Reklama

Ludzie

“Mężczyzna od kuchni”. W siatkarskim świecie kibica Kacpra Gardziały

Z Kacprem Gardziałą, autorem profilu na FB Okiem Kibica oraz wolontariuszem na światowych imprezach w siatkówce mężczyzn, rozmawia Idalia Stochla
Dodano: 06.09.2019
47013_kibic
Share
Udostępnij
Kacper Gardziała, z wykształcenia inżynier produkcji, graphic designer w firmie Lancerto, wykładowca na Uniwersytecie Warszawskim. Ambasador i lider wolontariatu Mistrzostw Świata Katowice 2014. Lider wolontariatu podczas Intel Extreme Masters 2016 oraz Mistrzostw Europy w siatkówce mężczyzn Polska 2017. Jako jeden z nielicznych Polaków znalazł się w gronie wolontariuszy finału Ligi Mistrzów w Madrycie. Swoją sportową pasją oraz relacjami ze sportowych wydarzeń dzieli się na założonym w 2013 roku profilu na Facebook „Okiem Kibica”.
 
Idalia Stochla: Nie daleko pada jabłko od jabłoni. Sportowego bakcyla zaszczepił Ci tato Wojciech, były zawodnik drużyny siatkarskiej Avii Świdnik. Tylko Ty zamiast kontynuować rodzinny sport, wolisz go komentować?
 
Kacper Gardziała: W czwartej klasie szkoły podstawowej tato zaprowadził mnie na trening siatkówki. Trenowałem blisko 5 lat. Pogodziłem się jednak z faktem, że nie bardzo mam predyspozycji, by zostać zawodowym siatkarzem. 1 m 88 cm wzrostu nie wróżyło świetlanej przyszłości na boisku… (śmiech). Postanowiłem, że w sporcie pozostanę, lecz w sposób bierny. Zakładałem pierwsze sportowe blogi, w tym fanclub Krzysztofa „ Igły” Ignaczaka. Wówczas, jednego z lepszych, jak nie najlepszych polskich siatkarzy. W 2013 roku, dodatkowo założyłem „Okiem Kibica”, czyli profil społecznościowy, gdzie zamieszczam relacje ze sportowych wydarzeń i swoje życie kibica od kuchni.

Zarabiasz na życie jako grafik w Lancerto, łańcuckiej firmie, która ubiera Asseco Resovię Rzeszów oraz ubierała m.in. reprezentację polskich piłkarzy ręcznych, sztab szkoleniowy PZPS oraz reprezentację hokeja. Lepiej chyba nie mogłeś trafić?
 
Rozpoczynając pracę w Łańcucie wiedziałem, że to firma dość mocno powiązana z branżą sportową i stawia na sportowców. Dla mnie możliwość obcowania ze sportem również w pracy jest ogromnym atutem. Sport więc towarzyszy mi od rana do wieczora.
 
Od lokalnych meczy drugoligowych do Ligii Mistrzów. Jak ewoluowała przygoda z kibicowaniem?
 
Na studiach brałem udział w wielu lokalnych wydarzeniach, turniejach czy rozgrywkach sportowych. Teraz, po nawiązaniu ciekawych kontaktów, poznaniu wielu ludzi i chociażby z racji etatowej pracy, wybieram tylko te najwyższe rangą zawody sportowe.
 
Przeloty, przejazdy, zakwaterowanie, wyżywienie organizujesz samodzielnie. Skąd fundusze? Masz sponsorów?
 
Do tej pory… finansowałem wszystko z własnej kieszeni. Na studiach po prostu odkładałem. Podczas ostatniego wyjazdu do Madrytu, UEFA zapewniała nam, wolontariuszom, wyżywienie i transport po mieście. Przelot i zakwaterowanie opłaciłem sam. Na szczęście, wokół mojego wyjazdu zrobiło się trochę szumu medialnego i kilku sponsorów się znalazło.
 
O jakich kosztach mówimy?
 
Dwa, czasem trzy tysiące złotych. Zależy oczywiście od sezonu i czasu trwania imprezy sportowej.
 
 
Fot. Archiwum prywatne
 
Drogą masz pasję…
 
(Śmiech). Tu mówimy o udziale w wydarzeniach sportowych ogólnoświatowych. W Polsce jest taniej. Zawsze staram się zaangażować znajomych, znajomych rodziców czy znajomych znajomych, by gdzieś przenocować. Nie koniecznie za miliony monet i niekoniecznie w warunkach hotelowych. A żywność na śniadanie czy obiad tak czy tak trzeba kupić. Czy to w Rzeszowie czy na drugim końcu Polski.
 
A gdyby tak na pasji zacząć zarabiać?!
 
Póki co skupiałem się na znalezieniu etatowej pracy. Bez niej ciężko byłoby mi pokrywać koszty wyjazdów. W głowie kiełkuje już pomysł na rozwinięcie działalności w social media i założenie własnego sklepu internetowego pod szyldem „Okiem Kibica”.
 
Poznałeś prezydenta UEFA Aleksandra Ceferina, Javiera Zanettiego, Estebana Cambiasso. Nie zastanawiałeś się, by emocje kibica przelać na papier? Opowiedzieć historię Polaka, rzeszowianina, który przybija piątkę ze sportowcami światowego formatu, trenerami z czołówek pierwszych stron gazet?
 
Chyba z racji wieku jeszcze nie dojrzałem do decyzji o napisaniu książki. Myślę, że na ten moment moja przygoda z kibicowaniem i relacjonowaniem sportowych wydarzeń się jeszcze nie skończyła. Parę nazwisk na wspomnianej przez Ciebie liście jeszcze się pewnie pojawi. 
 
Zdradzisz kulisy pracy wolontariusza? Co należało do Twoich obowiązków?
 
To praca bardzo ciekawa, ale ciężka. W Madrycie, przez cały tydzień pracowałem od rana do wieczora, niekiedy po dwie zmiany. Byłem odpowiedzialny za ‘hospitality’ czyli obręb działań organizatorów w zakresie organizacji spraw związanych ze stadionem, wydawania żywności dla wolontariuszy. Niekiedy trzeba było pracować przy blisko 40 stopniowym upale, ale udział w takim wydarzeniu wynagradza wszystko.

Chcesz powiedzieć, że opłaca się pracować na stadionie w 40 stopniowym upale, by przez kilka sekund stanąć koło Mohameda Salaha?
 
Jeśli w zamian za to mogłem poznać wolontariuszy z całego świata, piłkarzy, trenerów światowego formatu? I podać im choćby dłoń… Uwierz, niesamowite przeżycie.

Na „Okiem kibica” opowiadasz o siatce, piłce nożnej. Czy jest jakaś dyscyplina sportu, która Cię „nie kręci”?
 
Szachy!
 
Złożyłeś wniosek o akredytację na Letnie Igrzyska Olimpijskie w Tokyo. Czy udział w nich będzie wisienką na torcie i spełnieniem marzeń kibica?
 
Czy uda się akurat polecieć do Japonii? Zobaczymy. Ale obiecałem sobie, że wezmę udział w igrzyskach. Jak nie letnich to zimowych.
 
Kim są fani „Okiem Kibica”?
 
W większości relacje ze sportowych wydarzeń oglądają dziewczyny, kobiety. Dlaczego? Nie wiem! Przedział wiekowy 18-24 lata, sporo 13 i 14 latków. Zdarzają się osoby starsze. Ostatnio byłem w Krakowie na Memoriale Huberta Wagnera. Z kolegą zorganizowaliśmy spotkanie kibiców. Przyjechała Pani, około 50- letnia, która śledzi mój fan page i przyjechała specjalnie na nasze spotkanie, bo bardzo chciała nas poznać. Prowadziłem jakiś czas temu wykłady na Uniwersytecie Warszawskim. Po pierwszych zajęciach podeszła do mnie studentka i powiedziała: „ Ja Pana znam. Pan jest z OKIEM KIBICA”.
 
 
Fot. Archiwum prywatne
 
Stal Rzeszów czy Resovia?
 
Powiem, że mieszkam na osiedlu Stali Rzeszów, więc rozumie się samo przez się. Ale utożsamiam się też z Resovią, choćby z racji Asseco Resovii, klubu siatkarskiego, od którego też zaczęła się przygoda z relacjonowaniem imprez sportowych. Pierwszy mecz, na który zabrał mnie tato to był właśnie mecz rozgrywany przez Asseco. Pierwszy raz, siedząc na trybunach poczułem emocje.

Tato jest teraz Twoim kibicem?
 
Myślę, że tak. Choć zawsze trzymał mnie w ryzach, gonił do nauki, mówił, bym wziął się za odpowiedzialne życie, to podczas ostatniego wyjazdu na Ligę Mistrzów pomagał zorganizować nocleg u swoich znajomych. Zobowiązał się też do pomocy w zorganizowaniu noclegów w przyszłorocznej Lidze Mistrzów w Turcji. W trakcie jednego z wyjazdów poznałem piłkarza z czasów młodości taty, Stoiczkowa. To Bułgar, którego właśnie mój tato i osoby w jego wieku pamiętają. Leo Messi przełomu lat 80/90. Było o czym z tatą rozmawiać.

Z jakimi sportowcami stanąłeś twarzą w twarz, podałeś im dłoń, zamieniłeś kilka zdań?
 
Od 2013 roku, czyli od momentu działalności w social mediach, oprócz nazwisk, które wcześniej wymieniliśmy, poznałem chyba wszystkich siatkarzy ze wszystkich możliwych klubów. Począwszy od Ligi Mistrzów, po zawodników najniższych lig. Podczas finału Ligi Mistrzów w Madrycie tyle się działo, było tyle obowiązków, że o dialogu w czasie rozgrywek ciężko było mówić. W 2014 roku, byłem liderem wolontariatu i liderem kontroli antydopingowej podczas meczy w piłce siatkowej. Po każdym meczu, w drodze losowania, dostawaliśmy jednego siatkarza, którego przez godzinę nie mogliśmy odstąpić. Zawodnik w ciągu godziny miał przystąpić do kontroli antydopingowej. Czasami w pokoju z siatkarzem siedziałem tylko kilka minut, czasami dłużej. Nie zawsze zawodnicy mieli ochotę na rozmowę. W zależności od sytuacji na boisku. W klubowych mistrzostwach świata w 2017 r. w Krakowie również pracowałem przy kontroli antydopingowej. Przyjechało 6 najlepszych klubów siatkarskich z całego świata. Poznałem wówczas Rosjanina Aleksandra Butko. Rozmowa z nim akurat fajnie się toczyła, bo w dzieciństwie przez 6 lat mieszkałem w Rosji. Ale największą przygodę przeżyłem, gdy podczas kontrolii antydopingowej w 2014 roku po wygranym finale w Mistrzostwach Świata Karol Kłos zabrał mnie do szatni reprezentacji Polski. Nie wiem czy kiedykolwiek przeżyje coś podobnego. Książka będzie długa…
Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy