytorycznej systematycznie uzupełnianej w miarę pojawiających się nowych źródeł i efektów badań naukowych. Zawiera ponad 500 zdjęć, w większości unikalnych. To zestawienie dziejów społeczności żydowskiej w 164 miejscowościach województwa podkarpackiego. Społeczność żydowska została unicestwiona przez Niemców w czasie II wojny światowej. Przetrwali ten nieludzki czas nieliczni, przechowani przeważnie przez polskie rodziny, i ci, którzy przeżyli zsyłkę, deportowani przez reżim sowiecki w głąb Rosji. Obecnie w województwie nie ma ani jednej gminy żydowskiej. Pozostało jednak wiele zabytków kultury żydowskiej oraz miejsc Holocaustu. 
 
Książka absolutnie obowiązkowa dla każdego regionalisty, ale też każdego chcącego wiedzieć więcej o Żydach i o ich wkładzie w nasz narodowy, polski pejzaż kulturowy.
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy