Reklama

Ludzie

Męski alfabet. Witold Mazur, lekarz od “spraw sercowych”

Z dr. n. med. Witoldem Mazurem, kardiochirurgiem i kardiologiem ze Szpitala Specjalistycznego im. Św. Rodziny w Rudnej Małej oraz Prywatnej Poradni Kardiologicznej i Kardiochirurgicznej, rozmawia Katarzyna Grzebyk
Dodano: 27.01.2020
49527_mazur
Share
Udostępnij

Katarzyna Grzebyk: A jak arytmia. Trudno nie rozpocząć rozmowy z lekarzem kardiochirurgiem i kardiologiem, nie pytając o arytmię serca. Podobno wszyscy jej doświadczamy od czasu do czasu, i to nie tylko wtedy, gdy serce bije szybciej na widok ukochanej osoby. Kiedy trzeba zwolnić, a kiedy umawiać wizytę u kardiologa?

Dr Witold Mazur: Jako arytmię rozumiemy wszystkie zaburzenia rytmu, które odbiegają od normy. To pełna „rozpiętość” jednostek chorobowych – od niegroźnych, które dają przejściowy dyskomfort, do potencjalnie śmiertelnych. Jeżeli danego epizodu arytmii nie mamy zarejestrowanego na zapisie EKG, to precyzyjna diagnoza jest trudna. Istotne są wtedy objawy, które towarzyszą arytmii. Jeżeli w trakcie arytmii odczuwane jest osłabienie, zawroty głowy, zaburzenia widzenia czy traci się przytomność, sugerowałbym konsultację kardiologiczną i przeprowadzenie diagnostyki.

Szybsze bicie serca na widok ukochanej osoby to nie choroba, to szczęście w miłości – nie trzeba się tego bać, ani leczyć (śmiech).

 E jak ekologia. W coraz mniej zielonym świecie naszym sercom jest coraz trudniej?

Zdecydowanie tak. Czynniki środowiskowe mają duży wpływ na serce. Rozwój naszej cywilizacji w niektórych  aspektach nie napawa optymizmem. Mam na myśli zanieczyszczenie powietrza, żywność naszpikowaną „chemią” czy antybiotykami. Rośnie liczba osób cierpiących na choroby cywilizacyjne jak otyłość czy cukrzyca. Ma to związek ze zmianą stylu życia, m.in. małą aktywnością fizyczną, nadmiernym spożywaniem słodyczy. Otyłość, cukrzyca, nadciśnienie tętnicze to potwierdzone czynniki rozwoju miażdżycy, która prowadzi do zawału serca czy udaru mózgu. Musimy dbać o siebie również w szerszym aspekcie. Mamy budować świadomość, że środowisko jest naszym przyjacielem a nie polem do nieodpowiedzialnego użytkowania.

 S jak serce. Cytując klasyka, który pisał o miłości: „serce nie sługa, nie zna, co to pany, I nie da się przemocą okuwać w kajdany”. Jak tę zależność, ale w kontekście zdrowia, określa lekarz? Serce to nasz sługa czy nie?

Oczywiście, że sługa! Pracowity, wytrwały i wręcz doskonały… Serce to główny element układu krwionośnego. W ujęciu biologicznym i medycznym to prawdziwe „centrum” organizmu, które doskonale wykonuje swoje zadanie i niczym sługa „słucha” potrzeb całego organizmu. Codziennie (w przybliżeniu) kurczy się 100 tyś. razy na dobę, pompuje u dorosłego człowieka 5 litrów krwi na minutę. Jeśli zajdzie potrzeba, potrafi tłoczyć nawet 5 razy więcej. Słucha mózgu, naszych emocji, odczuwa stres. Jest pod wpływem układu hormonalnego. Dba o utrzymanie stałej temperatury – tak zimą, jak i latem. Inaczej pracuje, gdy mamy infekcję. Dzięki prawidłowym reakcjom na sygnały, cały organizm jest wstanie dobrze funkcjonować. Tylko w literaturze serce jest „tworem” niezależnym, nieprzewidywalnym i niepodlegającym logice.

 M jak Mickiewicz. Pozostańmy jeszcze przy tym klasyku, bo jego słowa wybrał Pan na swoje motto: „Miej serce i patrzaj w serce”. Czy w codziennej praktyce lekarskiej zdarzają się rzeczy, sytuacje, których nie można zdefiniować racjonalnie, tylko sercem, wyobraźnią lub intuicją?

Rozróżniłbym tu dwa aspekty – sytuacji, których nie możemy wytłumaczyć racjonalnie oraz sprawę intuicji. Myślę, że każdy z nas pamięta zdarzenie, którego nie może logicznie wyjaśnić. Jeśli chodzi o mnie, to miałem kilka takich przypadków. Najbardziej jaskrawym był chory, któremu nie dawano szans na życie i przed i po operacji. Tylko dzięki upartości operatora (ja asystowałem do tej operacji), ten pacjent po kilkunastu dniach wrócił do zdrowia.

Medycyna jest rodzajem sztuki – w diagnozowaniu i leczeniu wykorzystujemy zdobytą wiedzę i doświadczenie. To połączenie, w moim przekonaniu, daje „lekarski nos” – intuicję, która podpowiada, że powinniśmy wykonać dodatkowe badanie w danym kierunku, wybrać ten a nie inny lek.

„Miej serce i patrzaj w serce” rozumiem jako patrzenie na pacjenta szerzej, przez pryzmat wszystkich jego problemów i pomaganie mu w jak najlepszy sposób.

 P jak powołanie. W pańskim  przypadku jest to chyba właściwe określenie, skoro wybrał Pan kierunek medyczny, a nie jak bliscy- techniczny. Kiedy pierwszy raz pomyślał Pan o tym, że w przyszłości będzie chciał leczyć innych? I to jeszcze zaglądać im do serc.

Trudno powiedzieć, kiedy pierwszy raz pomyślałem o studiach medycznych.  Ta myśl dojrzewała we mnie z czasem, a chyba przełomowym wydarzeniem była śmierć mojego dziadzia z powodu zawału serca. Miałem naście lat, nie bałem się, kiedy umierał, a zastanawiałem się tylko jak mu pomóc. Nie wiedziałem jak. Wtedy jeszcze mocniej postanowiłem, że zrobię wszystko, żeby nauczyć się pomagać i tak trafiłem na studia medyczne.

P po raz drugi. „P” jak praca czy bardziej „p” jak pasja?

Akurat mam ogromne szczęście, że nie muszę wybierać i zamiast „czy” mogę postawić „i”. Te dwa określenia – praca i pasja jest dla mnie jednym. Robię w życiu to co chciałem i chcę robić, i co sprawia mi ogromną satysfakcję. Życzyłbym każdemu, żeby miał pracę, która jest pasją.

 N jak nowoczesny lekarz. Prowadzi Pan bloga. Na naszym podwórku to chyba rzadki przypadek wśród lekarzy, pewnie traktowany z przymrużeniem oka. Co Pana do tego skłoniło, zwłaszcza że blog to nie biznes, a i większej popularności chyba nie przysparza. To przecież dodatkowa praca!

Świat zmierza w tym kierunku… e-zwolnienie, e-recepta… Już wcześniej wspomniałem, jak ważną rolę ma zapobieganie chorobom przez zmniejszanie czynników ryzyka. Warto inwestować w profilaktykę – to przynosi największe efekty. Pracując w poradni mogę wiedzę przekazać jednej osobie, blog daje szansę dotarcia do większej liczby osób. Ludzie przyzwyczaili się, że przy pomocy Internetu można załatwić wszystko – przelew, jedzenie, zakupy, a także zdiagnozować i wyleczyć dolegliwości. W sieci krąży wiele treści, nie zawsze prawdziwych. Jeśli mój blog przysłuży się choć jednej osobie, to będę dalej go prowadził. Jak Pani zauważyła prowadzenie bloga wymaga czasu i dlatego jego treści powstają pod wpływem chwili, pytania czy zdarzenia.

 G jak guru. Każdy uczeń ma swojego mistrza. U kogo szlifował Pan umiejętności kardiochirurga?

Moim opiekunem specjalizacji był emerytowany już prof. Stanisław Woś – pod jego kierunkiem oraz jego zespołu kardiochirurgów Kliniki w Katowicach-Ochojcu nabierałem doświadczenia. Nauka trwa do dziś. Nie przez przypadek, przez te parędziesiąt lat spotkałem na swojej drodze wielu profesorów, doktorów i od każdego wiele się nauczyłem. Słucham uważnie pacjentów – są „kopalnią” objawów. Wszystkim za wkład w moją wiedzę jestem bardzo wdzięczny.

 R jak rodzina…

Gdyby nie bliscy, to nie byłoby mnie takim jakim jestem i tu gdzie jestem. Rodzice dzielnie znieśli moją decyzję o wyborze medycyny mimo początkowego zaskoczenia i zakłopotania.

Moja wspaniała żona przez cały czas jest dla mnie wsparciem. Daje całej rodzinie miłość, dzięki temu jesteśmy szczęśliwi. Zawsze ma dobre rozwiązanie na problemy duże i małe. To w rodzinie mam największą radość i odpoczynek.  Jestem im wdzięczny za wszystko.

 W jak wiara. Często Pan mówi, że wiara jest Pana najmocniejszą stroną?

Wierzę, że Bóg daje niezmierzone siły i możliwości by stawać się coraz lepszym człowiekiem. Wiara podnosi na duchu, pozwala przetrwać ciężkie chwile, które „po ludzku” nie mają wytłumaczenia czy sensu. To w zawodzie lekarza jest bardzo ważne.

 

Share
Udostępnij
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Nasi partnerzy