Reklama

Ludzie

4 czerwca 1989-2021. Mamy powody do dumy!

Z dr. Leszkiem Gajosem, socjologiem z Wyższej Szkoły Prawa i Administracji - Rzeszowska Szkoła Wyższa, rozmawia Aneta Gieroń
Dodano: 04.06.2020
45969_Gajos
Share
Udostępnij
Aneta Gieroń: Dobrze pamięta Pan 4 czerwca 1989 roku?
 
Dr Leszek Gajos: Bardzo dobrze. To był słoneczny, letni dzień, jednak nie to było najistotniejsze, ale ten entuzjazm na ulicach, który wszędzie się czuło i wdziało. W powietrzu unosił się też niepokój, bo bardzo wiele było niewiadomych. Społeczny obraz był poniekąd taki jak dziś, czyli czarno-biały. Osoby związane z PZPR lamentowały, że dotychczasowy system zaraz wyleci w powietrze, nie będzie międzynarodowych sojuszy i pogrążymy się w kompletnym chaosie. Z drugiej strony, obóz solidarnościowy i większość Polaków chciała zmian na lepsze i była pełna nadziei. To był też czas, kiedy jako społeczeństwo byliśmy nieprawdopodobnie zjednoczeni. Tę solidarność czuło się na każdym kroku.
 
Wynik wyborów parlamentarnych 4 czerwca był zaskoczeniem? Oczywiście, PZPR i jej satelity miały zagwarantowane 65 proc. miejsc w Sejmie, ale solidarnościowy Komitet Obywatelski zdobył 99 na 100 miejsc w Senacie.
 
To była euforia pomieszana z totalnym zaskoczeniem. Pamiętajmy, że członków partii w tamtym czasie było ponad 2 mln Polaków, doliczając do tego ich rodziny, wyniki wyborów mogły być różne. Również orientacja centralnych władz partii nie do końca była zgodna z rzeczywistością. Partyjny dostojnik Zygmunt Czarzasty odpowiadający za kampanię wyborczą obawiał się, że zbyt dobry wynik układu rządowego może spowodować pomówienia o sfałszowanie wyborów. Jak było realnie szybko się wyjaśniło.
 
28 października 1989 roku w Dzienniku Telewizyjnym aktorka Joanna Szczepkowska powiedziała: „Proszę Państwa, 4 czerwca 1989 roku skończył się w Polsce komunizm”. To zdanie stało się symbolem zmian, jakie nastąpiły w Polsce po wyborach parlamentarnych w 1989 roku, pierwszych częściowo wolnych od zakończenia II wojny światowej.
 
To bardzo ważne zdanie, symboliczne i przełomowe. I ja się z nim absolutnie zgadzam, bo uważam, że 4 czerwca 1989 roku jest jedną z najważniejszych cezur w polskiej historii. Zmieniliśmy bieg historii nie tylko w Polsce, ale i w Europie. Wtedy wydawało się, że najtrudniejszą rzeczą, będzie zbudowanie nowych sojuszy i zmiana gospodarki z planowanej na wolnorynkową. Po latach uważam, że najtrudniejsza okazała się z zmiana naszej świadomości.
 
Budowa społeczeństwa obywatelskiego?
 
To jest proces, który ciągle trwa, ale nie mam żadnych wątpliwości, że ostatnich 30 lat to bardzo dobry czas w polskich dziejach. W sensie ekonomicznym jesteśmy dziś diametralnie innym krajem, niż Polska w 1989 roku z szalejącą inflacją, pustymi półkami w sklepach i na każdym kroku niszczoną przedsiębiorczością. Doskonale pamiętam ten czas, bo w 1989 roku otrzymałem z żoną mieszkanie w Rzeszowie i jaka to była gehenna, by cokolwiek kupić. Dziś, aż trudno uwierzyć w tamte realia. Potwierdzają to badania socjologiczne. W 1993 roku CBOS robiąc badania na temat kondycji ekonomicznej Polaków odnotował w raporcie, że zadowolonych ze swojej sytuacji ekonomicznej i jest mniej niż 1/5 Polaków. Badania współczesne tej samej placówki badawczej pokazują, że zadowolonych jest więcej niż 2/3 badanych.

Czas po wyborach 4 czerwca 1989 roku i pierwsze lata transformacji okazały się trudnym i bolesnym doświadczeniem dla wielu Polaków, ale paradoksalnie, byliśmy wtedy nieprawdopodobnie solidarnym społeczeństwem, a polityka w porównaniu z dzisiejszą, nie ociekała cynizmem.
 
Pamiętam doskonale słowa pierwszego niekomunistycznego premiera po wojnie, Tadeusza Mazowieckiego, który powiedział: „Nie obiecuję Wam nic. Będziemy szli przez krew, pot i łzy, ale jest nadzieja”. Dziś to są nieprawdopodobne słowa – w czasach, kiedy znaczenie ma tylko polityczna korupcja, słowa o nadziei w ustach polityka zdają się czymś absurdalnym. Gdzieś po drodze zatraciliśmy tę przyzwoitość i poczucie odpowiedzialności w polityce, ale to nie jest tylko polski problem. Do dziś wspominam wtorkowe pogadanki w telewizji Leszka Kuronia. Takich polityków i takiej Polski już nie ma.
 
Co poszło nie tak w naszym życiu publicznym po 1989 roku?
 
Za szybko zaczęliśmy się różnicować i w którymś momencie pojawili się politycy, którzy nie tyle byli zainteresowani budowaniem i wspieraniem społeczeństwa obywatelskiego, co podsycaniem społecznych antagonizmów. To się zaczęło już kilkanaście lat temu, po debacie telewizyjnej kandydatów na prezydenta RP, kiedy Lech Wałęsa na wyciągniętą rękę Aleksandra Kwaśniewskiego stwierdził: „ co najwyżej mogę Panu nogę podać”. To smutne, ale stwierdzenie Machiavellego „Cel uświęca środki” najlepiej obrazuje polską politykę.
 
Przez tych 30 lat tak bardzo się przyzwyczailiśmy, że jesteś my częścią Europy – od kilkunastu lat członkiem Unii Europejskiej i NATO, że wydaje się nam, że wolność i demokracja jest czymś tak naturalnym, jak oddychanie?
 
Nic nikomu nie jest dane raz na zawsze. O te wartości trzeba dbać, tak samo, jak o procedury, które stoją na straży ich przestrzegania. Obecnie rośnie pokolenie młodych Polaków, którzy urodzili się w wolnej Polsce, którzy nie znają innej rzeczywistości i dla których demokracja jest czymś oczywistym, a wcale tak być nie musi. Jednocześnie to pokolenie, nieskażone komunizmem, czuje się podmiotowe, co jest ogromnym atutem. 
 
Mamy dość dziwną sytuację, że prawie 4/5 Polaków jest pozytywnie nastawionych do Unii i jednocześnie jest spora rzesza polityków, którzy w codziennych wypowiedziach negują wartość tej instytucji, dowodząc, ze jest to twór przypadkowy. Jesteśmy tu bardzo niekonsekwentni.
 
Ale czy nie jest to też pokolenie, które zredefiniowało autorytety? A od jakiego czasu w Polsce właściwie nie mamy autorytetów?
 
W dużej mierze tak. Dziś autorytetów właściwie nie ma. Różne grupy społeczne starają się skutecznie zdewaluować dotychczasowe. Już nawet nie wiem, czy Jan Paweł II jednoczy wszystkich Polaków. Bo, że takie nazwiska jak Tadeusz Mazowiecki, czy Krzysztof Skubiszewski są skutecznie dewaluowane, nie mam wątpliwości. A przecież to symbole odrodzenia się wolnej Polski w 1989 roku. Wytworzyła się próżnia socjologiczna (pojęcie znane socjologom od dość dawna). Różne grupy w różny sposób określają swoje autorytety, przez co jest utrudnione ustanowienie podstawowego zestawu wartości, które łączyłyby wszystkich Polaków.
 
Coraz częściej lansuje się model, w którym państwo to partia i to, co jest dobre dla partii, stara się przedstawić jako dobre dla narodu, choć nigdy tak nie jest. Partie robią, co w ich mocy, by obywatel zapomniał, iż to partia pełni rolę służebną w stosunku do obywatela, a nie odwrotnie.
 
Największe sukcesy i porażki ostatnich 30 lat?
 
Bezsprzecznym sukcesem jest potężny postęp gospodarczy Polski. Z zapyziałego, zacofanego kraju sprzed 1989 roku, dziś jak się jedzie przez Polskę widać piękne autostrady, szkoły, szpitale, uczelnie wyższe, ale i nieprawdopodobną gospodarność oraz pracowitość samych Polaków. Jednak te sukcesy na poziomie makrospołecznym nie przez wszystkich są dostrzegane. Jest sporo niedociągnięć na poziomie mikrospołecznym. Są wielkie grupy ludzi, które w znacznym stopniu były wielkimi beneficjentami poprzedniego systemu. To górnicy, stoczniowcy, przemysł metalurgiczny, pracownicy PGR. Oni nie zdążyli wskoczyć do tego „wagonu dobrobytu” i można powiedzieć, że są wielkimi ofiarami tych przemian.
 
Gdy mówimy o porażkach, bolą straty społeczne – jesteśmy mocno podzielonym społeczeństwem i coraz trudniej znaleźć nam jakikolwiek wspólny mianownik. O jeszcze jednym trzeba pamiętać. W Polsce mamy dalej do czynienia z potężną emigracją. Polska wykształcona, uzdolniona młodzież pomnaża bogactwo Anglii, Niemiec, czy Holandii. Wyjazdy powodują, że polska rodzina nie ma się najlepiej, mamy problemy demograficzne i wielkie rzesze eurosierot, których rodzice wyjechali za chlebem.
 
A nadzieja na przyszłość?
 
Olbrzymim kapitałem, który może coś zmienić, to podmiotowości polskiej młodzieży. Wierzą w nią i chcę być optymistą.
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy